„Mąż był panem i władcą, a ja jego poddaną. Nawet umrzeć nie mogłam, bo opuszczenie go, byłoby buntem”

poważna kobieta fot. Getty Images, Eugenio Marongiu
„W moim domu rządziły wojskowy rygor: wszystkie aspekty mojego życia były podporządkowane Maciejowi. Ja uciekałam w uległość i stopniowo się izolowałam, ale mój rosnący synek zaczął buntować się przeciwko ojcu”.
/ 20.02.2024 07:15
poważna kobieta fot. Getty Images, Eugenio Marongiu

Każdego dnia pilnowałam, żeby nie wchodzić w drogę Maciejowi. Byłam karana zarówno za milczenie, jak i za odezwanie się... Zastanawiałam się, jak długo jeszcze wytrzymam, zanim oszaleję. A potem nagle wszystko się zmieniło. Maciej przeżył atak serca. Na szczęście nie zdarzyło się to w naszym domu. Gdyby tak było, nie jestem pewna, czy byłabym w stanie go ratować...

W domu rodzinnym był alkohol i przemoc

Gdy nadejdzie wieczór, za oknem leży śnieg, a powietrze robi się mroźne – to jest moment, który uwielbiam najbardziej. Wtedy wyłączam wszystkie górne światła, zapalam niewielką lampkę lub po prostu siedzę w ciemności, głaszcząc swojego kota. Telewizor pozostaje wyłączony, bo te wszystkie programy są dla mnie męczące. Nieustannie pokazywane są wojny czy spory polityków, a w filmach dominuje przemoc lub głupkowate komedie. Wolę wtedy cieszyć się ciszą i słuchać mruczenia mojego Puchacza. Do pełni szczęścia przydałby mi się jedynie kominek. I może telefon od mojego syna, choć niestety dzwoni on rzadko...

W więzieniu konieczne jest uzyskanie zgody na kontakt z bliskimi. To jest jedyny ból, który doskwiera mi w głębi serca. Resztę zmartwień udało mi się już pokonać. A nie było to wcale łatwe, bo i życie dało mi w kość! Często miewałam wrażenie, że los wyjątkowo się na mnie uwziął. Każdy ma w swoim życiu różne doświadczenia – czasem trudne, czasem łatwe i przyjemne. Ja zawsze przeżywałam tylko trudności.

Ojciec i matka często pili, przy czym tata robił to zdecydowanie częściej. Mama także, z biegiem czasu, coraz chętniej sięgała po kieliszek. Wydaje mi się, że nie umiała inaczej poradzić sobie ze swoim losem; to był jej sposób na ucieczkę od trudnej rzeczywistości. Szybko nauczyłyśmy się z siostrą, że kiedy zapada zmrok, musimy mieć się baczności. Kiedy opróżniała się druga butelka, najlepiej było usunąć się rodzicom z pola widzenia.

Gdy byłyśmy jeszcze małe, ukrywałyśmy się w naszym pokoju i w ciszy czuwałyśmy, czy ktoś nie idzie w naszą stronę, czy nie grozi nam żadne niebezpieczeństwo. Później po prostu wychodziłyśmy z domu. Dlatego kiedy spotkałam Macieja, który oświadczył, że chce się ze mną ożenić, nie zastanawiałam się ani przez chwilę. Nie robiło mi różnicy, że był starszy, ani że rzadko kiedy dawał wyraz swoim uczuciom wobec mnie.

Z deszczu pod rynnę

Początek był taki, że zaczęliśmy się spotykać coraz częściej, aż w końcu on oznajmił, że tworzymy parę. I to wszystko. Był żołnierzem, co budziło we mnie podziw. Gdybym miała więcej doświadczenia lub gdybym mogła to przegadać z kimś zaufanym – na przykład z mamą – pewnie bym się zastanowiła, czy na pewno chcę zostać żoną żołnierza. Ale miałam tylko młodszą siostrę.

Cieszyła się, że zmieniamy dom. Od początku przedstawiłam Maćkowi moje postulaty – nie opuszczę Oli. Zgodził się, aby przez pewien czas z nami mieszkała. Moim jedynym obowiązkiem miało być dbanie o dom. Jednak tuż po naszym weselu dowiedziałam się, że spodziewam się dziecka. Byłam sfrustrowana, bo planowałam powrót do pracy. Maciej miał jednak odmienne zdanie.

– Nie pozwolę, aby moja żona pracowała – poinformował mnie nieznoszącym sprzeciwu tonem. – Po powrocie z pracy chcę zastać ciepły obiad i porządek w mieszkaniu. Poza tym, ktoś przecież musi zająć się naszym dzieckiem.

Wtedy jeszcze nie rozumiałam, byłam zbyt młoda na refleksję. Wierzyłam, że po prostu się o mnie troszczy. Dopiero z perspektywy lat zdałam sobie sprawę, że właśnie tak zaczęło się moje ubezwłasnowolnienie. Mąż z miejsca przejął władzę nad naszymi finansami. W tamtym momencie wydawało mi się to naturalne; przecież to on zarabiał, był mężczyzną, miał umysł ścisły. Myślałam, że to rzecz jasna, że będzie zarządzał budżetem. A to, że rozliczał mnie z każdego najmniejszego wydatku? Byłam przyzwyczajona do skromności i oszczędzania, nie robiło to na mnie wrażenia.

Było to jednak czasem problematyczne. Wszelkie wydatki przekraczające te, które były niezbędne do mojego codziennego funkcjonowania, musiałam konsultować z mężem. Dotyczyło to nawet butelki soczku czy jakichś witaminek dla naszego dziecka! Później zaczął na mnie nakładać pewne ograniczenia, kontrolując z kim się spotykam.

Chciał mnie zamknąć w klatce

Moje przyjaciółki były po kolei eliminowane, bo według niego nie były dla mnie odpowiednie. Część z nich pochodziła ze zbyt ubogich rodzin, nieodpowiedniego środowiska, a niektóre były ponoć podejrzane pod kątem politycznym... W tamtych czasach, zanim nastały zmiany, osoby służące w armii musiały zwracać uwagę na to, z kim się zaprzyjaźniają, więc oczywiście to rozumiałam. Odcięcie od lubianych koleżanek było dla mnie jednak bolesne. Ostatnią z tych, które mi zostały, mąż odseparował ode mnie, bo rzekomo... odciągała mnie od domowych obowiązków.

– Ależ, skarbie, przecież wszystko ogarniam – broniłam się. – Zawsze jest posprzątane, obiad gotowy, a nasze dziecko jest zadbane.

– Ja wiem co mówię! – Maciej podnosił na mnie ton, co z czasem stawało się coraz częstsze. – W końcu to ja jestem tutaj głową rodziny!

Na początku Olka nie ingerowała, ale później zaczęła stawać po mojej stronie. Kilka razy powiedziała mu coś nieprzyjemnego. W odpowiedzi Maciej kazał jej się wynosić.

– Ależ mieliśmy umowę – tym razem to ja byłam nieugięta. – Zgodziłam się, że opuszczę dom rodziców, wyjdę za ciebie, ale pod warunkiem, że Ola będzie mogła z nami zamieszkać.

– Zobowiązałem się, że pozwolę jej tu mieszkać przez jakiś czas i dotrzymałem słowa – jego spojrzenie było pełne gniewu; widziałam je coraz częściej. – Ale dosyć już tego! Jest pełnoletnia, pracuje, ma możliwość wynajęcia czegoś na mieście. Daję jej, powiedzmy, trzydzieści dni. Ani minuty dłużej. Nie pozwolę, aby buntowała cię przeciwko mnie i rozdzielała naszą rodzinę!

Chciałam zaprotestować, ale mąż tak bardzo krzyczał... Ola prosiła, bym odpuściła. Wyprowadziła się, a ja nagle zostałam zupełnie sama. Z małym dzieckiem i kontrolującym mężem w domu. Maciej obserwował każdy mój ruch – podejrzewam, że nawet sąsiadki donosiły mu, co robię pod jego nieobecność. Przecież znały go dłużej niż mnie. Jak się okazało, niektóre z nich znały go wręcz bardzo dobrze...

Nigdy nie był mi wierny

Pewnego dnia, doświadczyłam czegoś, co zmieniło moje myślenie, kiedy niespodziewanie musiałam odebrać wcześniej dziecko z żłobka, bo było chore. Była to wczesna jesień, a w prawie wszystkich mieszkaniach na osiedlu okna były lekko uchylone. Usłyszałam rozmowę Macieja. Zatrzymałam się pod jednym z okien: wszystko doskonale słyszałam. Każde słowo zapadło mi w pamięć.

– Muszę iść, rybko, ale jutro wpadnę – powiedział.

Do mnie nigdy tak nie mówił...

– Mógłbyś zostać dłużej – odpowiedziała Danka.

Ta blond baba od razu wzbudziła moją niechęć, od pierwszego momentu, kiedy ją poznałam!

– Nie chcemy, aby moja żonka się wszystkiego domyśliła – próbował jej to wyjaśnić. – Nie potrzebujemy kłopotów, prawda?

W końcu pewnej nocy wyznałam mu, że znam prawdę. Z początku wydawał się być nieco wystraszony, ale szybko udał, że bardzo go to bawi.

– Więc jeśli już wiesz, nie ma sensu robić z tego problemu – oznajmił. – Niech ci nie przyjdzie ci do głowy robić z igły widły. Nie zapominaj, że to ja mam pracę, zajmuję pewne stanowisko... Muszę utrzymać nienaganny wizerunek, nieskalane imię. I zapewniam cię, że nie chcesz mi tego zniszczyć...

