„Opieka nad wnukami przez cały dzień jest dla mnie udręką. Nie tak wyobrażałem sobie moją emeryturę”

zmęczony mężczyzna fot. Adobe Stock, Stockphotodirectors
„Wychodzę z domu o świcie, wracam późnym wieczorem zmęczony jak po ciężkiej harówce. Mam wspaniałe wnuki, ale niestety wymagają wiele uwagi. Opieka nad nimi to praca na pełen etat, absorbująca do granic możliwości. Czasami po prostu brak mi sił – wszak nie jestem już młodzieniaszkiem”.
/ 07.02.2024 07:20
zmęczony mężczyzna fot. Adobe Stock, Stockphotodirectors

Mówią, że mężczyzna powinien w życiu posadzić drzewo, wybudować dom i spłodzić syna. Nie mówią tylko, że jak się wypełni te wszystkie powinności, to człowiek ma tyle na głowie, że nie ma kiedy żyć. Bo na ten dom i dzieci trzeba zarobić, bo potomstwo trzeba wychować, bo zawsze pojawiają się nowe obowiązki.

Wiedziałem, że będzie moją żoną

Z moją żoną, Henią, poznała mnie sąsiadka. Lubiła się bawić w swatkę, a mnie znała od małego, więc było duże prawdopodobieństwo, że pozna mnie z dziewczyną, która będzie do mnie pasowała. I tak też się stało. Henia była nieco onieśmielona całą sytuacją, ale zaprosiłem ją do kina, później do kawiarni, a później po prostu do mojego życia. Już po kilku minutach rozmowy wiedziałem, że chcę się z nią zestarzeć.

Ponieważ naszym marzeniem była duża rodzina, zdecydowaliśmy się na budowę domu. Udało nam się kupić dość okazyjnie kawałek ziemi, na którym miał stanąć nasz mały biały domek z ogródkiem. Oczywiście, trochę to trwało, bo nie stać nas było na wynajęcie firmy budowlanej. Wiliśmy nasze gniazdko własnymi siłami, po pracy i w weekendy, z pomocą znajomych i rodziny.

W końcu mogliśmy zamieszkać w naszym domku i zacząć realizować kolejne wspólne marzenia.

Doczekaliśmy się dzieci

Dwa lata później na świat przyszedł Sławek. Byłem dumnym tatą! Henia korzystała z urlopu macierzyńskiego, a ja brałem nadgodziny, by było nas na wszystko stać. Jednak każdą wolną chwilę spędzałem z synem. Bardzo lubiłem się nim zajmować, a poza tym Henia musiała czasem mieć czas dla siebie.

Moja żona wróciła do pracy dopiero gdy Sławek poszedł do przedszkola. Wciąż staraliśmy się o drugie dziecko, ale przyszło nam na nie trochę poczekać. Monika przyszła na świat w momencie, gdy syn szedł do trzeciej klasy. Od początku wczuł się w rolę starszego brata, pomagał Heni w opiece nad maleńką, a gdy ta trochę podrosła, chętnie się z nią bawił. Ja ubolewałem tylko, że dziećmi mogłem się nacieszyć praktycznie tylko w weekendy.

Nasze pociechy dawały nam dużo radości i przysparzały wielu powodów do dumy. Oczywiście, rodzicielstwo nie było nieustającym pasmem sukcesów, kosztowało nas sporo wysiłku i pracy z dziećmi, ale przecież mieliśmy tego świadomość, gdy zakładaliśmy rodzinę. Domek z ogródkiem, dwoje dzieci i pies były na dodatek swoistą studnią bez dna, toteż obydwoje ciężko pracowaliśmy, by nie brakowało nam pieniędzy.

Cały czas były wydatki

Naiwnie pocieszałem się, że gdy dzieci podrosną, nasze życie będzie spokojniejsze. Zapomniałem najwyraźniej o tym, że – jak to mówią – „małe dzieci – mały kłopot, duże dzieci – duży kłopot”. Z biegiem lat pojawiały się kolejne wydatki: Sławek szedł na studia, potem brał ślub, następnie na studia szła Monika, której jakiś czas później też trzeba było wyprawić wesele...

Byliśmy jednak przyzwyczajeni do ciężkiej pracy i umiejętnego gospodarowania pieniędzmi, a Henia była w tym mistrzynią, więc każde kolejne wyzwanie przyjmowaliśmy na spokojnie.

– Kochanie, Sławek wkrótce powita na świecie swoje pierwsze dziecko – zaczynała na przykład rozmowę moja żona.

– Do czego zmierzasz? – pytałem, choć spodziewałem się odpowiedzi.

– Będzie im trzeba pomóc na początek...

– Masz na myśli wyprawkę dla malucha?

– Tak, z tego co wiem, nie mają jeszcze łóżeczka.

– Zajmiemy się tym! – odpowiadałem.

Pracowaliśmy więc w pocie czoła nie tylko na nasze potrzeby, ale i na to, by wspierać nasze dzieci. Pomagaliśmy im zarówno fizycznie czy to w organizacji dnia, czy to w remontach, jak i finansowo, np. gdy brakowało kasy do wkładu własnego do kredytu. No ale było to dla nas naturalne, bo przecież tak trzeba.

Mieliśmy swoje plany

Niejakim pocieszeniem dla nas był fakt, że kiedy wreszcie przejdziemy na emeryturę, będziemy mogli gospodarować swoim czasem według własnego uznania. Często wieczorami siadaliśmy w ogródku latem lub przy kominku zimą i snuliśmy plany na przyszłość.

– Franiu, a jak już będziemy na tej emeryturze – zaczynała rozmarzonym głosem moja małżonka – to pojedziemy sobie na Hel? 

– Jasne, Heniu, odwiedzimy nasze polskie Palm Beach! – odpowiadałem z mocą, głęboko wierząc we własne słowa.

– Marzy mi się też wycieczka szlakiem latarni morskich nad Bałtykiem – dodawała tym samym tonem moja druga połówka.

– Zorganizujemy i taki wyjazd. Wszak mamy trochę oszczędności, emerytur też na pewno nie będziemy mieć głodowych, za to będziemy mieli mnóstwo czasu! Byle tylko zdrowie dopisało.

No i chyba w złą godzinę musiałem wypowiedzieć te słowa. Gdy Henia skończyła 60 lat i nabyła prawo do emerytury, rozważała jeszcze popracować trochę. Po pierwsze ja nie osiągnąłem jeszcze wieku emerytalnego i nie mogłem przejść na zasłużony odpoczynek. Po drugie mogła w ten sposób dorobić sobie do świadczenia, a po przepracowaniu kolejnych okresów składkowych wystąpić o przeliczenie wysokości emerytury.

Jednak podczas rutynowych badań kontrolnych znaleziono w jej prawej piersi guzek. Zmiana, na szczęście, była niewielka, szybko ją usunięto, wdrożono odpowiednie leczenie i moja żona powoli wracała do zdrowia. Wykluczyło ją to jednak z życia zawodowego, zresztą potrzebny był jej spokój i odpoczynek. A ponadto okazało się, że po operacji zaczęła dokuczać jej prawa ręka.

Zgodziłem się pomóc

Kiedy przechodziłem na emeryturę, Henia już prawie zapomniała o swoich problemach ze zdrowiem. Nauczyła się funkcjonować w taki sposób, by nie obciążać prawej ręki. Byłem szczęśliwy, że tylko tak to się skończyło i będziemy mogli zacząć realizować swoje plany turystyczne. Na początek zamierzałem załatwić mojej żonie turnus rehabilitacyjny w wymarzonej Juracie. Sprawdziłem, że jest to miejsce idealne dla osób po takich przejściach.

