Bożena jest na mnie zła. Twierdzi, że przeze mnie nie wie, gdzie oczy ze wstydu schować, że powinnam się opamiętać.
– Masz ponad sześćdziesiąt lat, a zachowujesz się jak młódka! Ludzie o tobie gadają! – denerwuje się.
A niech sobie gadają!
Czy kobieta w sile wieku nie ma prawa się zakochać i tego okazywać? Moim zdaniem ma. Bożenka jest moją sąsiadką i dobrą przyjaciółką. Odkąd owdowiałyśmy, spędzałyśmy ze sobą dużo czasu.
Chodziłyśmy na spacery, do kościoła, oglądałyśmy telewizję lub po prostu siadałyśmy na ławeczce przed blokiem i z innymi emerytkami obserwowałyśmy przechodniów. Było miło, ale co tu ukrywać, trochę nudno i monotonnie. Nie narzekałam. Pogodziłam się z tym, że w tym wieku na żadne fajerwerki w życiu nie ma już co liczyć.
Wszystko zmieniło się prawie rok temu, gdy dostałam od wnuka w prezencie laptop z dostępem do internetu. Przyszedł do mnie, położył go na stole i oświadczył, że powinnam nauczyć się korzystać z tego ustrojstwa. Nieźle się wtedy wystraszyłam.
– Jesteś kochany, Karolku, ale to nie dla mnie. Za stara jestem – jęknęłam.
– E tam, takie gadanie. Internet to okno na świat. Mnóstwo ciekawych informacji dla seniorów, przyjaciele na całym świecie. Nie chciałabyś poznać nowych ludzi w swoim wieku? – zapytał.
– A to możliwe? – upewniłam się.
– No jasne! Możesz do nich pisać, porozmawiać na żywo. Pokażę ci!
Znów czuję motylki w brzuchu
Początki nie były łatwe. Pięć minut się zastanawiałam, zanim nacisnęłam jakiś klawisz, bo bałam się, że coś zepsuję. Ale dotąd ćwiczyłam i próbowałam, aż się połapałam, o co w tym wszystkim chodzi. Im dłużej buszowałam po internecie, tym byłam bardziej zachwycona. Przepisy kulinarne, porady zdrowotne, różnego rodzaju ciekawostki…
Próbowałam zainteresować swoją nową pasją Bożenkę, ale nie wykazała zainteresowania. Stwierdziła, że wystarczają jej nasze dawne rozrywki, że ten cały internet to przynosi więcej złego niż dobrego.
I że jej szkoda oczu na ślęczenie przed ekranem. Nie dyskutowałam z nią. Stwierdziłam, że jak nie chce iść z duchem czasu, to na siłę nie będę jej przekonywać. Oczywiście nadal się widywałyśmy, ale już nie tak często jak wcześniej. Zamiast plotkować przed blokiem, wolałam buszować w internecie.
Stefana poznałam pół roku temu, na czacie dla seniorów. Na początku tylko rozmawialiśmy, później zaczęliśmy się spotykać. Okazało się, że mamy podobne zainteresowania, więc szybko przypadliśmy sobie do gustu. Byłam zaskoczona, bo nie spodziewałam się, że na starość się zakocham i to z wzajemnością. A tu taka miła niespodzianka!
Nie przyznawałam się nikomu do swoich uczuć. Nawet Bożence. Wstydziłam się. Uważałam, że w moim wieku nie wypada się już zakochiwać i do tego publicznie tę miłość okazywać. Kiedy więc Stefan próbował mnie wziąć na ulicy za rękę, szybko ją cofałam.
Przez ciebie życia nie będę miała!
A gdy chciał odprowadzić mnie do domu, wykręcałam się, jak mogłam. Nie chciałam, żeby ktoś ze znajomych czy sąsiadów zobaczył mnie w jego towarzystwie. Tłumaczyłam, że po drodze muszę jeszcze gdzieś wstąpić. I szybciutko się żegnałam. Początkowo przyjmował to ze spokojem, ale w końcu nie wytrzymał.
