– Zobacz, mamo, to jest Ludwika – Rafał wyjął z portfela nieduże zdjęcie i pokazał mi je z wyraźną dumą.
– Ładna, chociaż prawdę mówiąc, niewiele widać. No i ładne ma imię, takie królewskie… – skomentowałam ostrożnie.
Zawsze przywiązywałam pewne znaczenie do imion, dlatego w tamtym momencie zaczęłam się zastanawiać, czy sympatia syna ma podobne cechy jak jej wielkie poprzedniczki. Choćby Ludwika Maria Gonzaga, żona dwóch polskich królów, inteligentna, sprytna, pewna siebie i władcza, jednak przez poddanych niezbyt lubiana. Po raz pierwszy pomyślałam o Ludwice z niechęcią, ale zaraz się za to skarciłam, bo przecież moje uprzedzenia były pozbawione jakichkolwiek logicznych podstaw.
Już po kilku dniach miałam okazję przekonać się, że mój syn jest bardzo zakochany w tej drobnej, trochę milczącej brunetce. Dziewczyna była miła, uprzejma, bystra. Na półkach z moimi ulubionymi autorami od razu wypatrzyła najlepsze pozycje, prosząc o pożyczenie jednej z nich.
Porozmawiałam z nią chwilę o książkach. Muszę przyznać, że była bardzo oczytana
Rafał i Ludwika pobrali się po bardzo krótkim narzeczeństwie. Ślub był cichy, skromny. Dzieci zaprosiły mnie i męża, rodziców Ludwiki, jej niemal zupełnie milczącego brata oraz świadków do restauracji na obiad. Było miło, chociaż czegoś mi w tej uroczystości wyraźnie brakowało. Może młodzieńczej spontaniczności, serdeczności… Później wytłumaczyłam sobie, że to wina rodziców Ludwiki – wydawali się bardzo zasadniczy, sztywni, tacy zdystansowani.
– Może Rafał im się nie podoba, nie są zadowoleni z takiego zięcia? – pytałam męża później.
– Trudno powiedzieć. Ale ja bym się na twoim miejscu nie martwił, Danusiu. To już nie nasza sprawa. Rafał na pewno sobie z nimi poradzi – uspokajał mnie wtedy Sławek.
Planowałam bezpośrednio zapytać syna o jego relacje z teściami, lecz długo nie było okazji. Zaraz po ślubie młodzi wyjechali w dwutygodniową podróż nad Adriatyk, a dosłownie tydzień po ich powrocie wylądowałam w szpitalu z zapaleniem wyrostka. Na domiar złego byłam wtedy sama jak palec. Sławek wyjechał do sanatorium, a Rafałowi akurat wypadła delegacja.
– Ludwika przywiezie ci wszystko, czego potrzebujesz, mamo. Zadzwoń do niej, już ją uprzedziłem – zapewnił mnie syn.
Ludwika zjawiła się w szpitalu w ekspresowym tempie i przywiozła mi z domu potrzebne drobiazgi, zgodnie z instrukcją przekazaną przez telefon.
– Tu jest wszystko, o co pani prosiła – wyrecytowała oficjalnym tonem, stojąc sztywno przy moim łóżku.
Nie zrobiła najmniejszego gestu, żeby przywitać się ze mną jak bliska osoba czy okazać mi współczucie. Ale pal sześć gesty; powiedziała do mnie „pani” i to mnie strasznie rozzłościło. Było mi przykro i wstyd, tym bardziej że wcześniej mówiłam swoim towarzyszkom szpitalnej niedoli, że przyjdzie do mnie synowa. A teraz nie wiedziałam, jak mam zareagować. W końcu tylko lakonicznie podziękowałam Ludwice i pozwoliłam jej odejść.
Zrobiła to z wyraźną ulgą, natomiast w moim sercu zagościła odtąd nieprzyjemna gorycz. Zdawałam sobie sprawę, że wielu młodych ludzi na początku ma problem z tytułowaniem teściów „mamo”, „tato”, jednak rzadko kto zwraca się do rodziców małżonka w tak oficjalny sposób. Spodziewałabym się raczej jakiejś bezosobowej formy, ale nie czegoś podobnego. Gdy wyszłam ze szpitala, postanowiłam postawić sprawę jasno.
– Porozmawiaj, synku, z Ludwiką. Niech nie mówi do mnie „pani”. Teraz jest przecież twoją żoną, a więc dla mnie jest jak córka – tłumaczyłam Rafałowi.
