„Opieka nad siostrą rujnowała mi życie. Była zaburzona psychicznie, ja miałam męża i synka, którzy na tym ucierpieli”

kobieta, która jest sfrustrowana opieką nad chorą siostrą fot. Adobe Stock, ty
„Pierwszy mąż i zarazem ojciec mojego dziecka, nie wytrzymał życia w chorym trójkącie i odszedł. Nadia dzwoniła po kilkanaście razy dziennie, często w środku nocy. Musiałam być na każde jej skinienie. Bałam się, że popełni samobójstwo”.
/ 16.12.2021 05:32
kobieta, która jest sfrustrowana opieką nad chorą siostrą fot. Adobe Stock, ty

 Telefon zadzwonił w środku nocy i nim po niego sięgnęłam, Darek chwycił mnie za rękę.

– Proszę, nie odbieraj – wymruczał sennie. – To znowu ona… Musisz postawić jej granice.

Nie mogłam nie odebrać

Poczucie winy nie dałoby mi z powrotem zasnąć, a rano spojrzeć sobie w lustrze w oczy. Podniosłam smartfon do ucha. Nadia płakała. Łkała, że już dłużej nie może, że chce z tym skończyć, że takie życie nie ma sensu.

– Gdzie jesteś? – Zapytałam, bo ostatnio ściągałam ją z torowiska, na które poszła, by rzucić się pod pociąg.
– U rodziców… – wystękała ze szlochem, a ja poczułam, jak włosy jeżą mi się na całym ciele.

Pięć minut później byłam już ubrana i zaglądałam do pokoju Fabiana. Spał z rączkami za głową, oddychał równo i głęboko.

– Wrócę najszybciej, jak się da – szepnęłam, dotykając twarzy Darka. – Gdyby się obudził, weź go do łóżka, dobrze?

Mój partner mruknął coś niewyraźnie w odpowiedzi i znowu zalało mnie poczucie winy, tym razem wobec niego i mojego synka. Darek wstawał rano i szedł do wymagającej pracy, a Fabian zasługiwał na to, żeby w nocy mieć koło siebie mamę, kiedy obudzi go zły sen.

Moje miejsce było w domu, przy nich…

Myślałam o tym, jadąc samochodem przez kolejne wioski. Kiedy to się skończy? Czy to w ogóle może się skończyć? Jak żyć między Nadią a moją rodziną? Gdyby to było takie łatwe – odciąć się od niej, nie odbierać jej telefonów, postawić jej granice… Darek jednak nie wiedział wszystkiego.

Myślał, że moja siostra po prostu nie daje sobie rady ze swoim kalectwem, a ja opiekuję się nią ze współczucia i poczucia obowiązku. Dlatego sądził, że mogę przestać wychodzić z domu w środku nocy, kiedy tylko ona mnie potrzebowała. Przed cmentarną bramą było pusto. Nadia nie odbierała od czterdziestu minut i zaczynałam wpadać w panikę. Obeszłam niewielki parking i przedostałam się na drugą stronę przez dziurę w ogrodzeniu, próbując nie myśleć, co ja, do diabła, wyprawiam. Zastałam ją tam, gdzie się spodziewałam. Leżała skulona na ławce, którą postawiłyśmy przy grobowcu rodziców. Spała z głową na torebce. Położyłam dłoń na jej ramieniu.

– Chodź do domu – poprosiłam, widząc, jak otwiera prawe oko. – Jak tu przyjechałaś? Nie ma twojego roweru.
– Przyszłam – wymamrotała i przeszły mnie ciarki. – Musiałam się przejść…

Siostra robiła różne rzeczy – okaleczała się, podjęła trzy próby samobójcze, raz wyjechała bez słowa na cztery dni i zgłosiłam jej zaginięcie na policję. A teraz przeszła kilkanaście kilometrów w środku nocy, sama po szosie wiodącej przez las, a potem zasnęła na cmentarnej ławce. Darek miał rację – potrzebowała terapii, a nie mojej wiecznej opieki. Tylko, że jej nie chciała.

Odwiozłam ją do domu i położyłam do łóżka. Kiedy zasnęła, patrzyłam na nią i zastanawiałam się, co właściwie czuję. Nadia od czternastu lat rujnowała mi życie. To przez nią odszedł ojciec Fabiana, który nie mógł wytrzymać jej obecności w naszym życiu. Nazywał ją „toksyczną”. To ona odseparowała mnie od wszystkich przyjaciół, kiedy przez dwanaście lat mieszkałyśmy razem. Zabierała mi czas, który chciałam poświęcać rodzinie, żądała mojej uwagi, uczuć i wiecznej gotowości do zajmowania się nią.

Równocześnie byłam za nią odpowiedzialna

Gdyby nie ja, Nadia byłaby normalną, szczęśliwą dziewczyną, pewnie miałaby męża, może dzieci. Ilekroć patrzyłam na Fabiana, czułam, że nigdy nie spłacę długu wobec siostry.

– Jestem potworem – mówiła o sobie. – Widzisz? Już chcesz mnie pocieszyć, a ja nie chcę pocieszenia! Wiem, jak wyglądam! Jedyne, na co mogę liczyć, to litość.

Przestałam ją więc pocieszać. Co jej miałam powiedzieć? Straciła lewe oko bezpowrotnie, podobnie jak urodę. Po wypadku lekarze robili, co mogli, ale pokruszonych kości twarzoczaszki nie dało się złożyć tak, by Nadia choć trochę przypominała dawną siebie. Prawda była taka, że ludzie na jej widok albo odwracali dyskretnie wzrok albo nie mogli się powtrzymać od gapienia się na nią z chorą fascynacją.

Dzieci się jej bały, czasami ktoś wyjątkowo niewrażliwy robił jej zdjęcie telefonem. Po dwunastu latach skończyły mi się słowa pociechy. Zrozumiałam, że nie ma takiej rzeczy, którą mogę powiedzieć, by cokolwiek naprawić. Kiedy wróciłam do domu, Darek był już na nogach.

– To, co ona robi, to jest szantaż emocjonalny – powiedział pod koniec śniadania. – Ile zamierzasz to ciągnąć? Do osiemdziesiątki? Przecież udało ci się od niej wyprowadzić. Uda ci się też od niej odciąć. Musi sobie poradzić sama, przecież nie przeżyjesz życia za nią!

„Ty nic nie wiesz!” – miałam ochotę krzyknąć, ale tylko wyjaśniłam, że kiedy wyprowadzałam się, będąc w ciąży, do ojca Fabiana, Nadia była na silnych lekach psychotropowych. Potem je odstawiła i błagała, żeby mogła się do nas wprowadzić. Pozwalałam jej u nas nocować, potem wydawało mi się, że wszystko idzie ku lepszemu, kiedy urodził się mój synek, a ona bardzo go pokochała.

Krzysiek jednak nie mógł znieść tej sytuacji, w pewnym momencie kazał mi wybierać: on albo moja zaburzona psychicznie – jak mi to wykrzyczał – siostra. Nie umiałam podjąć decyzji, więc sam odszedł. Nie wierzyłam w swoje szczęście, kiedy Darek pokochał mnie razem z dzieckiem i trudną przeszłością. Nauczona doświadczeniem, od razu powiedziałam mu, że zajmuję się też niepełnosprawną siostrą, a on to zaakceptował.

Miałam jednak wrażenie, że powoli zaczynał się zastanawiać, czy dalsze życie w tym trójkącie ma sens. Przez ostatnie dwa lata robiłam wszystko, żeby uniezależnić siostrę od siebie. Na szczęście była inteligentna i pomimo problemów psychicznych skończyła studium księgowe. To ja rozkręciłam jej firmę, zarządzałam jej stroną w internecie, zdobywałam pierwszych klientów, których obsługiwała zdalnie.

Marzyłam, że pewnego dnia nie będę sztywnieć na dźwięk dzwonka telefonu, a siostrę będę widywać tylko w miłych okolicznościach. Niestety, po incydencie ze spacerem na cmentarz z Nadią było w coraz gorzej. Dzwoniła do mnie kilkanaście razy dziennie, a ja nie miałam odwagi nie odbierać.

