Akurat doprawiałam w kuchni zrazy, gdy zaalarmował mnie cichy odgłos zamykanych drzwi wejściowych. Andrzej? Za wcześnie na niego. Dość gwałtownie znalazłam się w przedpokoju.
– Poddaję się, nie celuj we mnie tą łyżką.
Mateusz, mój pasierb, podniósł do góry ręce w udawanym przerażeniu.
– Zaskoczyłem cię? Starzejesz się, jeszcze niedawno byłaś szybsza. Nerwowa się zrobiłaś ostatnio.
Zrobił to specjalnie, zakradł się po cichu, żeby mnie wypróbować. Taki był, złośliwy i z lekka nieobliczalny. Tolerowałam go ze względu na męża. Albo na dzieci, już sama nie wiedziałam, za to pamiętałam, że chłopak stał się częścią naszego życia dzięki moim staraniom.
Sama ukręciłam sobie powróz na szyję
– Mati! – podwójny wrzask upewnił mnie w przekonaniu, że tylko ja nie mogłam się do niego przekonać.
Zuzia i Krzyś napadli przyrodniego brata i uwiesili się na nim miłośnie. Zniósł to z hartem godnym podziwu, jak zawsze. Co więcej, zaczynałam podejrzewać, że tak naprawdę lubi tę dwójkę, chociaż robił, co mógł, żeby to ukryć.
Po co przyszedł? Zauważyłam, że ma ze sobą plecak z kieszenią na laptopa, co zapowiadało dłuższą wizytę. Dobra, to ja wprowadziłam zasadę, że nasz dom jest jego domem, taka byłam szlachetna.
Po głowie plątały mi się fragmenty przeczytanych w dzieciństwie książek, w których główny bohater, niezrozumiany i niekochany, powoli przekonuje się do dobrej macochy. Macochy! Kurczę, byłam od niego trochę starsza, ale nie aż tak, żeby mu matkować.
Mateusz był „maturalnym dzieckiem”, został poczęty przez dwoje nastolatków tuż po balu wieńczącym egzamin dojrzałości. Jak na ironię, żadne z nich nie było dostatecznie dorosłe, by przyjąć dar w postaci dziecka.
Na Mateusza nikt nie czekał z utęsknieniem, jego pojawienie się na świecie o mało nie złamało życia matce, a ojcu, czyli mojemu mężowi Andrzejowi… ech, lepiej nie mówić.
Wychowywał się z mamą, ale pod skrzydłami dziadków, to oni przejęli odpowiedzialność za wnuka. Andrzej, a właściwie jego rodzice płacili jakieś alimenty i od czasu do czasu widywali małego. I tyle. Jak dużo dzieci wychowuje się w ten sposób?
Wiem, jak to jest tęsknić za ojcem
Pochodzę z rozbitej rodziny, wiem, co oznacza tęsknota za ojcem, dlatego kiedy wyszłam za mąż za Andrzeja i poznałam historię jego syna, wyskoczyłam z propozycją domu otwartego.
– Daj mu klucze i niech przychodzi, kiedy chce. Powiedz, że może u ciebie bywać, mieszkać, nocować, bo jest twoim synem – zażądałam. Byłam po czubek głowy wypełniona pozytywnymi emocjami i bardzo z siebie dumna.
– Jesteś tego pewna? Mateusz ma dwadzieścia dwa lata, jest dorosłym człowiekiem, nie potrzebuje mamy i taty.
– Każdy potrzebuje czuć się kochany, niezależnie od tego, ile ma lat.
– Ożeniłem się ze szlachetną kobietą – Andrzej pocałował mnie z uczuciem. – Ale…
– Co ale?
– Nie wiesz, na co się porywasz. To trudny chłopak, nigdy tak naprawdę nie udało mi się do niego dotrzeć.
Przemilczałam słowa, które cisnęły mi się na usta. Nie udało się! A to dopiero dziwne. Ciekawe, kiedy zaczął próbować? Andrzej późno dojrzał do ojcostwa, Mateusz musiał mieć wtedy z piętnaście lat, nic dziwnego, że nie zaakceptował spóźnionych starań ojca.
Moich też nie przyjął do wiadomości, nie były mu potrzebne. Klucze przyjął z pewnym zdziwieniem, schował i nie zamierzał z nich korzystać. Owszem, bywał u nas, kiedy musiał albo kiedy nie mógł się wykręcić, czyli rzadko.
