Gdy po raz pierwszy zaproponowała mi kawę, myślałem, że padłem ofiarą głupiego żartu lub zakładu. Bo jak to – Monika i ja? Czy to możliwe, że taka piękność zwróciła na mnie uwagę?
Ta gwiazda wyraźnie mnie uwodziła! Co tu się dzieje?
Siedziałem z nosem w komputerze, robiłem dla szefa ważne zestawienie, a tu zbliżał się koniec pracy. Zamierzałem tego dnia jak najszybciej skończyć swoją robotę i spadać do domu. W telewizji miała być transmisja meczu mojej ulubionej drużyny piłkarskiej i nie chciałem się spóźnić. Nie usłyszałem, gdy ktoś stanął tuż za moimi plecami.
– Coś taki zapracowany, Marcinku! Oderwij się trochę, bo cię monitor wciągnie! – usłyszałem za uchem. Błyskawicznie się odwróciłem i tuż przy swojej twarzy ujrzałem twarz Moniki. Była tak blisko, że… Nie wiem, kto zrobił ten ruch – ja czy ona – ale nagle nasze usta się zetknęły. W tym momencie, jakby ktoś wlał mi w żyły ukropu. Poczułem ciepło, miękkość jej warg i…
„Boże! Co się dzieje? Co ja robię? Co my robimy? Zaraz zobaczy nas ktoś z kolegów, szef albo jakiś klient wchodzący do naszego biura!” – nie mogłem ogarnąć myśli szalejących w mojej głowie. Oniemiałem, nie wiedziałem jak zareagować, a ona stała przy mnie z filuternymi iskierkami w oczach i z ustami rozciągniętymi w kuszącym uśmiechu.
– Jeśli możesz, podejdź za chwilę do mojego biurka, coś mi się dzieje z komputerem. Pomożesz?
– Oczywiście – wydukałem jakoś i usiłowałem się uspokoić. Powoli puls wracał mi do normy. Próbowałem dojść, o co w tym wszystkim chodzi. Czyżby o jakiś zakład? Może Monika założyła się z którymś z kolegów, że mnie poderwie? Bo ja przecież nie należałem do przystojniaków. Nie, nie byłem szpetny. Ale nie wyróżniałem się z tłumu facetów ani urodą, ani wzrostem. Ot, taki ze mnie totalny trzydziestoletni przeciętniak.
Tymczasem Monika… Ta dziewczyna, odkąd przed miesiącem zaczęła u nas pracować, stała się obiektem westchnień sporej części męskiej obsady naszej firmy. Była wysoka, wyższa ode mnie, niesamowicie zgrabna z nogami do samej szyi, no i bardzo ładna. Nie była jakąś klasyczną pięknością, ale miała w sobie coś, co przyciągało mężczyzn. Fajnie się przy tym ubierała, no i posyłała wokół promienne uśmiechy, kusząco kołysząc biodrami, gdy szła korytarzem. I ta gwiazda wyraźnie mnie uwodziła! Wszystko przemawiało za tym, że chodzi o jakiś okrutny żart…
Nie miałem zbyt wielu doświadczeń z dziewczynami
Mimo to wspomnienie naszego pocałunku nie dawało mi spokoju. Nogi mi się trzęsły, gdy szedłem do biurka Moniki. No ale przecież powiedziałem, że jej pomogę. Okazało się, że to był tylko pretekst, bym zjawił się koło niej. Z komputerem uporałem się w mig, ale Monika chwaliła mnie, jakbym zrobił Bóg wie co.
– Dzięki, jesteś kochany – rozpływała się w zachwytach.
– A właściwie podziękuję ci po pracy. Zapraszam cię na kawę do „Bajaderki”. Nie chcę słyszeć odmowy! Skinąłem tylko niepewnie głową, że się zgadzam. Obawiałem się tego spotkania. Bałem się też Moniki. „Co ja z nią będę w tej kawiarni robił?” – panikowałem w duchu. „O czym będę rozmawiał?”. Trochę wstyd się przyznać, ale mimo swojego wieku, nie miałem zbyt wielu doświadczeń z dziewczynami.
