„Patrzyliśmy na ojca jak w obrazek, a on nas nie dostrzegał. Byliśmy tylko nieudacznikami, od których kot był ważniejszy”

Załamane rodzeństwo fot. Adobe Stock, Africa Studio
„Chciałam mu powiedzieć, jak bardzo czekaliśmy z Maćkiem na znak z jego strony, na sygnał, że nas kocha, ale wieloletnie doświadczenie zamknęło mi usta. Wstydziłam się okazywać przy nim uczucia, bałam, że kolejny raz mnie zlekceważy i odrzuci, jak to miał w zwyczaju”.
/ 07.06.2022 16:15
Załamane rodzeństwo fot. Adobe Stock, Africa Studio

Drewniane, rozchwierutane krzesło zatrzeszczało ostrzegawczo, kiedy gwałtownie się poruszył. Wyciągnął rękę i pogłaskał delikatnie szare futerko kotki… Byłam zaskoczona, gdy ojciec wezwał mnie do siebie, nie spodziewałam się, że zadzwoni.

Zawsze czekał, aż któreś z nas zatelefonuje albo zajrzy. Unikaliśmy go z Maćkiem jak ognia, wypychając się na wizyty i kłócąc, czyja teraz kolej. Utrzymywaliśmy z ojcem konieczny kontakt z obowiązku, nie z miłości.

– Po co go odwiedzać, on nawet się nie cieszy, że nas widzi – buntował się brat. – A powinien, bo zajmujemy się nim, chociaż niczego mu nie zawdzięczamy. A nie, sorry – zmitygował się. – Zawdzięczam mu terapię, dzięki której wylazłem z głębokiego dołu, do którego bezmyślnie wepchnął mnie rodzony ojciec. Tacy jak on nie powinni mieć dzieci.

Wiedziałam, o czym Maciek mówi

Ojciec nie pił, nigdy nie podniósł ręki na mamę ani na nas. On operował słowami, stosując wyrafinowaną technikę pozbawiająca nas wiary, że cokolwiek znaczymy i potrafimy.
Bo skoro dla niego byliśmy dwojgiem nieudaczników, to w jaki sposób widzieli nas obcy ludzie?

– Pamiętam, jak wstydziłam się tego, jak wyglądam, cierpiałam męki, idąc ulicą, bałam się, że przechodnie widzą to co on, niezgrabną dziewczynę ruszającą się jak słoń – odgrzebałam wspomnienia, o których próbowałam nie myśleć.

– Nie słyszałem, żeby krytykował twoją figurę – zdziwił się Maciek.

– Nie musiał, widziałam dezaprobatę w jego wzroku.

– Fakt, w tym był mistrzem świata!

– Raz wspomniał, że jak będę koślawo stawiała nogi, nigdy nie znajdę chłopaka. Niby nieważna bzdura, a mocno we mnie utkwiła. Jak zatruta strzała.

– Trafiony, zatopiony – podsumował Maciek. – Wiesz, co mi powiedział terapeuta? Że ojciec był dla mnie, dla nas, kimś bardzo ważnym, dlatego jego zachowanie odcisnęło na nas piętno.

– Też wymyślił! Każdy rodzic jest dla dziecka ważny.

– Ale on był kimś wyjątkowym, bardzo chcieliśmy zasłużyć na jego względy, choć cień aprobaty, na jakąkolwiek uwagę. Nie pamiętasz? Nasz stary miał charyzmę, autorytet, ludzie go uwielbiali i słuchali. Patrzyliśmy w niego jak w obraz, a on nas nie dostrzegał.

– Taki był na zewnątrz, w domu zamykał kramik z cudami i zachowywał się, jakbyśmy go denerwowali.

– Gdybym go nie znał i nie wiedział, o czym mówisz, powiedziałbym, że przesadzasz. Ileż musiałem natłumaczyć się terapeucie, na czym polegała jego wina. Nie awanturował się, pił z umiarem i tylko towarzysko, dbał o potrzeby rodziny, po prostu ideał. A my niewdzięcznicy…

– Mama czuła to samo co my, tylko to ukrywała. Wobec niej też był zimny, tylko że ona z godnością znosiła swój los.

– Jest introwertyczny, męczył się w małżeństwie, a w dodatku miał dzieci, którymi nie umiał się zająć.

Nie przestawał głaskać futerka kotki...

Aż podskoczyłam.

– Bronisz go?

– Staram się go zrozumieć, żeby przezwyciężyć urazę, terapeuta powiedział, że powinienem do tego dążyć, inaczej nigdy nie uwolnię się od niego.

– No to próbuj bracie i informuj na bieżąco, jak ci idzie – powiedziałam z przekąsem i zmieniłam temat. – Wiesz, że ojciec zadzwonił do mnie?

– Niemożliwe, on? To musi być coś bardzo ważnego, inaczej nie podniósłby słuchawki. Może coś się stało.

– Pojadę i dowiem się, o co chodzi.

A teraz siedziałam naprzeciwko niego i patrzyłam, jak głaszcze szarą kotkę. Gesty to jeszcze nic, ubódł mnie wyraz jego twarzy, na której malowała się czułość, jakiej nigdy u niego nie widziałam.

– Dobrze się tata czuje? – spytałam sztywno, chcąc wysondować, dlaczego mnie wezwał, załatwić to i szybko wyjść.

– Nie najgorzej jak na mój wiek.

Skąd ona się tu wzięła? Ja i Maciek nie mogliśmy trzymać zwierząt, tata mówił, że mieszkanie jest więzieniem dla psa.

– Tak mówiłem? Nie pamiętam, wybacz, skleroza. Sąsiadka znalazła ją w piwnicy i mi ją wtryniła, powiedziała że na trochę, dopóki Kicia nie wyleczy się z kociego kataru… Ona ma drugiego kota i nie chce, żeby się zaraził.

– Tata tak po prostu wziął chorego kota, żeby męczył się w mieszkaniu? Nie wierzę, to niepodobne do taty.

– No to się porobiło, ale teraz jestem zadowolony. Ona jest taka przymilna. Człowiek potrzebuje, żeby ktoś go lubił.

Nie wytrzymałam tych bzdur

Zabrakło mi słów. Patrzcie państwo do jakich wniosków udało mu się dojść. Wreszcie i on poczuł, że fajnie jest być akceptowanym, chociaż przez zwierzę.

– Nie przydałem wam się na wiele, co? Nie udawaj, wiem, jak było – powiedział nagle, całkiem mnie zaskakując.

– Co też tata mówi – zaprotestowałam odruchowo.

– Mam rację, dopiero teraz to widzę. Mogłem być inny, taki jak… – przeniósł wzrok na kotkę.

– Nie za późno na rachunek sumienia? Oboje z Maćkiem jesteśmy po czterdziestce, co się stało, to się nie odstanie.

– Robiłem, co mogłem, żeby wychować was na ludzi. Nie masz pojęcia, jak trudno być ojcem – rzucił cicho.

– Niektórzy to potrafią.

– Może mają inne dzieci.

Myślałam, że się przesłyszałam. Znowu obarczał nas winą za swoje błędy.

– Nie kochaliście mnie z Maćkiem zanadto, prawda? Zawsze to czułem. Trudno było do was dotrzeć.

– Po co mnie tata wezwał? Żeby mi to oznajmić? Tata wie, że to nieprawda.

– A cóż mogłabyś innego powiedzieć – westchnął z rezygnacją, co mnie bardzo zdziwiło; takiego go nie znałam.

Chciałam mu powiedzieć, jak bardzo czekaliśmy z Maćkiem na znak z jego strony, na sygnał, że nas kocha i jesteśmy mu potrzebni, ale wieloletnie doświadczenie zamknęło mi usta. Potrafiłam o tym rozmawiać z bratem, lecz nie z ojcem.

Wstydziłam się okazywać przy nim uczucia, bałam, że kolejny raz mnie zlekceważy i odrzuci, jak to miał w zwyczaju.

