„Pies narzeczonego gryzł mnie do krwi, kiedy wchodziłam do łóżka. Zamiast go ustawić, Marcin kazał mi spać na kanapie”

Narzeczony wybierał psa zamiast mnie fot. Adobe Stock, Krakenimages.com
„Zrozumiałam, że muszę sięgnąć po mocniejsze środki perswazji, bo Marcin zwariował na punkcie tego futrzaka. Dałam ukochanemu szlaban łóżkowy. – Skoro nie sypiamy razem, to nie będziemy też się kochać. Mam dość, ogarnij się wreszcie, bo pomyślę, że bardziej zależy ci na psie niż na mnie!”.
/ 14.06.2022 06:15
Narzeczony wybierał psa zamiast mnie fot. Adobe Stock, Krakenimages.com

Długo przekonywałam Marcina, żebyśmy przygarnęli psa. A kiedy postawiłam na swoim, sama zaczęłam mieć wątpliwości. Sonia była wpatrzona tylko w Marcina. Kiedy chciałam wejść do naszego łóżka, zaczynała warczeć…

Zawsze marzyłam o psie

Pojechaliśmy do schroniska wybrać psiaka, bo oboje byliśmy zgodni, że nie powinno się kupować psa, skoro tyle bezpańskich bidulków czeka na adopcję. Planowaliśmy wziąć szczeniaka, ale kiedy zobaczyliśmy kudłatą suczkę, przycupniętą w kącie boksu, oboje zakochaliśmy się w niej od pierwszego wejrzenia. Podeszliśmy bliżej, a ona podbiegła do siatki i zaczęła piszczeć, zupełnie jakby prosiła: „weźcie mnie”.

Nie mogliśmy odmówić tej psiej prośbie. Pracownik schroniska powiedział, że Sonia ma około 5 lat.

– Trafiła do nas z ulicy, więc nie wiemy, jakie były jej wcześniejsze losy. Nie sprawia kłopotów, ale jest bardzo zazdrosna o inne psy, chciałaby mieć człowieka tylko dla siebie. Państwo mają w domu inne zwierzęta?

– Nie mamy i nie zamierzamy mieć – opowiedział Marcin. – Weźmiemy ją.

Podpisaliśmy umowę adopcyjną i zabraliśmy Sonię do domu. Przez cały dzień suczka dreptała dosłownie krok w krok za Marcinem, a kiedy szedł do toalety, czekała pod drzwiami, aż wyjdzie, cichutko popiskując. Patrzyła na niego jak zakochana nastolatka na swojego idola i gdy tylko mogła, lizała go po twarzy, po rękach. To było rozczulające. Wieczorem, kiedy Marcin ułożył się z książką, sunia wskoczyła na łóżko i umościła się na poduszce, tuż obok jego głowy.

– To już chyba przesada. Wygoń ją stamtąd, bo się przyzwyczai.

Oj tam, po jednej nocy nie nabierze od razu złych nawyków. A to jej pierwszy dzień u nas, jest zagubiona. Pozwólmy jej spać z nami, tylko ten jeden raz, hm, co? – prosił i przymilał się.

To było urocze, dorosły mężczyzna wstawiający się za psiakiem ze schroniska, więc się zgodziłam.

– W porządku, niech śpi z nami. Ale tylko dzisiaj.

Problem w tym, że Sonia wcale nie chciała spać z nami, tylko… z Marcinem. Kiedy ja próbowałam wejść do łóżka, zaczęła warczeć i szczerzyć zęby. Wyglądała komicznie: maleńka, nastroszona kuleczka udająca groźną bestię.

No ale, zabawny czy nie, problem pozostał

– Zrób coś nią – zażądałam.

– Niby co? Przecież nie będę na nią krzyczał, bo się zestresuje.

– To nie krzycz. Ale musi nauczyć się zasad, inaczej wejdzie nam na głowę.

– Okej, ja będę ją głaskał i uspokajał, a ty wślizgnij się do łóżka. Tylko ostrożnie.

