„Nasz 17-letni syn zostanie ojcem. A my chcielibyśmy adoptować naszego wnuka”

para, która ma problem z nastoletnim synem fot. Adobe Stock, Photographee.eu
– Przecież m​asz 40 lat. Jesteś młoda, pełna energii. Sama mogłabyś być nawet w ciąży! – uśmiechnął się. – Nie oddamy tego dziecka nikomu! To jest przecież krew z naszej krwi.
/ 24.06.2021 12:46
para, która ma problem z nastoletnim synem fot. Adobe Stock, Photographee.eu

W sobotnie przedpołudnie zajęłam się sprzątaniem mieszkania, które po pięciu dniach lenistwa domowników straszyło bałaganem z każdego kąta. Byłam jednym z trzech lokatorów. Ale najwidoczniej jedynym, któremu ten nieład przeszkadzał. Mąż Wojtek poszedł na siłownię, a syn Mikołaj, przezornie ze słuchawkami na uszach, żebym go nie mogła zawołać, zamknął się w swoim pokoju.

Westchnęłam i zaczęłam ścierać kurz z regału. Podniosłam ramkę ze zdjęciem. Była to fotografia z początków naszego małżeństwa. Popatrzyłam na swoją twarz – młodą i promienną. Mój uśmiech wyrażał pełnię szczęścia. Byłam w zaawansowanej ciąży. Wojtek wpatrywał się we mnie jak w obraz, zakochany po uszy. Ile z tego wszystkiego zostało po siedemnastu latach? – zastanowiłam się.

Oczywiście wyglądaliśmy już zupełnie inaczej. Wojtek tylko trochę przypominał tego beztroskiego przystojniaka, którego poznałam dwadzieścia lat wcześniej. Z jego gęstych, ciemnych włosów została może połowa, no i przytył dobre piętnaście kilo, z czym walczył na siłowni od dwóch miesięcy, ale bez większych rezultatów. Ja też nie wyglądałam tak, jak na zdjęciu. Pod oczami miałam siateczkę drobnych zmarszczek i niedające się niczym zamaskować cienie, a na głowie pierwsze pasemka siwych włosów, kryjące się w moich rudych lokach.

Jednak bardziej smuciło mnie nie to, że wyglądamy inaczej, ale to, że z naszych spojrzeń zniknął ten żar

Z biegiem czasu zaczęliśmy się wzajemnie od siebie odsuwać. Obecność jednego w życiu drugiego przyjęła postać obojętnej oczywistości. Byłam temu współwinna. Ale w jaki sposób małżeństwo w obecnych czasach może stawić opór tym wszystkim siłom, które na nie działają? Tyle jest w nim monotonii codzienności, płacenia wspólnych rachunków, wychowywania dziecka, pracy obojga na pełen etat, zakupów, wywiadówek, wiecznego nienadążania za obowiązkami…

Z nastoletnim synem też mało rozmawiałam. Tylko mijaliśmy się, rzucając informacje, ile potrzebuje pieniędzy, na co, i dokąd się wybierają w weekend z Natalką, jego dziewczyną. Powinniśmy coś zrobić, żeby przypomnieć sobie, że jesteśmy rodziną – rozmyślałam. – Jak ja czegoś nie wymyślę, to nikt tego nie zrobi. Jesteśmy jak domek z kart. Jeden większy powiew wiatru i wszystko się rozleci. Przyjrzałam się synowi uważniej. Miał bladą cerę i podkrążone oczy Zaczęłam się zastanawiać nad wspólnym wyjazdem. Nie mieliśmy wprawdzie za dużo oszczędności, żeby zafundować sobie jakiś egzotyczny wyjazd do ciepłego kraju, ale przecież chodziło o to, żeby pobyć razem.

No i moglibyśmy zabrać Natalkę, a dzięki temu lepiej ją poznać. Była ważna dla naszego syna, chodzili ze sobą już dwa lata, a ja tak naprawdę mało o niej wiedziałam. Z rozmyślań wyrwał mnie głos syna.

– Znowu nie ma nic do jedzenia! – powiedział, stojąc przy otwartej lodówce, w której ledwo mieściły się zrobione przeze mnie zakupy.

Powstrzymałam się od wybuchu. Mikołaj wyglądał jakoś blado

Poza tym nie powinnam poprawiania relacji rodzinnych zaczynać od kłótni.

– Źle wyglądasz. Coś ci jest? – zapytałam.
– Nie mogłem w nocy spać… – odparł.

Przyjrzałam mu się uważniej. Miał bladą cerę i podkrążone oczy. Ale nadal był bardzo przystojny. Od dziecka zwracał uwagę swoją urodą. Zaraz po jego narodzinach położna powiedziała mi, że nie widziała jeszcze tak ładnego noworodka. Bardzo się wtedy ucieszyłam, chociaż podejrzewałam, że kobieta mówi to wszystkim świeżo upieczonym mamom. Ta scena żywo stanęła mi przed oczami. Zaczęłam opowiadać ją Mikołajowi.

– Pamiętam, pomyślałam wtedy, że położne są uczone na jakichś specjalnych kursach przygotowawczych chwalenia urody dzieci – zaczęłam się śmiać. – Ale ona wyszła na korytarz i zawołała inne pielęgniarki, żeby przyszły cię zobaczyć. No i wtedy uwierzyłam, że nie tylko dla mnie jesteś taki piękny!

Liczyłam, że synowi spodoba się ta historyjka. Ale on zrobił się jeszcze bledszy.

– Mikuś, co się dzieje?! – wystraszyłam się. Syn usiadł przy stole.
– Mamo, muszę ci coś powiedzieć…

Te słowa zmroziły mnie w ułamku sekundy. Od razu przyszło mi do głowy, że jest chory. Na jakąś nieuleczalną, śmiertelną chorobę. Tylko jakim cudem do tej pory nic o tym nie wiedziałam?!

Natalka jest w ciąży! – wyrzucił z siebie jednym tchem. 
– Jak to się stało?! – palnęłam głupio w pierwszym odruchu.
– Tak, jak to się dzieje zazwyczaj! – prychnął Mikołaj. – Mam ci opowiedzieć ze szczegółami?

Bez słowa usiadłam obok niego. Z emocji kręciło mi się w głowie. Siedzieliśmy tak w milczeniu przez dłuższą chwilę. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Mój syn miał siedemnaście lat. Jego dziewczyna także. Nie miałam nawet pojęcia, że uprawiają seks. Uczyli się w liceum. Mieli przed sobą maturę, studia, całe życie…

Jak to pogodzą z byciem rodzicami? Jak utrzymają dziecko?

Czy przetrwają razem? Przecież nigdy nie byli z nikim innym, są tacy młodzi… Setki myśli kłębiły mi się w głowie.

– I co teraz będzie? – zapytałam w końcu, bo nic mądrzejszego nie byłam w stanie wymyślić.
– Rodzice Natalii chcą się z wami spotkać – odparł mój syn. – Dzisiaj wieczorem – dodał grobowym tonem.

W tym momencie do domu wrócił Wojtek. Powtórzyłam mu wszystko, czego się właśnie dowiedziałam. Był w nie mniejszym szoku niż ja. Na szczęście, mimo swojego porywczego charakteru, nie wszczął kłótni.

– Co się stało, to się nie odstanie – stwierdził. – Poczekamy do wieczora i porozmawiamy w szóstkę – dodał.

Był blady jak ściana. Jeszcze nigdy nie widziałam go tak zdenerwowanego. Wieczorem wybraliśmy się do domu Natalii. Chociaż nasze dzieci chodziły ze sobą już dwa lata, nigdy nie poznaliśmy rodziców dziewczyny syna.

Dobrze, że nie podano wody, bo na pewno bym się nią zakrztusiła!

