„Mąż próbował rozbić małżeństwo naszej córki, bo nie zaakceptował zięcia. Pogodziła ich dopiero życiowa tragedia..."

Ojciec i syn w uścisku fot. Adobe Stock, Halfpoint
„Kiedy wyszedł do nas lekarz i powiedział, że operacja się udała i że życiu Andrzeja nic już nie zagraża, mój mąż się uśmiechnął. Ostatni raz widziałam go tak szczęśliwego, kiedy urodziła mu się wnusia".
/ 09.07.2021 14:07
Ojciec i syn w uścisku fot. Adobe Stock, Halfpoint

 Mój mąż i zięć darli ze sobą koty przez dobrych kilka lat. Słuchać się tego nie dało. Zachowywali się jak smarkacze. Do czasu… Panowie spuścili z tonu dopiero, gdy w naszej rodzinie wydarzyło się coś złego. 

Od samego początku zrodziła się między nimi rywalizacja

 Nasz zięć, Andrzej, jest od córki starszy o siedem lat i gdy go poznała, był świeżo po rozwodzie. Nie takiego partnera sobie dla niej wymarzyliśmy, ale ja jej wybór zaakceptowałam. Mój mąż nie potrafił się jednak z tym pogodzić. Próbował ich rozdzielić. Wiedziałam, że nie wyniknie z tego nic dobrego, ale on nie dał sobie nic powiedzieć.

Przedstawiał Ani wizję życia u boku człowieka, który już jedną przysięgę małżeńską złamał. Przekonywał, że pewnie zrobi to drugi raz. Pozwalał sobie też na docinki wobec samego Andrzeja. Zięć znosił to na początku cierpliwie, ale po kilku takich wspólnych spotkaniach w końcu zaczął się odgryzać. A na męża podziałało to z kolei jak płachta na byka. No i tak wyglądały nasze spotkania przez wiele miesięcy.

Nawet na weselu nie obyło się bez spięć. Tak się kłócili, że miałam wrażenie, iż to nie są dorośli faceci, tylko dwóch smarkaczy. Dopóki jeszcze nie było w rodzinie dziecka, próbowałyśmy z córką zbywać to śmiechem. Ale jak urodziła się Zosia i też stała się przedmiotem tego sporu, to już przestało być śmieszne. Andrzej nie izolował nas od wnuczki zupełnie. Aż tak źle nie było. Ale w wielu momentach wbijał mężowi szpilę.

Nigdy na przykład nie chciał jej u nas zostawić na noc. Ciągle też męża upominał. A to że małej za dużo czekolady dajemy, że nie wolno jej karmić jedzeniem podgrzewanym w mikrofalówce, że ją za grubo ubieramy, albo że nie powinna tyle bajek oglądać. Ciągle coś – jakbyśmy na złość starali się jej tymi drobiazgami krzywdę zrobić.

Myślę, że u podłoża tego konfliktu leżały też poniekąd pieniądze. Zięć dobrze zarabiał, a i mąż nie narzekał na zyski ze swojej firmy. Od początku zrodziła się między nimi rywalizacja. Od razu włączyły im się te męskie ambicje. Który to ma więcej, który sobie lepiej radzi. Serce mi się krajało, gdy te głupie przepychanki psuły nam rodzinne relacje.

– Ech, wy, faceci. Wszystko przez to wasze wielkie ego

Ot, choćby w sytuacji, gdy Ania z mężem i wnusią wychodzili od nas po niedzielnym obiedzie. Gdy wstawali od stołu, Zosia zaraz robiła buzię w podkówkę, a córka uśmiechała się nerwowo. Dlaczego? Bo mała chciała u nas zostać, a zięć jej nie pozwalał.

– Ale niech zostanie, nie ma problemu. Posiedzi jutro z nami w domu i ją sobie odbierzecie – próbowałam jeszcze wpłynąć na Andrzeja.

– Nie ma potrzeby, mamo. Jutro Zosia idzie do przedszkola, a poza tym ma swój dom do nocowania. Przecież wiesz, co myślimy o zostawianiu małej u was. No, powiedz Anka, czy nie mam racji? – zięć pytał moją córkę, a ona sama nie wiedziała, co ma odpowiedzieć. Ania chętnie zostawiłaby Zosię u nas, dla niej to nie był żaden problem. Ale z drugiej strony pewnie nie chciała się z mężem kłócić. No i tak stała, sama nie wiedząc, co robić.

– Andrzej, nie wygłupiaj się – powiedział mąż. Wiedziałam, że nie znosi, kiedy zięć próbuje przeciągnąć naszą córkę na swoją stronę. Przecież nic by się nie stało, gdyby mała raz na tydzień czy dwa została u dziadków. – No pozwól jej zostać. Cóż jest w tym takiego złego… – nalegał, starając się złagodzić ton dla pojednania.

– Ja wiem, że nic by się nie stało, ale nie ma potrzeby. Idziemy… – powiedział Andrzej do dziewczyn i skierował się do drzwi. Córka przeprosiła nas spojrzeniem, a mała rozpłakała się na całego. Zięć wziął ją na ręce, przytulił, a my zamknęliśmy za nimi drzwi. Wtedy rozżaliłam się na całego. Łzy popłynęły mi po policzku. Spojrzałam na męża z wyrzutem.

– No co? – zapytał nerwowo.

– Ech, wy, faceci. Wszystko przez to wasze wielkie ego. Jakbyś się go tak nie czepiał na samym początku, to może by teraz inaczej się nasze relacje układały. A tak, masz! Wnuczkę byś do snu ułożył, bajki poczytał, a zostałeś sam jak kołek.