Owszem, podobały mi się co ładniejsze koleżanki w szkole i na studiach, ale one nie zwracały na mnie uwagi. Ja natomiast wpadałem w oko tylko takim, na które nie chciałem nawet spojrzeć. Szkoda gadać. Chodziłem wprawdzie kiedyś z Hanią, tyle że to było w podstawówce. W ogólniaku była Joanna, jednak nic poważnego między nami nie zaszło. Na studiach zakochałem się w Dorocie, ale ona szybko wybrała innego. Potem była Iwona i gdy myślałem, że nic nas nie rozdzieli, wyjechała do pracy do Holandii. Na zawsze.
Spojrzała na mnie swoimi ciemnymi oczami i ciarki przeszły mi po plecach
Monika czekała na mnie przed drzwiami firmy. Wzięła mnie staromodnie pod rękę i ruszyliśmy w stronę kawiarni. Gdy kelnerka postawiła przed nami filiżanki z kawą oraz talerzyki z sernikiem, zapadła chwila krępującej ciszy. Przerwała ją Monika.
– Wiesz, że jestem czarownicą? – zapytała, uśmiechając się tajemniczo.
– Jak to? – wyjąkałem.
– Umiem wróżyć, potrafię czytać w myślach, widzę przeszłość i przyszłość… – ciągnęła Monika.
– Podaj mi dłoń – poprosiła.
– Nie miałeś dotąd szczęścia w miłości, Marcinku – zaczęła, co mnie lekko zaniepokoiło. Próbowałem cofnąć rękę.
– Zaczekaj, nie ugryzę cię – zaśmiała się. – Kobiety, z którymi miałeś do czynienia, nie zasługiwały na ciebie – kontynuowała. Spojrzała przy tym na mnie swoimi ciemnymi oczami i ciarki przeszły mi po plecach. Wydawało mi się, że w jednej chwili ich kolor zmienił się z głęboko bursztynowych na ciemno szafirowe.
– One nie potrafiły cię docenić, bo ty jesteś inny. Dla ciebie nie liczy się szpan, szanujesz ludzi, mówisz prawdę. Jesteś trochę zdystansowany, nie lubisz się narzucać, ale to przecież nie są wady. Jesteś mądry, inteligentny, cenią cię w pracy. Jesteś wartościowym człowiekiem – Monika puściła moją rękę.
Nie piliśmy alkoholu, ale mnie kręciło się w głowie, jakbym był nieźle wstawiony. Czy sprawiła to bliskość atrakcyjnej, młodej kobiety, czy też jej słowa i oczy, którymi przewiercała mnie na wylot? Nie wiem… Pewnie wszystko razem. Po spotkaniu w kawiarni odprowadziłem ją do domu. Przed drzwiami budynku podziękowała mi za cudowny wieczór i pocałowała w usta. Ot tak, zwyczajnie, jakbyśmy od lat byli parą.
– Do zobaczenia jutro w pracy – rzuciła i zniknęła za drzwiami.
Co ją do mnie przyciągało?
Powoli wracałem do siebie. Wciąż analizowałem całą sytuację. „Dlaczego Monika wybrała właśnie mnie?”. Wprawdzie w biurze mam szanse na awans, ale będę musiał na niego trochę poczekać. Co ją do mnie przyciągało? Tylu przecież bardziej interesujących facetów jest dookoła, również u nas w pracy, a umówiła się ze mną.
Kobietom nie rzucała się w oczy moja uroda ani tym bardziej bogactwo. Mieszkałem w kawalerce po babci, a po mieście poruszałem się Polonezem. To był antyk, ale brat cioteczny, który wyszukał go dla mnie za grosze i wyremontował, utrzymywał go przy życiu i to mi wystarczało. Czyżby wiedziała o…? Nie, to niemożliwe. No bo skąd mogła się dowiedzieć o lokacie?
Zanim szef przyjął mnie rok temu do firmy, byłem prawie sześć miesięcy na saksach. Odłożyłem całkiem niezłą sumkę, ale nieśpieszno było mi ją wydać. Leżała na koncie w banku, a mnie do codziennego życia wystarczała pensja. O moim pobycie w Norwegii wiedział tylko Bruno, najlepszy kumpel z pracy, no ale on trzyma gębę na kłódkę. „Jesteś wartościowym człowiekiem” – przypomniałem sobie słowa Moniki wypowiedziane w kawiarni, ale teraz nabrały dla mnie jakiegoś innego wydźwięku.