Szybko okazało się, że nie ma czego żałować. Chociaż w innych okolicznościach z pewnością byliby milsi… Otworzyła nam kobieta na oko kilka lat starsza od nas, z zaciętym wyrazem twarzy. Bez słowa i cienia uśmiechu wskazała nam chudą, żylastą ręką przejście z korytarza do salonu. Jej mąż nie okazał się serdeczniejszy. Od razu przeszli do rzeczy, nie proponując nawet szklanki wody. Która zresztą by mi się bardzo przydała. Miałam sucho w gardle, a całe moje ciało pokrywała warstwa zimnego potu. Natalia siedziała w kącie, ze spuszczoną głową.

Nie będziemy narażać zdrowia naszej córki i poddawać jej aborcji – stwierdziła bez ogródek kobieta.

Dobrze, że jednak nie podano wody, bo w tym momencie na pewno bym się nią zakrztusiła! Byłam nastawiona na rozmowę o tym, kto w jakim stopniu pomoże naszym dzieciom i gdzie będą mieszkać, a nie na dyskusje o przerywaniu ciąży!

– Nawet do głowy nam to nie przyszło – odparłam.
– A to się dziwię… – rzuciła kobieta. – Nie jest to jednak dobre rozwiązanie. O wiele lepsze będzie oddanie dziecka do adopcji. Teraz ludzie się biją o noworodki z normalnych, nie patologicznych rodzin.
– Ale mamo… – po raz pierwszy nieśmiało wtrąciła Natalia.
– Nie przerywaj mi. Tak ustaliliśmy.
– Skoro już wszystko ustalone, to po co tutaj przyszliśmy? – zapytałam ironicznie.
– Chciałam mieć pewność, że państwo wiedzą o całej sytuacji.
– Ale nasz syn też chyba ma coś do powiedzenia w tej sprawie – odparł Wojtek.

– Proszę pana, proszę nie podnosić głosu. Natalia jest naszą jedyną córką. Bardzo długo się o nią staraliśmy. Nie pozwolę, aby jedna pomyłka zaważyła na całym jej życiu. Ona to doskonale rozumie. A ciąża i niemowlę, zgodzi się pan ze mną, to sprawa głównie kobiety. Wasz syn, jak się odkocha, to zniknie i nikt go nie zmusi, żeby wychowywał dziecko. Dlatego to Natalia musi podjąć decyzję, a ona już postanowiła – zakończyła kobieta i wyszła z pokoju.

– To już w zasadzie wszystko – odezwał się ojciec Natalii, a ona sama niepewnie spojrzała w naszym kierunku.

W pierwszym odruchu chciałam coś powiedzieć, ale stwierdziłam, że nie ma sensu. Jeszcze przyjdzie na to pora. Teraz należało jak najszybciej wyjść z tego domu. Pożegnaliśmy się i – oszołomieni – znaleźliśmy się na świeżym powietrzu. Zupełnie nie tego się po tej wizycie spodziewaliśmy. Szliśmy w milczeniu. Pogrążeni w swoich myślach. Każde z nas trawiło to, co przed chwilą usłyszeliśmy. W końcu ciszę przerwał Mikołaj.

Natalia taka nie jest. Kochamy się. Ona chce mieć to dziecko ze mną. Tylko matka jej każe. A Natalia się boi.

Dostrzegłam w jego oczach łzy. Nie myślałam, że aż tak to nim wstrząśnie

Na dobrą sprawę nie za dobrze znałam własne dziecko. Nawet przyszło mi do głowy, że kamień spadnie mu z serca, kiedy ktoś zdejmie z jego barków odpowiedzialność. Jednak myliłam się, i to bardzo. Kompletnie się załamał. Kiedy dotarliśmy do domu, zamknął się w swoim pokoju. Słyszałam, jak płacze w poduszkę.

– Jeżeli Mikołaj nie wyrazi zgody, to nie będą mogli oddać dziecka do adopcji – myślałam na głos.
– Ale co z tego? Przecież nie będzie wychowywał go sam.

Chociaż nie mogłam myśleć o niczym innym, postanowiłam na spokojnie przetrawić te wszystkie rewelacje. Na razie jeszcze do mnie nie dotarło, że będę babcią, więc tym bardziej nie mogłam planować batalii odbicia mojego wnuka. Postanowiłam się z tym przespać i rano na świeżo przyjrzeć się sprawie. Niestety, powiedzieć łatwiej, trudniej zrobić.

Wzięłam długą, gorącą kąpiel, położyłam się do łóżka, ale sen nie przychodził. Wojtek oglądał jakiś film, ale nie miałam ochoty do niego dołączyć. Przekręcałam się z boku na bok i marzyłam, aby zapaść się w niebyt. Na kilka godzin przenieść się w świat, w którym nie chcą mojemu ukochanemu, jedynemu dziecku zabrać tego, czego pragnie najbardziej. Oczywiście bałam się tego, jak sobie poradzi jako rodzic. Ale większą rozpaczą przepełniała mnie wizja, że zostaje sam, bez dziecka, bez Natalii, z wyrwanym kawałkiem serca i pustką w nim, której już niczym do końca życia nie zapełni…

– Nie możesz zasnąć? – usłyszałam nagle głos męża.
– Nie – odparłam.
– Ja też gapię się tępo w telewizor, ale myślę tylko o Mikołaju, Natalii i ich dziecku – odparł Wojtek.

Usiadł na krawędzi łóżka z mojej strony i spojrzał mi głęboko w oczy.

Dopóki młodzi nie zrobią matury, będziemy ich we czwórkę utrzymywać

Mam nadzieję, że Natalia postawi się matce – powiedział. – Ale jeżeli tak się nie stanie, chciałbym, żebyśmy zaadoptowali to dziecko.

Czas się na moment zatrzymał. Nie mogłam wydobyć z siebie słowa, ale też nie bardzo wiedziałam, co bym miała powiedzieć. Mój umysł nie poradził sobie jeszcze z przetrawieniem informacji, ale już coś ścisnęło mnie za gardło ze wzruszenia. Miałam przed sobą ciepłe, pełne miłości i zrozumienia oczy mojego męża. Oczy, które pokochałam dwadzieścia lat temu. On nadal był tym samym, choć zmienionym trochę człowiekiem. Ja po prostu źle patrzyłam! Przytuliłam go mocno do siebie.

– Naprawdę? – wydusiłam.

– Oczywiście! Przecież masz czterdzieści lat. Jesteś młoda, pełna energii. Sama mogłabyś być przecież w ciąży! – uśmiechnął się. – Nie oddamy tego dziecka nikomu! To jest przecież krew z naszej krwi.

Niczego równie pięknego nigdy chyba nie przeżyłam – gdy ziemia zaczęła mi się usuwać spod stóp, człowiek, z którym szłam przez życie od dwudziestu lat, postawił mnie znów na stały, pewny ląd!

Od tamtej nocy minęły już 3 miesiące. U Natalii widać lekko zarysowany brzuszek. Tryska radością

Na szczęście przeciwstawiła się swoim rodzicom i nie odda dziecka do adopcji. Przekonała ich, że da sobie radę i ciąża nie zrujnuje jej życia, a Mikołaj dowiódł swojego zaangażowania. Ochłonęli i zrozumieli, że to nie ich decyzja. Po porodzie Natalia ma mieszkać przez pierwszy miesiąc u siebie, a potem przenieść się do nas i zamieszkać u Mikołaja w pokoju, w którym bez problemu zmieści się dziecięce łóżeczko. Dopóki młodzi nie zrobią matury, będziemy ich w czwórkę utrzymywać. Później Mikołaj ma iść na studia wieczorowe i znaleźć pracę.

Takie są na razie ustalenia. Jak będzie naprawdę, czas pokaże. Z pewnością nie będzie łatwo. Ja jednak wiem jedno. Moja rodzina to nie domek z kart. To forteca, której nie groźna żadna nawałnica. Mamy siebie i przetrzymamy wszystko!

Czytaj także:
Zaszłam w ciążę z młodym kochankiem. Nie powiem mężowi
Dopiero po śmierci żony pogodziłem się z jedynym synem
Kiedy spalił się nam dom, dowiedzieliśmy się na kogo możemy liczyć

Redakcja poleca

REKLAMA