„Opiekunka naszego dziecka to zwykła złodziejka. Ta głupia dziewucha ukradła nawet... mój pierścionek zaręczynowy"

Dziewczyna zajmująca się dzieckiem fot. Adobe Stock, AntonioDiaz
„– Ej, pokaż torbę! – zażądałam. Natychmiast przytuliła ją do piersi obronnym gestem, ale zagroziłam, że jeśli nie wywali wszystkiego na stół, to wezwę policję! Kiedy przechyliła torbę, moim oczom ukazał się mój pierścionek zaręczynowy!"
/ 30.07.2021 09:21
Dziewczyna zajmująca się dzieckiem fot. Adobe Stock, AntonioDiaz

Po urodzeniu córeczki byłam całkiem spokojna o to, że kiedy będę musiała wrócić do pracy, ona zostanie pod dobrą opieką. Teściowa zapewniała mnie bowiem przez cały okres mojej ciąży, że zrezygnuje z roboty, bo o niczym innym nie marzy, jak tylko o zajęciu się wnuczką.

Tym bardziej że tak naprawdę już od dwóch lat powinna być na emeryturze, tylko prowadzi własną działalność, więc może pracować, ile chce. Jest księgową i ma pod opieką kilka firm, którym prowadzi księgi.

Adelka rosła jak na drożdżach, a dzień mojego powrotu do biura zbliżał się wielkimi krokami. Gdy został mi już tylko tydzień urlopu, teściowa wpadła do nas bez uprzedzenia.

Miała taką minę, że od razu zaczęłam przeczuwać najgorsze. Ale kompletnie nie spodziewałam się tego, że nie będzie chciała zająć się Adelką!

– Wybacz, ale moi klienci tak bardzo mnie prosili, abym została, że nie mogłam im odmówić – zaczęła się tłumaczyć, a mnie się zrobiło niedobrze.– W dodatku zgodzili się płacić mi większe pieniądze, a sama rozumiesz, że z emerytury trudno dzisiaj wyżyć.

Po głowie tłukło mi się tylko jedno pytanie: co ja teraz zrobię z dzieckiem?

– Nie zostawię cię bez pomocy! – zapewniła mnie jednak od razu teściowa.

Po czym stwierdziła, że córka jej koleżanki właśnie szuka pracy.

– Mówię ci, to bardzo sympatyczna dziewczyna, znam ją od dziecka! Nie dostała się w tym roku na studia, więc zatrudniła się jako sekretarka. Ale przyjęli ją tylko na trzy miesiące, zapłacili grosze, po czym zwolnili, aby nie dać stałej umowy i podwyżki. Ona ma młodsze rodzeństwo, więc wie, jak się opiekować maluchem.

Żal mi się zrobiło dziewczyny. A skoro moja teściowa za nią ręczyła…

Tylko skąd nagle wziąć pieniądze na opiekunkę?! Wcale nie zarabiam dużo i nie miałam tego wydatku dotychczas w swoich planach. Nawet nie orientowałam się, ile powinnam zapłacić takiej dziewczynie według stawek rynkowych…

Kiedy tak rozmyślałam z niewesołą miną, teściowa oświadczyła:

– Skoro nawaliłam, to postanowiłam, że zapłacę za tę opiekunkę. Po prostu ją Adelce zafunduję. I nie zniosę słowa sprzeciwu! – uprzedziła mnie od razu, żebym nie protestowała.

Głupio mi było brać pieniądze od matki mojego męża, ale on mnie przekonał – skoro mama najpierw obiecała opiekę nad wnuczką, a potem słowa nie dotrzymała, to nie powinnam mieć żadnych obiekcji.
I tym sposobem w naszym domu pojawiła się Zuzanna.

Moja córeczka od razu polubiła opiekunkę

Drobna blondynka o wiecznie zdziwionych oczach i miłym sposobie bycia zrobiła na mnie naprawdę dobre wrażenie.

Adelka od razu do niej przylgnęła, co także mnie przekonało do słuszności wyboru. Zaakceptowałam ją jako opiekunkę dla córeczki.

Pracowała już u nas przeszło miesiąc… W weekend wybieraliśmy się z Jackiem na imieniny do mojej mamy. Miałam dla niej kupiony luksusowy krem, który udało mi się dostać na przecenie w perfumerii. Byłam zadowolona, wiedząc, że bardzo się ucieszy z prezentu.

Tylko że teraz nigdzie tego kremu nie mogłam znaleźć!

Miotałam się jak wariatka po mieszkaniu, od szafki do szafki, wyrzucając sobie w duchu, jaka to straszna ze mnie sklerotyczka. Nie pamiętałam bowiem, gdzie go włożyłam, chociaż jeszcze pół godziny wcześniej mogłam przysiąc, że do komody w sypialni.

W końcu się poddałam i zaniosłam mamie komplet salaterek, które sama dostałam w prezencie od koleżanek w pracy, modląc się, aby nie odkryła, że jest to „przechodni” prezent.

Miesiąc później zapowiedziała się do nas z wizytą siostra męża, która na co dzień mieszka za granicą. Bardzo ją lubię, więc naprawdę mnie ucieszyło, że woli się zatrzymać u nas, a nie u swojej mamy. Chcąc ją dobrze ugościć, zamierzałam powlec pościel dla niej w nowy, bardzo ładny satynowy komplet, który dostałam jeszcze na ślubie. Kremowy, ze wstawkami z koronki.

A gdzie podział się nowiutki komplet pościeli?

Niestety, choć przewaliłam całą bieliźniarkę, nie znalazłam go. Po prostu diabeł ogonem nakrył! Ponieważ jednak po ślubie przeprowadzaliśmy się z mężem, stwierdziłam, że pewnie w wirze przenosin gdzieś się zawieruszył, i tyle. Chociaż wydawało mi się, że kładłam go na dno bieliźniarki, jeszcze zapakowany w ochronnym celofanie.

Oczywiście nie powiązałam zniknięcia kremu z brakiem kompletu pościeli, bo co ma piernik do wiatraka?
Ostatecznie Renata wyspała się w normalnej pościeli z kory, po czym pojechaliśmy wszyscy na uroczysty obiad do teściowej. I tam, w jej łazience, odkryłam identyczny krem, jak ten, który kupiłam mamie!

Nadal nic nie podejrzewając, zrobiłam tylko niewinną uwagę, że taki sam miałam dla mamy. Wtedy teściowa z radosnym uśmiechem wpadła mi w słowo.

A ja go dostałam od Zuzanny! – oznajmiła. – Podziękowała mi w ten sposób za znalezienie pracy u was! Cóż to za dobre dziecko, prawda? – rozpływała się w zachwytach, a mnie zabrzęczały w głowie dzwonki alarmowe.

Z jednej strony wydawało mi się niemożliwe, żeby dziewczyna połaszczyła się na zwykły krem, choćby i kosztował kilkadziesiąt złotych. Ale z drugiej, dziwny to przypadek, że akurat identyczny dała w prezencie mamie Jacka!

Postanowiłam dyskretnie przyjrzeć się Zuzannie. Przez kilka dni nie zauważyłam nic podejrzanego.

Jednak w kolejny piątek dziewczyna poprosiła mnie o to, abym pozwoliła jej wyjść wcześniej, bo ma umówionego fryzjera.

– Jutro jadę na ślub przyjaciółki! – opowiadała z przejęciem.

– Tak? A co kupiłaś jej na prezent? – zainteresowałam się mimochodem.

Jej beztroska odpowiedź natychmiast mnie zelektryzowała.

– Karolina chciała dostać jakąś fajną pościel! – usłyszałam.

Natychmiast odwróciłam się do Zuzy z takim wyrazem twarzy, że błyskawicznie spiekła raka i zagryzła wargi.

– Niech zgadnę, dostanie od ciebie kremowy komplet z satyny, z koronkowymi wstawkami? – zapytałam zimno.

Ja… eee… zamierzałam go pani odkupić! – zająknęła się, widząc, że wpadła po uszy w kłopoty.

– Tak samo, jak odkupiłaś mi krem, który podarowałaś mojej teściowej? – zainteresowałam się złowieszczo.

