„Teściowa wytyka mi, że ubieram się jak lafirynda i zarabiam grosze. Mój mąż uważa, że dramatyzuję, a ja mam dość”

teściowa z piekła.png fot. JenkoAtaman
„Mój mąż to jeden z najwspanialszych ludzi, jakich znam. Poznaliśmy się jeszcze na studiach i niemal od razu zrozumieliśmy, że jesteśmy dla siebie stworzeni. Mój ukochany miał tylko jeden mankament — matkę. To była teściowa żywcem wyjęta z kawałów”.
/ 16.07.2023 22:30
teściowa z piekła.png fot. JenkoAtaman

Nikogo nie zdziwiło, że tak szybko zdecydowaliśmy się na ślub. Doskonale wiedziałam, że będę z nim szczęśliwa.

Jego matka działała mi na nerwy

Przeszkadzała mi to od samego początku, ale wmawiałam sobie, że to tylko niewielka niedogodność. Przecież nie będzie z nami żyła, a wizyty raz na miesiąc na pewno jakoś uda mi się przeżyć.

Nawet w najgorszych snach nie przypuszczałam, że teściowa całkowicie zatruje nam życie i zmusi do tego, że postawię męża przed bardzo trudnym wyborem.

Wtrącanie się teściowej w nasze życie rozpoczęło się jeszcze przed ślubem. Wprawdzie Piotrek już od samego początku ostrzegał mnie, że jego mama jest autorytarna, ale niemal zawsze obracałam to w żart.

– Nie przesadzaj – żartowałam sobie. – Nawet najgorsza teściowa nie popsuje mi naszych przygotowań do ślubu – przekonywałam go.

Ta sukienka ślubna jest zbyt wyzywająca

Szybko jednak okazało się, że Piotrek doskonale znał swoją matkę i po prostu próbował mnie ostrzec.

 

Pierwsze starcie z moją przyszłą teściową miało miejsce już przy wyborze sali.

 Przecież jest za mała – usłyszałam, gdy powiedziałam, że nasza sala pomieści około stu osób.

 Nam całkowicie wystarczy podpowiedziałam.

Planowaliśmy dosyć skromny ślub, na którym miało być nie więcej niż kilkadziesiąt obcych.

 Marta, co ty opowiadasz? Jak chcesz w niej pomieścić wszystkich zaproszonych gości? – I zaczęła wymieniać, kogo mam wpisać na listę.

Przeraziłam się, bo jej tyrada nie miała końca. Okazało się, że według planów mamy Piotrka na moim weselu miały się bawić osoby, których nie znam i których nigdy nie widziałam na oczy.

 Ale ja nie chcę zapraszać tylu gości – próbowałam nieśmiało oponować.

 Może i nie chcesz, ale taka jest tradycja – twardo odpowiedziała moja przyszła teściowa. – Zresztą sporą ilość kosztów ponoszę ja, więc mam prawo wybrać, kogo zaprosicie – dodała stanowczo.

No tak, z tym nie mogłam polemizować. Moich rodziców nie było stać na zasponsorowanie nam ślubu, więc sporo wydatków przejęła na siebie matka Piotrka. Ale to przecież nie znaczy, że mogła o wszystkim decydować, prawda?

 Marta, nie denerwuj się – uspokajał mnie Piotrek, gdy tylko zrelacjonowałam mu słowa i zachowanie jego matki.  Moja mama lubi rządzić innymi, ale tak naprawdę chce dobrze. Niech zaprasza tych swoich gości. Ten wieczór i tak będzie tylko nasz dodał i objął mnie na pocieszenie.

Ja niestety nie byłam taką optymistką

Kolejne starcie z moją przyszłą teściową miało miejsce podczas wyboru sukni ślubnej. Tak naprawdę wcale nie zamierzałam zapraszać jej na przymiarkę, ale stwierdziła, że przyda mi się dobra rada. Pomyślałam, że to nie będzie najgorsze. I to był kolejny błąd.

 Nie ma opcji, żebyś wystąpiła na swoim ślubie w takiej suknie. Przecież wyglądasz jak lafirynda – skomentowała moja teściowa, gdy tylko ujrzała mnie w ślubnej kreacji. – Spójrz tylko na siebie. Ta sukienka pasuje bardziej na dyskotekę niż na ślub – dodała z niesmakiem.

