„Mama wmawiała mi, że ma raka i potrzebuje kasy. Dla niej okradałem własnego dziadka”

wnuk, który okradał własnego dziadka fot. Adobe Stock, Ju PhotoStocker
„Zapożyczała się u lichwiarzy, ja też narobiłem sobie długów. Wszystko dlatego, że twierdziła, że potrzebuje pieniędzy na leczenie nowotworu. Tak naprawdę była zdrowa, ale przegrywała grube tysiące”.
/ 21.01.2022 07:13
wnuk, który okradał własnego dziadka fot. Adobe Stock, Ju PhotoStocker

Niejaki Roman Konieczny, zwany Kucykiem, wbrew swojej niewinnej ksywie, miał opinię niebezpiecznego gościa. Nosił związane z tyłu głowy rzadkie włosy, stąd przezwisko. Ten niby kucyk bardziej kojarzył się jednak z wyliniałym kocim ogonem. Nazwanie zresztą tego spotkania rozmową byłoby sporym nadużyciem.

– Masz? – spytał Konieczny.
– Mam – odparł nieco niepewnym głosem Szymon.

Przekazał Kucykowi jakąś kopertę, a ten zajrzał do środka i bez słowa wypłacił mu policzek. Odruchowo chciałem wyskoczyć z samochodu, żeby zainterweniować, ale w porę sobie przypomniałem, że nie jestem tutaj jako ochrona młodego człowieka, mam tylko ustalić pewne fakty. Oczywiście gdyby Konieczny zaczął konkretnie tłuc Szymona, musiałbym zareagować, ale on dał mu tylko jeszcze w ucho i coś powiedział. Nie musiałem nawet używać mikrofonu kierunkowego, żeby się domyślić, iż bandzior nie jest zadowolony z zawartości koperty.

– Przecież jest tyle, ile chciałeś! – powiedział Szymon.
– Nie rób sobie jaj! – warknął gangus. – Spóźniłeś się tydzień, czyli brakuje odsetek. A wiesz, ile naliczam za dzień zwłoki?

Chłopak przełknął tylko ślinę.

– Dziesięć procent od wartości całego kapitału – poinformował go Kucyk. – Oczywiście codziennie doliczam do sumy jeszcze odsetki do długu. Czyli ile jesteś mi winien?

Szymon milczał przez chwilę.

– Jezu – jęknął. – Przecież to prawie drugie tyle.
– No właśnie! – zarechotał Konieczny. – Za tydzień chcę widzieć resztę długu. A jak się znowu spóźnisz, będziemy liczyć dalej.
– Tak nie można! – krzyknął Szymon. – Przecież oddałem...
– Dobry zwyczaj nie pożyczaj! – prychnął bandzior. – Bracia Rosjanie mają takie powiedzenie, że pożyczasz cudze, ale oddać musisz swoje.

Pomyślałem, że to bardzo mądre powiedzenie.

Na tym mądrości Kucyka się skończyły

Spoważniał, chwycił Szymona za bluzę i przyciągnął go do siebie.

– Przynieś lepiej forsę – wycedził.
Ale dziadek w końcu się połapie, że to ja go skubię. Już zabezpieczył konta...
– Zgadnij, co mnie to obchodzi – Kucyk nie zamierzał słuchać tłumaczeń. – Forsa ma być, a jak nie, dojedziemy wreszcie twoją mamusię. Ale tak na maksa.

Chłopak stał z zaciśniętymi pięściami, ale nie rzucił się na starszego i silniejszego mężczyznę.

– Przyniosę – powiedział. – Ale potem się odpieprzysz od mamy!
– Najpierw dług – odpowiedział Kucyk, po czym odwrócił się i odszedł.

Pan Eugeniusz pojawił się w moim biurze akurat w chwili, kiedy miałem sporo pracy.

– Jeśli nie ma pan nic przeciwko, dam namiary na kolegę, który będzie się mógł należycie zająć sprawą – zaproponowałem na samym początku, zanim w ogóle dowiedziałem się, o co chodzi.

Starszy pan potrząsnął głową.

– Zależy mi właśnie na panu – powiedział stanowczo. – Słyszałem, że jest pan nie tylko skuteczny, ale przede wszystkim dyskretny.
– W miarę możliwości – zastrzegłem. – Jeśli mam jednak do czynienia z przestępstwem, zawiadamiam organy ścigania. Zazwyczaj – dodałem ciszej, bo przypomniałem sobie parę spraw, kiedy jakoś nie wyłaziłem ze skóry, aby ułatwić odnalezienie i ukaranie sprawców.
– Bardzo dobrze – stwierdził z zadowoleniem pan Eugeniusz. – Nie zamierzam ukrywać przestępcy, niezależnie od tego, kim jest.

