„Panicznie bałam się jazdy autem. Pokonałam lęk na autostradzie, ale inni kierowcy mieli ze mnie niezły ubaw”

kobieta w aucie fot. Adobe Stock, Valua Vitaly
„Ktoś jadący za mną zatrąbił i mnie wyprzedził, Siedzący obok kierowcy pasażer popukał się znacząco w czoło. Co zrobiłam źle? Nie miałam pojęcia, więc się znowu zestresowałam. A kiedy w lusterku wstecznym ujrzałam ogromną ciężarówkę, oblał mnie zimny pot. Odruchowo zwolniłam. Jedyne, czego teraz chciałam, to wrócić do domu”.
/ 31.08.2023 16:30
kobieta w aucie fot. Adobe Stock, Valua Vitaly

Zapowiadała się piękna, słoneczna sobota. Nie miałam na ten dzień żadnych planów, więc postanowiłam odwiedzić dawno niewidzianą koleżankę. Marzena mieszka jakieś sto kilometrów od mojego miasta. Chociaż nasze drogi rozeszły się jeszcze w liceum, to wciąż utrzymywałyśmy kontakt. Marzena była kopalnią plotek.

Wolałam pociąg

Ucieszyła się, kiedy zadzwoniłam do niej i obiecałam, że przyjadę. Pozostało mi tylko kupić bilet na najbliższy pociąg. Sprawdzenie połączenia zajęło mi kilka minut. Niewiele więcej spakowanie najpotrzebniejszych rzeczy do torby. Wygodny strój, lekki makijaż i byłam gotowa do wyjścia.

Przechodząc na drugą stronę ulicy, zerknęłam jeszcze w stronę pobliskich garaży. Od kilku miesięcy w jednym z nich stało moje auto, którego rzadko używałam. Miałam prawo jazdy, i to od roku, ale nadal nie czułam się pewnie za kierownicą. Z drugiej strony, jak się miałam poczuć pewniej, skoro wciąż wybierałam komunikację miejską, aby dotrzeć do biura. A po pracy… cóż… Kto jeździ autem, ot tak, żeby sobie pojeździć? Na pewno nie ja. Czasami robiłam samochodową wyprawę do supermarketu, by uzupełnić zapasy. Auto stało w garażu i pokrywało się kurzem. A ja tylko płaciłam kolejne raty za swój kaprys na czterech kółkach.

Poprawiłam torbę przewieszoną przez ramię i szybkim krokiem ruszyłam w stronę dworca. „Nie pora teraz na myślenie o samochodzie” – uznałam. „Pociąg odchodzi za niespełna pół godziny. I gwarantuje spokojną, bezpieczną podróż do celu”. Tak sądziłam. Niestety okazało się, że byłam w błędzie.

To był znak od losu

Po długim oczekiwaniu na peronie i wypatrywaniu nadjeżdżającego składu miły kobiecy głos poinformował przez megafon, że pociąg ma opóźnienie. Niewielkie, zaledwie kwadrans. Tyle że po tym kwadransie opóźnienie przeciągnęło się o kolejny, a potem jeszcze o kolejny…

Nad moją wolną słoneczną sobotą nagle zawisły czarne chmury. Podobno gdzieś na trasie przeszły gwałtowne burze, poważnie uszkadzając trakcję. Trwały naprawy. Stąd to opóźnienie w kursowaniu pociągów.

Kiedy po godzinie nic nie wskazywało na to, by mój środek transportu miał się pojawić, zadzwoniłam do Marzeny.

– Nici z naszego spotkania – powiedziałam. – Tkwię od godziny na peronie, pociąg ma opóźnienie i nie wiadomo kiedy przyjedzie.

– Przecież masz samochód – padła szybka i logiczna odpowiedź.

– No i co z tego, że mam? Stoi w garażu. A kierowca ze mnie marny…

– Kiedyś musisz nabrać wprawy – Marzena była pełna optymizmu. – Po prostu wsiadaj do auta i przyjeżdżaj. Jak nie będziesz trenować, to nigdy nie poczujesz się pewnie na drodze. To absurdalne, żeby nowy wóz stał nieużywany w garażu.

Łatwo jej mówić. Ona sama była świetnym kierowcą. Samochodem po różnych drogach poruszała się ze swobodą, jaką ja czułam jedynie, idąc chodnikiem.

Po co mi to auto?

Egzamin na prawo jazdy zdałam, racja, i to jakimś cudem już za pierwszym razem. Instruktor mnie chwalił, co nie zmienia faktu, że jazda po mieście w godzinach szczytu była dla mnie istnym koszmarem. Dodajmy do tego zupełną nieznajomość dróg (bo niby jak miałam poznać topografię miasta, skoro nie jeździłam?) i mamy gotowy przepis na katastrofę.

Owszem zainstalowałam sobie GPS w moim autku, ale zawsze wydawało mi się, że aksamitny męski głos udziela mi instrukcji – na przykład, kiedy i gdzie skręcić – ciut za późno. Taki jest złośliwy.

No, ale Marzena miała rację. Zrobiłam prawo jazdy, kupiłam samochód, poniosłam koszty. To bez sensu, żeby teraz wóz stał w garażu. Poza tym chciałam się spotkać z przyjaciółką. Trzeba tylko wrócić do domu, wziąć dokumenty i… wyjechać autem w świat. Już na samą myśl o tym się spociłam.

„Weź się w garść, nie bądź babą” – zbeształam samą siebie. „Jak mówi Marzena? Aha. Złap swój lęk za gardło i powal na ziemię”.

Byle wyjechać z garażu

Drżącymi palcami próbowałam wcisnąć klucz do zamka. Jak na złość nie chciał wejść. Po chwili uświadomiłam sobie, że próbuję otworzyć garaż kluczem od domu. W końcu uporałam się z pierwszą przeszkodą i drzwi garażu stanęły otworem. Ostrożnie wyprowadziłam samochód i przejechałam kilka metrów, o nic po drodze nie zahaczając i nie rysując karoserii. Dumna z siebie nacisnęłam mocniej gaz i ruszyłam w stronę wylotu ulicy. Dojeżdżałam już do jej końca, kiedy musiałam się zatrzymać. Dotarło do mnie, że nie zamknęłam garażu…

Zaparkowałam, wysiadłam i biegiem ruszyłam z powrotem. Tak, biegiem. Nie miałam odwagi, by zawrócić autem. W wąskiej uliczce ten manewr wydał mi się niemożliwy do wykonania. Przynajmniej dla mnie. „Boże, a jak ja sobie poradzę na autostradzie?! Nie panikuj, kobieto. Egzamin na prawko zdałaś? Zdałaś. Czegoś cię tam nauczyli, skoro nie oblałaś”, tłumaczyłam sobie, wracając do samochodu. „Jeżeli nie teraz, to kiedy? Im dłużej czekasz, tym robi się trudniej. Bez trenowania wprawy nie nabierzesz. Nikt nie każe ci się pakować w uliczne korki w godzinach szczytu. Niedziela… Ruch na drogach mniejszy. Przynajmniej TIR-ów nie powinno być”, uspokajałam samą siebie.

Narobiłam trochę głupot

Już w samochodzie włączyłam GPS i wpisałam adres koleżanki. Droga wydawała się łatwa. W prawo, prosto, w lewo… dotrzeć do autostrady… A dalej autostradą – to chyba prosto… Obawiałam się tej podróży. No, ale skoro już wyjechałam z garażu, postanowiłam spróbować. Raz kozie śmierć!

Ku mojemu zaskoczeniu początkowo wszystko układało się pomyślnie. Na drodze faktycznie było prawie pusto. Zaledwie kilku kierowców, jadących – o dziwo – wolno. Może to z powodu zmiany w przepisach, a może po prostu nigdzie im się nie spieszyło. Włączyłam radio, żeby się rozluźnić. Wesołe melodie i spokojny głos prowadzącego audycję sprawiły, że strach zaczął znikać. A kiedy jeszcze płynnie wjechałam na autostradę, naprawdę ucieszyłam się, że tak dobrze mi poszło. Zuch dziewczyna!

Tyle że tutaj już nie było tak spokojnie, jak na ulicach miasta. Auta przemykały obok mnie ze sporą, jak mi się wydawało, prędkością. Ktoś jadący za mną zatrąbił i mnie wyprzedził, Siedzący obok kierowcy pasażer popukał się znacząco w czoło. „Co zrobiłam źle?”. Nie miałam pojęcia, więc się znowu zestresowałam. A kiedy w lusterku wstecznym ujrzałam ogromną ciężarówkę, oblał mnie zimny pot. Odruchowo zwolniłam. Jedyne, czego teraz chciałam, to wrócić do domu.

Na autostradzie nie jest to jednak takie proste. Poza tym nim dotrę do kolejnego zjazdu, będę już w połowie drogi do Marzeny. Tymczasem ciężarówka również zwolniła, wciąż podążając za mną. Czułam się jakaś taka… przytłoczona. Z ulgą powitałam w oddali widok stacji benzynowej. Czym prędzej skręciłam, tłumacząc sobie, że pół baku paliwa to wystarczający powód, by je uzupełnić. Niestety ciężarówka zamiast pojechać prosto, również zjechała na stację.