– Z tobą będę.

– Na mnie nie licz. Mnie się nie chce z tobą gadać. Poszłam do kuchni, a on usiadł przed telewizorem. Byłam pewna, że złości się teraz na zięcia, ale też i na siebie. To, że Andrzej nie pozwalał małej u nas nocować, było okrutne. Ale zdawałam sobie sprawę, że to w pewnym sensie była też wina mojego męża.

– A może jemu się po prostu odechciało tych kłótni?

Jednak jakiś roku temu zięć się nagle odmienił. Pamiętam dokładnie pierwszy raz, kiedy pozwolił Zosi zostać u nas na noc. To też była niedziela i już zbierali się do wyjścia. Zosia zaczęła prosić, żeby ją u nas zostawili, a ja wyszłam do kuchni, żeby na to nie patrzeć. I nagle usłyszałam, jak Andrzej mówi do małej: – Możesz zostać, ale najpierw musisz zapytać babcię, czy ma dzisiaj czas, żeby się tobą zająć. Nie wiem, kto był w większym szoku: ja, mąż czy Zosia?

W każdym razie wtedy u nas została. Położyliśmy małą spać późno, bo czytaliśmy jej bajki i bawiliśmy się z nią długo. Ale jak już zasnęła, to jeszcze sami rozmawialiśmy o tej zmianie w zachowaniu Andrzeja. Żaden powód nie przychodził nam jednak do głowy. Nic się takiego nie stało. Doszliśmy więc do wniosku, że córka musiała z nim w końcu porozmawiać.

– A może jemu się po prostu odechciało tych kłótni? Widziałaś, jak kiepsko ostatnio wygląda? Pewnie robotą zmęczony, to nie ma siły na przepychanki z rodziną.

– Rzeczywiście wygląda na wyczerpanego – potakiwałam mężowi. Przez następne tygodnie nasze życie się odmieniło. Zosia zostawała u nas często, a zięć przestał się nas czepiać. Wszystko toczyło się dokładnie tak, jak sobie kiedyś wymarzyłam.

Tak mnie jednak to nurtowało, że zapytałam w końcu córkę, co się stało. Dlaczego zięć nam odpuścił? Myślałam, że się pośmiejemy, bo tak ją zresztą zapytałam, w żartobliwym tonie. A ona mnie całkiem zaskoczyła, bo zaczęła płakać.

– Córeczko, co ty? Co się stało?

Bo Andrzej jest chory. Na serce…

– Boże, ale jak bardzo? – pytałam. A ona się całkiem załamała. Usiadła na taborecie i szlochała. A potem wyjaśniło się, dlaczego jej mąż tak się odmienił i czemu tak źle wygląda. Wśród spazmów córka wyznała, że Andrzeja czeka operacja serca, że kardiolodzy znaleźli u niego poważną wadę. No i że cała procedura jest dość niebezpieczna.

Niepewność, żal, poczucie straconych na kłótniach chwil. No i strach

To były bardzo ciężkie chwile dla naszej rodziny. Pełne niepewności i oczekiwania. Ale z tego okresu najbardziej pamiętam jedną sytuację: córka z zięciem przyszli do nas na obiad i on chwilę po tym jak zjedliśmy, poprosił mojego męża do małego pokoju. Nie było ich z dwadzieścia minut, a jak wyszli, to obaj mieli oczy zapłakane. Dopiero jak Ania i Andrzej wyszli, to mąż mi powiedział, o czym rozmawiał z zięciem.

– Ach… – ciężko westchnął. – On chciał mnie poprosić, żebym… zaopiekował się Zosią i Anią, gdyby… No wiesz, gdyby coś się stało – mężowi znów stanęły łzy w oczach. – Przecież i tak byśmy się zaopiekowali… Jezus, o czym on zresztą myśli? Nic się złego nie stanie. – Ja wiem, na pewno. Ale myślę, że to był jego sposób, żeby się z nami pogodzić. To znaczy ze mną…

– No i co powiedziałeś? –

No jak to, co? Że oczywiście, że się zaopiekuję. No i pocieszałem go. A potem się spłakaliśmy. Ech, jaki ja głupi byłem, jaki głupi… Przytuliłam męża, bo wiedziałam, co czuje. Wszyscy czuliśmy to samo. Niepewność, żal, poczucie straconych na kłótniach chwil. No i strach. Strach dominował. Do samego końca. Do momentu, w którym wyszedł do nas lekarz i powiedział, że operacja się udała i że życiu Andrzeja nic już nie zagraża. Ostatni raz widziałam męża tak szczęśliwego, kiedy urodziła mu się wnusia.

Andrzej długo dochodził do siebie, ale jak już w końcu stanął na nogi, to nasze rodzinne życie całkiem się odmieniło. Zięć jest zdrowy, córka jest w drugiej ciąży, a my jesteśmy najszczęśliwszymi dziadkami na świecie. Bo dwóch upartych facetów zrozumiało, że na tym świecie mamy przede wszystkim siebie nawzajem. Najbliższą rodzinę.

Czytaj także:
„Po rozwodzie mój mąż zastrasza mnie i nęka. Jego to bawi, a ja boję się, że ten potwór zrobi mi krzywdę"
„Kochaliśmy się zadaniowo. To było »robienie dziecka«. I zaszłam w ciążę, ale z barmanem"
„Moja córka jest lekko opóźniona w rozwoju. Wprawdzie urodziła zdrowe dziecko, ale nie ma instynktu macierzyńskiego”

Redakcja poleca

REKLAMA