„Pazerne wnuki czekały, aż skończę w piachu. Dzwoniły tylko po to, by sprawdzić, czy nadal okupuję dom, który im się należy”

Smutna dojrzała kobieta fot. iStock by GettyImages, EllenaZ
„Zawsze chciałam być babcią. Gdy córka zaszła w ciążę, płakałam ze szczęścia. Antoś był naszym oczkiem w głowie. Uwielbiałam się z nim bawić, pokazywać mu świat. Kiedy urodziła się wnuczka, myślałam, że mam już w życiu wszystko. Kto by pomyślał, że dziś będziemy mieli takie relacje?”.
/ 23.03.2024 14:30
Smutna dojrzała kobieta fot. iStock by GettyImages, EllenaZ

– Mamo, czy mogłabyś wziąć do siebie dzieci na dwa tygodnie wakacje? – prosiła córka.

– Oczywiście, że tak! Antoś i Karolinka są zawsze mile widziani w moim domu – odpowiedziałam z radością.

– Jesteś pewna? Nie będzie to dla ciebie żaden problem? To aż dwa tygodnie, a oni potrafią dać popalić – niepokoiła się córka.

– Ale jaki problem! Daj mi ich trochę porozpieszczać – odparłam.

Właśnie taką byłam babcią. Zawsze gotową do pomocy, radosną na perspektywę spędzenia czasu z wnukami. Ciężko było nie kochać tych dzieciaków. Karolinka była zawsze uprzejma, pogodna, wrażliwa. A Antek? To był prawdziwy odkrywca! Uwielbiał grzebać w starych książkach, zawsze zadawał całą masę ciekawych pytań i wyróżniał się elokwencja, zwłaszcza jak na swój wiek.

Przez wiele lat wierzyłam, że trafiły mi się najlepsze wnuki na świecie. Zazdrościły mi ich wszystkie znajome i sąsiadki.

– Te pani wnuki to złote dzieciaczki! – zachwalały. – Takie mądre i dobrze wychowane.

– No cóż, mają panie absolutną rację – przytakiwałam ze śmiechem.

Ciężko znosiłam dorastanie wnuków

Oczywiście, ta sielanka nie mogła trwać wiecznie. Gdy Antek i Karolina poszli do gimnazjum, zauważyłam, że nasza relacja staje się coraz bardziej chłodna.

– Kochani, może pójdziemy w ten weekend do zoo? Albo do kina? – Proponowałam.

– Sorry, babcia, ale mam w ten weekend urodziny koleżanki – wykręcała się Karolina.

– A ja idę z kumplami na koncert – wtórowały jej Antek.

Z jednej strony to normalne, że wnuki zaczęły mieć własne życie. Ale z drugiej… Ciężko było mi się z tym pogodzić. I przestałam być ich największą powierniczką, ukochaną towarzyszką zabaw… Powoli zaczęłam stawać się starą, zrzędzącą babcią, która wiecznie narzeka, że młodzież nie ma dla niej czasu.

Nie chciałam, żeby tak mnie postrzegali. Ale moja frustracja rosła, a ja nie umiałam sobie z nią poradzić. Zwłaszcza gdy naszły mnie myśli, że stałam się dla swoich wnuków bankomatem, bo odniosłam wrażenie, że przychodzą do mnie chętnie tylko wtedy, gdy wiedzą, że dostaną do kieszeni stówkę.

To też z jednej strony rozumiałam: w końcu w ich wieku każda gotówka się przyda. Mieli coraz więcej potrzeb, jeszcze nie pracowali, ciągle się uczyli, a dorosłe wydatki takie jak wyjazdy, wyjścia na miasto czy nowe ubrania zaczęły zajmować większość ich kieszonkowego. „Czy naprawdę tylko pieniędzmi ich zatrzymam?”, myślałam smutno.

Niestety, nic innego nie przychodziło mi do głowy. Postanowiłam więc pójść jeszcze o kilka kroków dalej. I, choć było to ryzykowne, naprawdę ze szczerego serca chciałam podarować tym dzieciakom coś naprawdę wielkiego. „Zaraz zaczną naprawdę dorastać, zaczną pracę, studia, może założą rodziny. Co stanie się dla nich najważniejsze? Posiadanie własnych czterech kątów! Rodziców na pewno nie stać na kupienie im obojgu mieszkań, a wszyscy wiemy, jaka jest sytuacja na rynku... Może przynajmniej w ten sposób mogę zapunktować?”, myślałam.

– Chcesz na nich przepisać swój dom? Czyś ty zwariowała? – zganiła mnie moja siostra Celina, gdy podzieliłam się z nią swoimi zamiarami przez telefon. – I co, jak cię wyrzucą, to na starość skończysz pod mostem? Albo w jakimś przytułku?

– Celka, dajżesz spokój! Przecież to moje wnuki! Jak mogłyby mnie wyrzucić z domu? – obruszyłam się.

– No pewnie, tak mówili wszyscy, którzy wierzyli, że „jak rodzina, to na pewno nikt nikogo nie wykiwa” – prychnęła. – Zrobisz, jak będziesz chciała, ale przemyśl to, Marynia.

Byłam pewna swojej decyzji

Z ogłoszeniem swoich planów zaczekałam do osiemnastych urodzin Karoliny. Chciałam, aby obydwoje byli już dorośli, kiedy podaruję im coś tak znaczącego.

– Kochani, długo się nad tym zastanawiałam i podjęłam decyzję: chcę przepisać na was swój dom, oczywiście pod warunkiem, że pozwolicie mi w nim mieszkać do końca życia – uśmiechnęłam się lekko.

– Babciu, co ty mówisz? Przecież twój dom jest wart fortunę! – Antek aż wstał z wrażenia.

– No, może nie fortunę, ale ma solidny metraż, jest zadbany, bo dziadek solidnie go wyremontował, zanim zmarł. Ma też spory ogród i niezłą lokalizację. Na pewno można za niego zgarnąć porządną sumkę. Może któreś z was będzie chciało tu zamieszkać? A może będziecie woleli go sprzedać i podzielić się pieniędzmi? To wasz wybór, ja niczego nie narzucam. Po prostu chciałabym, żebyście mieli coś na start w dorosłym życiu. Żeby było wam trochę łatwiej – powiedziałam, sącząc powoli herbatę.

Gdy wnuki rzuciły mi się na szyję i zaczęły całować mnie po policzkach z wdzięcznością, w moim sercu pojawiło się dawno nieobecne ciepło. Ostatni raz przytulaliśmy się tak, gdy jeszcze byli dziećmi... Wtedy chyba utwierdziłam się w przekonaniu, że podjęłam dobrą decyzję i że moje wnuki to naprawdę dobre dzieciaki, którym na mnie zależy.

I faktycznie, przez pierwszy rok czy dwa po ogłoszeniu tego „prezentu”, Antek i Karolina regularnie u mnie bywali. Wpadali na herbatę, pytali, czy niczego nie potrzebuję, przynosili mi drobne podarunki. Niestety, po pewnym czasie zaczęłam zauważać, że znowu o mnie zapominają...

– Babciu, przepraszam, w tym miesiącu zupełnie nie mam kiedy wpaść. W każdy weekend mamy imprezy, w tygodniu delegacja, a jeszcze pod koniec marca jedziemy z Wojtkiem na wakacje – tłumaczyła się Karolina przez telefon.

– Rozumiem, wnuniu, rozumiem – odpowiadałam, choć wcale nie rozumiałam.

„Przecież nie będę żyć wiecznie! Czy oni o tym wiedzą?”, pomyślałam. „Hm, może właśnie wiedzą... I tylko na to czekają? Przecież bardzo im się opłaca taki scenariusz...”, przeszło mi przez myśl.

