„Pękałam z dumy, że będę mieć syna księdza, a on się zakochał i rzucił seminarium. Upokorzył mnie przed sąsiadami"

Mój syn rzucił seminarium fot. Adobe Stock, Piotr Slizewski
Odkąd syn poszedł do seminarium, sąsiedzi odnosili się do mnie z większym szacunkiem. Jeśli Dominik przyjedzie do nas z jakąś dziewczyną, to będzie skandal. Zostanę upokorzona i nikt nie będzie chciał się ze mną przyjaźnić…
/ 27.07.2021 11:21
Mój syn rzucił seminarium fot. Adobe Stock, Piotr Slizewski

Marlena jak zwykle czekała z kijkami pod swoją bramką. Przyspieszyłam na jej widok, bo już nie mogłam się doczekać wspólnego spaceru. Sąsiadka jest moją rówieśnicą i ma syna w tym samym wieku co mój. Chłopcy od dzieciństwa byli najlepszymi przyjaciółmi, całe dnie spędzali razem na podwórku.

Marlena od lat była moją przyjaciółką

Kiedy chłopcy mieli po dziesięć lat, na zmianę z Marleną woziłyśmy ich na lodowisko do większego miasta, bo trenowali hokeja. Potem siadałyśmy obok siebie podczas zawodów, a na koniec wszyscy razem chodziliśmy uczcić zwycięstwo albo pocieszyć się po przegranej w uwielbianej przez chłopców naleśnikarni. Mimo że nasi synowie dorośli i obaj wyjechali z rodzinnej miejscowości, Marlena i ja dalej się spotykałyśmy.

Uwielbiałyśmy chodzić razem na spacery i opowiadać sobie, co u naszych dzieci albo wymieniać się pomysłami na to, jak poradzić sobie z gderliwym mężem, bo pod tym względem nasi małżonkowie byli identyczni.

– Graża! Nareszcie! – Marlena też wyraźnie nie mogła się doczekać spotkania. – Nie zgadniesz, co się stało! Łukasz zerwał z Ewą! A ja myślałam, że oni ślub wezmą… Już nawet o salę pytałam.

Opowiadała jeszcze przez chwilę o perypetiach najstarszego syna z dziewczyną, potem przeszła gładko do pomysłu córki na nowy biznes, aż w końcu zapytała, co u mojego Dominika.

– Och, wszystko dobrze. Mieli teraz obłóczyny starszego rocznika, więc nie miał czasu dzwonić – wyjaśniłam. – Ale przyjedzie za dwa tygodnie.

– Och, chętnie bym do was wpadła, jak tu będzie – zapowiedziała się. – Ciągle nie mogę się przyzwyczaić, że będę mieć znajomego księdza. Pomyśleć tylko, że dopiero co z Łukaszem rozkopywali nam podwórko w poszukiwaniu skarbu nazistów, haha.

Też się uśmiechnęłam na to wspomnienie. W wieku ośmiu, może dziewięciu lat chłopcy przechodzili etap fascynacji Indianą Jonesem i rzeczywiście usiłowali rozkopać każdy kawałek ziemi i wleźć do każdej dziury, która mogła być zaginioną jaskinią.

Raz zakradli się do nieczynnego już tunelu wybudowanego w niezrozumiałych celach jeszcze przez Niemców pod górą i nie umieli stamtąd wyjść. Aleśmy się wtedy z Marleną najadły strachu...

I pomyśleć, że piętnaście lat później jeden był studentem medycyny, a drugi seminarzystą

Obie byłyśmy takie dumne. Wiele razy zastanawiałam się, jak to będzie być mamą księdza. O tym, że mój syn był seminarium duchownych, wiedzieli praktycznie wszyscy, którzy mnie znali. Czułam, że odnoszą się do mnie z większą życzliwością i szacunkiem.

Wypytywali o niego i gratulowali mi, jakby uznawali, że powołanie chłopaka to w jakimś sensie też zasługa mojego wychowania. Lubiłam to. Lubiłam też sobie wyobrażać mszę prymicyjną Dominika, planowałam już nawet przyjęcie z tej okazji, chociaż był dopiero na drugim roku. Podobnie jak Marlena, i ja dyskretnie podpytywałam o salę na rodzinny obiad prymicyjny.

Na wizytę syna przygotowywałam się przez cały tydzień. Opowiadałam o niej z radością i dumą, więc nic dziwnego, że sporo osób zapowiedziało, że „wpadnie na chwileczkę”. Musiałam więc napiec ciast, nagotować kompotu, do tego pięknie wysprzątać dom. Kiedy Dominik stanął w drzwiach, zalała mnie fala ciepła. Mój kleryk, moja duma! Zwykle, kiedy nas odwiedzał, był radosny, dużo opowiadał, wypytywał o nasze sprawy.

Ale tym razem coś było wyraźnie inaczej

– Co się dzieje, Domiś? – zapytałam z troską. – Jakiś inny jesteś niż zawsze.

Spojrzał na mnie z powagą, ale zaraz potem uciekł wzrokiem. Wydawał się smutny i spięty. Żeby jakoś poprawić mu nastój, zaczęłam mówić o czekających go w następnym roku akademickim obłóczynach.

Pomyśleć tylko, że będziesz tu przyjeżdżał w sutannie i koloratce! – uśmiechałam się na samą myśl o tym.

– Mamo, nie będę! – wypalił nagle, unikając mojego spojrzenia.

Nie zrozumiałam, o czym mówił, więc powtórzył.

– Odszedłem z seminarium – powiedział cicho, a mnie z ręki wypadła cukiernica.

Kiedy sprzątaliśmy rozbitą porcelanę, Dominik powtórzył to, co o mało nie przyprawiło mnie o zawał.

– Miałem wam powiedzieć już wcześniej, ale nie wiedziałem jak. To nie jest takie łatwe… Ale teraz nie będę już tego dłużej ukrywał. Zakochałem się. Nie zostanę księdzem. Przykro mi, mamo…

Nie chciałam płakać, ale tak się stało. Czułam złość, niedowierzanie, szok. Jak to się zakochał?

Zrywał z powołaniem, bo spotkał jakąś dziewuchę

Ona zawróciła mu w głowie, a on tak po prostu rzucił drogę do kapłaństwa? Nie chciałam słuchać jego tłumaczeń. Uciekłam z pokoju, kiedy wspomniał, że od miesiąca mieszka u rodziny innego seminarzysty.

Wyczułam w tym pretensję, że obcy ludzie potrafili zaakceptować jego wybór i udzielić mu schronienia, a ja robię mu wymówki. Ale czy ci obcy ludzie mieli w perspektywie patrzenie w oczy rodzinie i sąsiadom i tłumaczenie wszystkim, że jednak nie będą mieć księdza w rodzinie? I jak niby miałam to wyjaśnić ciekawskim?

Przecież jeśli Dominik przyjedzie do nas z jakąś dziewczyną, to będzie skandal

Nikt mnie już nie będzie szanował, nikt nie będzie chciał się ze mną przyjaźnić… Kiedy chłopak siedział w swoim dawnym pokoju i zapewne pisał do tej okropnej kobiety esemesy, ja zadzwoniłam do Marleny. Nie potrafiłam o tym rozmawiać przez telefon, więc wyciągnęłam ją na spacer.

– Co się dzieje? – zapytała dziesięć minut później, kiedy podeszłam pod jej dom.

W odpowiedzi znowu się rozpłakałam. A potem wyznałam, krztusząc się ze wstydu, że Dominik rzucił seminarium.

– Chodzi o jakąś dziewczynę… – łkałam. – Myślisz, że się opamięta?

Marlena przez moment szła w milczeniu. A potem zapytała, czy kocham swojego syna. Spojrzałam na nią nieprzyjemnie zdziwiona i odpowiedziałam, że przecież dobrze zna odpowiedź.

– Więc skoro tak, to powinnaś chcieć, żeby był szczęśliwy. I żeby dobrze wybrał swoją drogę życiową, prawda? – Patrzyła na mnie poważnie.

Nie spodobało mi się to. Łatwo jej było mnie pouczać, w końcu jej syn nie rzucał medycyny dla… nie wiem… hodowania pudli. Kiedy wróciłam do domu, zastałam Witka w kuchni z kieliszkiem koniaku. Usiadłam obok, bo zrozumiałam, że już wszystko wie.

Cieszyłaś się, że będziemy mieć syna księdza… – mąż dotknął mojej ręki. – Ale to nie koniec świata, wiesz? Opowiedział mi o tej swojej Zosi. To dobra dziewczyna, wierząca. Poznali się pod kościołem, ona pomaga starszym ludziom docierać na msze. Ma pięcioro rodzeństwa, jej mama uczy religii w szkole, ciotka jest siostrą zakonną. Zakochali się w sobie. To nie tragedia, Grażynka. Miłość nie może być tragedią.

Następnego dnia postanowiłam podejść do tematu inaczej

Poprosiłam syna, żeby pokazał mi zdjęcia Zosi. Zobaczyłam ładną buzię bez makijażu, promienny uśmiech i niewinność w szczerych, niebieskich oczach. Poprosiłam, żeby o niej opowiedział i kiedy zobaczyłam jak rozjaśnia mu się twarz, kiedy o niej mówi, zrozumiałam, że Marlena i Witek mieli rację.

Najwyraźniej mój syn był szczęśliwy z tą młodą kobietą. Kolejne tygodnie nie były dla mnie najłatwiejsze, ale dałam sobie radę z pytaniami i plotkami. Z podniesioną głową mówiłam, że Dominik odszedł z seminarium po drugim roku. Na zawoalowane sugestie, że pewnie chodziło o kobietę, zawsze odpowiadałam prosto w oczy, że tak, ma dziewczynę i że nie mogę się doczekać, kiedy ją poznam.

To zamykało ludziom usta, a kiedy ktoś próbuje osądzać decyzję mojego syna, ucinam rozmowę mówiąc, że to jego życie i nie będę z nikim dyskutować o jego wyborach.

Podobno Zosia bardzo się bała spotkania ze mną

Wiedziała, jak byłam zdruzgotana odejściem Dominika z seminarium i bała się, że będę ją o to obwiniać. Syn błagał, bym nie dała jej odczuć czegoś takiego, a ja mu to obiecałam. Ale kiedy ją zobaczyłam, zrozumiałam, że Dominik postąpił słusznie.

Był w niej wyraźnie zakochany, a ona patrzyła na niego z miłością i oddaniem. Moje marzenia o synu w sutannie nie miały znaczenia, liczyło się to, że on był pewien swojej decyzji. Dwa lata później młodzi wzięli ślub, a po kolejnych piętnastu miesiącach zostałam babcią.

Mam teraz cudownego wnuka, któremu niedawno wyprawialiśmy chrzciny i nie umiem sobie wyobrazić świata bez niego. No bo przecież, gdyby Dominik nie poznał Zosi i się w niej nie zakochał, mój ukochany, malutki Kubuś by nie istniał!

Od jakiegoś czasu powtarzam, że niezbadane są ścieżki Pana i nawet jeśli coś nam się wydaje nie takie, jak powinno być, rozczarowuje nas i złości, to i tak może się okazać, że był w tym ważniejszy plan. A z syna jestem nadal bardzo dumna. Z jego odwagi, by dokonać właściwego, choć trudnego wyboru i z tego, że jest wspaniałym mężem, odpowiedzialnym ojcem i wdzięcznym synem. Bo ostatecznie, czy istnieje większy powód do dumy z własnego dziecka?

Czytaj także:
„Nasz syn ma firmę budowlaną. Wstyd nam we wsi, bo wyzyskuje ludzi, zatrudnia na czarno bez umowy i ubezpieczenia”
„Czułem się jak król życia. Piłem, ćpałem, zmarnowałem karierę i zniszczyłem małżeństwo. Zawiodłem też córki”
„Przyjaciółka dała się omamić narcyzowi i teraz płacze mi w ramię. Uwiódł ją, a potem szybko zajął się kolejną pięknością"

Redakcja poleca

REKLAMA