Zrobiło mi się przykro. Sukienka była naprawdę piękna. Wprawdzie nie posiadała ramiączek i miała duży rozporek, ale absolutnie nie zasługiwała na miano kreacji lafiryndy.

 Niech pani przyniesie jakieś skromniejsze kreacje – powiedziała do pracownicy salonu.

Ta spojrzała na mnie niepewnie. Kiwnęłam potakująco głową, żeby nie robić awantury. Jednak żadna z zaproponowanych przez mamę Piotrka sukienek nie była w moim guście. Były po prostu staroświeckie.

 Nie chcę brać ślubu w obciachowej sukience – wypłakiwałam się na ramieniu Piotrka.

 Spokojnie, załatwię to – obiecał. I faktycznie jakoś to zrobił, bo na ślubie miałam suknię, którą wymarzyłam sobie i w której wyglądałam naprawdę pięknie.

Powinnaś zmienić pracę

Nasze wesele wspominam średnio. Niby miał być to nasz dzień, a jednak miałam wrażenie, że pierwsze skrzypce grała teściowa.

Decydowała niemal o wszystkim – o jedzeniu, zespole, zabawach, fotografie i wielu innych rzeczach. I oczywiście nie zapomniała o przypominaniu, że większość kosztów związanych ze ślubem i weselem ponosi ona. Tak naprawdę już przed północą miałam tego dosyć.

Sama nie wiem, jak wytrzymałam do końca. Przez cały ten czas miałam przylepiony uśmiech do twarzy, a w duszy modliłam się już tylko o to, aby to wszystko się skończyło.

 To chwilowe kochanie – uspokajał mnie mój mąż. – Po ślubie zaczniemy własne życie – słyszałam słowa pocieszenia.

Jednak nie do końca się to sprawdziło. Moja teściowa chyba za cel postawiła sobie układanie nam życia. Jej wizytom nie było końca, a podczas każdej z nich miała dla nas jakąś świetną radę.

 Słuchaj Marta, zastanawiałaś się może nad zmianą pracy? zapytała mnie, gdy któregoś popołudnia niby przypadkiem wpadła do nas na kawę.

 Nie zamierzam tego robić. Lubię swoją pracę i jestem z niej bardzo zadowolona – odpowiedziałam.

Pracowałam jako przedszkolanka, a zajęcie to przynosiło mi wiele radości i satysfakcji. Nigdy nie zamieniałabym go na coś innego.

 Przecież zarabiasz grosze – odpowiedziała teściowa niemal z pogardą. – Niedopuszczalne jest to, że tylko Piotrek was utrzymuje.

 Mamo, wystarczy – do rozmowy wtrącił się mój mąż. – Zarabiam wystarczająco dużo, abyśmy nie musieli martwić się o pieniądze. A praca Marty jest bardzo potrzebna.

Teściowa nic nie powiedziała, ale spojrzała na mnie w ten swój charakterystyczny sposób. Jak zwykle poczułam się gorsza i niezbyt dobra dla jej cudownego synka.

 Mogłeś wziąć moją stronę – powiedziałam z wyrzutem do męża, gdy tylko teściowa opuściła nasze mieszkanie.

 Przecież wziąłem – oburzył się Piotrek.

 Ale za mało – powiedziałam i się rozpłakałam.

Piotrek wziął mnie w ramiona i powiedział, żebym się nie przejmowała jego matką. Pomyślałam z goryczą, że łatwo mu mówić. Jednak obiecałam sobie, że nie dam się więcej wyprowadzić z równowagi.

Chyba czas najwyższy na dziecko

Moje postanowienie wcale nie było takie proste do realizacji. Teściowa odwiedzała nas kilka razy w tygodniu i niemal za każdym razem wbijała mi szpilkę.

A to wyglądam na zmęczoną, a to powinnam pójść do fryzjera i do kosmetyczki, a to moje ciasto nie do końca się udało, a to przytyłam. Krytyce i narzekaniom nie było końca. Jednak poszła za daleko, gdy zaczęła komentować to, że nie mamy dzieci.

 Chyba już czas na potomstwo – powiedziała wprost podczas niedzielnego obiadu, który organizowała niemal co tydzień.

Nie było wątpliwości, że wypowiedź jest skierowana do mnie i do Piotrka, bo mówiąc to patrzyła prosto na mnie. Przy stole zapadła cisza.