– Taaak… to znaczy… Bo ja tyle tutaj pracuję, że nawet nie mam kiedy pójść do sklepu czegoś poszukać! – zaczęło się bronić głupie dziewuszysko.

– No to możesz się wynosić, i żebym cię więcej tutaj nie widziała! – wydarłam się na nią wyprowadzona z równowagi. – A cenę kremu i pościeli potrącę ci z ostatniej pensji!

Pierścionek chciała sobie „tylko pożyczyć”…

Zuzka zwlokła się krzesła i poszła do przedpokoju, a mnie wtedy coś tknęło.

– Ej, pokaż torbę! – zażądałam.

Natychmiast przytuliła ją do piersi obronnym gestem, ale zapowiedziałam, że jeśli nie wywali wszystkiego, co w niej ma na stół, to wezwę policję!

Na złodzieju czapka gore, więc Zuza natychmiast się tego wystraszyła.

Kiedy przyjrzałam się zawartości torby, moim oczom ukazał się… mój pierścionek zaręczynowy!

– Chciałam go tylko pożyczyć na to wesele, bo ja nie mam żadnej biżuterii – zastrzegła mała złodziejka.

Nie obchodziło mnie, czy mówi prawdę. Pożyczony czy ukradziony pierścionek był moją własnością i ona nie miała prawa go ruszyć!

– Lepiej się od razu przyznaj, co jeszcze u mnie ukradłaś, bo jeśli to odkryję sama, to od razu dam znać komu trzeba! – zagroziłam jej znowu.

Zuza zaczęła się zaklinać na wszystkie świętości, że nic. Kazałam jej więc tylko na wszelki wypadek napisać oświadczenie o tym, że została przyłapana na kradzieży trzech rzeczy, i puściłam wolno.

Nie zdążyłam się jeszcze pozbierać z nerwów, a już zadzwoniła do mnie teściowa. Z pretensjami, jak to podle skrzywdziłam Zuzannę!

Teściowa chciała, żebym dała Zuzce drugą szansę

– Ona kradła! – wpadłam jej w słowo, opowiadając własną wersję wydarzeń.

– Przecież powiedziała, że zwróci pieniądze – usłyszałam na to oniemiała.

– Dopiero po tym, jak została nakryta! – wkurzyłam się.

Tymczasem teściowa zaczęła mnie błagać, abym z powrotem przyjęła do pracy Zuzkę, bo ona chce mieć dobre kontakty z przyjaciółką.

– Nie rozumiesz, że jej matka się na mnie obrazi? – przekonywała mnie.

– Nic mnie to nie obchodzi! – wywaliłam prosto z mostu. – Jak mama chce, to niech ją sama zatrudni!

Teściowa się wtedy obraziła i stwierdziła, że jeśli nie chcemy poleconej przez nią opiekunki, to ona nie będzie nam płaciła za „jakąś obcą nianię”!

Do tej pory prawie się do mnie nie odzywa, chociaż minęło już pół roku od dnia, gdy wywaliłam z pracy poleconą nam przez nią złodziejkę.

W tym czasie zdążyłam się jeszcze dowiedzieć, że Zuzanna wcale nie została zwolniona z pracy sekretarki dlatego, że firma nie chciała jej dać stałej umowy. Już w pierwszym miesiącu przyłapano ją na wynoszeniu służbowej kawy.

Ale mama Jacka jest głucha na te argumenty, bo przecież „Zuzę zna od małego i wie, że to dobre dziecko”!

Teraz Adelką opiekuje się miła, starsza pani – uczciwa i godna zufania. I chociaż płacę jej z trudem z własnej pensji, to przynajmniej mam święty spokój.

Czytaj także:
„Zakochałem się w kobiecie z dzieckiem. Ojciec jej syna stwierdził, że to nie jego bachor i zostawił ją na pastwę losu”
„Byłam dla niego darmową prostytutką. Z miłości się na to godziłam. Kiedy zaszłam w ciążę, kazał mi »to« usunąć"
„Mąż próbował rozbić małżeństwo naszej córki, bo nie zaakceptował zięcia. Pogodziła ich dopiero życiowa tragedia..."

Redakcja poleca

REKLAMA