„Przez lata myślałam, że mój facet był rozwodnikiem. Kiedy zmarł, jego żona odebrała mi wszystko”

Smutna kobieta w ciąży fot. iStock by GettyImages, DjelicS
„Nie miałam powodów, by mu nie ufać. Przecież planowaliśmy wspólne życie, chcieliśmy zakładać rodzinę. Teraz wiem, że byłam naiwna”.
/ 13.02.2024 14:30
Smutna kobieta w ciąży fot. iStock by GettyImages, DjelicS

Grześka poznałam wiele lat temu. W sumie to nawet nie pamiętam przy jakiej okazji. Byliśmy z jednego osiedla, więc bardzo możliwe, że poznaliśmy się właśnie na podwórku. Chodziliśmy razem do podstawówki i do liceum. To znaczy: nie byliśmy w jednej klasie, ale był to ten sam budynek. Ja byłam młodsza.

Kolegowaliśmy się, bo przyjaźnił się z moim bratem, który był ode mnie o trzy lata starszy. Dlatego też Grzesiek niespecjalnie się mną interesował. Tymczasem ja podkochiwałam się w nim przez całą szkołę. Miałam jednak wrażenie, że z powodu przyjaźni z moim bratem traktował mnie bardziej, jak siostrę niż jak koleżankę.

Jak to zwykle bywa po skończeniu liceum, Grzesiek i mój brat poszli na studia. Ja, małolata, byłam jeszcze w liceum i nasz kontakt się trochę urwał. Widywałam go tylko od czasu do czasu, gdy wpadał do mojego brata pogadać. I tak się dowiedziałam, że na pierwszym roku poznał Monikę, na punkcie której całkowicie zwariował. Był zachwycony jej błyskotliwością, urodą, w zasadzie wszystkim, co jej dotyczyło. Dziwnie mi się tego słuchało. Oczywiście sama też spotykałam się z różnymi chłopakami, ale jakoś nigdy żaden nie podobał mi się tak jak Grzesiek.

Pewnego razu przyszedł do mojego brata i powiedział:

– Stary, muszę wziąć dziekankę, bo Monika jest w ciąży i wyjeżdżamy zarobić parę groszy do Anglii.

– Cieszyć się? Gratulować? – zapytał mój brat. – Nie wiem, jak zareagować.

– Nie no, cieszymy się z dziecka, ale fakt, że wyszło trochę za wcześnie, bo dopiero zaczęliśmy studia. Tak czy owak, chłopie chciałbym prosić cię, żebyś był moim świadkiem, bo będziemy brać cywilny przed wyjazdem.

Miał wyjechać na rok, a zniknął na kilka lat

I tak płynął czas. Minął rok, dwa, trzy… Kończyłam studia, razem z bratem wyprowadziliśmy się od rodziców, ale wynajęliśmy wspólnie mieszkanie. Któregoś dnia mój brat przyszedł do domu i mówi:

– Pamiętasz Grześka?

Jakże mogłabym zapomnieć, pomyślałam, ale zamiast tego powiedziałam:

– Coś kojarzę: to ten kolega, co cię odwiedzał i co byłeś świadkiem na jego ślubie?

Michał przytaknął.

– Właśnie wrócił do Polski i kupił mieszkanie dwie ulice dalej. Wpadnie jutro pogadać.

Moje serce zabiło szybciej. Nie sądziłam, że po kilku latach znowu coś takiego może się wydarzyć. Wydawało mi się, że wyleczyłam się z beznadziejnego uczucia do niego, a jednak nie. Nie mogłam przestać o nim myśleć.

Następnego dnia po południu nagle usłyszałam męskie głosy w przedpokoju. Domyśliłam się, że to chłopaki przyszli do domu. Odczekałam chwilę, jak usłyszałam, że rozgościli się już w salonie, poszłam do nich, żeby nie pokazać, jak bardzo czekałam na tę wizytę. Stanęłam w drzwiach pokoju.

– Witaj Grzesiu – powiedziałam z uśmiechem.

– Ewa… – z jego piersi wyrwało się westchnienie. – Wypiękniałaś

Spłonęłam rumieńcem jak nastolatka.

– No, no – zareagował mój brat. – Jesteś żonaty, przypominam – powiedział i puścił do mnie oczko.

– Już nie – powiedział smutno.

Siedzieliśmy i rozmawialiśmy we troje do późna w nocy. Był piątkowy wieczór, więc w zasadzie nikomu z nas się nie spieszyło ze snem. No prawie, bo ja szłam do pracy na 9, ale w życiu nie przegapiłabym tej rozmowy.

Grzesiek opowiadał, jak to spędzili z Moniką kilka lat w Anglii. Urodził im się synek. Powodziło im się nieźle, ale z jakiegoś powodu przestało im się układać w małżeństwie. Może się wypalili? Nie wiedział, co poszło nie tak, ale ona go zdradziła. To było pół roku temu. Od tego czasu wrócili do Polski i pomieszkiwali u swoich rodziców. Grzesiek nie wiedział, czy zostanie tu na stałe, ale gdy dostał rozwód, postanowił kupić mieszkanie i zostać.

Zasmucona słuchałam opowieści, jak to nie ułożyło im się w małżeństwie, ale część mnie się z tego cieszyła. Oto w pewnym sensie odzyskałam moją pierwszą miłość. Jak często los daje taką szansę?

Na drugi dzień poszłam do pracy, ale cały czas myślałam o wieczorze poprzedniego dnia. Nagle, gdy stałam przy barze, usłyszałam trzaśnięcie drzwiami. Wzięłam menu i odwróciłam się w stronę wejścia. W drzwiach stał on. Moje durne serce znowu zabiło mocniej.

– Przyszedłem na kawę, ale mam nadzieję, że uda mi się ciebie gdzieś wyciągnąć po pracy – powiedział, gdy do niego podeszłam.

– To może kino? – zaproponowałam. Pomysł przypadł mu do gustu, a mnie już dawno tak się nie dłużyło w pracy jak wtedy.

Poszliśmy do kina, a potem umówiliśmy się na kolejną randkę i kolejną.

Warto czasem poczekać na spełnienie marzeń…

A przynajmniej tak wtedy myślałam. Nic nie zapowiadało tego, co miało mnie spotkać. Po prawie dwóch latach spotykania Grzesiek zaproponował, żebym z nim zamieszkała. Ja już kończyłam studia, szukałam regularnej pracy. Wszystko wydawało się takie, jak powinno.

Minęły dwa kolejne lata i nagle okazało się, że jestem w ciąży. Grzesiek na wieść o tym podniósł mnie na rękach i rozpłakał się ze szczęścia. Byłam szczęśliwa.

Któregoś dnia siedzieliśmy w mieszkaniu na kanapie wtuleni w siebie, oglądając jakąś komedię romantyczną.

W pewnym momencie Grześ powiedział:

– Ewa wiesz, co… muszę ci uczciwie o czymś powiedzieć. Nie wiem, co myślisz, ale nie ma możliwości, bym drugi raz wziął ślub. Mam zbyt złe doświadczenia…

– Ja rozumiem, ale teraz mamy dziecko w drodze – powiedziałam i pogładziłam się po brzuchu, który dopiero lekko zaczynał się zaokrąglać.

– Nie martw się. Zabezpieczę ciebie i dziecko i zapiszę ci to mieszkanie – powiedział i pocałował mnie w usta.

Postanowiłam na razie odpuścić. Z mężczyznami niektóre rzeczy trzeba załatwiać powoli – mawiała moja mama i miała dużo racji. Nie wiedziałam jednak, że niestety tego czasu nie ma wiele…

Wracałam właśnie z badań od ginekologa i jechałam autobusem, gdy zadzwonił telefon. Dzwonili od niego z pracy. Grześ podał mój numer telefonu jako kontaktowy. Był elektrykiem i na jednej z budów spadł z rusztowania. Niestety nie przeżył. Zemdlałam.

Ocknęłam się w szpitalu. Koło mnie siedział mój brat – blady jak ściana. Gdy zobaczył, że otworzyłam oczy, zerwał się z krzesła i złapał mnie za rękę:

– Jak się czujesz?

– Co z dzieckiem? – zaniepokojona odpowiedziałam pytaniem na pytanie.

– Lekarze twierdzą, że wszystko dobrze – powiedział, a ja odetchnęłam. Wtedy jednak dotarło do mnie to, co usłyszałam przez telefon w autobusie. Zapytałam o to Michała.

– Niestety to prawda – powiedział. Rozpłakałam się. – Odwiozę cię do domu i zostanę kilka dni, jeśli chcesz.

Przytaknęłam. Nie chciałam być sama.

Ciosy spadały na mnie jeden za drugim…

Dwa dni później, gdy wybierałam się z bratem ogarnąć formalności pogrzebowe, nagle w drzwiach usłyszałam dźwięk klucza. W progu stała Monika – była starsza, lekko otyła, ale to bez wątpienia była ona. Ja i Michał popatrzyliśmy po sobie zaskoczeni.

– Co tu robisz? Skąd masz klucze? – powiedziałam.

– Policja wydała mi jego rzeczy. W końcu jestem jego żoną – powiedziała, a mnie znowu zrobiło się ciemno przed oczami.

Niespodziankom nie było końca. Niestety tym niemiłym. Okazało się, że Grześ nigdy się nie rozwiódł. Faktycznie odszedł od żony, ale ona dalej nią była. Dlatego też mieszkanie, w którym ze mną mieszkał, a kupione było z pieniędzy w czasie trwania związku małżeńskiego, należało do niej. Nie mieli intercyzy. Grześ też nie napisał testamentu. Tak więc zostałam z niczym. Byłam załamana.

Monika wiedziała o nas, wiedziała, że jestem w ciąży, wiedziała, że przez ostatnie lata mieszkał ze mną, a mimo to (a może właśnie dlatego) postanowiła upomnieć się o ”swoje”. Najbardziej chyba jednak bolało mnie to, że mnie okłamał co do rozwodu. Wierzyłam mu. Nie miałam powodów, by mu nie ufać. Przecież planowaliśmy wspólne życie, chcieliśmy zakładać rodzinę. Teraz wiem, że byłam naiwna.

Czytaj także:
„Na emeryturze wynajęłam sobie przystojniaka do towarzystwa. Mam zamiar wyszaleć się za wszystkie czasy”
„Mąż wystawił mnie w walentynki. Kiedy wypłakiwałam oczy sama przy stole, przystojny nieznajomy podszedł mnie pocieszyć”
„Tuż przed ślubem dowiedziałam się, że narzeczony nurkuje między nogami świadkowej. Jestem mu za to wdzięczna”

Redakcja poleca

REKLAMA