„Codziennie składałam ręce do Boga, by córka znalazła dobrego męża. Tylko w modlitwie widziałam szansę na wnuki”

Modląca się kobieta fot. iStock by GettyImages, Charles Gullung
„Nie wierzyłam już, że cokolwiek może wpłynąć na tę moją Anię. Ją przyciągali sami degeneraci i dziwolągi! Doszłam do wniosku, że pozostaje mi się tylko modlić, bo bez boskiej pomocy to ona nigdy nie znajdzie nikogo odpowiedniego. Miałam tylko nadzieję, że moja gorąca prośba zostanie wysłuchana”.
/ 13.02.2024 13:15
Modląca się kobieta fot. iStock by GettyImages, Charles Gullung

Nigdy nie potrafiłam w pełni trafić do mojej młodszej córki. W przeciwieństwie do starszej o trzy lata Marioli, Ani wiecznie była w głowie zabawa. W liceum ciągle latała na jakieś dyskoteki, schadzki u koleżanek z klasy i spoza niej, a chłopaków zmieniała jak rękawiczki. Mój mąż twierdził, że to taki trudny okres i na pewno z czasem z niego wyrośnie. Od początku przeczuwałam, że może nie mieć racji i moje obawy niestety się potwierdziły.

Na studiach, na które Ania zresztą cudem się dostała, prowadziła imprezowy tryb życia. Średnio radziła sobie z nauką, za to nie było imprezy, której by nie obskoczyła. Kiedy się ją odwiedzało, albo spała, albo właśnie balowała, albo leczyła kaca. Nie podobało mi się, ale co ja mogłam? Córka była dorosła i tylko się denerwowała, że wtrącam się w jej życie.

– Aniu, kiedyś tak dużo czytałaś, chodziłaś na siłownię… – przypomniałam jej moment mniej w połowie liceum, gdy była z takim miłym chłopcem ze starszej klasy i nałogowo sięgała po książki. – Nie wolałabyś trochę… spokojniejszego, może odrobinę dojrzalszego życia?

– Daj spokój, mamo – rzuciła zirytowana. – Nie jestem jeszcze taka stara, żeby się tym martwić.

I taka z nią była właśnie rozmowa.

Najpierw był chłopak-emo

Mimo tego swojego sposobu bycia, Ania nieustannie szukała naszego poparcia. Właśnie dlatego zaczęła nam przyprowadzać swoich partnerów… czy raczej chłopaków, o których podobno myślała poważnie. I tak pierwszy z nich wywołał u nas przerażenie.

– Widziałaś tego jej chłopaka? – spytał mnie Janek, mój mąż, wchodząc do kuchni. – Przecież to jakiś przebieraniec! Wygląda jak klaun. Tylko taki cały na czarno, jak z jakiejś sekty czy coś.

– Nie przesadzaj – mruknęłam do niego uspokajająco. Nie miałam jeszcze co prawda okazji zobaczyć wybranka Ani, ale wiedziałam, że Janek lubi wszystko wyolbrzymiać. – Wiesz, jaka teraz jest młodzież. To pewne nowa moda czy coś.

Zmieniłam zdanie, gdy weszłam do salonu, gdzie czekali na nas córka z tym swoim… chłopakiem. Na imię miał chyba Krystian albo jakoś tak. Miał na sobie czarną bluzę, czarne spodnie i czarne glany. Włosy, które na pewno nie były takie naturalnie, też miał zafarbowane na czarno i ścięte w taki sposób, że długa grzywka opadała mu na twarz. Co gorsza, miał makijaż! Równie mroczny, co wszystko pozostałe.

Próbowałam z nim rozmawiać, jakoś się przełamać, choć napawał mnie strachem. Mówił niewiele, w ogóle się nie uśmiechał i raczej nie dawał nic od siebie. Ania chyba była zachwycona jego innością, bo inaczej tej jej fascynacji nie potrafiłam wytłumaczyć. Choć jakoś przetrwałam to spotkanie, wolałam sobie nie wyobrażać następnego.

Na szczęście dwa tygodnie później córka poinformowała nas, że ich drogi się rozeszły, a ja mogłam w końcu odetchnąć z ulgą.

Potem przyprowadziła cwaniaczka

Kolejnego chłopaka Ania przyprowadziła mniej więcej pół roku później. Z początku nie wydawał się zły – nawet przyszedł w garniturze, pod krawatem, normalnie uczesany. Podobno prowadził jakąś małą firmę, ale twierdził, że stale ją rozwija.

– Żeby mieć, trzeba inwestować – powiedział zaraz na wstępie.

Janek zdawał się być pod wrażeniem. Szepnął mi nawet mimochodem, że ten to by się może na zięcia nadał. Później jednak okazało się, że Marcel, bo tak miał na imię potencjalny przyszły mąż Ani, wszystko przelicza na pieniądze.

Najpierw zaczął nam opowiadać, jak rozprzedał wszystkie rzeczy rodziców i zbił fortunę, im wmawiając, że rozdał je za darmo, potem natomiast wspominał, że gdy pracował w sklepie, niejednokrotnie zdarzało mu się wciskać niezorientowanym klientom bubla. Mówił, że wszystko da się dobrze zareklamować i ludzie to wtedy kupią. A kiedy zaczął rozglądać się po naszym domu i zaczął proponować rozprzedaż mojej osobistej kolekcji waz, miarka się przebrała.

Oboje z Jankiem odetchnęliśmy z ulgą, gdy wreszcie sobie poszedł. Miałam nadzieję, że i z niego się wyleczy. Napędziła nam niezłego stracha, bo ten jej Marcel nawet zdążył się oświadczyć, ale miesiąc czy dwa później zdradził ją z jakąś koleżanką i związek się rozpadł. Wiem, że to okropne, ale cieszyłam się, że im nie wyszło – nie wyobrażałam sobie, by ktoś taki mógł wejść do naszej rodziny.

Przy bandziorze nie wytrzymałam

Jakiś czas później Ania niespodziewanie przyszła ze swoją kolejną miłością. Tym razem to już naprawdę z mężem byliśmy spanikowani. W naszym mieszkaniu zjawił się potężny facet, wielki jak byk, ubrany w dresy, a na szyi noszący złoty łańcuch. Minę miał taką, że człowiekowi od razu odechciewało się żyć, gdy tylko na niego spojrzał.

– Przecież to jakiś mafioso – wyszeptałam mężowi do ucha, gdy przyszedł po talerze do kuchni. – Jak nic zabije nas albo Anię. W co ona się znowu wpakowała?

Janek nie odpowiedział, ale też miał nietęgą minę. Przy stole panowała nerwowa atmosfera, chociaż Ania starała się ją rozładować, rozmawiając swobodnie z tym swoim gachem, Adrianem, który co chwilę wybuchał tubalnym śmiechem.

– Ania to złoto – oznajmił w końcu. – Taka, kurna, prawdziwa miłość. Ale państwo starsi też nie muszą się martwić, bo ja dla rodziny mojego kochania to wszystko. Jeśli potrzeba jakiejś ochrony albo wsparcia z kasiorką, ja chętnie pomogę.

Uśmiechnęliśmy się oboje dość niepewnie i pozwoliliśmy im dalej ciągnąć rozmowę. Kiedy jednak Adrian nas opuścił, wzięłam Anię na kanapę, żeby z nią poważnie porozmawiać.

– Córcia, ty się dobrze zastanów – zaczęłam z rozpaczą. – Toż to jakiś przestępca, z półświatkiem na pewno ma kontakty…

– No wiesz co, mamo – obruszyła się. – Teraz to już przesadziłaś.

– Dlaczego ty sobie nie możesz znaleźć normalnego chłopaka?

Prychnęła.

– Normalnego, czyli takiego, który się wam spodoba, tak?

– Aniu, porządnego po prostu, z którym byłoby ci dobrze… – próbowałam jeszcze.

– Z Adrianem mi dobrze – burknęła. – I wiesz, co jak nie potraficie tego zrozumieć, to sobie idę. Cześć.

Chciałam tylko jej dobra

Nie byłam zachwycona, że Ania się obraziła, ale co było robić? Musiałam, po prostu musiałam powiedzieć jej, co myślę, bo inaczej wyrzucałabym to sobie do końca życia. Po cichu liczyłam, że zrozumie moją troskę i przejrzy na oczy, ale cóż, szansa była niewielka.

Nie wierzyłam już, że cokolwiek może wpłynąć na tę moją Anię. Ją przyciągali sami degeneraci i dziwolągi! Doszłam do wniosku, że pozostaje mi się tylko modlić, bo bez boskiej pomocy to ona nigdy nie znajdzie nikogo odpowiedniego. Miałam tylko nadzieję, że moja gorąca prośba zostanie wysłuchana.

Tymczasem po miesiącu córka zadzwoniła do mnie z płaczem, bo jak się okazało, Adrian postanowił wrócić do swojej byłej.

– A to taka straszna lafirynda – łkała mi w słuchawkę. – Taka tleniona blondyna ze sztucznymi cyckami i tipsami… co on w niej widzi? Cały czas mi mówił, że to plastik, że ja jestem naturalna, a wystarczyło, że tylko zadzwoniła, a poleciał do niej jak pies z wywieszonym jęzorem!

Oczywiście pocieszałam ją, ale w duchu dziękowałam Bogu, że ich rozdzielił. Miałam tylko nadzieję, że córka jeszcze sobie kogoś znajdzie. Kogoś, kto będzie odpowiedni. Po prostu musiałam w to wierzyć.

Ten wydaje się inny

Wczoraj Ania, po roku przerwy, przyprowadziła do nas nowego chłopaka. Ma na imię Konrad i wygląda tak, jak powinien jej rówieśnik, a przy tym wydaje się całkiem sympatyczny. Pracuje w bibliotece i chociaż to może nie bardzo przyszłościowy zawód, przynajmniej ma jakieś zainteresowania i stały etat. Mam wrażenie, że córka jakoś się przy nim wyciszyła i wróciła do czytania, choć teraz preferuje raczej książki elektroniczne.

Poza tym też znalazła sobie pracę – w małej, lokalnej księgarni. Podobnie jak Konrad, kokosów nie zarabia, ale myślę, że gdyby ze sobą zostali, jakoś by sobie poradzili. Janek też chyba polubił tego chłopca.

Nie wiem, czy to rzeczywiście zasługa charakteru Konrada, czy po prostu tego, że przy pozostałych kandydatach przyprowadzanych przez Anię wydaje się po prostu normalny. No i córka też chyba widzi, że go akceptujemy. I temu związkowi będę rzeczywiście szczerze kibicować.

Czytaj także:
„Na emeryturze wynajęłam sobie przystojniaka do towarzystwa. Mam zamiar wyszaleć się za wszystkie czasy”
„Mąż wystawił mnie w walentynki. Kiedy wypłakiwałam oczy sama przy stole, przystojny nieznajomy podszedł mnie pocieszyć”
„Tuż przed ślubem dowiedziałam się, że narzeczony nurkuje między nogami świadkowej. Jestem mu za to wdzięczna”

Redakcja poleca

REKLAMA