To nie był mój Maciej, to był tyran... Tylko Oli powiedziałam o tej sytuacji. Namówiła mnie, żebym odeszła i zabrała ze sobą dziecko. Powiedziała, że jej mieszkanie stoi przed nami otworem. Ale Maciej pojawił się u nas już następnego dnia...

Nie rozumiem, skąd wiedział, gdzie jesteśmy, w końcu nie znał adresu Oli! Wszedł, jakby był u siebie, ignorując nasze sprzeciwy i groźby siostry, a potem po prostu zabrał mnie i syna. Gdy wychodził, zwrócił się jeszcze do Oli:

– Pamiętaj, jeśli zdradzisz mnie lub będziesz ingerować w moje życie, zniszczę cię. Wiem, jak tego dokonać, wiem, gdzie uderzyć. Nie jesteś pierwszą osobą, z którą musiałem sobie w ten sposób poradzić...

Moje życie stawało się koszmarem

Sytuacja pogarszała się z każdym kolejnym dniem. Maciej nie dość, że nie krył swojej niewierności, to jeszcze z radością dzielił się ze mną szczegółami swoich nowych romansów. Miałam nie tylko przeczucie, ale wręcz pewność, że czerpał satysfakcję z upokarzania mnie. Wkrótce zostałam zupełnie sama, ponieważ nawet Ola mnie opuściła – wybrała życie za granicą.

Martwiła się o mnie i wielokrotnie proponowała mi, abym do niej dołączyła, ale ja zwyczajnie się bałam. W moim domu rządziły wojskowy rygor i terror: wszystkie aspekty mojego życia były podporządkowane Maciejowi. Ja uciekałam w uległość i stopniowo się izolowałam, ale mój rosnący synek zaczął buntować się przeciwko ojcu. Szybko odczuł konsekwencje tego buntu na własnej skórze; starałam się go obronić, jednak wtedy Maciej uderzył również i mnie. Takie sytuacje zaczęły się powtarzać.

Kiedy przeszedł na emeryturę, miałam nadzieję na poprawę sytuacji. Myślałam, że zmniejszy się stres, zniknie rygor. Niestety, wojskowy styl życia i dominacja płynęły chyba w jego żyłach. Później dowiedziałam się od wielu kobiet, że mężczyźni w mundurach często tak działają. Nigdy nie pomyślałam o tym w ten sposób. Naprawdę miałam nadzieję, że z czasem mężowi nie będzie się już chciało, że moja sytuacja się poprawi. Ale nie poprawiła się...

Syn zaczął uciekać z domu. Uciekał, bo nie chciał ulegać ojcu, uciekał z lęku przed następnym pobiciem. Przypominało mi to moje własne lata młodości. Ja uciekałam przed alkoholem, on uciekał przed przemocą. Właściwie nie było między nami żadnej różnicy. Może jedna: ja obiecałam sobie, że nie będę żyła w ten sposób, że ułożę sobie życie inaczej... Nie do końca mi się to udało, ale przynajmniej nie uciekałam w inne złe zachowania, jak moja matka.

Syn natomiast tak. Nie wiem, kiedy zaczął kraść. Nie przyniósł nigdy nic do domu, wiedząc, że ojciec mógłby go za to ukarać. Nie miałam też możliwości sprawdzenia, skąd biorą się jego pieniądze i ile ich ma. Gdy skończył 20 lat, często zdarzało się, że spędzał więcej czasu poza domem niż z nami. Nie próbowałam go przekonywać, żeby wrócił. Po co? Kiedy się spotykaliśmy – zazwyczaj ukradkiem, na przykład podczas moich zakupów – próbował namówić mnie, abym opuściła Macieja i rozpoczęła nowe życie; obiecał, że nas utrzyma. Płakałam i tłumaczyłam mu, że to nie jest takie proste.

Zawiodłam swoje dziecko

Nie rozumiem, dlaczego tak się zachowywałam. Może po prostu nie miałam siły, żeby się postawić, za bardzo paraliżował mnie strach. Powinnam była jednak postawić syna wyżej od swojego strachu. Może mogłabym go wtedy ocalić? Gdybyśmy mieszkali razem, może dostrzegłabym w porę, że chłopak ładuje się w tarapaty... Ale niestety nie dostrzegłam.

Dopiero po jego aresztowaniu dowiedziałam się w jak wielkie kłopoty się władował. Stał się złodziejem i paserem; wpadł podczas próby sprzedania skradzionej biżuterii. Pomimo zakazu męża, pojawiłam się na jego rozprawie sądowej. Przecież musiałam zobaczyć swoje dziecko!

Tamtego dnia Maciej napadł na mnie z niespotykaną brutalnością. Gdy wróciłam z sądu, wpadł w jakiś szatański szał. Wiedział, gdzie byłam, więc zaatakował mnie od razu, gdy tylko weszłam do domu. Potrafił uderzać tak, aby nie pojawiały się żadne siniaki. Przykładał mi poduszkę do twarzy, aby nie można było usłyszeć moich krzyków. Potrafił mnie w ten sposób prawie udusić, ale osiągał cel – nikt nie słyszał, że się nade mną znęca.

Wtedy chyba po raz pierwszy przestraszył się tego, co mi zrobił. Cóż, gdyby zwyczajnie mnie zabił, pewnie by go posadzili, a tak nic mu nie groziło. Przecież nigdy nie zgłosiłabym tego na policję. Po pierwsze, nie zostawiał żadnych widocznych śladów, nie było żadnych dowodów, a po drugie, nie poszłabym do lekarza na badanie i nie ośmieliłabym się zgłosić przemocy służbom.

Zamieszkiwaliśmy niewielką miejscowość, wszyscy się tu znali. Zaledwie postawiłabym nogę na komendzie, a Maciej już by o tym wiedział. Nie miałabym gdzie wracać. A gdzie indziej miałam się podziać? Nie widziałam żadnego celu w interweniowaniu.

Często myślałam, że nie dam rady tak dłużej żyć. Chciałam przestać istnieć, zwyczajnie zniknąć ze świata żywych. Byłam jak niewolnica. Miałam możliwość opuszczenia domu jedynie w celu zrobienia zakupów, a każda chwila na mieście oraz każdy wydany grosz były skrupulatnie sprawdzane. Moje życie przypominało akcję powieści o niewolnicach w krajach, w których kobiety nie mają żadnych praw.

Jego śmierć mnie uratowała

Życie nie przynosiło mi radości, ale i nie mogłam pozwolić sobie na śmierć. Moje codzienne życie sprowadzało się do unikania Macieja. Cierpiałam zarówno za milczenie, jak i za to, gdy się odzywałam… Za nieudany obiad i źle wyprasowane koszule. Za najmniejszy pyłek na podłodze. Za absolutnie wszystko. Zaczęłam myśleć, że nie wytrzymam tego dłużej, że zwariuję. Ale wtedy stało się coś nieoczekiwanego.

Maciej dostał zawału. Szczęśliwie nie zdarzyło się to w domu, gdyż naprawdę nie jestem pewna, czy potrafiłabym zachować ludzkie odruchy. Nie pomogłabym mu, choć czułabym wyrzuty sumienia do końca życia. Na szczęście zasłabł w autobusie, gdy jechał na cmentarz, do swojej matki. Nie udało się go uratować...

Po jego śmierci postanowiłam, że wyjdę z tego marazmu, który opanował moje życie. Rozpoczęłam generalne sprzątanie. Pozbyłam się wszystkiego, co przypominało mi o mężu: wszystkich zdjęć rodzinnych, jego ubrań, wszystkich jego osobistych przedmiotów. Nie zatrzymałam żadnej pamiątki po nim. Nawet pierścionek zaręczynowy sprzedałam.

Następnie zdecydowałam się na sprzedaż mieszkania i zakup mniejszego, zlokalizowanego na obrzeżach miasteczka. Nie miałam tam żadnych znajomych, lecz to nie stanowiło dla mnie problemu. Wręcz przeciwnie: dawało mi możliwość rozpoczęcia nowego, lepszego życia. Moje nowe mieszkanie jest mniejsze, mam w nim dwa nieduże pokoje, ale jest moje, jest bezpieczne. Mam też kota, o którym zawsze marzyłam.

Gdy tylko chcę, udaję się na zakupy i kupuję to, co mi się tylko podoba. Jem to, na co mam ochotę. W końcu nie muszę się obawiać, że zostanę skarcona, że ktoś zrobi mi awanturę, że mnie pobije. Nikt mnie nie poniża. Otrzymuję emeryturę po Macieju i w końcu czuję, że żyję.

Niedawno odwiedziła mnie siostra. Proponowała, żebym wyjechała z nią do Anglii, skoro jestem już wolna. Ale takie wielkie zmiany to już nie na moje lata. Niczego mi nie trzeba: jestem w końcu szczęśliwa. Mam wszystko, o czym marzyłam przez te wszystkie lata.

Czytaj także:
„Chciałam odebrać siostrze spadek, bo nic jej się nie należy. Kiedy ja znosiłam zrzędzenie rodziców, ona się bawiła”
„Codziennie składałam ręce do Boga, by córka znalazła dobrego męża. Tylko w modlitwie widziałam szansę na wnuki”
„Przez lata myślałam, że mój facet był rozwodnikiem. Kiedy zmarł, jego żona odebrała mi wszystko”

Redakcja poleca

REKLAMA