„Mam tylko 50 lat, a ten facet zakłada, że jestem za stara na silne emocje. Pokażę mu, co potrafią takie staruszki, jak ja”

kobieta w lesie fot. Adobe Stock, Volker Witt
„– To już wszystko? – spytałam zdziwiona mojego towarzysza. – Wszystko! – uśmiechnął się z twarzą blisko mojej twarzy. A potem… mnie pocałował! A ja… mu na to pozwoliłam! – Przepraszam za tamto – odezwał się z zażenowaniem, kiedy już nas wciągnięto na górę. – Odbiło mi z emocji. – Nic nie szkodzi, to było nawet całkiem przyjemne – przyznałam z lekkim zaskoczeniem”.
/ 05.06.2023 11:15
kobieta w lesie fot. Adobe Stock, Volker Witt

Dzisiaj zrobimy coś ekscytującego! – postanowił pod koniec urlopu mój zięć; nie bardzo wiedziałam, co to może być, ale posłusznie kiwnęłam głową. W końcu kiedy ostatnim razem namówił mnie na kąpiel z koniem w jeziorze, było to dla mnie niezapomniane przeżycie. Nigdy nie myślałam, że zanurzenie się w rzece razem z wierzchowcem może dać poczucie takiej wspólnoty ze zwierzęciem. Przecież ja nie jeździłam konno od czasów dzieciństwa, kiedy to spędzałam wakacje na wsi, u dziadków!

Pełna ufności wsiadłam więc do samochodu i pojechaliśmy całą rodziną pod… wysoki kolejowy most postawiony jeszcze za czasów niemieckiej okupacji! Ta monumentalna budowla, stercząca od dziesiątków lat w szczerym polu, nie służyła niczemu. To znaczy do pewnego momentu była tylko turystyczną atrakcją, a ostatnio stała się także miejscem skoków na bungee. Tak powiedział Romek.

Kiedy tam podjechaliśmy i zobaczyłam tę całą maszynerię, naprawdę miałam jeszcze nadzieję, że chodzi wyłącznie o podziwianie nieco zmurszałej konstrukcji. Ale moja rodzina błyskawicznie wyprowadziła mnie z błędu…

– Skaczemy! – wykrzyknął mój młodszy, siedemnastoletni syn, i zanim się obejrzałam, pognał na samą górę mostu stromą ścieżką wśród zarośli.

– My też sobie skoczymy, prawda, kochanie? – zięć objął moją córkę, a w jej oczach nie pojawił się nawet cień strachu.

No tak, ze swoim Maciusiem skoczyłaby nawet do piekła

Ja natomiast za nic nie miałam zamiaru tego zrobić! Most miał ze 40 metrów wysokości!

– Naprawdę mama nie skoczy? To niezapomniane przeżycie – zdziwił się zięć.

– Jeśli się to w ogóle przeżyje – warknęłam, mając gardło ściśnięte ze strachu. – Marek, ty zostajesz na dole! – zapowiedziałam synowi, który zdążył już wrócić.

– Mamo! Nie wygłupiaj się! Co za obciach… – jęknął.

A kiedy zrozumiał, że naprawdę nie zamierzam mu pozwolić na skakanie, prawie się popłakał.

– Po co myśmy ciebie tutaj zabrali, mogłaś zostać sobie w domu! – warknął.

– I tak byś wtedy nie skoczył, bo jesteś nieletni, a tutaj potrzebna jest zgoda rodzica – uświadomił go Maciek i wtedy mój syn uderzył w inny, błagalny ton, ja jednak tym razem byłam nieugięta. Bałam się o niego, ot co.

Tymczasem Martyna i Maciek szykowali się do wspólnego skoku, zapinając pod okiem instruktora dziwaczną uprząż.

– Nie chcę na to patrzeć, bo jeszcze dostanę zawału! – zadecydowałam i poszłam na spacer.

Niestety, z daleka most wyglądał jeszcze bardziej niebezpiecznie. Stanęłam nieopodal, zadarłam do góry głowę. Zobaczyłam dwie ludzkie sylwetki, maleńkie jak mrówki, które na komendę rzuciły się w przepaść… Spadając przez chwilę bezwładnie, zatrzymały się nagle całkiem blisko ziemi i zostały gwałtownie podciągnięte do góry na gumie.

Z mojego gardła wydobył się okrzyk pełen przerażenia, którego nie mogłam opanować.

Nikt nie nazwie mnie zramolałą babcią!

– Straszne, prawda? – odezwał się nagle z boku jakiś męski głos.

Niedaleko mnie stał facet, mniej więcej w moim wieku, czyli koło pięćdziesiątki, i otwartymi ze zdumienia oczami patrzył na dyndającą na gumie parę.

– To moje dzieci – przyznałam się.

Moje też stąd skakały niedawno. Ale ja się nie odważyłem i wyszedłem na starego ramola – wyznał, kiwając głową.

– Oj tam! – machnęłam ręką.

– Żadne oj tam, proszę pani. Kiedyś skakałem nawet ze spadochronem! Wstyd mi… Ech, co ta starość robi z człowieka!

– Starość? – oburzyłam się. – Przecież my wcale jeszcze nie jesteśmy starzy! Przynajmniej ja się taka nie czuję.

Ale nie zamierza pani skoczyć, prawda? – spojrzał na mnie tak, że aż wszystko się we mnie zagotowało.

– Jeszcze nie zadecydowałam! – burknęłam niezbyt mile.

A po chwili, chcąc zatrzeć to nieprzyjazne wrażenie, dodałam:

– Cały czas oswajam się z tą myślą. No bo chyba nie było tutaj nigdy żadnego wypadku… Prawda? – spytałam z nadzieją.