– Obawiam się, mamo, że to nie będzie proste. Ja do teściów też zwracam się oficjalnie. Tak sobie życzyli… Ale powiem Ludce.
Krótko potem przyszli do nas na obiad. Ludwika niemal w progu wyjaśniła (żeby nie było niepotrzebnych niedomówień), że ona ma jedną matkę i jednego ojca, i że forma „mamo”, „tato” w kontaktach ze mną i Sławkiem w ogóle nie wchodzi w grę. Powiedziała to spokojnie, wręcz uprzejmie, jednak bardzo dobitnie. Ostatkiem sił powstrzymałam się od wygłoszenia wykładu na temat dobrych manier, lecz podczas całego obiadu miałam w gardle twardą gulę.
Mój syn widział, że z trudem panuję nad sobą, było mu chyba nieprzyjemnie. Sławek też robił miny
Tak naprawdę tylko Ludwika zachowywała się naturalnie. Jak to ona – bez najmniejszego zmieszania jadła po kolei wszystko, co podałam na stół. Po obiedzie nie zatrzymywałam naszych gości.
– Ależ sobie lalę nasz synek wypatrzył! – skomentował Sławek, kiedy wyszli. – A może to my tacy niedzisiejsi jesteśmy?
Pytanie męża zawisło w powietrzu. Bałam się, że jeśli zacznę rozmowę, to obrzucę swoją synową niewybrednymi epitetami, będę wylewać żale, a to przecież nie wina Sławka, że z taką kobietą związał się nasz jedynak. Widziałam, że i mężowi nie jest lekko zaakceptować ten stan rzeczy. Choć wzięłam do ręki książkę, nie byłam w stanie skupić się na tekście. Wciąż wracało uczucie wściekłości. Czułam się zdruzgotana, wyobrażając sobie, że matka moich przyszłych wnuków wychowuje je na takich samych dziwolągów jak ona sama.
Przykro mi było tym bardziej, że już po tych zaledwie kilku tygodniach od ślubu syna widziałam, jak mało w tym związku liczy się jego zdanie. Rafał jednak wciąż wyglądał na zakochanego, dlatego daliśmy z mężem spokój.
– Niech sobie żyją, jak chcą – powtarzał Sławek.
Teraz, gdy patrzę z perspektywy kilkunastu lat, przyznaję mu rację
Uniknęliśmy scysji, gniewów, niepotrzebnych zadrażnień. Myślę jednak, że mój syn niepotrzebnie stracił te lata, choć on sam niczego nie żałuje. Oboje z Ludwiką prowadzili dość wygodne życie. Synowa nie miała w planach dzieci, o czym Rafał dowiedział się kilka lat po ślubie, gdy sam poczuł potrzebę zostania ojcem.
Poza tym w jej codziennym życiu nie było miejsca na gotowanie, oboje stołowali się na mieście. Nie wiem, kto w ich wspólnym domu zajmował się tak prozaicznymi sprawami jak sprzątanie, pranie, prasowanie… Starałam się jak najmniej pytać, żeby nie było mi przykro. Zaznaczam jednak, że wcale nie jestem typową matką jedynaka, i nie uważam, że jest wyjątkowy, że powinien być wyjątkowo traktowany. Według mnie każdy człowiek powinien umieć się odnaleźć w różnych życiowych sytuacjach, dlatego nauczyłam syna radzić sobie ze wszystkimi domowymi obowiązkami, z gotowaniem na czele. Czy w swoim własnym domu wykorzystywał te umiejętności? Z pewnością.
Syn był jakieś 6-7 lat po ślubie, kiedy zwierzył się ojcu, że ma romans
– Co ty o tym myślisz, Danusiu? – spytał mnie wtedy Sławek w tajemnicy; syn prosił go o dyskrecję, ale mąż chyba nie chciał ukrywać przede mną tego faktu.
Prawdę mówiąc, szczerze się ucieszyłam. Pomyślałam, że Rafał przynajmniej zazna jakiegoś, choćby krótkotrwałego, szczęścia. Tak, może to wredne z mojej strony, ale od dawna uważałam, że synowa nie zasługuje na takiego męża, że sama nie zrobiła nic, żeby ich związek był trwały i mocny. Nie mogłam jednak wiedzieć, czy ten romans to coś poważnego, czy tylko chwilowy kaprys. Nie znałam przecież obiektu westchnień swojego syna.
– Nie wiem, co sądzić, Sławciu – powiedziałam mężowi. – Przyznam ci się, że nie żałuję Ludwiki, chociaż to nieuczciwe ze strony Rafała. Jeśli doszło do tego, że musi skakać w bok, to może powinien pomyśleć o rozwodzie?