– Dlaczego wtedy nie zginęłam razem z nimi? – płakała. – To ja powinnam była siedzieć z przodu, nie mama! Niby po co przeżyłam?

Czasami wyła z bólu

Miała migreny o takim natężeniu, że wiele razy odwoziłam ją do szpitala, żeby podano jej morfinę. Potrafiła z bólu tłuc głową w ściany albo zagryzać zęby na protezie lewego ramienia tak mocno, że się kruszyły. Najgorsze jednak było to, że siostra cierpiała na depresję i nie umiałam jej pomóc.

Wiedziałam, że potrzebowała terapii i leków antydepresyjnych, ale do tego potrzebna była jej wola. A ona – poza krótkim epizodem w czasie mojej ciąży i związku z Krzyśkiem – odmawiała.

Kilka tygodni po tamtej nocy mieliśmy iść z Darkiem na wesele jego przyjaciela. Był drużbą i cieszył się, że spotka dawne towarzystwo, któremu chciał mnie przedstawić. Uszyłam u krawcowej zieloną suknię z odsłoniętymi plecami, kupiłam mu krawat z wzorem w tym samym kolorze, załatwiłam nianię dla Fabiana. Godzinę przed przyjazdem taksówki dostałam telefon ze szpitala. Nadia miała wypadek na rowerze, była operowana.

– Muszę jechać – szepnęłam słabo. – Przepraszam… To coś poważnego.

Nie odpowiedział mi, ale widziałam jego minę. Bardzo czekał na to wesele, a ja jak zwykle musiałam zająć się siostrą. Nagle zrozumiałam, że jeśli teraz wyjdę i go zawiodę, to będzie tak jak z Krzysztofem. Stracę kolejnego mężczyznę, którego kochałam. Nikt nie wytrzyma takiego życia.

– Wiesz co? Ta operacja na pewno potrwa kilka godzin – powiedziałam, próbując opanować gwałtowne emocje. – I tak nic tam nie zdziałam. Jedźmy do kościoła, potem pojadę do szpitala.
– Na pewno? – Darek patrzył na mnie niespokojnie. – Może to naprawdę coś poważnego?

Liczyłam się z tym, ale coś wtedy we mnie pękło. Nagle zrozumiałam, że sama sobie to robię. To była moja pokuta za to, co zrobiłam czternaście lat wcześniej. Spłacałam dług wobec osoby, której zabiłam rodziców i którą okaleczyłam na całe życie. Nikt o tym nie wiedział, bo wypadek przeżyłyśmy tylko my dwie, a Nadię wybudzono ze śpiączki farmakologicznej dopiero osiem tygodni później. Nie pamiętała momentu, kiedy wsiadaliśmy do samochodu, a nawet tego, skąd wtedy jechaliśmy.

Ona miała szesnaście lat, ja dziewiętnaście i byłam kilka dni przed egzaminem na prawo jazdy. Wracaliśmy całą rodziną z imprezy u ciotki, mama nie umiała prowadzić, a ojciec był pijany. Często tak było, pił, chociaż wiedział, że będzie kierował i nikt nie protestował. Ale wtedy przesadził, nawet mama to zauważyła.

Powiedziała, że wobec tego ja poprowadzę samochód

Nie sprzeciwiałam się, przeciwnie – byłam nawet podekscytowana tym dowodem zaufania do moich umiejętności. Przecież byłam już po kursie i dodatkowych lekcjach, a do domu było dwanaście kilometrów prostą drogą. To była moja wina. Znak „Stop” ustawiono na szczycie wzniesienia, a ja bałam się, że jeśli się zatrzymam, to potem nie ruszę pod górę. Tam prawie nigdy nic nie jeździło, więc w swoim głupim, dziewiętnastoletnim umyśle uznałam, że mi się uda.

Zamiast zatrzymać się przed znakiem, dodałam gazu, żeby samochód się nie stoczył… Znaleźli mnie w trawie obok wraku samochodu. Nie pamiętam, jakim cudem wyciągnęłam z niego wszystkich członków rodziny, a potem straciłam przytomność. Musiałam działać w jakimś straszliwym amoku i na ogromnej adrenalinie. Ten drugi kierowca też był ciężko ranny i nieprzytomny, nie mógł nic zeznać.

