– No i stało się – powiedziałam, przekazując synowi klucze do mieszkania. – Teraz to jest wasz dom.
Mój syn, niegdyś tak bardzo potrzebujący mojej obecności i wsparcia, teraz stał przed mną jako dorosły mężczyzna, gotów zacząć nowy rozdział w życiu u boku Patrycji. Moje serce przepełniały sprzeczne uczucia – dumy, że wychowałam niezależnego człowieka, ale też smutku, że moje gniazdo opuszcza mój pisklak.
– Dzięki, mamo. Nie wiesz, ile to dla nas znaczy – odpowiedział Konrad, przytulając mnie mocno.
Patrycja uśmiechnęła się do mnie ciepło
Dostrzegłam jednak w jej oczach nutę niepokoju. Być może zastanawiała się, jak teraz będą wyglądały nasze relacje, czy znajdziemy wspólny język, gdy już zamieszkamy pod jednym dachem. Próbowałam rozwiać jej obawy swym najszczerszym uśmiechem.
Pierwsze dni wspólnego życia upływały w miłej atmosferze, choć czasem wydawało mi się, że tych dwoje wolałoby mnie nie widzieć na oczy. Być może dlatego, że teraz, gdy już mieli swoją przestrzeń, pragnęli się nią cieszyć w samotności.
Niestety, ja nie miałam dokąd pójść. To mieszkanie, w którym mieszkaliśmy i które przepisałam na Konrada w ramach prezentu ślubnego, było moim jedynym miejscem. Mieszkanie było jednak na tyle duże, że spokojnie mieściliśmy się tu w trójkę, a nawet kolejny lokator czułby się swobodnie.
Mieszkając w jednym mieszkaniu, zaczęłam zauważać, jak niewiele wiedziałam o swoim synu. Kiedyś opowiadał mi wszystko, teraz często czułam się jak intruz w ich świecie. Siedziałam więc w moim małym pokoju, wsłuchując się w dźwięki życia, które toczyło się za cienką ścianą.
Któregoś dnia, gdy siedzieliśmy z synem przy kuchennym stole, usłyszałam słowa, które mnie bardzo zraniły.
– Mamo, rozglądałaś się za jakąś kawalerką do wynajęcia? Wiesz, z Patrycją chcielibyśmy… mieć naszą przestrzeń.
Poczułam, jak kłębią się we mnie emocje. Nie chciałam być ciężarem, przeszkodą w ich życiu, ale przecież nie miałam dokąd pójść.
– Rozumiem, to wasze życie. Chciałam tylko… – Moje słowa urwały się, nie mogłam już dłużej ukrywać rozpaczy. Konrad widząc to, podszedł do mnie i przytulił, jak za dawnych lat.
– Mamo, nie myśl nawet, że nie jesteś tu mile widziana. Jesteś najważniejszą osobą w moim życiu. Ale… Patrycja i ja chcemy zbudować coś swojego. Musisz to zrozumieć.
Kiwnęłam głową, choć serce biło mi jak oszalałe
Rozumiałam, ale nie potrafiłam przyjąć do siebie tej nowej rzeczywistości. W tamtym momencie zrozumiałam, że muszę znaleźć własną drogę i odzyskać niezależność, którą ofiarowałam na rzecz wychowania syna.
– Znajdziesz coś dla siebie, mamo – dodał Konrad. – Pomożemy ci.
Jego słowa, choć miały być pocieszeniem, brzmiały jak wyrok. Czułam się jak stara meblościanka, z której korzystało się latami, a teraz nadszedł czas na wymianę na nowszy model. Czy w takim razie miłość i poświęcenie miały swój termin ważności?
Patrycja weszła do kuchni, gdy jeszcze siedzieliśmy przy stole. Z wyrazem troski na twarzy spojrzała najpierw na mnie, a potem na Konrada.
– Wszystko w porządku? – zapytała delikatnym głosem.
Spojrzałam na nią, starając się zebrać resztki godności. Była dobra dla mojego syna, to było niewątpliwe, i mimo bólu, który czułam, nie mogłam jej tego odmówić.
– Tak, wszystko w porządku – odparłam. – Rozmawialiśmy tylko o… przyszłości.
– Rozumiem – powiedziała, siadając obok Konrada. – To ważne, byśmy wszyscy czuli się z tym dobrze, ale wiesz, z dzieckiem, które wkrótce się urodzi, będzie ci tu źle.
Patrzyła na mnie z nieukrywaną troską, jakby próbowała zaoferować wsparcie, ale równocześnie przekazać, że ich życie toczy się teraz swoim rytmem.
– Jesteście młodzi, wasze życie dopiero się zaczyna, a ja nie chcę wam w tym przeszkadzać.
Obiecaliśmy sobie, że znajdziemy dla mnie jakieś miejsce, które będę mogła nazwać domem. Choć serce bolało, to wiedziałam, że dla ich dobra, muszę się usamodzielnić.
