„Oskarżyli go o działalność znachorską. Może i był szamanem, ale uratował życie mojemu pacjentowi”

Szaman uleczył mojego pacjenta fot. Adobe Stock, Microgen
– Dlaczego nie bierze pan przepisanych lekarstw? – spytałem. – A po co mam zatruwać sobie organizm chemią. Popracowałem nad sobą i mi przeszło. Skumulowałem energię kosmosu i nakierowałem ją na odpowiednie miejsca. Już nie boli – mruknął.
/ 27.03.2022 06:15
Szaman uleczył mojego pacjenta fot. Adobe Stock, Microgen

Mam taki zwyczaj, że kiedy wychodzę z domu, trącam dzwoneczek, który jest umieszczony przy drzwiach wejściowych. Jeśli jego dźwięk jest czysty, to gdzieś we mnie rodzi się przekonanie, że nic się nie zdarzy. Jeśli zabrzmi nie tak, jakbym sobie tego życzył, wiem, że w szpitalu czeka mnie ciężki dzień lub noc.

Robię tak od lat

Tym razem, kiedy usłyszałem magiczne „dzyń”, pomyślałem, że czeka mnie dziwna noc, gdyż dzwoneczek nie zabrzmiał ani dobrze, ani źle. Zatrzymałem się zaskoczony, bo nie wiedziałem, jak ten dźwięk sobie tłumaczyć. W końcu uznałem, że nie będzie źle. Cztery godziny później, gdzieś koło godziny dwudziestej, dobiegł mnie krzyk jednej z pielęgniarek.

Kończyłem wówczas wieczorny obchód i właśnie zlecałem siostrze dołożenie dodatkowego lekarstwa do zestawu, które chory już przyjmował. Okazało się, że na sali obok pacjent zaczął rwać na sobie szwy pooperacyjne. Chwilę wcześniej rozmawiał z żoną, która poinformowała nieboraka, że właśnie odchodzi od niego z dziećmi. Porę wybrała nieszczególną, zwłaszcza że nasz pacjent nie należał do psychicznie stabilnych i przez cały czas pobytu w szpitalu był wyjątkowo nadpobudliwy. Odpowiednie proszki miały go wyciszyć, jednak doznany szok przeważył nad środkami medycznymi.

No i zaczęła się ostra jazda bez trzymanki

Wpadłem do sali. Dwie siostry i dwóch pacjentów z okolicznych łóżek trzymało za ręce, głowę i nogi leżącego na łóżku mężczyznę. Wszystko wokoło było we krwi. Pacjent ostro się rzucał, próbując wyzwolić się z blokujących jego ruchy rąk. Sytuacja była bardzo niebezpieczna. Owładnięty szałem pacjent mógł skutecznie uniemożliwić założenie opatrunków. Ciężko nawet było zrobić mu zastrzyk ze środkiem uspokajającym.

Już chciałem krzyknąć, żeby z oddziału psychiatrycznego ściągnięto łóżko z pasami, gdy w drzwiach sali pojawił się ten stary. Wszyscy na naszym oddziale nazywali go Dziadkiem. Zjawił się u nas z dolegliwością przepukliny, którą zoperowaliśmy przed dwoma dniami. Siostry odkryły, że pacjent nie bierze przepisanych przeze mnie lekarstw, które miały zabezpieczyć go antyseptycznie po przebytym zabiegu.

– On nie łyka żadnych lekarstw, tylko kreśli nad sobą palcami jakieś znaki – doniosła mi pielęgniarka.

Poszedłem wówczas do pacjenta. Byłem zdziwiony, że nic go nie boli.

– Dlaczego nie bierze pan przepisanych lekarstw? – spytałem.

– A po co mam zatruwać sobie organizm chemią – mruknął.

– Wolę jednak, żeby stosował się pan do moich metod leczenia.

– Szanuję pańską wiedzę, ale zapewniam, że nic mi nie będzie – odparł i zaczął krążyć nad brzuchem palcami.

– Nie odczuwa pan żadnych bólów?

– Może trochę na początku. Ale popracowałem nad sobą i mi przeszło.

– Jak to, „popracowałem”?

– Skumulowałem energię kosmosu i nakierowałem ją na odpowiednie miejsca.

Trochę zły chciałem wziąć w dłonie jego palce, żeby przestał kreślić nad brzuchem esy floresy. Sekundę potem cofnąłem je gwałtownie, gdyż poczułem, jakbym wsunął je pod wrzątek.

– Proszę się nie martwić – Dziadek uśmiechnął się do mnie z wyrozumiałością. – Nic panu nie będzie. Ból zaraz minie.

Faktycznie, minął. Oczywiście nadal ponawiałem prośby, żeby pacjent brał zapisane lekarstwa. Siostry jednak widziały, że tylko markował ich zażywanie. Nic na to nie mogłem poradzić i jakby co… miałem wymówkę, że leczenie postępowało zgodnie z wymaganymi kanonami sztuki lekarskiej. Tak więc kiedy już miałem przywołać kolejną pielęgniarkę, w progu sali zobaczyłem Dziadka.