Nikt nie pytał, kto prowadził auto, przecież należało do ojca, a tylko on miał prawo jazdy. Tata zginął na miejscu, mama zmarła po czterech dniach w szpitalu. Kiedy wyszłam po kilku tygodniach, zajęła się mną ciotka, później adoptowała też Nadię. Wyprowadziłyśmy się od niej siedem lat później, znalazłam mieszkanie i zabrałam tam siostrę. Nie wiedziała, że to ja siedziałam za kierownicą, a ja nigdy się nie przyznałam.

Nie wiedziałam, co by się stało. Zamknęliby mnie w więzieniu? Musiałabym płacić tamtemu kierowcy odszkodowanie? Ale przede wszystkim: co by zrobiła Nadia? Nie byłam w stanie nawet sobie wyobrazić jej reakcji. Straciła w tym wypadku wszystko: rodziców, zdrowie, lewe ramię i oko, urodę… Tak naprawdę zabrałam jej też życie, które mogła wieść, gdybym nie była taką idiotką i zatrzymała się na znaku „Stop”…

Właśnie dlatego się nią zajmowałam i byłam na każde jej wezwanie przez ostatnie czternaście lat. Tak strasznie chciałam o tym wszystkim komuś opowiedzieć, ale byłam tchórzem. Nie przyznałam się ani Krzyśkowi, ani Darkowi. Wolałam uchodzić za dobrą, chociaż zbyt nieasertywną siostrę niż za kogoś, kto był winien całego cierpienia Nadii.

Pojechałam wtedy do kościoła zamiast do szpitala

Siedziałam w ławce, czekając, aż ceremonia się skończy, a ludzie wokół brali moje łzy za przejaw radosnego wzruszenia. W szpitalu długo nie mogłam niczego się dowiedzieć, aż w końcu skierowano mnie na ortopedię. Okazało się, że Nadia miała złamaną nogę i żebra, ale jej życiu nic nie groziło. Zadzwoniła na pogotowie po tym jak pechowo spadła ze schodów sprowadzając rower. Kiedy weszłam do jej sali, spała.

Jej zdeformowana twarz była wygładzona po środkach przeciwbólowych, odpięta proteza ramienia leżała na krzesełku obok, noga w gipsie wisiała na wyciągu. Wyglądała spokojnie i żałośnie zarazem. Nie obudziła się, więc w końcu wyszłam i pojechałam z powrotem na wesele. Darek pełnił obowiązki drużby, ale nie mogłam dłużej czekać. Wyciągnęłam go na zewnątrz i powiedziałam mu całą prawdę.

– Przyznam się jej – zakończyłam wypowiedź. – Nie mogę tak dłużej żyć. Nie jestem dobrą siostrą, za którą mnie wszyscy mają. To ja jej to zrobiłam…

Moja siostra jurto wychodzi ze szpitala. Chcę jej powiedzieć, kiedy przywiozę ją do domu. Nie będę się wybielać ani szukać wymówek, że mama kazała mi siąść za kierownicę, że ojciec nie musiał pić. Byłam już pełnoletnia, mogłam odmówić. Mogłam też uważać na drodze, a potem wziąć za wszystko odpowiedzialność. Nie wiem, jak zareaguje Nadia, ale zaakceptuję wszystko. Ma prawo mnie oskarżać, przekazać policji, znienawidzić. Ale cokolwiek zrobi, wiem, że odtąd wszystko będzie inaczej. Jestem pewna swojej decyzji, bo utrzymanie tej tajemnicy kosztowało mnie więcej niż zapłacenie za swój błąd. Obie mamy prawo do prawdy, Nadia do jej poznania, a ja – do jej wyjawienia… 

Czytaj także:
Przeprowadzka na wieś z marzenia stała się traumą. Wszystko przez sąsiadów
Kiepski kontakt z matką zrujnował mi samoocenę. Zawsze słyszałam, że się nie nadaję
Mój mąż jest dobry i wierny. Ale... zapomniał zupełnie, że jestem kobietą

Redakcja poleca

REKLAMA