Planowałem wyjechać z Henią, ale okazało się, że moja córka ma dla mnie inne plany. Właśnie nie tak dawno urodziła bliźniaki i zadzwoniła do nas z kategorycznym żądaniem pomocy. Przynajmniej ja w taki sposób odebrałem jej słowa.

– Tato, przecież musicie mi pomóc – grzmiała w słuchawce. – Sławkowi też pomagaliście.

– No od czasu do czasu coś tam pomogliśmy – odparłem.

– No właśnie, a ja teraz sobie sama nie poradzę. Jarek w pracy, Tosia nie dostała się do przedszkola, dwójka małych dzieci... Miałam nadzieję, że babcia zajmie się wnukami...

Matki w to nie mieszaj! – zareagowałem ostro. – Wiesz, że nie może dźwigać, a poza tym potrzebny jest jej spokój i odpoczynek.

– W takim razie jakie widzisz rozwiązanie? – jej głos brzmiał twardo.

Zaproponowałem, że ja pomogę przy wnukach. Nie miałem innego wyjścia. Znałem Monikę i wiedziałem, że jeśli odmówię jej pomocy, zacznie wydzwaniać do Heni i wpędzać ją w poczucie winy, a to było ostatnie, czego potrzebowała żona. Spakowałem ją więc i wysłałem do Juraty na turnus rehabilitacyjny, sam natomiast udałem się na służbę do mojej córki.

Nie tak miało być

Wnukami opiekuję się już od blisko dwóch lat. Odkąd przeszedłem na emeryturę, moje życie niewiele się zmieniło. Wychodzę z domu o świcie, wracam późnym wieczorem zmęczony jak po ciężkiej harówce. Mam wspaniałe wnuki, ale niestety wymagają wiele uwagi. Opieka nad nimi to praca na pełen etat, absorbująca do granic możliwości. Czasami po prostu brak mi sił – wszak nie jestem już młodzieniaszkiem.

Błędy wychowawcze, jakich nie udało nam się uniknąć przy wychowaniu córki, odbijają się teraz na mnie rykoszetem. Tosia jest bardzo rozpieszczona i zazdrosna o młodsze rodzeństwo, trzeba więc poświęcać jej wiele czasu i uwagi. Na szczęście, gdy Monika zdecydowała się na powrót do pracy, udało się przekonać ją do ponowienia starań o miejsce w przedszkolu dla Tosi. Mając kontakt z rówieśnikami wnuczka zmienia się na lepsze, ale wciąż jeszcze długa droga przed nami.

Z kolei bliźniaki, Jacek i Agatka, to wulkany energii. Wszędzie ich pełno, nie można ich nawet na moment spuścić z oczu. Dlatego gdy Henia proponuje, że potowarzyszy mi w mojej służbie u córki, przyjmuję to z wdzięcznością. Dodatkowa para oczu do pilnowania tych żywych sreberek jest na wagę złota.

Przez całe zawodowe życie ciężko pracowałem na utrzymanie rodziny i zapewnienie sobie godziwej emerytury. Pocieszała mnie wizja zasłużonego odpoczynku i czasu spędzanego z żoną na robieniu wszystkiego tego, na co nie mieliśmy wcześniej czasu i sił. Tymczasem robię za darmową niańkę i zaczynam mieć tego serdecznie dosyć. Kocham swoje wnuki, ale opieka nad nimi jest istną udręką. Nie tak miała wyglądać moja emerytura!

Czytaj także: „Koleżanki żony to same rozwódki. Boję się, że namącą jej w głowie i też będzie chciała zostać singielką”
„Córka przyprowadziła o 30 lat starszego od niej wybranka. Myślałam, że gorzej być nie może, aż usłyszałam o ich planach”
„Kolega męża bezczelnie rozgościł się w naszym domu. Postanowiłam wykurzyć natręta przy pomocy irytującej siostry”

Redakcja poleca

REKLAMA