– Pomyślałem, że chyba potrzebna będzie panu pomoc – powiedział cicho.

– Da pan radę? – krzyknąłem, mając na myśli, żeby Dziadek przetrzymał rzucającego się na łóżku, gdy ja zajmę się organizowaniem pomocy.

Uśmiechnął się, jakbym pytał, czy woda jest mokra. Podszedł do łóżka i dotknął miotającego się po łóżku mężczyznę.

– Już wszystko jest dobrze – usłyszałem spokojny, prawie niedosłyszalny głos Dziadka. – Zło już odeszło, a dusza nie krwawi. No już. Zło odeszło.

Sekundę później, jakby za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, mężczyzna oklapł. Na jego twarzy, która wcześniej była wykrzywiona w złości, pojawił się spokój. A z ran przestała wyciekać krew. Nie ukrywam, że to, co się stało, wywołało u mnie prawdziwy szok. Fakt, że ktoś może uspokoić innego człowieka dotykiem i kilkoma słowami jeszcze mieścił się w granicach mojej percepcji.

Jednak to, że po dotknięciu poszkodowanego jego krew przestała płynąć z ran, kompletnie nie mieściło mi się w głowie. Dwa dni później przed wyjściem do pracy ponownie uderzyłem w dzwoneczek. Znowu zadźwięczał ni tak, ni siak. No i w południe, w trakcie operacji, zaczęły się kłopoty. Przez cały czas kątem oka obserwowałem na jednym z ekranów skaczący wykres pracy serca. Do moich uszu docierało monotonne „bip”, które dobiegało z elektrokardiografu.

W pewnej chwili anestezjolog spojrzał na mnie z niepokojem. Potem przeniósł wzrok na plastikowy woreczek z krwią sączącą się do żył operowanego. Mogło mu się wydawać, że skupiony na usuwaniu krwawienia z jamy brzusznej nie dostrzegam zagrożenia.

– Wiem – rzuciłem krótko.

Oddałem zarazem pielęgniarce skalpel. Anestezjolog kiwnął głową, jakby chciał powiedzieć: „Dobrze”. Niemniej przez następne pół godziny jego mina wyrażała coraz większe napięcie, dopóki nie pojawiła się pielęgniarka, która szepnęła mu coś na ucho. Anestezjolog odetchnął z ulgą.

– W przyszpitalnym banku krwi mamy wystarczający zapas zero Rh minus.

– Damy radę – mruknąłem pod nosem, tym razem koncentrując się na zamykaniu jednego z naczyń krwionośnych.

W tej sekundzie „Bip” nagle przyspieszyło, przechodząc w pisk.

– Częstoskurcz komorowy! – krzyknęła asystentka anestezjologa.

– Licz!

– 180… 200… 240… Tracimy go.

Na szczęście operowany zatrzymał się na granicy, za którą była już śmierć kliniczna. Za to z jego rany zaczęła buchać krew. Wiedziałem, że jeśli nie opanujemy krwawienia może być źle. Nie mogłem jednak dać rady z zatamowaniem upływu krwi.

Mijały minuty i nic

Wtedy krzyknąłem, żeby pielęgniarka przyprowadziła Dziadka.

– Ale on nie przeszedł odkażania.

– Więc zarzuć coś na niego. Chcę, żeby stanął przy łóżku i dotknął chorego. Nie patrz tak na mnie – wrzasnąłem z całych sił. – Biegnij!

Po dwóch długich minutach w drzwiach zjawił się Dziadek. Miał na sobie zielony fartuch chirurga.

– Może pan zatamować ten krwotok? – zawołałem.

Stary podszedł, dotknął pacjenta i… krwawienie ustało. Anestezjolog był w szoku. Dziadek pozostał z nami do końca operacji. Dzięki niemu się powiodła. Trzy dni później został wypisany do domu i sądziłem, że już się nie spotkamy.

Pięć lat później zostałem poproszony przez sąd o wydanie medycznej ekspertyzy, która dotyczyła leczenia bez uprawnień. Prokurator zarzucił oskarżonemu wykonywanie praktyk znachorskich. Kiedy wszedłem na salę rozpraw, od razu poznałem „swojego” Dziadka. Oskarżano go to, że, za kilka jajek, kurę lub mleko „zdejmował z ludzi ból”. Przez dobrą godzinę tłumaczyłem sądowi, że granica medycznej interwencji pozostała nienaruszona.

Postępowałem świadomie i z rozmysłem

Pamiętałem słowa składanej po studia przysięgi Hipokratesa, a także głoszonej przez niego zasady: „Primum non nocere” („Po pierwsze nie szkodzić”). Byłem pewien, że palce Dziadka nikomu nie zaszkodzą. Nigdy potem nie spotkałem już starego. Jestem jednak przekonany, że dobrze postąpiłem, radząc sądowi, żeby odstąpił od wymierzania wyroku.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA