Mam 64 lata. Mój mąż Kazik zmarł dziesięć lat temu. Dzieci są już dorosłe, dawno wyprowadziły się z domu. Syn Jasiek wyjechał na stałe za granicę. A Iwona, nasza córka… Oboje z mężem staraliśmy się wychować ją na porządnego człowieka. Chcieliśmy, żeby skończyła studia, znalazła dobrą pracę, założyła rodzinę. Niestety, nie udało się. Nie wiem, jaki popełniliśmy błąd… Uciekła z domu tuż po swoich osiemnastych urodzinach. Nie uczyła się, nigdzie nie pracowała, obracała się w podejrzanym towarzystwie… Piła, chyba brała też narkotyki.
Nieraz szukaliśmy jej po mieście, próbowaliśmy namówić na leczenie, ale nas odtrącała
Nasza córka wybrała po prostu zabawę i życie bez zobowiązań… Kazik bardzo się o nią martwił. Nie mógł patrzeć, jak jego ukochana córeczka marnuje sobie życie, stacza się na dno. Myślę, że to z tego żalu i zgryzoty w końcu odszedł na zawsze. Jego serce nie wytrzymało. A ja zostałam sama. Nie miałam już siły walczyć o Iwonę. Jedyną moją pociechą stał się Jasiek. Synowi świetnie się wiedzie. Ma dobrą pracę, niedawno się ożenił. Jestem z niego naprawdę dumna…
Tymczasem kilka lat temu córka mnie niespodziewanie odwiedziła. Gdy zobaczyłam ją w drzwiach, to aż się przeżegnałam. Wyglądała okropnie. Wynędzniała, przygarbiona, z postarzałą przedwcześnie twarzą.
– Mamo, jestem w ciąży – powiedziała bez wstępów. – Nie pytaj, z kim, to nieważne. Najważniejsze, że bardzo chcę tego dziecka. Pomożesz mi? – zapytała ze skruchą w głosie.
– Oczywiście, że pomogę – wykrztusiłam wzruszona.
Byłam naprawdę szczęśliwa. Uwierzyłam, że chce się zmienić, że wreszcie dorosła
I że wróci na właściwą drogę. Przez całą ciążę Iwona zachowywała się wspaniale. Dbała o siebie, chodziła na wizyty kontrolne do lekarza. No i nie tykała alkoholu. Widziałam, że na początku było jej bardzo ciężko, ale dała radę.
Cztery lata temu urodziła Karolkę. Trochę obawiałam się, że maluch z powodu przeszłości jego matki nie będzie w pełni zdrowy, ale na szczęście się pomyliłam. Wnusia była idealna pod każdym względem. Pomagałam córce ją przewijać, kąpać, z dumą pokazywałam wszystkim sąsiadkom. I tylko żałowałam, że Kazik nie doczekał tej chwili… Niestety, idylla nie trwała długo.
Kiedy Karolinka skończyła rok, Iwonie znudziła się rola troskliwej matki. Znowu zaczęła się spotykać z dawnym towarzystwem. Coraz częściej wychodziła z domu i wracała późnym wieczorem albo nad ranem. Kompletnie pijana.
– Co ty wyprawiasz? Znowu zaczynasz szaleć?! Pomyśl o dziecku! – wściekałam się.
– O co ci, do cholery, chodzi? Muszę się czasem oderwać, zabawić! Jestem jeszcze młoda! Nie mogę tylko babrać się w pieluchach – odpowiadała ze złością i waliła się na łóżko.
Nawet nie spoglądała na córeczkę. Czasem Iwona trzeźwiała. Klękała wtedy przede mną, obiecywała poprawę. Wertowała ogłoszenia o pracę, zabierała Karolkę na spacery. Tuliła ją, całowała. Ale to trwało krótko. Dwa, góra trzy dni. Potem wszystko wracało do normy. Podkrążone oczy, cuchnący alkoholem oddech, bełkotliwa mowa…
Któregoś popołudnia zabrała małą na spacer. Dzień był dość chłodny, więc miała wyjść tylko na godzinkę, do pobliskiego parku. Gdy nie wróciła po dwóch, zaczęłam jej szukać. Obleciałam całą okolicę. Wszystkich pytałam, czy nie widzieli kobiety z wózkiem. Nie znalazłam… Odchodziłam od zmysłów. Byłam tak roztrzęsiona, że chciałam dzwonić na policję.
Ten cały Jacek to jeszcze gorszy degenerat od Iwony
Pojawiła się o dziesiątej wieczorem. Cuchnąca wódą! Wprowadziła wózek do mieszkania i od razu walnęła się na łóżko. Nawet butów nie zdjęła. Karolka wyglądała potwornie. Była przemarznięta, głodna, zapłakana. Gdy kładłam ją do łóżeczka, modliłam się, żeby nie dostała zapalenia płuc. Tamtej nocy nie zmrużyłam oka nawet na sekundę. Czuwałam przy wnuczce i czekałam, aż Iwona się obudzi z pijackiego snu. Gdy tylko wstała, od razu na nią napadłam.
– Koniec tego dobrego! Albo przestajesz pić, albo fora ze dwora! Nie pozwolę, by Karolinka patrzyła codziennie na zalaną mamusię! Nie pozwolę, byś ciągała ją po knajpach! Wybieraj! – krzyczałam.
Potem było jak zwykle. Córka płakała, klęczała przede mną, obiecywała poprawę. Była trzeźwa przez tydzień. A później… zniknęła. Wyszła na chwilę do sklepu po bułki i już nie wróciła. Po dwóch tygodniach zadzwoniła i powiedziała, że na razie nie może zajmować się Karolką. Bo najpierw musi zadbać o siebie, swoje szczęście i potrzeby. W pierwszej chwili chciałam ją zwyzywać od najgorszych, ale się powstrzymałam. Doszłam do wniosku, że to nawet lepiej, iż zniknie z naszego życia.