Nigdy nie opowiadałam o tym na forum rodzinnym, ale już od wielu miesięcy staraliśmy się z Piotrkiem o dziecko. Jednak efektów nie było, a ja czułam się z tym coraz gorzej. Już nawet rozważaliśmy wizytę w klinice, ale ostatecznej decyzji jeszcze nie podjęliśmy.

 Mamo, nie chcemy o tym rozmawiać – odpowiedział mój mąż.

Jednak zrobił to zdecydowanie za delikatnie i zabrzmiało to tak, jakby się tłumaczył.

 Oj Piotruś, jestem już na takim etapie, że chciałabym mieć wnuki – odpowiedziała moja teściowa. – A Marta jest już w takim wieku, że z każdym kolejnym rokiem będzie coraz trudniej. I potem może okazać się, że jest już za późno – dodała ze złośliwością w głosie.

Piotrek nic nie powiedział, a dla mnie było już tego za dużo. Przez długi czas znosiłam jej wtrącanie się w nasze życie, wieczne krytykanctwo i wypominanie mi, co robię źle. Powiedziałam sobie, że dosyć tego.

 Tak naprawdę to nie jest mamy sprawa. To nie mama będzie decydować, kiedy i czy w ogóle będziemy mieć dziecko – odpowiedziałam ze złością.

–  Marta, uspokój się – usłyszałam głos swojego męża.

–  Nie, nie uspokoję się. Wystarczająco długo znoszę wścibstwo twojej matki i nie zamierzam robić tego dłużej – wykrzyczałam i wstałam od stołu.

Wybiegłam z mieszkania nie zastanawiając się, co pomyśli o mnie cała rodzina zgromadzona przy stole. Szczerze powiedziawszy miałam to w nosie.

Albo ona albo ja

Tego dnia Piotrek nie wybiegł za mną z domu teściowej. To chyba zabolało mnie najbardziej. Potem tłumaczył, że próbował uspokoić atmosferę. Ale ja już nie chciałam tego słuchać. Do tej pory wiecznie usprawiedliwiał swoją matkę, ale tego dnia przesadził.

 Będziesz musiał wybierać, albo ona albo ja – powiedziałam Piotrkowi następnego dnia przy śniadaniu.

 Marta, nie dramatyzuj – odpowiedział mój mąż. – Wiesz, jaka jest mama. Ale ona naprawdę chce dobrze – dodał.

Jednak ja nie dałam się przekonać. Jeszcze tego samego dnia wyprowadziłam się do koleżanki i zagroziłam rozwodem. Doskonale wiedziałam, że jeżeli zostanie tak jak jest teraz, to nasze małżeństwo i tak nie przetrwa.

Piotrek nie odzywał się kilka dni. Potem zadzwonił i poprosił o spotkanie. Szczerze mówiąc sama nie wiedziałam, co chce mi powiedzieć.

 Kocham cię – powiedział na wstępie. – I nikomu, nawet swojej matce nie dam zniszczyć tego, co nas łączy.

 Ja też cię kocham – powiedziałam i się rozpłakałam.

Piotrek mnie przytulił i razem wróciliśmy do domu

Przez kolejne miesiące nie kontaktowałam się z teściową. Piotrek z nią rozmawiał, ale za każdym razem były to krótkie i chłodne rozmowy. Ja w tym czasie bardzo się uspokoiłam, co zaowocowało zajściem w ciążę.

Byłam najszczęśliwszą osobą na świecie. I chociaż wiem, że nie pozbędę się teściowej z naszego życia, to chcę jej rolę ograniczyć do absolutnego minimum. Wiem, że to matka mojego męża i babcia naszego dziecka. Ale ja nie chcę mieć z nią zbyt wiele wspólnego.

 

Czytaj także:
„Moja teściowa to baba z piekła rodem. Musieliśmy z nią mieszkać, ale ona za wszelką cenę chciała się mnie pozbyć”
„Muszę się pozbyć teściowej, bo jest ważniejsza niż ja i dzieci. My żyjemy w chorym trójkącie”
„Mój mąż kochał tylko dwie rzeczy, ale żadną nie byłam ja. Tak przynajmniej czułam! Teściowa odmieniła nasz związek”
 

Redakcja poleca

REKLAMA