Zaintrygował mnie. Wprawdzie nie miałem pojęcia, gdzie wcisnę tę sprawę, ale mężczyzna zrobił na mnie wrażenie. Wyglądał jak sarmata, z sumiastym, zawiniętym wąsem i bujną, siwą czupryną. Gdyby przyszedł w kontuszu i przy szabli, wcale bym się nie zdziwił. A jednocześnie był niesamowicie sympatyczny, a jego oczy lśniły inteligencją.

– Niech pan mówi – poprosiłem. – Zapoznam się ze sprawą, ale nie obiecuję, że ją wezmę. Trafił pan na gorący okres. Dwa miesiące temu w rękę bym pana pocałował, że mam co robić...
– Wiem, jak to jest – roześmiał się. – Sam całe życie byłem tak zwaną prywatną inicjatywą. Raz na wozie, raz pod wozem. Ale ogólnie do przodu.

Spodobał mi się ten człowiek

Postanowiłem, że choćbym miał się rozdwoić, postaram się mu pomóc. Usłyszałem historię niezbyt oryginalną. Ktoś go okradał. Nietypowy jednak był sposób tego procederu. Ginęły mu pieniądze z dwóch kont, ale w taki sposób, że przez dłuższy czas tego nie zauważał.

– Ten, kto mnie skubał, robił to w białych rękawiczkach, jeśli tak można to nazwać – mówił przyszły klient. – Jedno konto jest firmy, drugie niby moje. Niby, bo nie traktuję ich zupełnie rozdzielnie. Dlatego jakieś niezbyt duże transfery nigdy nie budziły mojej czujności. Dopiero kiedy spostrzegłem, że mam ujemne saldo transakcji, zacząłem to dokładniej śledzić.
– Duży ma pan debet? – spytałem.
– Nie o to chodzi. – Machnął ręką. – Źle się wyraziłem. Nie mam debetu, ale bilanse przestały się zgadzać. Kiedy robi pan dobry interes i spodziewa się takiego czy innego zysku, a on okazuje się mniejszy, musi się pan zastanowić, czy wszystko jest w porządku. Stracić można zawsze, ale wtedy wiadomo, że się przegrało. A ja w papierach zarabiam więcej, a na kontach mam mniej. W skali obrotów firmy to nie są ogromne sumy, ale w skali bezpośrednich strat – całkiem pokaźne.

To było dla mnie dość skomplikowane, ale co nieco zrozumiałem. Ktoś dokonywał różnych przelewów między kontami tak, żeby ich właściciel jak najpóźniej zorientował się, że coś się dzieje.

– Ale pan się już chyba zabezpieczył? – zapytałem.
– Oczywiście – potwierdził. – Ale zyskałem tylko tyle, że zaczęły mi ostatnio ginąć z domu różne cenne drobiazgi.
– Cenne drobiazgi? – zdziwiłem się. – Z tego, co pan mówił, rzecz wyglądała na działanie jakiegoś hakera.
– To prawda – zgodził się. – Ale teraz wygląda na to, że skoro haker stracił dojście do moich kont, zaczął wyprowadzać z domu kosztowności.

Spojrzałem na niego ze zmarszczonymi brwiami.

– Rozumiem, że podejrzewa pan kogoś z rodziny – powiedziałem.
– Owszem – potwierdził. – Wnuczka. Mam wprawdzie dwóch, ale jeden mieszka w Hiszpanii i odwiedza Polskę raz do roku. W grę wchodzi więc tylko Szymon, syn mojej córki. I to mnie bardzo dziwi.
– Dlaczego? – pytanie samo się narzucało.
– Bo miałem go za dobrego chłopaka – odpowiedział pan Eugeniusz. – Bywał pogubiony, jak to dzieciak z rozbitego małżeństwa, ale żeby wyciągał rękę po cudze... I dlaczego? Chciałbym, żeby pan to sprawdził.

Nazajutrz po rozmowie Szymona z Kucykiem spotkałem się z klientem.

– Chyba nie mam dla pana dobrych wiadomości – powiedziałem.
– Jestem na to przygotowany – odrzekł ze smutkiem. – Wnuk mnie okrada?

Opowiedziałem mu o zajściu

Słuchał z zaciśniętymi ustami, a kiedy powtórzyłem, jak Konieczny groził jego córce, zbladł tak bardzo, że zapytałem, czy chce wody. Pokręcił przecząco głową i sięgnął do kieszeni.

– Nitrogliceryna – wyjaśnił, wyjmując z pudełeczka pigułkę i władając ją pod język.