Po miesiącu udało mi się znaleźć niewielką kawalerkę do wynajęcia. Była zlokalizowana niedaleko, więc miałam nadzieję, że będę mogła często wpadać do wnuka, kiedy już się urodzi.
Kiedy kartony, ustawione w długą linię pod ścianą, czekały na swoją kolej na wniesienie do mieszkania, usłyszałam za plecami czyjś głos.
Za mną stał starszy przystojny mężczyzna
– Potrzebuje pani pomocy? – zapytał. Miał ciepły uśmiech i spokojne spojrzenie.
Odwróciłam się, lekko zaskoczona. Nie mieliśmy okazji jeszcze się spotkać.
– Dziękuję, dam sobie radę – odparłam, choć byłam nieziemsko zmęczona.
– Jestem Stefan, mieszkam piętro wyżej. Widzę, że szykuje się przeprowadzka? – zainteresował się, opierając się o balustradę.
– Tak, mój syn… – zaczęłam, ale urwałam. Nie chciałam wylewać swojego żalu przed obcym człowiekiem.
– Rozumiem – kiwnął głową Stefan, jakby wiedział więcej niż powinien. – Przeszedłem przez to kilka lat temu. Czasami życie zmusza nas do zmian.
Rozmowa potoczyła się dalej, Stefan opowiadał o swoim życiu, dzieciach, które już dawno wyprowadziły się i tworzą własne rodziny. Słuchałam, czując, że ten człowiek rozumie przez co przechodzę.
– Czasem trzeba po prostu zacząć na nowo – powiedział Stefan, patrząc mi w oczy.
Pomyślałam, że może rzeczywiście warto spojrzeć na to wszystko z innej perspektywy. Znalezienie nowego miejsca mogło być nowym rozdziałem, nie koniecznością, a szansą.
– Może ma pan rację – przyznała. – Może to czas na nowy start.
Tego wieczoru wpadłam do niego na herbatę. Rozmowa z nim pozwoliła mi zobaczyć, że mimo wszystko życie toczy się dalej. A może to właśnie teraz, gdy wydawało się, że straciłam wszystko, mogę odkryć coś zupełnie nowego?
Któregoś dnia siedziałam na ławeczce przed blokiem. Patrzyłam jak ludzie spieszą do swoich zajęć i myślała o Konradzie i Patrycji. Rzadko się odzywali od czasu mojej wyprowadzki. Zastanawiałam się, jak sobie radzą w moim dawnym mieszkaniu, czy decyzja o moim wyjściu przyniosła im ulgę, czy może jednak poczucie winy.
Jednak wyszłam na prostą
W głębi duszy pragnęłam, aby wszystko ułożyło się dla nich jak najlepiej. Choć nasze drogi nieco się rozeszły, to nadal byli moją rodziną.
Pewnego wieczoru postanowiłam zadzwonić do Konrada, aby sprawdzić, jak się czują. Jego głos brzmiał jak zmęczony, ale jednocześnie wyczuwałam w nim determinację.
– Mamo, jest ciężko, ale sobie radzimy – usłyszałam w słuchawce. – Martwię się o Patrycję i maleństwo, ale postaramy się wyjść na prostą.
Nie chciałam się więcej wtrącać do ich życia. Postanowiłam stać z boku i milczeć. Mimo wszystko czułam, że potraktowali mnie niesprawiedliwie.
Stefan, mój nowy sąsiad, okazał się nie tylko pomocnym, ale również wspaniałym towarzyszem rozmów. Nasze spotkania stały się stałą częścią dnia, której zaczynałam niecierpliwie oczekiwać. Przyszłość jeszcze niedawno wydawała mi się niepewna, ale Stefan nauczył mnie, że zmiany, choć czasami bolesne, mogą prowadzić do nowych, nieoczekiwanych dróg.
Za jego namową znów zaczęłam malować. Kolory na płótnie ożywiały wraz z każdym dniem, podobnie jak moje nowe życie.
– Zawsze wiedziałem, że masz talent – mówił mi.
Spojrzałam na niego i pomyślałam, że życie naprawdę potrafi zaskakiwać. Przy jego boku zaczynałam rozumieć, że niezależnie od wieku, zawsze jest czas na nowe początki i że szczęście może znaleźć się tuż za rogiem.
Mariola, 66 lat
Czytaj także:
„Mąż okazał się podłym łajdakiem, a kochanek nałogowym flirciarzem. Moje życie z facetami to pasmo nieszczęść”
„Wszyscy mówili, że czas na dziecko. Kiedy urodziłam syna, oni zajęli się swoim życiem, a ja utonęłam w oceanie pieluch”
„Los zabrał mi męża, a teściowa chce odebrać mi mieszkanie. Według niej, gdy owdowiałam, przestałam być rodziną”