Ale wstyd!

Ze zdenerwowania zapomniałam, gdzie mam bak. Okrążałam samochód, szukając wlewu paliwa. Jednak, gdy go wreszcie znalazłam, okazało się, że wąż z dystrybutora tam nie sięga. Jakbym nie próbowała, wciąż brakowało kilku centymetrów.

– Nie potrzebuje pani pomocy? – usłyszałam miły męski głos.

Podskoczyłam i o mało nie wypuściłam pistoletu z rąk. Stojący za mną mężczyzna uśmiechał się przyjaźnie, choć z wyraźnym rozbawieniem. Nie wyglądał na pracownika stacji. „Boże, pewnie dawno nie widział tak beznadziejnego kierowcy. Baba za kierownicą i blondynka na dokładkę. Dowcipy by można o mnie opowiadać, pasowałabym idealnie”.

– Poradzę sobie – odparłam szybko, dalej bezskutecznie walcząc z wężem od dystrybutora.

Miałam ochotę usiąść, rozpłakać się i poprosić kogokolwiek, żeby odprowadził moje auto do garażu.

– Zapewne, ale… radzę podjechać z drugiej strony dystrybutora. – Uparty mężczyzna nie odchodził. – No i nie najlepszym pomysłem jest jazda środkowym pasem, kiedy nie przekracza się pięćdziesięciu kilometrów na godzinę.

„Środkowym pasem… Kurczę, może dlatego niektórzy na mnie trąbili, a inni pukali się w czoło.?” Czułam, że oblewam się rumieńcem.
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć, więc tylko skinęłam głową. Mężczyzna wreszcie odszedł – okazało się, że to on był kierowcą tej olbrzymiej ciężarówki, której się wystraszyłam – a ja odwiesiłam pistolet na miejsce.

„Podjechać z lewej strony?” – powtórzyłam sobie w myślach i rozejrzałam się wokoło. „No jasne! Skoro bak mam z lewej, to do dystrybutora powinna podjechać z prawej”. A ja zrobiłam na odwrót. W dodatku stanęłam dosyć daleko od niego. Wsiadłam do auta i zacisnęłam drżące ręce na kierownicy. „Dam radę. Pokonam lęk. Złapię go za gardło i powalę na ziemię. Dokładnie tak”.

Wycofałam się i po kilku długich minutach udało mi się ustawić do tankowania tak, jak należy. Dzięki Bogu nie było zbyt wielu klientów. Za to pracownicy stacji musieli mieć niezły ubaw, patrząc na moje zmagania. Podobnie jak kierowca ciężarówki, który stał oparty o drzwi szoferki i przyglądał mi się uważnie. Jakby się obawiał, że przy manewrowaniu wjadę w jego gigantyczny pojazd i go uszkodzę. Wolne żarty. Odbiłabym się od opony.

Ostatecznie udało mi się uzupełnić paliwo, a nawet sprawnie wyjechać ze stacji. Wróciłam na autostradę i tym razem przezornie zjechałam od razu na prawy pas.

Przeżyłam to

Do Marzeny dotarłam już po południu. Kiedy przy kawie opowiadałam jej o swoich wrażeniach z jazdy, kręciła z niedowierzaniem głową.

– Musisz jak najwięcej jeździć – powtórzyła mi to samo co rano przez telefon.

– Zobaczysz, szybko nabierzesz wprawy. A numer od tego przystojnego pomocnego TIR-owca wzięłaś?

– Po co? I skąd w ogóle wiesz, że był przystojny?

– Po co, po co… Domyśl się, po co.

Droga powrotna zajęła mi już o wiele mniej czasu. A wieczorem, kiedy po zmroku parkowałam w garażu (bezkolizyjnie!) – pomyślałam sobie, że jeżdżenie nie jest takie złe. Od tej pory częściej używam auta. A tankować jeżdżę na tamtą stację. Nadkładam drogi, ale trenuję i nabieram wprawy; poza tym liczę, że kiedyś znowu spotkam pomocnego TiR-owca o miłym głosie. Podziękuję mu i na kawę zaproszę. Taka się śmiała zrobiłam!

Czytaj także: „Rodzina miała mnie za nieudacznika, dopóki nie stałem się bogaty. Teraz próbują na mnie żerować, ale nie jestem głupi”
„Zdradziłam męża i dzieci. Teraz wnuków mogę oglądać zza krzaków, jestem samotną emerytką, która popełniła błędy”
„Niczego nie pragnęłam bardziej niż macierzyństwa. Gdy moja siostra urodziła, uknułam plan, żeby odebrać jej syna”

 
 

Redakcja poleca

REKLAMA