– O ile wiem, to nie. Mają jakieś certyfikaty, atesty…

Nagle obudził się we mnie duch walki. Przecież w końcu  nie jestem jakąś ostatnią zramolałą pierdołą! No i może trzeba czasami przełamać swoje lęki…

– Idę! – zdecydowałam.

Facet spojrzał na mnie z zainteresowaniem.

– Pomacham panu z góry! – obiecałam, chyba go tym lekko dobijając, po czym ruszyłam raźno w kierunku mostu.

Po jakimś czasie usłyszałam za sobą pośpieszne kroki.

– Proszę na mnie zaczekać! – dogonił mnie lekko zdyszany.

– Może i ja się odważę?

„Aha! Odezwała się w nim samcza ambicja!” – pomyślałam z rozbawieniem.

Jednak im bliżej szczytu, tym mniej miałam powodów do śmiechu. Czułam coraz większy strach, a zarazem było mi głupio się teraz wycofać!

„Niech to szlag! Nieźle się wrobiłam! Tym razem moja babska ambicja mnie zgubi!” – przeleciało mi przez głowę.

Dzieciaki, widząc mnie zmierzającą raźnym krokiem do organizatorów skoków, nie posiadali się ze zdumienia.

To jednak mama skoczy? – zapytał zięć.

– Skoczę! – potwierdziłam.

– Tak? A ja nie mogę?! – wkurzył się natychmiast Marek.

– W tej sytuacji nie mam prawa ci zabronić. Skoczysz ze mną… – miałam nadzieję, że będzie mi łatwiej razem z synem.

O dziwo, on zaprotestował gwałtownie.

– Nie mam mowy! Chcę sam! Nie jestem dzieckiem!

– Twoja siostra skakała z mężem – przypomniałam mu.

– Tak, ale oni wiele rzeczy robią razem – przypomniał mi.

– No dobrze. Skoczysz sam, ale po mnie! – poddałam się, nie kryjąc niezadowolenia.

I w tym momencie odezwał się nieśmiało ten facet stojący do tej pory obok mnie w milczeniu
i przysłuchujący się rozmowie.

– To może skoczymy we dwoje? – zwrócił się do mnie.

W pierwszym momencie się obruszyłam. Ja bym miała dać się związać z kimś nieznajomym i rzucić się z nim w przepaść?! 

Potem poczułam jednak, że to chyba nie jest taki głupi pomysł. W końcu w męskich ramionach, nawet całkiem obcych, z pewnością poczuję się raźniej.

Pocałunek z emocji? Hmm… bardzo miły

I tak chwilę później razem z moim nowym znajomym o imieniu Paweł zostaliśmy połączeni kolorową uprzężą.

– Moja wnuczka miała coś takiego na sobie, gdy uczyła się chodzić – szepnął mi do ucha, czym okropnie mnie rozśmieszył.

Chichotałam więc jak wariatka, nawet wtedy gdy stanęliśmy już na skraju budowli.

„To z nerwów – pomyślałam, po czym spojrzałam w dół i…

Nie zrobię tego! Nie ma głupich!” – przemknęło mi przez głowę, ale już było za późno!

– Raz, dwa, trzy… Bungee!!! – krzyknął instruktor i razem z Pawłem poleciałam w dół.

W pierwszym momencie nie czułam niczego poza dziwną lekkością, jakbym kompletnie nic nie ważyła. A potem ziemia zaczęła zbliżać się w szalonym pędzie, usłyszałam swój własny przerażony krzyk i poczułam lekkie szarpnięcie. A potem już tylko skakaliśmy góra-dół na gumie.

– To już wszystko? – spytałam zdziwiona mojego towarzysza.

– Wszystko! – uśmiechnął się z twarzą blisko mojej twarzy.

A potem… mnie pocałował!

A ja… mu na to pozwoliłam!

Przepraszam za tamto – odezwał się z zażenowaniem, kiedy już nas wciągnięto na górę.

– Odbiło mi z emocji.

– Nic nie szkodzi, to było nawet całkiem przyjemne – przyznałam z lekkim zaskoczeniem.

Paweł poczekał, aż skoczy mój syn, który zrobił to z iście młodzieńczą brawurą. Na koniec wszyscy otrzymaliśmy specjalnie wydrukowane certyfikaty.

– Oprawię sobie ten dyplom w ramkę, niech mnie już nie nazywają w rodzinie ciapciakiem! – oświadczył zadowolony Paweł.

– Żona będzie z ciebie dumna! – rzuciłam niby obojętnie.

Nie będzie. Jestem rozwiedziony – przyznał.

– O, to tak jak mama! – wyrwał się Marek, a twarz Pawła rozjaśnił uśmiech.

– Zapraszam wszystkich państwa na toast zimnym piwem do mojej chatki! – powiedział.

Pojechaliśmy z przyjemnością. Okazało się, że nasz nowy znajomy ma całkiem miły domek letniskowy nad jednym z jezior.

Mówi się, że wspólne silne przeżycia łączą ludzi. I tak było z naszym bungee… W wieku pięćdziesięciu lat musieliśmy podjąć z Pawłem równie brawurową decyzję, co ten skok z mostu – gdzie zamieszkamy po ślubie. U mnie w Gdańsku czy u niego w Koszalinie.

Czytaj także:
„Rodzina miała mnie za >>starą pannę<<. Nie mieli pojęcia, że od dawna ukrywam przed nimi sekret”
„Mam 26 lat, a babcia uważa mnie za starą pannę. Bawi się w swatkę i na siłę umawia mnie z wnukami swoich przyjaciółek”
„Po rozwodzie poczułam się jak wybrakowany towar. Sądziłam, że jestem za stara na amory, jednak los zesłał mi kochanka”

Redakcja poleca

REKLAMA