Z Krzyśkiem znaliśmy się od dziecka. Bawiliśmy się na tym samym podwórku, razem chodziliśmy do przedszkola, a potem do szkoły. Moje i jego ścieżki non stop się przecinały, więc ślub był jakby naturalną konsekwencją następujących po sobie zdarzeń.
Nasi rodzice nie tylko się przyjaźnili, ale też robili wspólnie interesy. Byli więc zachwyceni, kiedy im zakomunikowaliśmy, że się pobieramy. Radość była tym większa, że mogli się wykazać przy organizacji całej uroczystości. Oczywiście musiało być z pompą i fajerwerkami, na wszystko wydali kupę forsy, ale skoro zadeklarowali, że biorą wydatki na siebie, nie protestowaliśmy. W prezencie ślubnym dostaliśmy piękne, przestronne mieszkanie.
Byliśmy świeżo po studiach, dostaliśmy niezłe posady – czego chcieć więcej? Piękni, młodzi, dobrze ustawieni finansowo, ze świetnymi perspektywami – założę się, że niejedna osoba nam zazdrościła.
Pozory zazwyczaj zwodzą na manowce
Kiedy na świecie pojawiła się Zosia, ani myślałam rezygnować z pracy zawodowej. Wywołało to oburzenie ze strony teściowej.
– No ale jak ty sobie to wyobrażasz? – dopytywała zbulwersowana.
– Normalnie – odpowiedziałam spokojnie. – Po macierzyńskim wracam do pracy.
– I dziecko zamierzasz do żłobka oddać? – konserwatywne poglądy teściowej były mi doskonale znane, niemniej nie spodziewałam się, że będzie mi serwować te swoje mądrości.
– Dokładnie tak – spojrzałam jej prosto w oczy, co najwyraźniej wprawiło ją w zakłopotanie. – Poza tym Krzysiek równie dobrze może pójść na tacierzyński.
– No coś podobnego! – była już ostro podminowana.
– Dlaczego? – zapanowałam nad emocjami, chociaż zaczynało się we mnie gotować.
– Przecież to mężczyzna!
Dzisiaj, patrząc na to z perspektywy czasu, jestem sobie cholernie wdzięczna, że nie uległam presji. Wiem także, że Zosia, gdy dorośnie, nie będzie mieć mi tego za złe. Co więcej, być może doceni to, że pokazałam, iż bycie matką i żoną nie jest równoznaczne z zakopaniem się w pieluszkach, sterczeniem przy garach i rezygnowaniem z marzeń. Teściowej to jednak strasznie przeszkadzało, co zresztą wypominała mi przy każdej nadarzającej się okazji. Niestety, było ich całkiem sporo.
Bajerował panienki na prawo i lewo
Doskonale wiedziałam, że Krzysiek ma na boku jakieś panienki, ale nadal tkwiłam w tym cyrku
Oboje z Krzyśkiem sporo pracowaliśmy, a ja dodatkowo miałam drugi etat – w domu. Były takie momenty, że dosłownie padałam na twarz. Ciężko mi było wygospodarować czas dla siebie.
Na męża nie mogłam liczyć, ponieważ był bez reszty pochłonięty robieniem kariery i bajerowaniem panienek. Chyba mu się wydawało, że o nich nie wiedziałam.
Faceci są żałośni. Myślą, że są tacy sprytni i przebiegli, a tymczasem można z nich czytać niczym z otwartej książki. Bardzo późne powroty, zwykle w stanie upojenia alkoholowego, chodzenie ze smartfonem nawet do łazienki, telefony o dziwnych porach… Nieopatrznie zobaczyłam też kilka SMS-ów o treści jednoznacznie wskazującej na to, czym mój małżonek najchętniej zajmował się po godzinach. Owszem, na początku bolało, ale później przestało.
Tkwiłam w tym małżeństwie i tak na dobrą sprawę nie miałam pomysłu na to, co ze sobą zrobić. Już wtedy powinnam była kopnąć go w cztery litery, ale chyba za bardzo bałam się rozstania i konsekwencji, jakie z niego wynikną. Obawiałam się również reakcji Krzyśka i rodziny.
Wszystko mu przeszkadzało
„Przyznaj się, na pewno masz kochanka!” – bezpodstawna zazdrość Krzyśka niszczyła mnie od środka
Krzysiek zawsze był o mnie zazdrosny, ale kiedyś wydawało mi się to urocze. Jednakże im głębiej w las, tym ciemniej. Niedługo po ślubie zaczął robić mi przytyki, które w miarę upływu czasu przerodziły się w karczemne awantury. Im częściej chodził na boki, tym większe pretensje miał do mnie.
– Przyznaj się, dla kogo tak się dziś wystroiłaś? – przed wyjściem do pracy słyszałam to niejednokrotnie.
– Dla nikogo – byłam głupia, że w ogóle wdawałam się w te jałowe dyskusje, bo to było tylko dolewaniem oliwy do ognia.
– Nieprawda, znowu mnie okłamujesz! – podnosił głos. – Który to tak co się podoba, co?
– Co ty w ogóle bredzisz, człowieku? – niekiedy nachodziła mnie chęć, żeby mu najzwyczajniej w świecie przywalić.
– Coś ty powiedziała?! Że bredzę?! Sama nie wiesz, co pleciesz! – nakręcał się zupełnie niepotrzebnie.
Wszystko mu przeszkadzało. Zbyt duży – w jego opinii – dekolt w sukience, za wysokie szpilki, za czerwone usta i mnóstwo innych rzeczy, które tak naprawdę były jedynie wytworem jego wyobraźni.
Nie miałam odwagi odejść
– Słuchaj, spróbuj z nim jakoś na spokojnie porozmawiać – radziła moja siostra, kiedy się jej zwierzałam. Od małego byłyśmy ze sobą bardzo blisko, w ogień bym za nią poszła.
– To nierealne – ocierałam łzy. – Nieraz próbowałam, efekt non stop ten sam.
– Miśka, po diabła ty się z nim tak męczysz? – Monika przytuliła mnie mocno. – Przecież wiesz, że w razie czego nie zostaniesz sama z Zosią, masz mnie.
– Wiem, kochana, wiem – ryczałam jej w rękaw.
Nic z tego nie wynikało, bo nie miałam odwagi spakować manatków i się wyprowadzić. Z Krzyśkiem układało się coraz gorzej, ponieważ przedmiotem urządzanych przez niego scen zazdrości były już totalne błahostki! Z jednej strony zazdrość go wręcz zaślepiała, a z drugiej to nawet z romansami przestał się kryć. Najgorsze było to, że to mnie zarzucał niewierność i dosłownie we wszystkim doszukiwał się oznak zdrady.
Czułam się całkowicie bezsilna i wypompowana z chęci do życia, bo jego ataki stały się nie do zniesienia i skutecznie zatruwały moją codzienność.
Mąż wynajął prywatnego detektywa
– Rozwodzę się z tobą – oznajmił mi Krzysiek pewnego dnia. – Mam po dziurki w nosie twoich krętactw.
– O czym ty mówisz? – na serio miałam serdecznie dość zarzutów wyssanych z palca. – Jakich krętactw?
Rzucił na blat stołu plik zdjęć. Przedstawiały mnie i Marcina, partnera mojej siostry – z tym że on stał tyłem, więc widać było tylko jego plecy.
– Ha! I co ty na to? Musiałem wynająć prywatnego detektywa, ale się opłaciło!
– Jezu… – tyle zdołałam wykrztusić, gdyż szaleństwo Krzyśka zupełnie odebrało mi mowę.
Wiem, kiedy zrobiono te fotografie. Spotkaliśmy się wtedy we troje – ja, Monia i Marcin. Zdjęcia były odpowiednio wykadrowane. Ktoś odwalił niezłą robotę – wystarczyło spojrzeć, żeby zobaczyć mnie obściskującą się z jakimś facetem. Tymczasem prawda była taka, że był to przyjacielski uścisk na powitanie, nic więcej. Okazało się, że mój mąż wysłał te fotki do naszych rodziców i znajomych, żeby skompromitować mnie w ich oczach.
Zaczęła się lepsza reszta mojego życia
To ja złożyłam pozew o rozwód. Krzysiek był dobry wyłącznie w straszeniu i manipulacjach, nic poza tym. Na bank się nie spodziewał, że zdobędę się na taki krok. Monika i Marcin namawiali mnie na rozwód z orzeczeniem o winie, ale ja chciałam mieć święty spokój. Byłam wykończona psychicznie, dlatego zawnioskowałam o rozwód za porozumieniem stron.
Nikt, kto czegoś podobnego nigdy nie doświadczył, nie ma pojęcia, jak to jest. Podupadłam na zdrowiu – zarówno psychicznym, jak i fizycznym. Jedynymi rzeczami, jakich w tej chwili pragnęłam, było zapewnienie bezpieczeństwa Zosi i odzyskanie wewnętrznej równowagi. Rodzice – ani moi, ani tym bardziej Krzyśka – tego nie rozumieli. Na mają głowę spadły dodatkowe, kompletnie niezasłużone gromy.
Oparcie znalazłam w Monice. Ona jedna mnie rozumiała i tego postanowiłam się trzymać. W sądzie Krzysiek był potulny niczym baranek i z niczym nie robił problemów. Rozwód dostałam już na drugiej rozprawie, a opuszczając budynek sądu, nie byłam w stanie powstrzymać radości. Cieszyłam się, bo oto zaczęła się lepsza reszta mojego życia!
Czytaj także:
„Jestem 3 lata po ślubie, a już chcę się rozwieść. Nie ma między nami bliskości, są tylko obowiązki i kredyt”
„Teściowa wytyka mi, że ubieram się jak lafirynda i zarabiam grosze. Mój mąż uważa, że dramatyzuję, a ja mam dość”
„Mój mąż kochał tylko dwie rzeczy, ale żadną nie byłam ja. Tak przynajmniej czułam! Teściowa odmieniła nasz związek”