Mam się ostrożnie wślizgiwać do własnego łóżka? Paranoja! Tym większa, że sposób nie zadziałał, a Sonia ugryzła mnie w rękę, gdy tylko się położyłam. Miała drobne, ale ostre ząbki i zraniła mnie do krwi. Poszłam zdezynfekować ranę do łazienki.

– Jak wrócę, ma jej nie być na łóżku! – krzyknęłam zza drzwi.

– Nie ma mowy, cała się trzęsie ze strachu. Zdenerwowałaś ją.

– Ja… ją? Raczej ona mnie!

Miłość do zwierząt to piękna rzecz, dopóki nie stawia się zwierzaków ponad ludźmi, myślałam, przyklejając sobie plaster. Zamiast wrócić do sypialni, poszłam do kuchni. Zrobiłam sobie kakao i wyciągnęłam z szafki paczkę ciastek. Jedzenie słodyczy koiło moje nerwy jak nic innego. Gdy się nasłodziłam, ponownie umyłam zęby i powędrowałam do sypialni, gdzie moim oczom ukazał się słodki widok: mój narzeczony zasnął nad książką, a suczka zasnęła na jego brzuchu. Nie chciałam ich budzić. Przecież nie będę się zachowywać, jakby Sonia była moją rywalką.

Marcin ma rację, trzeba dać jej trochę czasu na oswojenie się.

Tej nocy pościeliłam sobie na kanapie

I to był błąd, bo następnej też musiałam. Należało od początku ustalić granice, zamiast pozwalać psu rządzić, no ale mądry Polak po szkodzie. Sonia spała z Marcinem w łóżku, a ja na kanapie. Przez prawie 2 tygodnie! Nie skutkowały żadne prośby ani polecenia, a kiedy Marcin ściągał ją z łóżka siłą, natychmiast wskakiwała na nie z powrotem. I gdy tylko się zbliżałam, szczerzyła na mnie igiełki zębów i groźnie warczała, broniąc mi dostępu do swojego ukochanego pana.

Strzegła go zazdrośnie nie tylko w łóżku. Siedziała koło jego nogi w kuchni, gdy jadł śniadanie. Wskakiwała obok niego na kanapę, kiedy oglądał telewizję. Co za zaborcza suka, myślałam na poły z rozbawieniem, na poły z irytacją. Moja złość rosła, bo Marcinowi kompletnie odbiło na punkcie Soni i usprawiedliwiał jej okropne zachowanie.

– Ona nadal nie czuje się u nas bezpiecznie – mówił. – Jak przestanie się bać, że ją oddamy, wtedy się uspokoi i przestanie na ciebie warczeć.

Albo:

Trzeba jej dać dużo miłości i wszystko samo się ułoży.

Albo:

– Nie krzycz na nią, nie widzisz, że się boi? Z nią trzeba po dobroci, nie siłą.

I tym podobne, i tak dalej.

Po prostu chłop mi oszalał!

Najpierw próbowałam rozwiązać patową sytuację, przekupując Sonię. Dawałam jej smakołyki, które łaskawie przyjmowała i nawet nadstawiała łepek do głaskania. O ile tylko Marcina nie było w pobliżu.

W jego obecności natychmiast zaczynała traktować mnie jak konkurentkę. Sytuacja przestała być zabawna i stawała się coraz bardziej uciążliwa. Musiałam skończyć z tym wariactwem. Najpierw próbowałam przekonać Marcina racjonalnymi argumentami, że musi zacząć wychowywać suczkę, bo inaczej całkiem wejdzie nam na głowę. Przytakiwał, a potem znowu jej ulegał, jak tylko zaskomlała i zrobiła smutne ślepka. Zrozumiałam, że muszę sięgnąć po mocniejsze środki perswazji… i dałam ukochanemu szlaban na seks.

– Skoro nie sypiamy razem, to nie będziemy też się kochać. Mam dość, ogarnij się wreszcie, bo pomyślę, że bardziej zależy ci na psie niż na mnie.

Jeśli myślał, że żartuję, to się pomylił. Ja spełniłam swoją groźbę, a on po paru dniach zrozumiał, że mówiłam serio. I nagle okazało się, że jak chce, to potrafi okiełznać Sonię. Ja wróciłam do naszego łóżka, a suczka spała w nogach, po stronie Marcina.

Mogłoby się wydawać, że problem został rozwiązany

Nasza podopieczna winiła mnie za „wygnanie” na gorsze miejsce w łóżku i stała się jeszcze bardziej zazdrosna o naszego wspólnego ukochanego. Nie gryzła mnie co prawda, ale często na mnie warczała. Było mi przykro. Nie po to brałam psa ze schroniska, żeby traktował mnie jak wroga. Patowa sytuacja.

I wtedy zadzwoniła mama Marcina z wiadomością, że jego tata będzie miał operację wszczepienia implantu biodrowego. Oboje nieco panikowali, więc Marcin postanowił pojechać do nich na parę dni. I zamierzał zabrać ze sobą Sonię.

– Wy się nie dogadujecie, więc gdy zostaniecie sam na sam, może być ciężko. A nie wiadomo, ile będę u nich siedział.

– I co? Chcesz matce w takiej sytuacji jeszcze psa na głowę zwalić?

Moja teściowa była pedantką, lubiła spokój, porządek i ustaloną rutynę dnia. Operacja męża już jej wszystko zaburzyła, a obecność zwierzęcia spowodowałaby tylko więcej zamieszania. Marcin próbował protestować, ale nie ustąpiłam. Miał przecież być wsparciem dla rodziców, a nie dodatkowo ich obciążać, bo nie potrafił rozstać się z psem! Wreszcie dotarły do niego moje argumenty, choć widziałam, że ciężko mu zostawiać suczkę.

Naprawdę miał fioła na jej punkcie

– Nie zrobię krzywdy twojej kochanej pupilce, obiecuję – powiedziałam, całując go na pożegnanie.

Przez pierwsze godziny po wyjeździe Marcina Sonia zachowywała się normalnie. Uznała pewnie, że niedługo wróci – codziennie przecież wychodził do pracy i zawsze wracał. Kiedy jednak nadszedł wieczór, a jego wciąż nie było, suczka zrobiła się niespokojna. Kręciła się po mieszkaniu i popiskiwała. Wyprowadziłam ją na spacer, ale nie podziałało. Tuż po powrocie zsikała się na dywan, ale nie skarciłam jej za to.

Kiedy nadeszła noc, a jej pan wciąż nie wracał, Sonia wpadła w rozpacz i zaczęła wyć. Aż serce się krajało. Jakby myślała, że Marcin umarł albo ją porzucił, i już nigdy nie wróci. Kiedyś musiało ją coś takiego spotkać… Było mi jej strasznie żal. Mało sama nie zaczęłam płakać. Usiadłam przy niej i powtarzałam łagodnym głosem:

– Twój pan wróci, wszystko będzie dobrze.

Przestała wyć i już tylko cichutko skomlała. A potem uniosła łepek i polizała mnie po ręce. Zrozumiałam, że to jej podziękowanie. Tamtej nocy spała przytulona do mojego brzucha, a zanim Marcin wrócił od rodziców, zdążyłyśmy się zaprzyjaźnić. Marcin zawsze będzie jej ulubieńcem, miłością jej psiego życia, ale mnie też kocha, a co ważniejsze czuje do mnie respekt. Cóż, ktoś musi rządzić w tym stadzie, więc przejęłam na siebie rolę matki dominującej. Psy potrzebują miłości, ale równie ważne jest dla nich poczucie bezpieczeństwa. Gdy go zabraknie, stają się niesforne, a nawet groźne.

Psy to konserwatyści, nie lubią zmian, każda zaburza ich świat, dlatego potrzebują zasady, reguły i granic, które ów świat normują. Swoją drogą, może dobrze, że zaczęliśmy od wychowywania Soni, bo jeśli Marcin byłby takim niekonsekwentnym ojcem, jak był „panem”, to strach się bać. Rozpuściłby nasze dzieciaki jak dziadowski bicz!

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA