Zostałam okradziona przez głupotę i brak asertywności. Bardzo się tego wstydziłam. Nie wierzyłam też, że ktoś mi pomoże. To dopiero było głupie! Wyszłam z hotelu na zalany słońcem kazimierski rynek i ruszyłam w kierunku drogerii. Tego ranka przyjechaliśmy tu z synem na krótkie wakacje, a ja właśnie zorientowałam się, że nie wzięłam z domu szamponu do włosów.
Ona jest w ciąży, nie może jej pani odmówić
– Pani da złotówkę na chleb – usłyszałam nagle za plecami. Odwróciłam się. Za mną stała młoda, niska, ciemnowłosa kobieta, od góry do dołu obwieszona biżuterią. Miała na sobie czerwoną bluzkę i spódnicę do ziemi. Cyganka. „Niech będzie – pomyślałam sobie, bo byłam w dobrym humorze. – Może rzeczywiście jest głodna”. Nie miałam jednak drobnych, musiałam rozmienić pieniądze.
– Proszę chwileczkę poczekać, zaraz wrócę – powiedziałam. Po wyjściu z drogerii podeszłam do niej i wręczyłam jej przygotowane wcześniej 5 złotych, po czym szybkim krokiem ruszyłam do hotelu.
– Pani poczeka, pani poczeka, pani taka honorowa, ja pani powróżę – zaczęła za mną wołać.
– Nie chcę żadnych wróżb, nie wierzę w takie rzeczy – odparłam, ale wtedy na mojej drodze stanęła druga cyganka, tym razem starsza.
– Niech pani nie odmawia mojej córeczce – przemówiła przymilnym, ale i karcącym tonem.
– Ona jest w ciąży, nie może jej pani odmówić. Czułam się jak w potrzasku. Nie chciałam żadnych przepowiedni, ale one nagabywały mnie coraz bardziej… Sama nie wiem dlaczego, ale w końcu podałam cygance obie ręce. Kobieta zaczęła wykładać mi na dłonie karty i mamrotać coś bez sensu. Wokół mnie pojawiło się nagle więcej Cyganek.
– Ty nie jesteś szczęśliwa. Wokół ciebie sama mętna woda. Szukasz swojej drogi życiowej i swojej miłości, ale ta mętna woda wdziera się ciągle w twoje życie. Niedobrzy ludzie wokół ciebie – szemrała mi nad uchem.
„Co za bzdury” – pomyślałam i zaczęłam się zastanawiać, jak się z tego wycofać, ale ona nie dała mi odejść.
– Ślubowałaś kochana, ale już w kościele dwie osoby nie były z tego powodu szczęśliwe. Ktoś z rodziny twego męża nie życzył ci dobrze. Wtedy zaczęła się ta mętna woda…
– Proszę pani, ja nie miałam ślubu w kościele – wyjąkałam. – Chcę już iść. Naprawdę się spieszę… Wtedy podbiegła do mnie jeszcze jedna czarnulka z grupy Romek szwendających się po kazimierskim rynku i zaczęła na mnie krzyczeć: – Nie można przerywać wróżby! Wszystkie nas spotka nieszczęście! Ktoś może przez ciebie umrzeć! Zdrętwiałam, bo choć wiedziałam, że to idiotyzm, od razu pomyślałam o moim synu w hotelu. Że też w człowieku tkwią te wszystkie przesądy! Cyganki chyba zauważyły moje wahanie, bo podchwyciły ten wątek.
– Jeśli nie chcesz, by twój bliski umarł, musisz wyjąć z portmonetki największy banknot i przeżegnać nim portfel – oznajmiła najstarsza.
– Ale nie zabierzecie mi pieniędzy? – spytałam jak ostatnia idiotka.
– Nikt nie dotknie twoich pieniędzy. Masz je tylko wyjąć i przeżegnać…
Kobieta kazała mi przeżegnać każdą kieszonkę portmonetki
Przestraszona, otoczona trzema Cygankami, wyjęłam z portfela 100 zł. Trzymałam je w lewej dłoni. Mocno trzymałam. Cały czas naiwnie myślałam, że panuję nad sytuacją. Kobieta kazała mi przeżegnać każdą kieszonkę portmonetki. Pozostałe dwie krzyczały, bym zdjęła okulary przeciwsłoneczne, bo nie widzą tego, czy próbuję coś przed nimi ukryć… Były coraz bardziej agresywne. Gdy cały rytuał odprawiania czarów i żegnania przegródek w portfelu dobiegł końca, zrobiło się wokół mnie zamieszanie. Cyganka w czerwonym zaczęła coś szeptać, przewracać oczami i machać rękami.
– Pach! Czary odprawione, mętna woda zniknęła! – zawołała i w jednej chwili wszystkie się rozeszły. Spojrzałam na swoją dłoń. Oczywiście pieniądze zniknęły. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom, bo cały czas trzymałam je mocno.
– Okradłyście mnie! – wrzasnęłam za nimi, ale one były już daleko. Nie miałam siły, żeby je gonić, czy się awanturować. Byłam w szoku. Stałam tak jeszcze przez chwilę, osłupiała, zaskoczona i zrozpaczona. A potem pobiegłam do hotelu.
– Nie przejmuj się, Maciuś. Twoja matka jest po prostu głupia…
W pokoju rzuciłam się na łóżko i zaczęłam szlochać jak małe dziecko.
– Co się stało? – spytał mój syn, odwracając się od komputera. Kompletnie o nim zapomniałam!
– Nie przejmuj się, Maciuś. Twoja matka jest po prostu głupia… Wiem, że nie powinnam się tak zachowywać przy nastoletnim synu, ale naprawdę nie mogłam powstrzymać łez. Byłam na siebie wściekła i wstydziłam się, a jednocześnie czułam obezwładniającą bezsilność. Maciek wciąż dopytywał, co się stało, więc w końcu mu powiedziałam.
– Mamo, musimy z tym iść na policję – oznajmił mi mój syn.
– Jak to iść? – przestraszyłam się. –Nigdzie nie idę! Spalę się ze wstydu, że dałam się im tak głupio podejść!
– Nie możesz przecież tak tego zostawić! – nalegał. – Trzeba to zgłosić.
– Nie ma mowy – powiedziałam stanowczo. – Dość mam już wrażeń. Mój syn jednak nie dawał za wygraną. Ponownie usiadł przed swoim laptopem, by w internecie sprawdzić, czy to, co mnie spotkało, jest karalne. Po kilku minutach oświadczył: – Co prawda kradzież jest uznawana za przestępstwo dopiero od kwoty 250 zł, przedtem to zaledwie wykroczenie, ale i tak nie można tego darować. Mamuś, ja idę na policję!
– Synu, nie idź nigdzie, proszę cię… – jęknęłam. – Zgłosisz to i spędzimy na komisariacie kilka godzin! Pan aspirant będzie spisywał godzinami moje oświadczenie, a i tak to nic nie da. Cały wyjazd spędzimy na policji. Poza tym, co im powiem, że jestem idiotką i tak łatwo dałam się nabrać?
– Przestań mamo, gadasz jak dziecko – Maciek spojrzał na mnie surowo, po czym wyszedł z pokoju. Zostawił mnie samą, a ja z bezradności znów wpadłam w histerię. Wyrzucałam sobie, że zmarnowałam sobie i synowi cały weekendowy wyjazd i zamiast miło spędzić czas, będziemy biegać po komisariatach.
Płakałam i płakałam, aż moje policzki zrobiły się całe czerwone, a oczy podpuchnięte. Wtedy spojrzałam na zegarek. Maćka nie było już dobre pół godziny. Cholera… Chyba nie wpadł na pomysł, żeby iść do tych Cyganów? Jeszcze mu coś zrobią! Ta myśl poderwała mnie na nogi. Uznałam, że muszę się ogarnąć i wyjść go poszukać.
Bo nawet jeśli nic mu nie grozi i poszedł tylko na policję, to jest niepełnoletni, będzie potrzebował mojego wsparcia. Umyłam i przypudrowałam twarz, uczesałam się szybko i ruszyłam do wyjścia. Kiedy stanęłam w drzwiach hotelu prowadzących na rynek, zobaczyłam mojego syna pędzącego w moją stronę.
– Mamuś, policja już czeka na rogu przy kościele – zawołał.
– Jak to czeka? – zdziwiłam się. – Poszedłem na komisariat i spytałem, czy to co się stało, trzeba zgłosić, a pan na komendzie powiedział, że tak, i że zaraz wyśle na rynek radiowóz – wyjaśnił Maciek.
Dostałam od mojego syna bardzo ważną lekcję
I rzeczywiście, kiedy podeszliśmy pod kościół, stali tam, schowani za murem, dwaj policjanci. Poprosili, żebym wskazała im Cyganki, które mnie okradły. Nie było to trudne. Grupka Romów wciąż kręciła się po rynku, niczym się nie przejmując. Jakimś cudem kobieta w czerwonej bluzce nie zauważyła nas, dopóki jej nie zaczepiliśmy. I bardzo dobrze, bo nie miała czasu, żeby uciec.
– Czy to ta pani przez pomyłkę schowała do portfela 100 zł, które było pani własnością? – spytał policjant, chwytając Cygankę za ramię. Wytrzeszczyłam na niego oczy, ale zaraz zrozumiałam, że próbuje ją nastraszyć i skłonić, by oddała mi kasę dobrowolnie. Weszłam więc w konwencję i odpowiedziałam, że tak, to ona niechcący schowała moje pieniądze do swojej portmonetki.
Stróż prawa poprosił więc kobietę, żeby oddala mi moje pieniądze. Nie protestowała. Bez słowa oddała banknot, rozglądając się wokół, jakby w poszukiwaniu ratunku.
Kiedy wróciliśmy z synem do pokoju, spytałam, jak on to wszystko załatwił. Maciek opowiadał, a ja patrzyłam na niego i pękałam z dumy, że okazał się taki dorosły. Nie poddał się stereotypom, nie myślał tak jak ja, że w pewnych sytuacjach nie warto podejmować żadnego działania, bo to nic nie da. I wygrał. Dostałam ważną lekcję od mojego syna. Nauczyłam się, że nie wolno chować głowy w piasek ani odpuszczać, nawet jeśli bardzo się wstydzimy tego, co nas spotkało. Poza tym Maciek udowodnił mi, że jest już mężczyzną, na którym teraz to ja mogę się wspierać. Zachował się znacznie dojrzalej ode mnie…
Czytaj także:
„Mój syn przez karierę wpadł w narkotyki. Kryję go przed ojcem i daję pieniądze na różne środki, bo nie umiem go zostawić”
„Nasz 17-letni syn zostanie ojcem. A my chcielibyśmy adoptować naszego wnuka”
„Michał stwierdził, że nie ma czasu na bycie ojcem. Pojawiał się rzadko i tylko mącił Wiktorowi w głowie”