„Ostatnia żona ojca mogłaby być moją siostrą. Po śmierci mamy zaczął romansować z młodszymi”

Romansujący staruszek fot. Adobe Stock
W moim przypadku powiedzenie, że „niedaleko pada jabłko od jabłoni” zupełnie się nie sprawdziło. Mój ojciec był i ciągle jest kobieciarzem. Ma 70 lat i trzy miesiące temu pochował żonę numer cztery.
/ 29.04.2021 07:21
Romansujący staruszek fot. Adobe Stock

I w moim życiu, i w życiu mojego ojca było wiele mniej lub bardziej udanych związków. Teraz wiem, że ja cały czas czekałem na Irenę.

W moim przypadku powiedzenie, że „niedaleko pada jabłko od jabłoni” zupełnie się nie sprawdziło. Mój ojciec był i ciągle jest kobieciarzem. Ma 70 lat i trzy miesiące temu pochował żonę numer cztery. Ja jestem jego jedynym synem. Mama była pierwszą żoną taty. Poznali się na Mazurach. Tata zawsze był zapalonym żeglarzem. Wokół niego i jego kolegów kręciło się mnóstwo dziewczyn. Mama zwróciła jego uwagę, bo była jedyną żeglarką. Kilka razy widział ją rano na przystani, jak pakowała jednoosobową żaglówkę.

Zawsze pływała sama. I zupełnie nie zwracała na tatę uwagi. Co oczywiście sprawiło, że natychmiast postanowił, że musi ją zdobyć. Po tygodniu wypatrzył nieznajomą piękność w kuchni na kempingu.

– Nie lubi pani ludzi, czy nie ma z kim pływać? – zagadnął. Spojrzała na niego zdziwiona.

– No bo ja też żegluję. Z kolegami – wyjaśnił. – Widujemy panią codziennie na przystani. I zastanawialiśmy się, czy chciałaby pani do nas dołączyć. Brakuje nam załoganta. A w sobotę startujemy w regatach. Mam na imię Stasiek.

– Grażyna – mama podała tacie rękę i mu się przyjrzała. – Dziękuję za propozycję. Ale wolę pływać sama. Tata nie dawał jednak za wygraną. Zaproponował spotkanie. W odpowiedzi usłyszał, że mama „zastanowi się”. A dzień później wyjechała.

– Nie byłam zainteresowana, naprawdę – opowiadała zawsze mama, gdy pytałem o to zdziwiony. Bo taty wersja była taka, że postanowiła go zdobyć „na nieprzystępną”. – Też go obserwowałam wcześniej. I widziałam te wszystkie laleczki wieszające mu się na szyi i robiące maślane oczy. Nie planowałam być kolejnym okazem z kolacji Boskiego Staszka (tak na niego mówili koledzy).

Tata ciągle przyjaźnił się z kilkoma kolegami z tamtych lat, gdy ja już byłem na świecie. Kiedyś pociągnąłem „wujka” Bogdana za język.

– Oj, Jacuś, twój tata był prawdziwym casanową. Opalony, w zawiniętych płóciennych spodniach i w rozpiętej koszuli rozpalał serca dziewczyn. Zdarzało się, że w ciągu jednego lata miał kilka narzeczonych. W większości wypadków to on je porzucał. Dla kolejnej długonogiej ślicznotki. I szczerze mówiąc, wcale nie byłem zdziwiony, że Grażyna nie chciała mieć z nim nic wspólnego – opowiadał.

Ostatnia żona taty znaczyła dla niego więcej, niż sądził

Kolejny raz tata spotkał mamę dopiero rok później. Gdy tylko zauważył jej namiot na kempingu, bardzo się pilnował, żeby Grażyna nie widziała go w objęciach innych dziewczyn. Po kilku dniach zagadnął ją. I zaprosił na smażoną rybę. Tym razem zgodziła się bez wahania. Dwa lata później rodzice się pobrali. Tata do dziś utrzymuje, że mama była jego pierwszą i najważniejszą miłością. I że przez cały czas ich ponad dwudziestoletniego małżeństwa nie oglądał się za innymi kobietami.

Nie mam podstaw, żeby mu nie wierzyć. Pamiętam jego rozpacz, gdy mama zachorowała. Po jej śmierci zaczął szaleć. Popijawy, kobiety. To był jego sposób radzenia sobie z rozpaczą. Nie mogłem na to patrzeć. Wyprowadziłem się z domu.