Sytuacja szybko się wyklarowała, bo panna, z którą spotykał się potajemnie mój syn, wyemigrowała, co zresztą miała w planach, zanim poznała Rafała. Potem były w życiu syna jeszcze inne kobiety. Za każdym razem, kiedy zdradzał Ludwikę, wiedziałam, co się dzieje. Nie musiałam nikogo pytać – po prostu to czułam. Rafał wpadał wtedy do nas bez powodu, był na luzie, uśmiechał się, podśpiewywał, czasem zamykał się w naszej sypialni i tam prowadził sekretne rozmowy przez telefon. Wreszcie, gdy spotykał się już z drugą z kolei kochanką, zdecydowałam się przeprowadzić z nim poważną rozmowę.
– Zdradzasz Ludwikę, i to nie pierwszy raz, prawda? – zaczęłam, kiedy wpadł do nas któregoś dnia po pracy.
– Mamo, to nie twoja sprawa. Nie zadawaj mi więcej takich pytań! – powiedział stanowczym tonem.
– Ależ moja! Jesteś moim synem i widzę, że źle postępujesz, nieuczciwie. Nie jesteś szczęśliwy z żoną, to się z nią rozstań. Nie macie dzieci, w gruncie rzeczy niewiele was łączy… Po co więc oszukujesz Ludwikę?
– Nie będę się tobie tłumaczył, wybacz, mamo. Poza tym kocham Ludwikę i nic tego nie zmieni – uciął rozmowę.
Bardzo źle się czułam w tej sytuacji. Z jednej strony powinnam stanąć solidarnie po stronie Ludwiki, kobiety zdradzanej. Z drugiej, najbardziej zależało mi na szczęściu Rafała – jak każda matka czułam, że mojemu dziecku dzieje się krzywda, a syn miota się i sam nie wie, co robić.
Od dawna wiedziałam, że w związku Rafała i Ludwiki nie ma głębszych uczuć
Kiedy jeszcze syn odwiedzał nas z żoną, w oczy rzucała się jej oschłość, wręcz niechęć do Rafała. Za każdym razem, kiedy brał żonę za rękę, ona wyrywała mu ją natychmiast. Gdy się próbował otrzeć, przytulić, zawsze słyszałam syczące: „Przestań!”. „Za co on ją kocha?” – myślałam nieraz. Miałam nawet wątpliwości, czy ze sobą sypiają.
– Chryste, ależ on jest głupi! – nie wytrzymałam kiedyś. – Jak może kochać takie indywiduum, Królową Śniegu, zimną jak lód?! Mógłby jeszcze znaleźć kobietę, która potrafi dać mu szczęście… – żaliłam się Sławkowi.
Mąż uspokajał mnie, że Rafał kiedyś przejrzy na oczy.
– Mają tak różne temperamenty, że w końcu któreś nie wytrzyma – mówił mój mądry Sławek.
Może ktoś mnie potępi, ale naprawdę szczerze żałowałam, że żadna z kochanek syna nie okazała się skutecznym antidotum na jego ślepą miłość do żony, i powoli traciłam nadzieję, że jeszcze będzie mi dane zobaczyć szczęście na twarzy Rafała. A już na pewno nie myślałam, że kiedyś będę niańczyć wnuki. Zmiana nastąpiła nagle.
– Mamo, czy będę mógł na jakiś czas zająć swój stary pokój? – Rafał zapytał przez telefon.
– Oczywiście, synku, choćby zaraz. Zabiorę stamtąd swoje szpargały, przeniosę ubrania do szafy taty… A czy coś się stało?
– Tak, Ludwika chce rozwodu. Zgodziłem się – powiedział cicho syn, a ja – wstyd się przyznać – poczułam, jak w moje serce wlewa się fala radości.
Ludwika poznała jakiegoś starszego pana, który docenił jej intelekt, i dla niego postanowiła zostawić Rafała. Nigdy nie dociekałam, czy w jakimkolwiek stopniu romanse mojego syna wpłynęły na rozpad tego związku, trwającego ponad osiem lat. Rozwód był formalnością.
Syn z synową sprzedali mieszkanie, podzielili się pieniędzmi i rozstali w zgodzie
Rafał przez jakiś czas był jak zamroczony. Pewnie w głębi duszy cierpiał. Ludwika jednak nie pasowała do niego i w końcu sam to zrozumiał. Czy wcześniej naprawdę ją kochał? Być może wtedy nie wiedział jeszcze, co to miłość. Rok po rozwodzie dostał propozycję pracy w innym mieście. Bardzo się zmartwiłam, bo już zdążyłam przywyknąć, że mam syna pod bokiem. Co prawda, wziął wtedy kredyt na kupno mieszkania, ale deweloper nie dotrzymał terminu oddania bloku.
– No to gdzie ty będziesz mieszkał? – jak zwykle w pierwszej kolejności widziałam minusy.
– Nie martw się, mamo. Do Wrocławia wybieram się tylko na rok, najwyżej dwa. To jest filia naszych zakładów i jak im rozkręcę produkcję, to wrócę tutaj. Na razie dostanę służbową kawalerkę. Już oglądałem, da się żyć – uspokoił mnie syn.
Gdy wyjeżdżał, popłakałam się. Drugi raz przeżywałam rozstanie z jedynakiem, a dla matki to bardzo trudny moment. Na szczęście nie tęskniłam za bardzo, bo niemal co dzień rozmawialiśmy długo przez Skype’a. Kilka tygodni po wyjeździe urwały się nasze wieczorne rozmowy. Syn twierdził, że nowa praca pochłania go bez reszty, a kiedy wraca do domu, po prostu pada na łóżko ze zmęczenia. Nie minęły trzy miesiące od wyjazdu Rafała, kiedy oznajmił mi przez telefon, że się żeni.
– Rafał, czyś ty oszalał?! – byłam w takim szoku, że nie dałam rady opanować emocji. – Tak szybko? A w ogóle, to z kim się żenisz, znamy ją? – wystraszona zasypałam syna pytaniami.
W głowie mi się nie mieściło, że po takich przejściach ten chłopak znowu chce się żenić! Miał co prawda już 35 lat i bałam się, żeby nie został sam na zawsze, jednak decyzja o ślubie po trwającej najwyżej dwa miesiące znajomości wydawała mi bardzo przedwczesna.
– Synku, czy ta twoja dziewczyna jest w ciąży, że tak się śpieszycie? – spytałam.
– Jeszcze nie, ale będzie! – roześmiał się Rafał i na koniec zapytał: – Mamo, a nie chcesz wiedzieć, jak ma na imię?
– Chcę, no pewnie. Więc jak?
– Zosia.
„Kolejna królowa” – pomyślałam w pierwszej chwili. Nie uprzedziłam się jednak; moja babcia też była Zofia, a bardzo ją kochałam. Była wrażliwa, uwielbiała porządek, harmonię, lubiła ładne rzeczy i była mądra.
– Ładnie – przyznałam. – To kiedy ją przywieziesz?
Od razu wiedziałam, że wybrał dobrze
Zrobiłam cielęcinę ze śląskimi kluseczkami na niedzielny obiad. Na deser upiekłam ulubioną szarlotkę Rafała…
– Ale pyszna! – zachwyciła się Zosia już po pierwszym kęsie. – Muszę się nauczyć taką piec, wezmę od pani przepis, jeśli można oczywiście.
Przyglądałam się nowej narzeczonej syna. W tamtej chwili wyglądała jak dziecko. Zresztą nie miała jeszcze 25 lat, ale zdaje się, dobrze wiedziała, czego chce. Po skończonym obiedzie usiedliśmy w salonie, a ona bezceremonialnie wpakowała się synowi na kolana i przytuliła się do niego. Rafał opowiadał nam o ich najbliższych planach, a ona wpatrywała się w niego, spijając każde słowo z jego ust. Znałam Zosię zaledwie od godziny, a już wiedziałam, że mój syn wreszcie znalazł szczęście, i że tym razem na pewno jest prawdziwie zakochany.
Do ślubu Zosia poszła w pięknej kremowej sukni. Gdy wracali od ołtarza – bo drugi ślub syna odbył się w kościele – oboje śmiali się serdecznie, przepełnieni szczęściem i miłością. Od dwóch lat jestem na emeryturze. Sławek jeszcze pracuje, ale i on niedługo będzie miał czas, by bawić wnuki. A zanosi się, że cała nasza czwórka będzie miała pełne ręce roboty: Zosia wkrótce urodzi bliźniaki, chłopca i dziewczynkę.
Czytaj także:
Kamila najpierw była dziewczyną mojego syna, potem uwiodła mojego męża
Mąż ma pretensje, że ciągle niańczę swojego brata
Po utracie pracy przeniosłam się z dnia na dzień do Warszawy