Taka sytuacja trwała, dopóki jego matka nie wyszła za mąż i nie wyprowadziła się z rodzinnego domu. Wtedy zmienił zdanie.
Darliśmy koty, tego nie da się ukryć
Mateusz nie chciał zamieszkać z ojczymem, został u dziadków i zaczęły się kłopoty. Chłopak dorósł, czego opiekunowie nie zauważyli albo nie chcieli zauważyć. Wciąż próbowali go wychowywać, co przyjmował jak najgorzej.
Nie wiem dokładnie, jak było, ale po każdej awanturze Mateusz lądował u nas, przeczekując burzę. Andrzej podejrzewał, że wina leży po jego stronie, a dziadek z babcią próbują po swojemu wyprostować ścieżki wnuka, ale dowodów nie miał.
Od dawna nie utrzymywał kontaktów z rodzicami licealnej miłości, trudno się było spodziewać, że zaczną mu się zwierzać z kłopotów wychowawczych.
– Zostaniesz dłużej? – spytałam Mateusza, starając się nie pokazać po sobie, jak bardzo jest mi to nie na rękę.
– Jeśli można – odparł wyjątkowo grzecznie. Widać bardzo mu zależało.
– Wiesz, że tak, nie musisz pytać – odparłam kłamliwie, bo najbardziej ze wszystkiego chciałabym cofnąć czas i postąpić inaczej.
Mateusz nie dawał się lubić, z trudnością znosiłam jego obecność. Kiedyś powiedział, że wyglądam jak facet. Szczeniacka odzywka, ale nie mogłam jej zapomnieć. Ścięłam wtedy włosy na bardzo krótko, nie wiem, co mnie napadło, chyba próbowałam zmienić wizerunek na mniej kobiecy, żeby zasłużyć na szacunek kolegów z pracy.
Głupie, wiem, i tak jestem dobrą policjantką. W nowej fryzurze nie podobałam się nikomu, a już najmniej sobie. Mateusz mógłby mi oszczędzić niegrzecznej uwagi, ale nie, on musiał wbić szpilę.
– Gdzie mogę złożyć graty?
– W naszym pokoju! Będziesz spał ze mną – wrzasnął ogłuszająco Krzyś, szarpiąc go za nogawkę dżinsów.
– Nie, bo ze mną – zapiała przenikliwie Zuzia, spoglądając na brata z wyżyn, na które udało jej się wdrapać. Mianowicie spod pachy Mateusza.
Patrzyłam na to z cichą satysfakcją
Chłopak poprawił chwyt i przerzucił ją sobie na bark, powodując lawinę pisków dziecięcego zachwytu.
– Ja też tak chcę, ja też – dopominał się Krzyś z podłogi.
Moje kochane szkraby, już one dadzą popalić starszemu bratu, prędko zmięknie mu rura. Ja wieczorem padałam z nóg, a przecież byłam osobą podobno nie do zdarcia.
– Mateusz będzie spał tam gdzie zawsze, w dużym pokoju na kanapie – ogłosiłam salomonowy werdykt.
– To niesprawiedliwe – rozżalił się Krzyś, zaprzysięgły wielbiciel przyrodniego brata.
– Nienienie – świeży sopran Zuzi poraził nasze uszy.
Mateusz odruchowo pozatykał im usta.
– Cisza, młodzi – zarządził.
Uspokoili się momentalnie, patrząc na niego wiernie sponad knebla z dłoni. No, no, co za skuteczność. Pierwszy raz pomyślałam przychylnie o pasierbie.
– Rozgość się, niedługo będzie obiad – powiadomiłam go neutralnym tonem i wróciłam do kuchni.
W samą porę, zrazy zaczynały przywierać do garnka.
– Mmm, ale pachnie.
Mateusz niespodziewanie znalazł się tuż za mną, za nim wepchnęły się dzieci, co przyjęłam z ulgą. Nie chciałam zostać z nim sama. Andrzej miał rację, to nie był mały chłopiec spragniony rodzinnego ciepła, tylko dorosły mężczyzna o bardzo ironicznym poczuciu humoru i ciętym języku.
– Dzieci, zaprowadźcie brata do pokoju i przypilnujcie, żeby się rozpakował – błysnęłam pomysłem.
– Chodź – Krzyś i Zuzia wyjątkowo zgodnie pociągnęli Mateusza za sobą. Mogłam być pewna, że go nie opuszczą i nie pozwolą się spławić. Chłopak będzie miał dziś po uszy rodzinnego ciepełka, pomyślałam złośliwie.
Chce pomocy? W co on się wpakował?
A jednak udało mu się wrócić do kuchni, co prawda w asyście dwojga nieletnich wielbicieli, ale jednak. Nie pchał się do środka, stanął w progu jak petent.
– Zachowujesz się dziś trochę nietypowo – zauważyłam, bo ktoś musiał przerwać niezręczną ciszę.
– Chciałbym pogadać – wyznał niespodziewanie Mateusz.
– Poczekaj z tym na Andrzeja, powinien niedługo wrócić.
– Do ciebie mam sprawę, nie do ojca – powiedział, jak mi się wydało, ponuro.
Nie brzmiało to najlepiej. Odłożyłam łyżkę i odwróciłam się do niego. Może dziadkowie Mateusza mieli rację, węsząc wokół chłopaka poważne kłopoty?
– Nawywijałeś? Mogę ci pomóc? Tylko nie oczekuj zbyt wiele, pracuję w dzielnicowym komisariacie, nie w kryminalnej.
– Nie o to chodzi – potarł nos ruchem, który odziedziczył po ojcu.
– No to o co?
Niecierpliwiłam się, zrazy wymagały mojej uwagi.
– Oj, bądź przez chwilę cicho i daj się skupić – zezłościł się Mateusz. – Nie tak wyobrażałem sobie tę rozmowę – pokazał palcem na dwoje zasłuchanych w jego słowa dzieciaków.
– He, he – odparłam z satysfakcją.
– No dobra, to powiem inaczej, niż chciałem. Mam dziewczynę, Ola się nazywa i to jest coś poważnego.
– Gratulacje, twój ojciec się ucieszy – powiedziałam uprzejmie.
– No, raczej – odparł niejasno Mateusz i uśmiechnął się, jak mi się wydawało, złośliwie.
Zaskoczył mnie, zakochał się?
Od razu się zjeżyłam.
– Dałeś jej pierścionek? – wtrąciła się niespodziewanie Zuzia, dumna posiadaczka odpustowego świecidełka, które wręczył jej z powagą przedszkolny wielbiciel.
– Całowaliście się, hi hi – zaśmiał się cienko Krzyś, starszy i jak z niepokojem zauważyłam, najwyraźniej bardziej doświadczony niż siostra.
Mateusza na chwilę zatkało.
– Hej, nie pozwalajcie sobie, bo was wyłapię i zjem.
– Nie dogonisz nas!
Całe towarzystwo wyniosło się z kuchni w mgnieniu oka. Dokończyłam zrazy, nasłuchując wrzasków i pisków świadczących o świetnej zabawie. Mateusz był trudnym synem i niepokojącym pasierbem, ale wspaniałym bratem. Zaskoczył mnie, kiedy odcedzałam ziemniaki.
– Kazałem im liczyć do dwudziestu, mamy mało czasu – powiedział szybko, wzbudzając we mnie złe przeczucie. – Chodzi o to, że już mi przeszło. Słowo, nie musisz się na mnie boczyć.
Odwróciłam się gwałtownie, parząc sobie palce.
– Ale o co…
– Nienawidziłem cię, kiedy tak wspaniałomyślnie dałaś mi klucze do mieszkania. Taka byłaś zadowolona z siebie, że aż niedobrze się robiło. Dobra pani, która przygarnia zbłąkanego psa.
– Źle mnie oceniłeś…
– Poczekaj, to nie koniec. Zacząłem u was bywać, chyba tylko po to, żeby się umartwiać. Nigdy nie miałem ojca, Andrzej nie jest dla mnie nikim ważnym.
– Tęskniłeś za nim, nie oszukuj się. Wiem, przeszłam przez to samo. Masz do niego żal, ale jest ci potrzebny.
– Taka jesteś przenikliwa? – skrzywił twarz w ironicznym grymasie. – No dobrze, może trochę. Teraz mogę ci powiedzieć, że bywałem tu trochę ze względu na niego, ale przede wszystkim na dzieciaki i ciebie.
– Mnie? Żeby utwierdzać się w nienawiści do macochy?
– Jesteś fajna, wiesz? Trenujesz sporty walki, pracujesz w policji, no fajna jesteś – powtórzył bezradnie. – Chyba się trochę w tobie zadurzyłem. Wiem, że to zauważyłaś, dlatego starałem się traktować cię z buta. Żebyś sobie nie myślała.