My nie potrafiliśmy tego dokonać

– Chciałem cię poprosić o coś bardzo ważnego – powiedział, podnosząc na mnie wzrok. – Pragnąłbym, żeby Kicia została ze mną, nie oddam jej sąsiadce. To takie życzliwe stworzenie, przymilne, tak pięknie okazuje miłość i wdzięczność za wszystko, co dla niej robię. Potrzebuję jej a ona mnie, jest tylko jeden problem.

Milczałam wstrząśnięta tym, co powiedział. Kotka nauczyła mojego ojca okazywać uczucia i mówić o nich. My z Maćkiem nie potrafiliśmy tego dokonać. Ojciec uważał, że go nie kochaliśmy, my myśleliśmy o nim dokładnie to samo. Tyle zmarnowanych lat! Dlaczego nie potrafiliśmy spotkać się wpół drogi?

– Niewiele mi już życia zostało, ktoś musi zająć się Kicią, kiedy… no wiesz. Zrobisz to? Nie dla mnie, dla niej. Przecież  zawsze lubiłaś zwierzęta.

– Zrobię to dla ciebie.

Powiedziałam to mocno i dobitnie, żeby wreszcie zrozumiał.

– Dziękuję.

I tyle. Nie zauważył wyciągniętej ręki. Podniosłam się z krzesła, nie było co czekać na dobre słowo.

– Przyjadę za dwa dni, masz wizytę u lekarza – przypomniałam sucho.

– Moja kochana córeczka.

Powiedział to tak cicho, że nie byłam pewna, czy się nie przesłyszałam. Patrzył na kotkę, z upodobaniem głaszcząc mruczące zwierzę, czyżby mówił do niej?

Raczej tak, czego ja się spodziewałam? Na skrzydłach wiatru dobiegałam pięćdziesiątki, a wciąż żywiłam się nadzieją jak nastolatka.

Dopóki żyją nasi rodzice, wciąż jesteśmy dziećmi – pomyślałam i przeszłam do przedpokoju. Ojciec jednak porzucił ulubienicę i poczłapał za mną.

Na jedną niepewną chwilę zesztywniał

– Alinko, powiedz Maćkowi, żeby się dłużej na mnie nie boczył. Nie zostało mi już zbyt wiele czasu.

– Powiem, tato – cmoknęłam go zdawkowo w policzek na do widzenia.

Uczucia we mnie buzowały, ale nie miałam mu nic do powiedzenia. Nie potrafiłam. Na schodach wpadłam na panią Terenię z naprzeciwka, tę, która obdarowała ojca kotką.

– Pani tata to wyjątkowy człowiek, ma już swoje lata, ale rozum, że ho ho! I taki jest opiekuńczy, jak zobaczył tę biedę, zaraz powiedział, że się nią zajmie. Zaglądałam do niego, czy czegoś nie potrzeba, ale świetnie sobie radził. Kicia bardzo się do niego przywiązała… Koty potrafią przejrzeć człowieka na wylot, nic się przed nimi nie ukryje. Widzą więcej niż ludzie.

– Ma pani rację – zawróciłam i własnymi kluczami otworzyłam drzwi rodzinnego domu, gdzie czekał na mnie mój tata.

Miałam rację, daleko nie odszedł, nadal stał w przedpokoju. Podeszłam do niego i mocno objęłam kruche ramiona. Na jedną niepewną chwilę zesztywniał, a potem oddał mi uścisk.

– Jutro przyjedziemy do ciebie oboje,  tato, Maciek też chciałby zobaczyć kotkę – powiedziałam cicho. 

Czytaj także:
„Nie dałam Grześkowi rozwodu, ale on i tak ożenił się z inną. Zachciało mu się oszustwa, to niech teraz płaci za błędy”
„Przyjaciółka lubi rozstawiać ludzi po kątach. Nikt jej nie lubi, choć jest dobrą osobą. Czy to dlatego nie ma męża?”
„Emerytura i >>syndrom pustego gniazda<< spędzały mi sen z powiek. Nie chciałam stać się staruchą bez werwy i wigoru”

Redakcja poleca

REKLAMA