„Stary, nie szukaj dziury w całym” – zganiłem się w myślach za tę spiskową teorię. Gdy nazajutrz zobaczyłem Monikę w pracy, serce mocniej mi zabiło. Była taka piękna i tak słodko się do mnie uśmiechała. Tego dnia to ja zaprosiłem ją na kawę. Długo opowiadała mi o sobie, trzymając swoją dłoń na mojej… Słuchałem o jej trudnym dzieciństwie, wychowaniu bez ojca, ciężko pracującej matce, o szkole i studiach. Chłonąłem jej słowa, nie do końca zwracając uwagę na treść, bo cały czas najbardziej liczyło się dla mnie to, że taka niezwykła kobieta jest tu ze mną.
Chciałabym wyjawić ci mój mały sekret
Mijały tygodnie, podczas których spotykaliśmy się z Moniką regularnie. Nasze pocałunki już nie wprawiały mnie w zakłopotanie. Wiedziałem o niej coraz więcej i czułem, że się zakochuję. Wydawało mi się, że jej też coraz bardziej na mnie zależy. Zanosiło się na to, że wreszcie będę z kimś dłużej, może nawet na stałe.
– Spotkajmy się w niedzielę w parku – zaproponowała mi pewnego dnia Monika. – Chciałabym wyjawić ci mój mały sekret – dodała z odrobiną niepokoju w spojrzeniu.
– Jasne, ma być piękna pogoda – podchwyciłem zadowolony. Pamiętam, jak zobaczyłam ją wtedy w parkowej alejce. Zbliżała się niepewnym krokiem. Kiedy stała już tak blisko, że mogłem pocałować ją w policzek, zza pobliskiego krzaczka wyskoczył najwyżej trzyletni brzdąc, podbiegł do Moniki i oplótł rączkami jej nogę.
– Mama! – chłopczyk krzyknął zadowolony, jakby pokazując, że Monika należy do niego i na powrót pobiegł do krzaczka, by ganiać unoszące się nad nim motylki.
– To jest właśnie ten mój mały sekret – oznajmiła Monika, zawieszając głos, jakby w oczekiwaniu na to, że powiem coś złego. Przez dobrą chwilę nie mogłem się otrząsnąć. Spodziewałem się wszystkiego, ale nie tego, że ma dziecko. Nigdy o nim nie wspominała.
– Dlaczego mi o tym nie powiedziałaś?
– Bałam się, że nie zechcesz się ze mną spotykać – szybko wyrzucała z siebie słowa. – Że uznasz mnie za jakąś puszczalską, że stracę w twoich oczach…
W jej słowach była skarga, żal, rozpacz i lęk. Kąciki ust drżały, oczy miała szkliste. Dlaczego miałbym tak się zachować? Przecież lubię dzieci, mam dwie małe chrześnice, z którymi chętnie się bawię. Ale Monika o tym nie wiedziała.
– Jak ma na imię twój synek?
– Grześ…
Kupiłem Grzesiowi watę cukrową od sprzedawcy stojącego w parku. Mały biegał zadowolony, dokazując jak mały źrebaczek. Usiedliśmy na ławeczce.
– Parę lat temu szaleńczo zakochałam się w Krzyśku, chłopaku z sąsiedztwa – zaczęła Monika. – To był prawdziwy przystojniak. Ciemne włosy, wysoki, fajnie tańczył, grał na gitarze, należał nawet do jakiegoś zespołu. Miał „gadane”. Dziewczyny to lubią. Mama mnie przed nim ostrzegała. Widziała go na mieście z innymi, ale ja nie wierzyłam w jej słowa. Ufałam mu, gdy zapewniał mnie o swojej miłości. Krzysztof uczynił mnie kobietą. Byłam wtedy taka dumna. Nie wyglądałam tak, jak dzisiaj. Miałam parę kilogramów za dużo, ale dla niego postanowiłam się odchudzić…
Słuchałem Moniki, nie przerywając jej. – Moje ciało zaczęło się zmieniać. Najpierw straciłam sporo na wadze, a potem znowu zaczęłam tyć, choć utrzymywałam dietę. Ale test ciążowy wszystko wyjaśnił…
– Co zrobił Krzysiek na wieść, że zostanie ojcem? – spytałem.
– Nawet nie chciał ze mną rozmawiać. Upokorzył mnie, twierdząc, że to nie jego dziecko. A ja naprawdę byłam tylko z nim – Monika otarła łzy, które spłynęły jej po policzkach.
– I co dalej? Czy widuje się z małym, czy płaci ci alimenty?
– Od tego gnoja nie przyjęłabym nawet złotówki – Monika lekko podniosła głos. – A poza tym nie ma go w kraju. Podobno pojechał z tą swoją kapelą na tournee. Chłopcy wrócili, ale on już nie. Nawet nie wiem, gdzie jest…
– Naprawdę nie musiałaś się obawiać mojej reakcji – zapewniłem Monikę, gładząc ją po kasztanowych włosach. – To tylko życie, a ty padłaś ofiarą faceta, który potraktował cię instrumentalnie, łamiąc ci serce i szargając uczucia. Tak bywa…
– Czułam, że jesteś dobrym człowiekiem
Monika wtuliła się we mnie, zanosząc się płaczem. Do ławki podbiegł Grześ.
– Mamo! Nie płac, Gzesio cie obloni! – zapewnił swoim cienkim głosikiem.
– Jesteś kochany – Monika zwróciła się do synka. – I ty też, Marcinku – spojrzała mi w oczy. – Czułam, że jesteś dobrym człowiekiem, i że choć się z tym nie afiszujesz, potrafisz to dobro okazać. Ja już w życiu się sparzyłam. Zanim się poznaliśmy, było paru takich, którzy próbowali mnie poderwać. Ale im chodziło tylko o łóżko. Podświadomie czułam, że jeśli jeszcze mam się w kimś zakochać, to tylko w mężczyźnie takim jak ty. Często zastanawiałam się, czy poznam tego wybranego, gdy już będzie w pobliżu. No i poznałam.
Widziałam w pracy, jak na mnie patrzysz. Nie rozbierałeś mnie wzrokiem jak inni i nieraz mi pomogłeś. Tak bezinteresownie. Wtedy postawiłam sobie w domu karty. A one tylko mnie utwierdziły w moim przekonaniu. Mówiłam ci już, że jestem czarownicą… Wstaliśmy z ławeczki. Monika swoim zwyczajem wzięła mnie pod rękę, a drugą ręką chwyciła dłoń dziecka. Poszliśmy do mojego Poloneza. Odwiozłem ich do domu. Przed klatką pożegnaliśmy się czule z Moniką. Podałem rękę Grzesiowi. Chłopczyk odwzajemnił gest, uśmiechając się przy tym.
„Nie jest źle” – pomyślałem. po tamtym spotkaniu moje relacje z Moniką nieco się zmieniły. Na spacery chodziliśmy już we trójkę. Grzesio przyzwyczajał się do mojej obecności. Zacząłem bywać u Moniki w domu. Poznałem jej mamę – kobietę z zasadami, z pozoru surową, ale o gołębim sercu. Z początku była nieufna, jednak w końcu przekonała się do mnie, gdy Grześ przy stole zaczął siadać mi na kolanach.
Z Moniką coraz częściej rozmawiałem o naszej wspólnej przyszłości. No bo już nie wyobrażałem sobie, by mogło być inaczej. Zwłaszcza że mieliśmy na start całkiem sporą sumkę, którą przywiozłem z Norwegii. Moi rodzice również postanowili nas wspomóc. Nie przeszkadzało im, że związałem się z kobietą z dzieckiem. Miałem przecież już trzydziestkę i moja mama straciła nadzieję, że założę rodzinę. A tymczasem szanse na to były z każdym dniem coraz większe, zwłaszcza że Monika przyjęła moje oświadczyny. Nasz ślub miał się odbyć za trzy miesiące.
Mieszkaliśmy w mojej kawalerce, ale gdy zsumowaliśmy to, co zarobiłem w Norwegii z tym, co ofiarowali mi rodzice, wyszło, że możemy sobie pozwolić nawet na trzy pokoje. I dobrze, bo było nam ciasno, a i Grześ powinien mieć rodzeństwo. Ale zaraz, zaraz… Czy mi się wydaje, czy Monika ostatnio nieco się tu i ówdzie zaokrągliła?
Czytaj także:
„Mąż nie pozwala mi studiować. Boi się, że wymienię go na mądrzejszy model, bo nie będę chciała takiego robola jak on"
„Kochaliśmy się zadaniowo. To było »robienie dziecka«. I zaszłam w ciążę, ale z barmanem"
„Moja córka jest lekko opóźniona w rozwoju. Wprawdzie urodziła zdrowe dziecko, ale nie ma instynktu macierzyńskiego”