Następczyni mamy, moja pierwsza macocha miała na imię Beata. Była ode mnie 15 lat starsza. Przez całe trwające niespełna 10 lat małżeństwo tata zdradzał ją na lewo i prawo. Rozwiódł się z nią dla Kamili. Ale do ślubu nie doszło, bo tata poznał Matyldę. Ta dziewczyna miała głowę na karku. Wiedziała, że tata ma kasę, więc udawała porządną. Udało jej się mu wmówić, że jest bardzo religijna i może z nim iść do łóżka dopiero po ślubie.

Z Beatą tata miał tylko ślub cywilny. Ślub z Matyldą odbył się w katedrze. Były biała karoca i dziewczynki sypiące kwiatki. Już w noc poślubną tata przekonał się, że dał się nabrać. Nowa żona jakoś go udobruchała, ale… Znudziła się tacie po roku. Potem znowu były różne bardziej i mniej stałe partnerki.

Ostatni raz tata ożenił się z Agatą, starszą ode mnie zaledwie o cztery lata. Próbowałem mu wybić z głowy to małżeństwo.

– Jacek, starzeję się, potrzebuję kogoś, kto się mną zaopiekuje – tata zdradził mi swój chytry plan. Plan nie wypalił. Agata zmarła siedem lat po ślubie. Tata się załamał. Postarzał się w trzy dni o kilkanaście lat. Chyba jednak to małżeństwo to nie była tylko czysta kalkulacja. Musiałem się zająć pogrzebem.

Agata miała siostrę w Katowicach. Była przybita, ale bardzo mi pomogła. Na pogrzeb przywiozła ją jej koleżanka. Irena.

Próbowałem, ale chyba nie mam szczęścia w miłości

Ja w przeciwieństwie do taty nie mam powodzenia u kobiet. I szczerze mówiąc, nigdy o nie nie zabiegałem. Mam 41 lat i przed poznaniem Ireny zakochany byłem tylko dwa razy. Po raz pierwszy na studiach, w koleżance z roku. Małgosia brała ode mnie notatki, pozwalała mi pisać za siebie prace, ale umawiała się z innymi. Fajniejszymi. Czekałem cierpliwie na swoją szansę. Wierzyłem, że w końcu zrozumie to, że nikt nie będzie jej kochał tak jak ja.

Tyle że ona zaraz po studiach wyjechała do Szwecji. Więcej jej nie spotkałem. Bardzo długo leczyłem złamane serce, wreszcie uwikłałem się w związek ze starszą mężatką. Miałem w planach zabawić się i ją porzucić. I w ten sposób zemścić się na całej damskiej populacji. Ale ile razy mówiłem Alinie, że to koniec, wpadała w histerię. Nigdy jej nie kochałem, nawet nie lubiłem. Po czterech latach nawet seks z nią był męczący. W rezultacie to ona zostawiła mnie – znalazła sobie młodszego ode mnie kochanka.

Kolejnego związku dla zemsty już nie ryzykowałem. Czekałem, aż znowu się zakocham. Marię poznałem na wycieczce do Egiptu. W całej grupie byliśmy jedynymi singlami. Ja – stary kawaler, ona – rozwódka przed trzydziestką. Wciąż najeżona na mężczyzn – mąż zdradził ją kilkakrotnie jeszcze przed ślubem. Dowiedziała się przypadkiem po trzech latach. I puściła go w skarpetkach. Teraz podróżowała po świecie za pieniądze byłego męża. 

Obiecałem sobie, że koniec z randkami i kobietami

Maria szybko uznała, że akurat do mnie nic nie ma. W ogóle nie przypominałem jej byłego męża. Zaprzyjaźniliśmy się. Dopiero po powrocie do domu zorientowałem się, że chyba jestem zakochany. Po tygodniu odważyłem się do niej zadzwonić.

– Czekałam… – przyznała. Byliśmy razem dwa lata. Wiedziałem, że Maria w końcu mnie zostawi. To ja byłem od początku bardziej zaangażowany w ten związek. Ale nie podejrzewałem, że odejdzie… z byłym mężem! Tyle się o nim od niej nasłuchałem, że nie wydawało mi się to możliwe. A jednak. Po tej porażce postanowiłem, że do końca życia będę już sam. I będę mieć święty spokój. Nie rozumiałem kobiet ani one mnie. I tyle.

– Jacek, znajdź sobie jakąś miłą panią. Mężczyźni nie są stworzeni do samotnego życia – namawiał mnie tata. Coś mruczałem na odczepnego i zmieniałem temat. Było mi dobrze samemu. A on nie miał pojęcia, jak to jest – bo nigdy nie był sam! Kilka miesięcy po pogrzebie Agaty sytuacja się odwróciła. Po raz pierwszy to ja jestem w szczęśliwym związku. A tata nie. Irenę poznałem na parkingu przy cmentarzu.

Czekałem na siostrę macochy. Spóźniała się. Gdy na parking wjechał samochód na śląskich numerach, byłem pewien, że to ona.

