„Ożeniłem się z rozsądku, myślałem, że miłość to jakaś bujda z filmów. Mój nastoletni syn wiedział o związkach więcej niż ja”

Kochanka wrobiła mnie w dziecko fot. Adobe Stock, Photographee.eu
„Kiedyś żona cmokała mnie w policzek na pożegnanie. Nie wiem, kiedy ten zwyczaj zniknął. Nie zauważyłem. Pewnie mi nie zależało. Może i nasza miłość była letnia. Może i to coś między nami trudno nawet nazwać miłością, ale za to miałem spokój. Mogłem poświęcić się pracy, synowi, hobby. Po co mi jakieś cierpienia młodego Wertera?”.
/ 17.11.2022 20:30
Kochanka wrobiła mnie w dziecko fot. Adobe Stock, Photographee.eu

Nie pamiętam, bym jako młody człowiek cierpiał z miłości. W szkole średniej miałem dwie dziewczyny, ale nie było między nami wielkich emocji i rozstania przychodziły nam naturalnie, spokojnie. Grażynę, moją żonę, poznałem już po studiach. I jakoś tak w ewolucyjny sposób dotarliśmy do ślubu. Miałem wrażenie, że mój osiemnastoletni syn, Michał, przeżywa miłosne wzloty i upadki i za siebie, i za mnie.

Tej nocy znów wrócił do domu po pierwszej

Był z Patrycją i jak zwykle cały wieczór kłócili się i godzili, kłócili i godzili… Nie wiedziałem, jak on to wytrzymuje, ale ta emocjonalna huśtawka z pewnością mu nie służyła. Za rok matura, a on opuścił się w nauce. Zrobił się nerwowy, trudno było się z nim dogadać, zwłaszcza gdy chcieliśmy z żoną porozmawiać o jego dziewczynie i nauce. Michał zamieniał się wtedy we wkurzonego jeża. Bez kija nie podchodź. Kiedy usłyszałem, jak przekręca klucz w zamku, usiadłem na łóżku.

– Zostaw go – mruknęła żona.

Nie skomentowałem. Już od dawna nie zwracałem uwagi na to, co mówi Grażyna, bo nie miałem ochoty się denerwować. Nie wyobrażałem sobie, żebym nie reagował na to, co robi mój syn. Chciałem, by wiedział, że wciąż jestem z nim, wciąż mi zależy. Co prawda, jak twierdził, jemu to wisiało i wolałby, żebym poszedł za przykładem matki i dał mu święty spokój, ale mu nie wierzyłem. Wszedłem do przedpokoju akurat, jak Michał zdejmował buty. Popatrzył na mnie wrogo. Był zmęczony i rozdygotany.

„Pokłócili się i rozstali bez pogodzenia” – uznałem.

– Jadłeś coś? – spytałem.

– Tata, daj mi…

– … spokój. Wiem. Za chwilę. Jest lazania. Dwie minuty i będzie gotowa.

Widziałem, jak walczą w nim dwie sprzeczne opcje. Z jednej strony chciał samotności, z drugiej uwielbiał lazanię.

– Nie znoszę cię – jęknął w końcu, ale kącik jego ust uniósł się lekko, a w głosie pojawiła się dawna miękkość.

Podgrzałem mu lazanię i patrzyłem, jak pochłania ją łapczywie. Nie jadł cały dzień. Martwiłem się. I nie wiedziałem, co robić.

Był z Patrycją od dwóch lat

Zakochany po wariacku, ale dziewczyna nie była łatwa w obsłudze. Ciągnęło ich do siebie strasznie, a jednocześnie odpychało. Poznałem Patrycję i uważałem, że ona i mój syn są jak ogień i woda. Zdecydowanie nie powinni być razem. Ale kiedy tamtej nocy powiedziałem to Michałowi, odparł:

– Pewnie chciałbyś, żebym miał letnią miłość, która nie wywołuje nawet szybszego bicia serca. Której jest wszystko jedno, czy jesteś, czy cię nie ma. To tak, jakbyś nie kochał wcale. Letnia to może być herbata…

