„Okradł mnie jakiś młody chłystek. Nabrał skrupułów, kiedy się zorientował, że jestem niewidoma”

Smutna dojrzała kobieta fot. iStock by GettyImages, Giselleflissak
„Nie zamierzam rezygnować z życia, tylko dlatego, że nie widzę. Wszyscy się dziwią skąd we mnie tyle odwagi, a ja po prostu wierzę, że większość ograniczeń mamy w głowie, a nie w ciele”.
/ 11.10.2023 09:15
Smutna dojrzała kobieta fot. iStock by GettyImages, Giselleflissak

Jestem niewidoma, ale czy przez to bardziej podatna na oszukanie, czy wykorzystanie? Uważam, że nie! Zresztą dotąd tylko raz przytrafiła mi się nieprzyjemna sytuacja.

Ludzie często pytają mnie, czy nie boję się chodzić sama po ulicy. Zakładają, że to musi być przerażające, zupełnie jakby zmysł wzroku mógł ich przed czymś obronić. Tłumaczę wtedy, że wręcz przeciwnie – czuję się zupełnie bezpiecznie, ponieważ nie widzę zagrożenia, ha, ha. Oczywiście nie mogę widzieć ich min, kiedy to słyszą, ale dałabym sobie rękę uciąć, że są komicznie skonsternowani.

Moja także ociemniała przyjaciółka, kiedyś powiedziała, że mi zazdrości tego dystansu do siebie.

– Ja tak nie potrafię. Zawsze się spinam, kiedy ktoś przypomina mi o moim kalectwie – wyznała. – Mam wrażenie, że wszyscy się nade mną litują albo uważają mnie za ciężar…

– Ja nie – odparłam po krótkim namyśle. – Może to dlatego, że miałam dotąd szczęście. Ale wiesz, jakoś zawsze mi ktoś pomaga, ktoś się troszczy, czy wszystko w porządku.

To była prawda. Od kiedy straciłam wzrok – miałam wtedy dwadzieścia dwa lata – przez ponad trzy dekady nie przytrafiło mi się nic złego, co miałoby związek z moją niepełnosprawnością. Owszem, zostałam oszukana, ale przy zakupach przez internet, ktoś złamał mi serce, ale z zupełnie innego powodu, przeżyłam dramat rodzinny, ale mój stan nie miał na to żadnego wpływu. A poza tym przeżyłam wiele cudownych momentów, poznałam wspaniałych ludzi i nigdy nie winiłam utraty wzroku o to, że coś mi się nie ułożyło w życiu.

Nie mogłam w to uwierzyć

Aż nadszedł dzień, w którym poszłam do ulubionego parku i niemal nie dotykając laską podłoża, praktycznie na pamięć, poszłam do ławki na tyłach fontanny. Zawsze była wolna, bo kto by chciał siedzieć tak od tyłu? Dla mnie widoki były bez znaczenia, za to tam najmilej szumiała woda.

Nagle poczułam, że ktoś jest tuż za mną. Niezupełnie poczułam, po prostu lekko zmieniła się cyrkulacja powietrza, w kark zrobiło mi się nieco chłodniej, bo padł na niego czyjś cień. Widzący nie spostrzegają takich drobnych zmian, ale kiedy ma się wyłączony jeden zmysł, inne się wyostrzają. Do tego ten ktoś wyraźnie uważał, bym go nie słyszała. Owszem, szum wody i inne odgłosy zagłuszały może jego oddech i ostrożnie stawiane kroki, ale inne zmysły były dosłownie bombardowane bodźcami, zupełnie jakby ta osoba głośno obwieszczała, że stoi tuż za mną.

Dlatego właśnie po raz pierwszy w życiu przestraszyłam się, że ktoś ma złe zamiary.

– Tak? – odezwałam się głośno, zwracając twarz tam, gdzie wyczuwałam tę osobę. – Słucham?

I wtedy go usłyszałam. Nagłe wypuszczenie wstrzymywanego powietrza, a potem szelest materiału. Wyciągnęłam rękę w stronę białej laski, którą oparłam o brzeg ławki, i coś mnie musnęło.

– Hej! – zawołałam, kiedy poczułam szarpnięcie. – Zostaw to! Ejże!

Wiedziałam, że moja torebka zniknęła, ale jeszcze przez chwilę w nadziei obmacywałam ławkę i ziemię pod nią. To było irracjonalne, bo przecież wyraźnie poczułam, jak skórzany pasek wysuwa mi się spomiędzy palców, a potem słyszałam tupot butów na żwirowej alejce. Ktoś właśnie mnie obrabował!

Jak ja teraz wrócę do domu?!

Trudno powiedzieć, jak się poczułam. Przez głowę przewinęło mi się tysiąc myśli. Nie miałam przy sobie nic poza białą laską. Ani telefonu, ani portfela, ani dokumentów… Jęknęłam jednak dopiero, kiedy uświadomiłam sobie, że rabuś zabrał też moje klucze do mieszkania.

Zrobiło mi się słabo. Wstałam, próbując się nie zachwiać, i chwyciłam laskę mocniej niż zwykle. Nasłuchiwałam, czy ten zły człowiek nie wraca. Oczywiście nie miał po co, ale byłam wystraszona i poważnie zastanawiałam się, czy ktoś mnie za chwilę nie napadnie.

Idąc do bramy parkowej, czułam, że zaraz się rozpłaczę. Musiałam złapać autobus, a nie miałam biletu ani pieniędzy. Musiałam zgłosić kradzież na policję, a żeby to zrobić, musiałam mieć telefon. No i nie miałam jak wrócić do domu, bo moja siostra – jedyna osoba, której dałam zapasowy komplet kluczy – była u swojej teściowej. A co gorsza, nie znałam na pamięć jej numeru telefonu, bo zawsze po prostu rzucałam do swojego smartfona komendę głosową.

Po kilkunastu krokach zaczęłam już otwarcie płakać.

– Yyy… przepraszam? Proszę pani? – ktoś zrównał się ze mną na alejce. – Może pani jakoś pomóc?

Głos należał do młodego chłopaka. Miałam ochotę zmarszczyć brwi, ale się powstrzymałam.

Powiedziałam, że właśnie mnie okradziono i że w torebce miałam nie tylko pieniądze, ale też telefon i klucze.

– Może poszukamy tej torebki? – w głosie zabrzmiało wahanie. – Mogę pozaglądać do koszy na śmieci, jeśli pani chce.

Przyjęłam tę propozycję z ulgą. Wiele razy słyszałam, że tak właśnie robią złodzieje – zabierają tylko najcenniejsze rzeczy, a resztę po prostu wyrzucają.

Młody mężczyzna był wyraźnie skrępowany zarówno moją niepełnosprawnością, jak i łzami. Szedł powoli i co chwila informował, że widzi jakiś śmietnik i idzie go sprawdzić.

– Mam coś! – krzyknął po paru minutach. – To jakaś torebka. Taka skórzana!

Po chwili trzymałam w rękach moją własną torebkę. Drżącymi rękoma sięgnęłam do środka i wymacałam klucze, etui z dokumentami, masę drobiazgów i chusteczki. Portfela nie było.

– Jest jeszcze telefon – usłyszałam. – Leżał obok kosza.

To mnie zdziwiło. Mam jeden z nowszych modeli. Siostra mi go kupiła i zainstalowała całą masę aplikacji przydatnych ociemniałym.

– Dziękuję! – zawołałam. – Bardzo mi pan pomógł!

Obcy nic nie odpowiedział i mogłabym przysiąc, że wyczuwam jego zażenowanie. Może to był szelest towarzyszący jakiemuś ruchowi, może zmiana tempa oddychania.

– Proszę – mruknął. – Muszę już iść.

Po chwili usłyszałam, jak jego kroki stopniowo cichną. Obracałam telefon w dłoniach i zastanawiałam się, co zrobić. Przeszło mi przez myśl, by zadzwonić na policję. Ale co bym im powiedziała? Przecież zapach nie jest rysopisem.

Iwona jak zwykle panikowała

Ostatecznie zdecydowałam się po prostu wrócić do domu. Straciłam portfel i kilkanaście złotych, bo prawie zawsze płaciłam kartą. Czego po torebce ociemniałej kobiety spodziewał się złodziej? Miliona dolarów?

Po drodze rozmyślałam, jak to się stało, że zawrócił. Wiedziałam, że moim wybawcą była ta sama osoba, która mnie obrabowała kilkanaście minut wcześniej. Poznałam ten charakterystyczny zapach – jakiś silny dezodorant, żel do włosów, dym papierosowy. Zapachy są dla mnie jak obrazy, mam do nich pamięć. Iwona zawsze mówiła, że powinnam zostać „nosem”, czyli tworzyć perfumy.

Właśnie dlatego wiedziałam, że to był ten sam chłopak. Najpierw zaczaił się za mną i wyrwał mi torebkę, a potem z daleka musiał zauważyć moją białą laskę i opadły go wyrzuty sumienia.

Zadzwoniłam do siostry i o wszystkim jej opowiedziałam.

– Telefon też chciał zabrać. Nie leżał obok śmietnika. Był ciepły, kiedy mi go podawał, pewnie trzymał go w kieszeni.

Iwona wyrzuciła z siebie potok kwiecistych określeń na kogoś, kto wyrywa niewidomej kobiecie torebkę w parku.

– Nie możesz chodzić sama! – krzyknęła ze złością. – Przecież mogło się stać coś znacznie gorszego! Mógł cię uderzyć! Każdy może! Powinnaś wychodzić tylko w towarzystwie, porozmawiamy o tym,
jak wrócę.

Pozwoliłam jej się wygadać. Zawsze łatwo wpadała w panikę. Wyperswadowałam jej też noszenie telefonu i torebki na policję celem zdjęcia odcisków palców złodzieja. Za dużo kłopotu o te kilkanaście złotych łupu.

Mimo tej nieprzyjemnej sytuacji nie przestałam wychodzić sama z domu i nie zaczęłam się nagle bać. Owszem, mam większą świadomość, że jestem bardziej bezbronna i podatna na atak niż osoby widzące, ale tak naprawdę skradnięcie torebki z ławki mogło zdarzyć się każdemu. A czy każdy dostałby ją z powrotem od skruszonego złodzieja?

Kiedy powiedziałam to Iwonie, tylko prychnęła.

– Ty to zawsze widzisz szklankę do połowy pełną!

– No patrz, jestem ślepa, a faktycznie… widzę! – roześmiałam się.

Wiem na pewno: nie pozwolę, żeby jedno negatywne doświadczenie odebrało mi samodzielność i radość z życia. Skoro nie mogę mieć dobrego wzroku, to przynajmniej zostanę sobie optymistką i będę wierzyć, że ludzie jednak z gruntu nie są źli. Widzenie świata w czarnych barwach zostawiam innym. Ja i tak żyję w ciemności!

Czytaj także:
„Arek rozbudzał we mnie najgłębsze fantazje i pragnienia. Niemal się utopiłam w jego łobuzerskich oczach”
„Dla marynarza przeprowadziłam się na drugi koniec Polski. Miał dziewczynę w każdym porcie i żonę w domu”
„Chciałam harców na leśnej polanie, a nie starego grzyba w fotelu. No i stało się, mąż harcował, ale nie ze mną, tylko z Dianą”

Redakcja poleca

REKLAMA