– Pani Małgosia? – zapytałem kobietę, która siedziała za kółkiem; zdziwiłem się, że nie jest ubrana na czarno.

– To ja, panie Jacku – odezwała się kobieta siedząca na tylnej kanapie. – A to moja koleżanka, Irenka. Bardzo mi pomogła, bo ja nie mogę prowadzić. Dopiero gdy obie panie wysiadły z samochodu, zorientowałem się, że Małgorzata kuleje.

– Proszę o nic nie pytać – szepnęła mi do ucha Irena. Skinąłem głową, a kobieta uśmiechnęła się. I od tego momentu nie mogłem przestać o niej myśleć. W kościele poszukałem jej wzrokiem. Stała z tyłu, oparta o kolumnę. Skinęła do mnie głową i znowu lekko się uśmiechnęła. Spotkaliśmy się znowu na parkingu. Choć Małgorzata chciała od razu wracać, namówiłem ją, żeby i ona, i Irena przyszły na obiad.

– Tata się ucieszy. Bardzo chce pani podziękować za piękne słowa… Małgorzata przygotowała pożegnanie siostry. W kościele odczytał je ksiądz. Nie jestem miękki, Agatę słabo znałem, ale i ja miałem łzy w oczach. Na obiedzie zobaczyłem, że Irena wyszła na taras na papierosa. Rzuciłem palenie dawno temu, ale wiedziałem, że to moja jedyna szansa. Teraz albo nigdy. Na tarasie odegrałem scenkę z poszukiwaniem papierosów po kieszeniach.

– Dzięki. Pewnie wypadły mi gdzieś na cmentarzu – skłamałem, gdy Irena wyciągnęła do mnie paczkę.

– Znała pani moją macochę? – zagadnąłem.

– Osobiście nie. Tylko z opowiadań Gosi. Chyba były bardzo blisko. Akurat byłam u Gosi, gdy zadzwonił pana tata z tą straszną nowiną. Gosia do dziś jest na środkach uspokajających. Bardzo mi jej szkoda. Irena zamilkła.

– A jej noga? Co się stało?

– Wypadek samochodowy. To Gosia siedziała za kierownicą. Jej mąż zginął na miejscu, ona miała zmiażdżoną stopę. Amputacja. Gośka nienawidzi tej protezy także dlatego, że przypomina jej ciągle o wypadku. To było sześć lat temu. Ledwie doszła do siebie. A teraz Agata. Boję się o nią.

– Gdybym mógł jakoś pomóc… Może przywiozę kiedyś tatę w odwiedziny. Gosia mogłaby mu pokazać miejsca, o których słyszał tylko od Agaty… Wymieniliśmy się numerami telefonów. Wiedziałem, że wyłudziłem kontakt do Ireny pod fałszywym pretekstem. Ale dobre i to. Siostra macochy szepnęła mi, że Irena jest wolna Ciągle nic o Irenie nie wiedziałem. Czy ma męża, dzieci, czym się zajmuje. Nie wypadało wprost zapytać. Moje zainteresowanie Ireną nie umknęło jednak uwadze Małgorzaty. Nim wsiadła do auta, szepnęła mi do ucha:

– Jest wolna, może być twoja. To jedno zdanie sprawiło, że ze stypy wracałem jak na skrzydłach. Zadzwoniłem do Ireny trzy dni później.

– Chciałem zapytać, czy u Małgorzaty wszystko ok – zacząłem.

– No, ale chyba ma pan jej numer? – zgasiła mnie. Straciłem rezon. Przez chwilę myślałem, że Irena się rozłączyła. – Jest pan tam jeszcze? Trochę się z panem droczę. Tak naprawdę cieszę się, że pan zadzwonił. Ale gdyby pan wytrzymał jeszcze jeden dzień – to ja bym zadzwoniła. Będę w piątek służbowo w Warszawie. Gdyby chciał pan zabrać mnie na kolację – to zaklepię sobie hotel do soboty.

W ciągu kilku minut odbyłem drogę z piekła do nieba. Nawet się nie zastanawiałem, czy mam jakieś plany na piątek. Nic nie było ważne.

– Oczywiście, z największą przyjemnością – zapewniłem. Słabo znam się na knajpach. Koleżanki zarekomendowały włoską restauracyjkę na Pradze.

– To tam się teraz bywa, panie Jacku. Na pewno znajomej się spodoba – zapewniały mnie dziewczyny. Zarezerwowałem stolik. Na kolację szykowałem się ponad godzinę. W krawacie czy bez? Tylko marynarka czy garnitur? Denerwowałem się jak nastolatek. Do knajpy dotarłem kwadrans przed czasem. Irena przyszła punktualnie. Wyglądała bardzo kobieco. Miała na sobie luźną kolorową bluzkę z szerokimi rękawami, wąską spódniczkę do połowy kolana i czarne szpilki. Od razu zwróciłem uwagę na jej zgrabne łydki…

W połowie pierwszej karafki białego wina zaproponowała przejście na ty. Po drugiej (i daniach głównych) rozmawialiśmy już jak starzy znajomi. Śmialiśmy się, wchodziliśmy sobie w słowo, kończąc nawzajem swoje zdania. Dowiedziałem się, że Irena jest rozwódką, mieszka z kotem Frajerem, lubi kino francuskie, Scrabble i długie spacery. W toalecie spojrzałem sobie w oczy i powiedziałem sam do siebie: „I po co się było tak denerwować, durniu?”.

Po kolacji odwiozłem Irenę taksówką do jej hotelu.

– Musisz wracać jutro rano? Może pojedziemy na wycieczkę, zjemy obiad – zaproponowałem.

– Wiesz, czemu nie. Dzieci mi w domu nie płaczą. A kota nakarmi sąsiadka – odpowiedziała bez wahania.

– Ale z hotelu muszę się wyprowadzić – przypomniała sobie. – Od jutra mają jakąś konferencję i wszystkie pokoje zajęte. Rano podjechałem pod hotel swoim autem. Irena wpakowała walizkę do bagażnika.

– Jedźmy gdzieś na powietrze. Kampinos? – zawołała.

Mój ojciec wciąż ma w sobie mnóstwo uroku

Miałem na sobie miejskie buty, ale w bagażniku walała się torba ze strojem na siłownię. Na wypadek gdyby mnie naszło na ćwiczenia (zdarzało się to średnio raz w miesiącu). W niej miałem adidasy. Uratowały mi życie. Irena okazała się niezmordowanym piechurem. Ledwie za nią nadążyłem. Na obiad pochłonęliśmy wielkie porcje pierogów z mięsem.

Nieuchronnie zbliżał się moment, w którym będę musiał odwieźć ją na dworzec. Próbowałem coś wykombinować.

– Jacek. Zapytam wprost. Bo wiesz, w naszym wieku to już trochę nie ma czasu na gierki i podchody. Chcesz, żebym została do jutra? Nie mogłem uwierzyć w swoje szczęście. Skwapliwie pokiwałem głową.

– Ale to oznacza, że musisz mnie przenocować. Chyba masz jakąś kanapę? – uśmiechnęła się zalotnie.

Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Nigdy się tak nie zachowałem! Pchnąłem Irenę na samochód i zacząłem namiętnie całować. Nie wyrwała się. Poczułem, że wsuwa ręce do tylnych kieszeni moich dżinsów.

– Przepraszam, nigdy się tak nie zachowywałem… – wyszeptałem po dłuższej chwili.

– Ja też nie. I bardzo tego żałuję – odpowiedziała i teraz to ona zaczęła mnie całować. Wróciliśmy do mnie. Resztę weekendu spędziliśmy w łóżku. Kanapy nie trzeba było rozkładać. W niedzielę wieczorem odwiozłem Irenę na dworzec. Umówiliśmy się, że za tydzień ja przyjadę do niej.

Od pogrzebu Agaty minęły trzy miesiące. Widujemy się z Ireną w każdy weekend. Z początku te cotygodniowe podróże nas bawiły, ale trochę zaczęły być męczące. Dlatego bardzo się ucieszyłem, gdy wczoraj Irena oświadczyła mi, że jest szansa, że sprowadzi się do Warszawy.

– W centrali potrzebują kogoś z moimi umiejętnościami. Przekonałam szefa, żeby zamiast smarkuli po studiach wziął mnie. Lada dzień ma przyjść odpowiedź. Trzymaj kciuki! Pochwaliłem się nowiną tacie.

– Lepiej późno niż wcale, synku. Ta Irena to superdziewczyna. Gdybyś mi jej nie sprzątnął sprzed nosa, to kto wie… Pogroziłem mu palcem, na co on uśmiechnął się szeroko. Ojciec wciąż ma w sobie mnóstwo łobuzerskiego wdzięku.

Czytaj także:
„Moja babcia w trakcie wojny zdradziła dziadka z Niemcem. To dlatego on nigdy nie akceptował mojego ojca i mnie”
„Narzeczony zostawił mnie miesiąc przed ślubem. Wolał córkę bogacza, która wpadła z przypadkowym facetem”
„Nic nas nie łączyło, ale on i tak ukrywał naszą znajomość przed żoną. Wiedziałam, że to nie skończy się dobrze”

Redakcja poleca

REKLAMA