Wiedziałem, że pije do mnie i Grażyny. Ale nie rozumiałem go. Miłość, która anektuje twoje myśli i uczucia całkowicie, nie dając miejsca na nic innego? Przez którą cierpisz? Nie, jestem policjantem, a nie poetą, mnie coś takiego nie jest do niczego potrzebne. A jako policjant wielokrotnie widziałem skutki takiej miłości, którą czasem trudno odróżnić od nienawiści. Dziękuję, nie skorzystam. Następnego dnia przy śniadaniu powiedziałem do Grażyny:

– Może powinniśmy porozmawiać z matką Patrycji. W tym roku matura, jak tak dalej pójdzie, oboje jej nie zdadzą.

Żona popatrzyła na mnie z politowaniem.

– Ale z ciebie Sherlock Holmes. Po dwóch latach wpadłeś na tak genialny pomysł?

– To znaczy? – nie zrozumiałem.

Westchnęła teatralnie.

– Rozmawiałam z nią kilka miesięcy temu.

– Nie powiedziałaś mi.

– Bo nie było o czym. Kotka jest lepszą matką niż ta baba. Nie obchodzi jej, że córka szlaja się po nocach z chłopakiem, zawala naukę. Kazała mi pilnować własnego nosa i trzymać Michała w ryzach. Wredna małpa.

– Mimo wszystko powinnaś mi była powiedzieć – mruknąłem.

Wzruszyła ramionami, wstała, włożyła kubek do zmywarki i wyszła do pracy. Kiedyś cmokała mnie w policzek na pożegnanie. Nie wiem, kiedy ten zwyczaj zniknął. Nie zauważyłem.

Pewnie mi nie zależało

Może i nasza miłość była letnia. Może i to coś między nami trudno nawet nazwać miłością, ale za to miałem spokój. Mogłem poświęcić się pracy, synowi, hobby. Po co mi jakieś „cierpienia młodego Wertera”? Jednak pomysł, by porozmawiać z matką Patrycji, nie chciał opuścić moich myśli. Po południu zadzwoniłem do niej, chcąc umówić się na rozmowę.

– Nie wiem po co – usłyszałem w słuchawce wrogi głos. – Możemy to załatwić telefonicznie, mniejsza strata czasu. Proszę, niech pan zaczyna nadawać na Patrycję. Jaka to z niej zła dziewucha, która ściąga pana cudownego chłopca na manowce. A więc to tak rozmawiała Grażyna…

– Nie zamierzam nikogo obarczać winą – powiedziałem łagodnie. – Chodzi mi o to, że oni się znów pokłócili. Michał nie śpi, nie je, jest jak wulkan przed wybuchem. Nie wiem, co robić. Dlatego zadzwoniłem do pani. Może razem wpadniemy na jakiś pomysł.

Przez chwilę panowała cisza.

– A pana żona? – spytała w końcu.

– Nie mieszajmy jej do tego.

– W porządku. Kiedy i gdzie?

Umówiłem się z Pauliną w kawiarni. Spóźniła się. Gdy szła w kierunku mojego stolika, od razu wiedziałem, że to matka Patrycji. Tak samo niewysoka jak jej córka, ale trochę pełniejsza, bardziej kobieca. Nie wiem dlaczego, ale ruch jej pełnych bioder nieoczekiwanie przyciągnął moje spojrzenie. Spłoszony podniosłem się z miejsca i napotkałem badawcze spojrzenie piwnych oczu.

– Bardzo pan podobny do syna – powiedziała mama Patrycji.

– A pani do córki – odwdzięczyłem się.

Mam nadzieję, że nie – westchnęła.

Rozmawialiśmy ponad trzy godziny. Szybko przeszliśmy na „ty”. Była zupełnie inna niż twierdziła Grażyna. Zmartwiona, zaangażowana i całkiem bezradna.

Wychowuję Patrycję sama od piętnastu lat. Jej ojciec uznał, że nie jest stworzony do życia rodzinnego. Jeździ po świecie jako fotograf i tylko to go interesuje. Wcześniej pomagała mi mama, ale umarła. Muszę być dla Pati matką i ojcem. I chyba niezbyt dobrze mi to wychodzi. Poza tym dużo pracuję, żeby nas utrzymać.

– Dlaczego nie masz partnera? Ciężko sobie wyobrazić, żeby taka ładna kobieta nie miała – wyrwało mi się.

Spojrzała na mnie z uśmiechem, jej piwne oczy zalśniły ciepło, a mnie zalał żar. Pewnie z zażenowania za ten fatalny tekst.

W tym jesteśmy z córką bardzo podobne. Potrzebna jest mi miłość. Bez niej związek nie ma sensu. Więc wolę żyć sama i się do nikogo nie dostosowywać. Jedynie miłość powoduje, że kompromisy sprawiają nam przyjemność. Ale to wszystko, co łączy mnie z córką. Ona ma teraz okres buntu. Nie chce mnie słuchać. Hormony zalewają jej mózg i nie myśli rozsądnie. Mam wrażenie, że twój syn jest bardziej… rozsądny.

– To tylko takie wrażenie – westchnąłem.

Rozstaliśmy się, nie opracowawszy żadnego planu

Jedyne, co nam przyszło do głowy, to obcięcie funduszy i areszt domowy. Ale oboje byli już pełnoletni i nic nie mogliśmy zrobić. A brakiem pieniędzy się nie przejęli. Nie potrzebowali kasy, by się kłócić. Spotkaliśmy się znów. Potem jeszcze raz i jeszcze. Rozmawialiśmy nie tylko o dzieciach, okazało się, że mamy mnóstwo wspólnych zainteresowań. Po raz pierwszy z chęcią wychodziłem z pracy. I miałem wrażenie, że jestem jakby młodszy, mam więcej sił i pomysłów. Pewnego dnia obudziłem się z dziwnym uczuciem ściskającym mi serce. Ze skręconym żołądkiem. Z myślami krążącymi wokół Pauliny.

„Zobaczę ją dopiero za kilka dni. Jak ja przeżyję do tego czasu?” – pomyślałem i… zamarłem. Mam czterdzieści trzy lata. To za późno na miłość. Nie chcę miłości! Nie jest mi potrzebna. Mam poukładane, spokojne życie. Po co to zmieniać…

Ale z sercem nie można dyskutować. Nie da rady wyrzucić z niego tęsknoty, z głowy natrętnych myśli. Wreszcie zrozumiałem mojego syna. Cokolwiek z Paulą zrobimy, nie uda się nam sprawić, że naszym dzieciom wróci rozum i rozsądek. Albo ich miłość sama się wypali, albo będą walczyć ze sobą całe życie. Taka ich karma. I wtedy to się stało – Michał przyszedł do domu i powiedział, że między nim a Patrycją koniec. Ona nie jest dla niego. I tyle. Mamy go nie wypytywać o powód rozstania, bo on nie chce o tym gadać. Musi się uczyć do matury. Patrycja też milczała jak zaklęta. Powiedziała tylko matce: „Było, minęło, daj mi spokój. Przecież tego właśnie chciałaś. Dogodzić wam, starym, nie można”.

Nie było już powodów, byśmy się z Pauliną spotykali. Pożegnaliśmy się telefonicznie. Walczyłem ze sobą dwa tygodnie. I przegrałem. Zadzwoniłem do niej.

– Słuchaj, muszę się z tobą zobaczyć – powiedziałem. – We własnej sprawie.

– Myślałam, że już się nie odezwiesz…

Tamtej nocy kochaliśmy się jak szaleni. A kiedy wróciłem do domu po nocy spędzonej z cudowną kobietą i spojrzałem na Grażynę, wiedziałem, że muszę wrócić tam, gdzie moje miejsce. Tam, gdzie moje prawdziwe życie dopiero się zacznie. Życie podległe miłości, niespokojnej, wymagającej, gorącej. Bo jak powiedział mój syn – letnia to może być herbata, nie miłość. 

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA