„Kiepski kontakt z matką zrujnował mi samoocenę. Przecież ona mówiła, że na pewno nie wyjdę na ludzi”

córka, która ciągle kłóci się z matką fot. Adobe Stock, motortion
„Ciągła awantura to była codzienność. O słabe oceny, bałagan, albo nieodpowiedni strój. Zazdrościłam koleżankom, które mogły normalnie rozmawiać ze swoimi mamami. Myślałam, że skoro własna mama we mnie nie wierzy, to nie jestem nic warta”.
/ 22.11.2021 09:12
córka, która ciągle kłóci się z matką fot. Adobe Stock, motortion

Moje relacje z mamą nigdy nie były łatwe, jakoś nie potrafiłyśmy znaleźć wspólnego gruntu do porozumienia. Kiedy słyszałam od koleżanek, że rozmawiają ze swoimi rodzicami o szkole, problemach, a nawet chłopakach, trudno mi było uwierzyć, że coś takiego jest w ogóle możliwe. Ja nawet nie marzyłam o czymś takim. Byłam szczęśliwa, jeśli mama nie urządziła mi awantury o słabe oceny, bałagan w pokoju albo strój, który uważała za nieodpowiedni.

Wolałam już dni, gdy wcale ze sobą nie rozmawiałyśmy

Z czasem więc zaczęłam unikać jakichkolwiek konfrontacji. Coraz częściej wychodziłam po szkole z koleżankami i spędzałam czas poza domem do późnego wieczora. Początkowo mama się na mnie wściekała, ale z czasem uznała, że jestem beznadziejnym przypadkiem. raz usłyszałam od niej, że straciła wiarę, że kiedykolwiek wyjdę na ludzi, więc po prostu mnie skreśliła. Wydawało jej się chyba, że mnie to nie dotknęło, ale było przeciwnie.

Miałam wrażenie, że skoro własna matka już we mnie nie wierzy, najwyraźniej faktycznie nie jestem nic warta. Nie byłam w stanie zrozumieć tego, czemu inni mają rodziców, na których mogą liczyć, tylko ja nie. Kiedy ktoś opowiadał, że rodzice dają mu kieszonkowe, wysyłają na obozy, chodzą na zakupy po ubrania czy po prostu spędzają razem czas, czułam po prostu zazdrość. W wieku nastoletnim nikt jednak nie pokazuje po sobie takich uczuć. Wolałam więc wyśmiewać tych, którzy byli blisko z rodzicami. To było łatwiejsze i nie obnażało moich tęsknot.

Im byłam starsza, tym gorzej układało się między mną i mamą. W wieku siedemnastu lat regularnie chodziłam już do klubów i wracałam nad ranem. Tak poznałam Marka. Po raz pierwszy spotkaliśmy się właśnie na imprezie w klubie. Marek podszedł do mnie na parkiecie i położył mi ręce na pupie. Pewnie inna dziewczyna na moim miejscu dałaby mu za to w twarz, ale ja takie zachowanie potraktowałam jak pochlebstwo. Każdy przejaw zainteresowania moją osobą, przyjmowałam z niedowierzaniem. Miałam tak niską samoocenę, że nie chciało mi się wierzyć, że mogłabym się komuś po prostu spodobać. A jeśli już, to na pewno nie z powodu osobowości, tylko miniówki i dekoltu.

Taki chłopak zwrócił uwagę na mnie, brzydulę?

– Chcesz amfę? – zapytał bezceremonialnie, a ja spojrzałam osłupiała.

Nie miałam pojęcia, o czym mówi. Wiedziałam, że to narkotyk, ale nigdy nie miałam nic wspólnego z nikim, kto faktycznie ćpał. Pewnie bym odmówiła, bo jednak w głębi serca zachowałam jeszcze trochę instynktu samozachowawczego, lecz kiedy zobaczyłam piękne niebieskie oczy chłopaka wpatrzone w mnie, nie miałam śmiałości powiedzieć, że nie chcę. Marek złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą. Słyszałam od znajomych, że ludzie biorą amfetaminę, żeby przygotować się do matury, egzaminów. Uznałam więc, że to nie może być nic złego.

Poszliśmy do toalety, gdzie Marek podał mi tabletkę i powiedział, żebym połknęła. Bałam się, tego co się stanie, więc przez chwilę się zawahałam, ale wtedy chłopak spojrzał na mnie, zbliżył się i mnie pocałował.

– Możesz mi zaufać – szepnął, a ja od razu połknęłam tabletkę.

Chwilę później poczułam się tak, jakbym mogła przenosić góry. Nigdy wcześniej nie miałam takiej energii i poczucia mocy. Byłam jak naładowana bateria. Tańczyłam z Markiem całą noc do białego rana, a zupełnie nie czułam zmęczenia. Marek nie odstępował mnie na krok. Wciąż mnie dotykał i groził każdemu, kto się tylko zbliżył. Czułam się tak wyjątkowa jak jeszcze nigdy.

– Tak się cieszę, że cię poznałem – szeptał, a ja mu wierzyłam.

Miałam wrażenie, że w końcu wszystko się ułoży, że spotkałam mężczyznę, dzięki któremu życie stanie się prostsze i piękniejsze. To było jak objawienie. Nie brałam nawet pod uwagę tego, że to efekt działania narkotyku. Byłam pewna, że jestem szczęśliwa, bo jestem z Markiem. Marek odprowadził mnie pod dom. Całował mnie i dotykał, a ja pragnęłam, by ta chwila nigdy się nie skończyła.

– Mogę wejść? – zapytał.
– Nie… starzy by mnie zabili. Spotkajmy się po południu.
– Nie bądź taka – jęknął, a ja odsunęłam jego dłoń.

Mimo wszystko uważałam, że przyprowadzenie chłopaka do domu po imprezie nie byłoby dobrym posunięciem. Marka moja odmowa tylko podkręciła. Nie chciał odejść i wciąż namawiał mnie, żebym w takim razie poszła z nim.

Nie mogłam uwierzyć, że tak go zafascynowałam

Wróciłam do domu sama. Byłam z siebie dumna, że postąpiłam właściwie, ale matka zmierzyła mnie nienawistnym wzrokiem.

– Gdzieś ty się znowu szlajała?! – wrzasnęła, a ja przemknęłam korytarzem i zaszyłam się w pokoju.

Od razu pożałowałam, że nie poszłam z Markiem. Napisałam do niego SMS-a, że chętnie spotkam się wieczorem.

– Przynieść nasze cukiereczki? – odpowiedział, a ja się uśmiechnęłam.

Bardziej niż to, że chciał przynieść amfetaminę spodobało mi się słowo „nasze”. Nigdy wcześniej nie miałam chłopaka, więc mnie to rozczuliło. Odpowiedziałam, że oczywiście. Poszliśmy na spacer i na klatce schodowej połknęliśmy po tabletce, a wieczór ze zwykłego zrobił się znów „magiczny”. Nie mieliśmy już ochoty na spacer. Ruszyliśmy do klubu nocnego, bo rozpierała nas energia. Tym razem już się nie powstrzymywałam. Gdy DJ opuścił konsoletę, pozwoliłam Markowi zaprowadzić się do domu. Pojechaliśmy autobusem i zatrzymaliśmy koło imponującej kamienicy.

– Zapomniałem kluczy, musimy wejść oknem. Dobrze, że jest otwarte – powiedział i podał mi ręce splecione w koszyczek, żeby mnie podsadzić.

Wydało mi się to trochę dziwne, ale byłam tak naćpana, że nic nie wzbudziło moich podejrzeń. Rodziców Marka nie było, ale od razu rzuciło mi się w oczy, że dom jest bardzo ładnie urządzony i elegancki.

– Jasny gwint, ale macie chatę!
– Starzy są radcami prawnymi. Całymi dniami siedzą w kancelarii albo jeżdżą gdzieś na delegacje. Dzisiaj ich nie będzie, nie martw się.

Podszedł i ściągnął mi bluzkę, a ja pobudzona amfetaminą i przekonana, że świat należy do mnie, nie stawiałam najmniejszych oporów, choć był to mój pierwszy raz. Gdy tylko się ubraliśmy, usłyszałam dźwięk klucza otwierającego zamek.

– Chodu! – powiedział Marek i wyskoczyliśmy przez okno do ogrodu.

Wróciłam autobusem do domu i zasnęłam. Po dwóch dniach amfetaminowego haju obudziłam się osłabiona i nerwowa. Napisałam do Marka, że źle się czuję, ale nie odpowiedział. Zadzwoniłam, ale nie odebrał telefonu. Martwiłam się, że coś mu się stało, lecz jeszcze bardziej, że po prostu przestałam go obchodzić. Zakopałam się pod kołdrą.

– Paula, a co ty tu robisz? Czemu nie idziesz do szkoły?! Ruszaj się! – wrzasnęła matka na mój widok, a ja zasłoniłam się poduszką.

Nie miałam siły iść nawet do łazienki

Poza tym miałam tak podły nastrój, że nie chciało mi się niczego tłumaczyć. Mama kazała mi iść, więc zarzuciłam plecak i poszłam do Marka w nadziei, że zastanę go w domu. Niestety, drzwi otworzyła jakaś starsza kobieta.

– Dzień dobry. Jest Marek?
– To jakaś pomyka. Tu nie mieszka żaden Marek…
– Ale… no tak… przepraszam. Musiałam pomylić numery – odpowiedziałam zawstydzona, choć doskonale wiedziałam, że to to samo miejsce, do którego poprzedniej nocy najwyraźniej się włamaliśmy.

Poczułam się jak idiotka. Ruszyłam w stronę szkoły, choć dobrze wiedziałam, że nie wytrzymam na lekcjach. Nie wiedziałam jednak, gdzie mogłabym pójść. Nagle poczułam wibracje w kieszeni spodni. Wyjęłam telefon i zobaczyłam wiadomość od Marka.

– Chcesz cukiereczki?

Nie chciałam cukiereczków. Chciałam jego. Chciałam, żeby był prawdziwy. Żeby pokazał mi swoją twarz, swoje życie, swoje mieszkanie. Teraz widziałam tylko maskę.

– Nie, Marek. Nie chcę! Byłam u „ciebie”, wiem, że tam nie mieszkasz. W co ty grasz, chłopaku?

Długo nie otrzymałam żadnej odpowiedzi, ale po kilkunastu minutach zadzwonił do mnie.

– Przepraszam… głupio wyszło. Bardzo mi się podobasz, Paula. Chciałem ci zaimponować. Myślałem, że jak zobaczysz, że mam taki dom, to…
– Zechcę pójść z tobą do łóżka?
– Nie… być ze mną. To głupie. Moi rodzice są rozwiedzeni. Z ojcem nie gadałem od lat. Matka też nie jest prawniczką, tylko pracuje na dwie zmiany w barze. Nie wiem, czemu cię okłamałem. Nie mam przyjaciół, a dziewczyny mnie onieśmielają. Tylko dzięki amfie mam odwagę…

Nie mogłam uwierzyć. Przecież Marek był takim przystojnym facetem! Jak mógł mieć tak niskie poczucie wartości? Umówiliśmy się na kawę. Pierwszy raz spojrzeliśmy na siebie trzeźwym okiem.

– Przepraszam, Paula. Naprawdę. Wstyd mi, że się tak zachowałem. Ale co? Podobam ci się taki? Nieśmiały, biedny jak mysz kościelna, nudny? – powiedział rozgoryczony, a ja dotknęłam czule jego twarzy.

Tak bardzo bałam się, że więcej go nie zobaczę, że jego onieśmielone spojrzenie mnie rozczuliło. Wyciągnął nieśmiało dłoń i dotknął mojej ręki.

– Taki właśnie mi się podobasz. Ja też nie jestem dziewczyną jak z obrazka. Też mam problemy. Też nie mam forsy, ledwie gadam z rodzicami. Wiedziałbyś to wszystko, gdybyśmy po prostu pogadali. Bez cukiereczków.

Marek westchnął ciężko i wyrzucił tabletki do kontenera ze śmieciami. Aż trudno uwierzyć, ale nasz związek, który nie zapowiadał się na nic dobrego, przetrwał próbę czasu.

Każdego dnia stajemy się sobie coraz bliżsi

Początkowo nie było nam łatwo, ale odkrywaliśmy się przed sobą krok po kroku. Z czasem poznawaliśmy się coraz lepiej i coraz bardziej sobie ufaliśmy. Nigdy więcej nie braliśmy prochów, to była początkowo nasza umowa, ale z czasem o nich zupełnie zapomnieliśmy, bo było nam po prostu ze sobą dobrze. Mama patrzyła na mnie podejrzanym wzrokiem. Nie mogła uwierzyć w to, że nagle stałam się grzeczna i poukładana. Miłość dodała nam skrzydeł do tego stopnia, że nawet zdecydowaliśmy się zapoznać swoich rodziców.

– Fajny ten twój Marek – usłyszałam od mamy. – I ty jakoś dojrzałaś przy nim. Może jednak będą z ciebie ludzie!
– Może i będą. Staram się. Przepraszam, że tyle musiałaś ze mną przejść.
– To nie była tylko twoja wina. Za mało czasu ci poświęcałam. A teraz już mnie nie potrzebujesz, bo masz jego! Taka kolej rzeczy…
– Potrzebuję cię… przynajmniej dopóki sama nie nauczę się gotować! – roześmiałam się, a mama spojrzała na mnie rozczulona.

Dawno już tak nie patrzyła. Dawno już nie rozmawiałyśmy swobodnie i nie żartowałyśmy. Dzięki Markowi udało mi się nawiązać z nią prawdziwy, żywy kontakt. Teraz Marek jest bardzo częstym gościem w naszym domu, a ja równie często odwiedzam jego i jego mamę. Nie wyobrażam już sobie życie bez tego mężczyzny. Miłość miała w naszym wypadku do pokonania wiele przeszkód, na początku omal nie wpadliśmy w nałóg, ale jakimś cudem utorowaliśmy sobie wspólną drogę. Na końcu tej wyboistej ścieżki znaleźliśmy szczęście. Teraz na pewno łatwo go nie odpuścimy. 

Czytaj także:
Maks to szkolny kryminalista, a ojciec zawsze go broni
Mąż pracuje za granicą. Gdy przyjeżdża, pozwala dzieciom na wszystko
Po 10 latach starań, Gabrysia postrzegała mnie już tylko jako dawcę nasienia

Redakcja poleca

REKLAMA