– O matko – nogi ugięły się pode mną.
– A co? Nie wiedziałaś? O kurka, po co z tym wyskoczyłem – zreflektował się natychmiast Mateusz. – Chciałem tylko wszystko wyprostować, odszczekać te złośliwości na temat fryzury i w ogóle. Żebyś nie była na mnie zła. Źle cię traktowałem, ale to się nie powtórzy, słowo.
Dzieci będą smutne, jeśli sobie pójdzie
Powoli dochodziłam do siebie. Pasierb się we mnie zakochał. O mamo. I ja podobno o tym wiedziałam. Kurka. Twierdzi, że mu przeszło, no mam nadzieję, całkiem nie jest w moim typie. Boże, o czym ja myślę, przecież kocham Andrzeja.
– Co tak milczysz? Powiedz coś, bo mi głupio. Dobra, mogę tu nie przychodzić, odczepisz się ode mnie.
– Jesteś pewien?
– Że nie będę was nachodzić? Spoko, masz to jak w banku.
– Nawet o tym nie myśl, dzieci by się za tobą zapłakały, Andrzej pewnie też.
– Co do tego ostatniego nie jestem pewien – powiedział dość ponuro Mateusz. – Dzięki za wszystko i spadam. Tylko pożegnam się z młodymi, jakoś im to wytłumaczę.
– Ani mi się waż. Tu jest twój dom, nic się w tej sprawie nie zmieniło.
– A to co było między nami?
Poczułam rosnącą furię.
– Między nami nic nie było, nie ma żadnych „nas” – uświadomiłam mu wprost i bez znieczulenia. – Pytałam, czy jesteś pewien, że nie będziesz mi więcej dogryzał. Oraz wyzłośliwiał się na każdy temat. Bo dziś od progu zasunąłeś mi gadkę, jaka to jestem stara.
– Oj, sorki, to z przyzwyczajenia.
Uśmiechnął się krzywo, jak to on. Zastanowiłam się, czy ten grymas nie jest aby wrodzony. Może wcale nie świadczy o złośliwości?
– Przyjaciele? – wyciągnął do mnie rękę.
– Już policzyliśmy do dwudziestu. Co teraz? – w kuchni pojawił się Krzyś. Za nim jak nieodłączny cień zjawiła się Zuzia.
– Przyjaciele – potwierdziłam, oddając mocny uścisk synowi męża.
Wreszcie poczułam się przy nim swobodnie
Dwie małe łapki nakryły nasze dłonie, dołączając się do świeżo zawartego przymierza.
– Przedstawisz nam Olę? – spytałam, gdy siadaliśmy do stołu.
– Olę? – zdziwił się przelotnie Mateusz.
– A tak, jasne – powiedział z przekonaniem.
– Kiedy? – naciskałam.
– Co to, przesłuchanie, jestem podejrzany? – zaśmiał się Mateusz. – Jakoś w najbliższym czasie, dam znać, żebyś mogła wskoczyć w najlepsze ciuchy.
– Obiecałeś, że będziesz traktował mnie inaczej niż dotąd – zezłościłam się.
– A co ja powiedziałem? Nie jesteś aby przewrażliwiona?
– Może to ze starości – podsunęłam mu uczynnie.
Od słowa do słowa pokłóciliśmy się, wspierani z obu stron przez dzieci. Jak to w rodzinie. Wreszcie poczułam się przy nim swobodnie. Ja też nie zapominam języka w gębie, jeżeli pasierb mi dogryza, odpowiadam pięknym za nadobne.
Doceniam, że się uspokoił i stara się być miły, ale chyba muszę się pogodzić, że ironiczne uwagi wymykają mu się, zanim zdąży je powstrzymać.
Jedno mnie tylko zastanawia. Minęło już sporo czasu, a my wciąż nie poznaliśmy jego dziewczyny. Mam nadzieję, że Ola istnieje.
Czytaj także:
„Mój ukochany to kawał drania. Wyciągał ode mnie pieniądze, a ukrywał przede mną 2 żony i dzieci”
„Młodzi milionerzy wykorzystali nas, staruszków w potrzebie. Wydusili z nas oszczędności, a potem wyrzucili na bruk”
„Gdy mąż odszedł do kochanki, wpadłam w rozpacz. Zajęta sobą i swoim bólem, nie zauważyłam, że z córką dzieje się coś złego”