Miałam dość tej wiecznej szarpaniny, strachu, czy znowu się nie upije. Powiedziałam więc jej tylko, że zaopiekuję się Karolinką, i skończyłam rozmowę. Już nie wierzyłam, że Iwona zmieni się na lepsze. Chciałam tylko, żeby trzymała się od nas z daleka.
Przez następne 2 lata żyłyśmy z wnusią spokojnie. Szczęśliwie nie pamiętała matki, więc o nią nie pytała
To ja byłam dla niej najbliższą osobą. Żyłam w fałszywym przekonaniu, że tak będzie już zawsze. Nie obchodziło mnie, co dzieje się z Iwoną. Cieszyłam się, że moje pragnienie się spełniło i córka trzyma się od nas z daleka…
To się stało trzy dni temu. Właśnie utuliłam wnusię do snu, gdy zadzwonił dzwonek u drzwi. W progu stała Iwona i jakiś mężczyzna. Oboje byli pijani.
– To Jacek. Tatuś Karolki i mój mąż. Chce poznać córkę – wybełkotała, próbując wejść do środka, ale zasłoniłam drzwi.
– Wynoście się stąd, bo wezwę policję!
Myślałam, że czmychną gdzie pieprz rośnie. Ale nie. Nadal na mnie napierali.
– A wzywaj sobie. Przynajmniej pomogą nam zabrać dzieciaka – odezwał się Jacek.
– Słucham? – zdębiałam.
– No co jesteś taka zdziwiona? Karolina jest nasza i chcemy ją odzyskać. Mamy do tego prawo. No, chyba że się zgodzisz na nasze warunki – wycedził dziadyga.
– Jakie warunki?
– Powiem krótko. Albo płacisz nam co miesiąc pięć stów i mała zostaje u ciebie, albo już pakuj jej rzeczy.
– Ale jak to? Dlaczego? Skąd taka suma?
– No chyba w ramach tego 500 plus? Zamierzamy z tego skorzystać. Może to nie majątek, ale zabawić się można – zarechotał. – Więc pójdziesz do urzędu po kaskę, a my ją od ciebie przejmiemy!
– Ty bydlaku! – chciałam się na niego rzucić, ale córka złapała mnie za ręce.
– Zostaw mojego Jacusia w spokoju, bo pożałujesz. Masz tydzień na odpowiedź. Jeśli się zgodzisz, wszystko zostanie po staremu. Jeśli nie, żegnaj się z wnuczką – powiedziała, a potem oboje odwrócili się i sobie poszli.
Byłam w szoku. Stałam na klatce i nie byłam w stanie się ruszyć. Z bezsilności chciało mi się płakać. Córka nie była dobrą kobietą. Ale nie spodziewałam się, że może być aż tak podła! I jeszcze ten jej Jacuś! Degenerat bez sumienia. Tak się nad tym wszystkim zamyśliłam, że nawet nie zauważyłam, jak drzwi do sąsiedniego mieszkania się otworzyły i na klatce pojawiło się sąsiadka.
– Pani Mario – dotknęła mojego ramienia.
– Tak? – ocknęłam się.
– Przepraszam… Rozmawialiście głośno więc wszystko słyszałam – westchnęła.
– Naprawdę? – zaczerwieniłam się. – Przykro mi… Zwłaszcza, że tych dwoje ma rację. Rzeczywiście może pani stracić wnusię.
– Słucham? Skąd pani wie?!
– Pracuję w sądzie, w sekretariacie. Trochę znam się na prawie.
– I co?
– I wiem, że Karolinka prawnie należy do matki i tego mężczyzny, jeśli ją uznał. Mogą ją pani odebrać w każdej chwili. I żadne protesty nie pomogą. Jak będą chcieli postawić na swoim, to policja będzie po ich stronie. A jak przy okazji wyjdą na jaw ich wszystkie grzeszki, na bank wkroczy opieka społeczna. Powęszy, popyta i skieruje sprawę do sądu rodzinnego – odparła.
Długo tłumaczyła mi prawne zawiłości. Okazało się, że jak już dojdzie do rozprawy sądowej, Iwonie i Jackowi prawie na pewno odbiorą albo przynajmniej ograniczą prawa rodzicielskie do Karolci.
– I powierzą ją mnie! – ucieszyłam się.
– Niekoniecznie… Wszystko zależy od sądu. Jest pani samotna, już nie najmłodsza, utrzymuje się pani tylko z emerytury… A Karolinka rośnie i będzie miała coraz większe potrzeby. Jak zaczną liczyć, rozpatrywać wszystkie za i przeciw, to mogą dojść do wniosku, że nie da pani sobie rady…
– To co ja mam zrobić? Płacić im?
– Nie wiem, naprawdę nie wiem – popatrzyła na mnie ze współczuciem.
Tamtej nocy znowu nie zmrużyłam oka. Zastanowiłam się, jak mam wybrnąć z tej koszmarnej sytuacji
Nad ranem podjęłam decyzję. Na razie zapłacę Iwonie i Jackowi te pięćset złotych. Niech się odczepią od Karolki. Ale zaraz potem pójdę do adwokata. Najlepszego w mieście. Jak będzie trzeba, to sprzedam biżuterię i wszystko, co mam cennego, by zapłacić mu honorarium. Będę walczyć o wnusię!
Czytaj także:
Mój były mąż okazał się mordercą, ale to na mnie wszyscy wydali wyrok
Jestem samotną matką i mam raka. Jeśli umrę, syn trafi do domu dziecka
Iwona prawie rozwiodła się z mężem, ale zrezygnowała. Nie chciała wstydu