– Powiedz szczerze, czy ty się mnie wstydzisz? – zapytał.
– Nie… oczywiście, że nie…
– To o co chodzi? Nie lubisz, jak ktoś ci okazuje czułość i zainteresowanie?
– Lubię. I to bardzo. Po prostu nie chcę, żeby ludzie wzięli nas na języki. Sam wiesz, jak to jest. Zobaczą cię i zaczną gadać, że starzy, a nie wiadomo, czego im się zachciewa – przyznałam.
– A co cię ludzie obchodzą? Ty jesteś sama, ja też. Nie robimy nic złego!
– No tak, ale…
– Żadnego ale. Dziś wpraszam się do ciebie na herbatę i szarlotkę. Chwaliłaś się, że świetna ci wyszła. Koniecznie muszę spróbować! – uparł się.
– No dobrze – poddałam się.
Ciągle obawiałam się, że ktoś nas zobaczy, ale nie chciałam sprawiać przykrości Stefanowi. Poza tym doszłam do wniosku, że mój ukochany ma rację. Nikomu krzywdy nie robiliśmy.
– Co ma być, to będzie – pomyślałam i odważnie chwyciłam go za rękę.
Gdy dotarliśmy pod mój dom, zapadał już zmierzch. Miałam cichą nadzieję, że ławeczka będzie już pusta. Ale nie. Siedziały na niej wszystkie moje znajome z Bożenką na czele. Gdy nas zobaczyły, to omal na ziemię nie pospadały.
Chciałam najszybciej zejść im z oczu
Mój ukochany nagle się zatrzymał, przytulił mnie i mocno pocałował. W usta! Byłam tak zszokowana, że nie zdążyłam zaprotestować. Gdy ochłonęłam i wysunęłam się z jego objęć, kątem oka dostrzegłam, że znajome są oburzone. Zaciągnęłam Stefana do bloku.
– Co ty najlepszego wyprawiasz? Nie widziałeś tych kobiet? – huknęłam.
– Widziałem. Gapiły się na nas, jakbyśmy byli kosmitami – przyznał.
– To dlaczego mnie pocałowałeś?
– By miały o czym gadać – zachichotał.
– To wcale nie jest śmieszne. Przez ciebie życia nie będę miała!
– Naprawdę tak się tym przejmujesz? Przepraszam, nie wiedziałem. W takim razie chyba już sobie pójdę. Nie będę szargał ci opinii – posmutniał.
Zrobiło mi się głupio.
– Za późno, już zszargałeś, więc teraz nie uciekaj – odparłam, otwierając drzwi.
– To mogę wejść? – zapytał.
– Musisz. Sama przecież nie zjem tej szarlotki – odparłam. – Pomyślałam, że skoro i tak już dostanę się na języki, to chociaż spędzę miło wieczór.
Stefan siedział u mnie prawie do dziesiątej. Jedliśmy ciasto, piliśmy herbatę i rozmawialiśmy. Głównie na temat stereotypów dotyczących starszych ludzi.
– Na Zachodzie para zakochanych staruszków trzymających się za ręce nie robi na nikim wrażenia. A u nas? Od razu obraza boska, Sodoma i Gomora! – denerwował się Stefan. – Tylko ciekawe dlaczego? Czy miłość zarezerwowana jest tylko dla młodych? – psioczył.
Zanim go poznałam, pewnie odparłabym, że tak. Teraz zmieniłam zdanie. Obiecałam sobie nawet, że po następnym spotkaniu znowu zaproszę go do siebie. Nie bacząc na to, co powiedzą sąsiedzi.
Nie wiesz, że miłość nie liczy lat?
Gdy Stefan wyszedł, zaczęłam szykować się do spania. Nie zdążyłam nawet rozścielić łóżka, gdy zadzwonił dzwonek u drzwi. W progu stała Bożenka. Nie miała przyjaznej miny.
– Co ty najlepszego wyprawiasz? – powiedziała, gdy weszła do środka.
– O co ci chodzi? – udałam zdziwienie, choć wiedziałam, z czym przyszła.
– O tego mężczyznę, który był u ciebie. Kto to jest? – zapytała.
– To Stefan, mój znajomy. Zakochaliśmy się w sobie i spotykamy się od pewnego czasu – przyznałam.
– Zakochaliście się? Oszalałaś! – wybałuszyła na mnie oczy.
– A tak! Co jesteś taka zaskoczona? Nie słyszałaś, że miłość nie liczy lat? Nawet taka piosenka była.
– Tak, słyszałam… Ale to nie oznacza, że trzeba się z tą miłością od razu publicznie obnosić. Gdy pojawiliście się przed blokiem, na ławce aż zawrzało. Wszystkie kobiety były oburzone!
– No właśnie zauważyłam. I zastanawiam się czym – odparłam.
– Jeszcze pytasz? Twoim niestosownym zachowaniem. To przytulanie, pocałunek… – pokręciła głową. – Naprawdę wstyd mi było za ciebie przed tymi wszystkimi kobietami.
– Niepotrzebnie. Przecież to ja się całowałam, a nie ty. A poza tym, o co ta cała afera? Mnóstwo ludzi wciąż całuje się na ulicy. I jakoś nikt się nie oburza! – nastroszyłam się.
– Tak, ale oni są młodzi. Im wolno. A w naszym wieku… – zaczęła dobrze znaną mi śpiewkę.
– To co? Już tylko ławeczka, laseczka, a na koniec grób? – wpadłam jej w słowo.
– No nie, ale wielu rzeczy nie wypada nam już robić.
– Dlaczego? – zapytałam z niewinną miną.
– Bo… to się nie podoba innym – odpowiedziała szybko Bożenka, niewiele myśląc.
– Tak? – uniosłam brwi. – W takim razie niech odwrócą wzrok!
– No wiesz… Nie sądziłam, że jesteś taka nierozsądna! Ja na twoim miejscu…
– Przepraszam cię, ale jestem bardzo zmęczona i chcę się położyć – ucięłam i odprowadziłam ją do drzwi.
Nie miałam ochoty wysłuchiwać jej rad
Po wyjściu Bożeny natychmiast zadzwoniłam do Stefana i zdałam mu relację z rozmowy, jaką z nią odbyłam.
– Naprawdę jest aż tak źle? To może jednak będziemy spotykać się gdzieś na mieście? – usłyszałam.
– Mowy nie ma! Jestem zakochana, szczęśliwa i nie mam najmniejszej ochoty tego ukrywać. A jak ktoś tego nie rozumie, to jest głupi – odparłam.
Od tamtej pory Stefan jest u mnie częstym gościem. Czasem wraca do siebie, a czasem zostaje do rana. Kobietom z ławeczki oczywiście się to nie podoba. Patrzą na mnie spode łba, coś tam szepcą za plecami. Niemal wytykają palcami, ale ja się już nie przejmuję.
Bożenka co i raz próbuje mi przemówić do rozumu. Przypomina mi, że nie jestem już nastolatką. Boleje, że nie dbam o opinię. I ma pretensje, że musi się za mnie wstydzić. A kto jej każe? Przecież to mnie ludzie wzięli na języki, a nie ją.
Czytaj także:
„Mam 49 lat, a wciąż na myśl o ojcu czuję się jak zalękniona dziewczynka. Po latach odnalazł mnie, by wyłudzić kasę”
„Pozwalałam synowi godzinami grać na komputerze. Wychowałam samoluba ze skłonnością do agresji. A może ma to po ojcu?”
„Mnie i Jacka połączyła przed laty miłość, ale nie dane nam było zostać rodzicami. Doczekaliśmy się za to... wspólnego wnuka”