Wizyty stawały się coraz rzadsze, a telefony coraz krótsze.

– Ciesz się, że przynajmniej masz jeszcze gdzie mieszkać! Mogło być dużo gorzej – „pocieszała” mnie siostra.

– Czy ja naprawdę tak dużo wymagam? Chciałabym od nich po prostu odrobinę uwagi, odrobinę troski... Serce mi pęka, gdy słucham od koleżanek, jak ich wnuki chętnie do nich przyjeżdżają, a nawet zostają na kilka dni. Niektórzy zabierają babcie do siebie, zapraszają na święta, wakacje... Mnie jeszcze nigdy nie zaprosili do swoich mieszkań! Ani Karola, ani Antek! – żaliłam się.

Dom? Po moim trupie!

Chociaż wizyty wnuków były sporadyczne, w pewnym momencie, gdy i Karolina i Antek zbliżali się do trzydziestki, zaczęły się dziwne telefony. Na początku nie wiedziałam, o co w nich chodzi. Potem jednak zaczęłam mieć pewne obawy...

– Jak tam się masz, babciu? Radzisz sobie jeszcze sama? – zapytał mnie któregoś razu wnuk.

– A dlaczego miałabym sobie nie radzić? – zdziwiłam się.

– No nie wiem... Po prostu wiem, że niektórzy dziadkowie moich znajomych decydują się już w tym wieku na jakieś domy opieki... – zasugerował, a mnie aż zmroziło.

– Domy opieki? Co ty opowiadasz? Ja przecież jestem zupełnie samodzielna i wcale nie taka chora, jak moglibyście myśleć! – oburzyłam się.

– Jasne, jasne, tak po prostu pytam... Pamiętaj, że gdybyś poczuła, że nie dajesz już rady sama w tym wielkim domu, możesz mi powiedzieć. To nie żaden wstyd. Znajdziemy ci z Karoliną najlepsze możliwe miejsce. Już o tym rozmawialiśmy – zaproponował mi „wspaniałomyślnie” wnuczek.

– Już rozmawialiście? Zanim jeszcze sprawdziliście, czy faktycznie jest ze mną tak źle, jak wam się wydaje? – skomentowałam kwaśno.

– Oj babciu, nie obrażaj się. To tylko z troski. Po prostu nie chcemy, żeby stało ci się coś złego – zaczął się tłumaczyć Antek.

„Albo po prostu chcecie, żebym jak najszybciej zwolniła wam lokum! Już ja wam dam, harpie jedne!”, pomyślałam wściekle i szybko zakończyłam rozmowę z wnukiem, wymawiając się bólem głowy. Złość nie opuszczała mnie jeszcze długo.

„Dajesz gówniarzom serce na dłoni, cały dobytek swojego życia, a oni już drepczą z nogi na nogę w oczekiwaniu na twoje odejście? Skandal”, frustrowałam się przez cały następny dzień.

Oczywiście, nie martwiłam się o dom – nie zgłupiałam z tej miłości do wnuków zupełnie i zawczasu zadbałam o zapis, który pozwalał mi mieszkać w swojej nieruchomości do końca życia. Byłam jednak bardzo zawiedziona i rozdrażniona tymi podchodami i próbami wykurzenia mnie.

„Do końca życia, słyszycie? I ani dnia krócej!”, odgroziłam się ostatni raz w myślach i zabrałam za lepienie pierogów. W swojej kuchni. Dopóki jest moja!

Czytaj także:
„Syn wywiózł mnie do lasu, żebym pogodziła się z synową. Najbardziej wkurza mnie w niej, że jest taka podobna do mnie”
„Dostałem spadek, który miał przysporzyć mi sporo problemów. Nie dałem się wpuścić w maliny”
„Mąż pracował za granicą. Kiedy wrócił do domu, nie poznałam go. To nie jest ten sam mężczyzna, którego poślubiłam”

Redakcja poleca

REKLAMA