Odczekałem spokojnie kilka minut, zanim zadałem pytanie:

– Co pan chce z tym zrobić?
– A co pan by zrobił na moim miejscu?
– Porozmawiałbym z córką i chłopcem.

Znów pokręcił głową.

– Bardziej chciałbym się dowiedzieć, o co w tym wszystkim chodzi. Dlaczego Szymek mnie okrada? Co tam się dzieje w ich domu?

Dopiero teraz wypytałem go o stosunki rodzinne. Okazało się, że córka już dawno zerwała z nim kontakt. Przeszło dwadzieścia lat wcześniej wyszła za człowieka, który bardzo się nie podobał panu Eugeniuszowi.

– To był taki, wie pan, chłopak z miasta, jak to mówią. Ankę zawsze ciągnęło do złego towarzystwa, były z nią kłopoty, ale po śmierci matki już całkiem się rozbisurmaniła. Błagałem ją, żeby nie brała sobie tego strupa na głowę, ale oczywiście mnie nie słuchała. Potem się okazało, że wciągnął ją w narkotyki i hazard...

Historia była rzeczywiście smutna

Dopiero po ośmiu latach kobieta zdecydowała się rozwieść. A przez ten czas urodził się Szymon. Ojciec się nim w ogóle nie interesował, z czego mój klient był zresztą zadowolony. Posłał córkę na odwyk, przeszła terapię dla uzależnionych od hazardu. Ale życie nie wróciło całkiem do normy. Anna miała o coś do pana Eugeniusza pretensje, nie chciał za bardzo o tym mówić. W każdym razie przestali rozmawiać. Tylko wnuk utrzymywał z nim kontakty i pomagał starszemu panu.

– Myślałem nawet, że będę miał komu zostawić majątek i interesy – westchnął klient. – Ale wygląda na to, że trafił mi się potomek przestępca. Widocznie wylazły ojcowskie geny.
– No dobrze – przeszedłem do konkluzji. – To co robimy?
– Może zrobić tak, żeby złapać chłopaka na gorącym uczynku? Wtedy łatwiej wydobędziemy od niego prawdę.
– Możemy wykorzystać, że to właśnie on najpewniej wynosi rzeczy z pana domu.
– Właśnie. Chcę mu spojrzeć w oczy, kiedy będzie wszystko jasne.
– A ten jego ojciec? Gdzie mieszka? Może się skontaktował z synem i taki jest efekt?
– Wątpię – odparł pan Eugeniusz. – Pewnie jest w mieście, oczywiście jeśli nie siedzi. Nazywa się Arkadiusz Kosecki.
– Arkadiusz „Kosa” Kosecki? – spytałem ze zdumieniem.
– Tak, wołali na niego Kosa. Zna go pan? – Klient spojrzał na mnie z uwagą.
– Miałem wątpliwą przyjemność wsadzić go za kraty, kiedy pracowałem w policji – wyjaśniłem. – No to faktycznie pana córka zadała się z ciemnym typem.
– Co pan proponuje? – spytał starszy pan.
– Opracujemy strategię. Ale najpierw jeszcze się trochę rozejrzę.

Koseckiego znalazłem bez trudu, wystarczyło popytać. Na szczęście akurat nie siedział, więc nie musiałem załatwiać formalności związanych z widzeniem i jeździć do jakiegoś zakładu karnego. Poznał mnie i skrzywił się paskudnie.

– Jestem czysty – oznajmił. – Jak chce mnie pan zapudłować, to informuję, że nie ma za co.
– Nie pracuję już w policji – odpowiedziałem i pokazałem mu licencję. – Jestem prywatnym psem.
– To już lepiej – burknął. – Czego pan chce?
– Zadać tylko kilka pytań. Nie, nie chcę cię skłaniać do donoszenia! – zastrzegłem się, widząc jego minę. – Chcę zapytać o twoją byłą żonę, Annę.

Skrzywił się jeszcze bardziej.

– A co ta cholera wymyśliła? Nie widziałem jej z dziesięć lat. Od rozwodu.
– Jak to z wami było? – zapytałem. – Bo podobno wciągnąłeś ją w narkotyki i hazard.

Roześmiał się gorzko, potrząsnął głową.

– Panie komisarzu, znaczy były komisarzu, wie pan doskonale, że nie byłem nigdy bukietem fiołków. Co do prochów, nie będę zaprzeczał, brałem i teraz czasem jeszcze coś wciągnę. Ale hazard? W życiu się w to nie bawiłem.
– Tak mi się właśnie wydawało – odparłem. – Nie pamiętam cię z takich spraw…

Jego wersja różniła się diametralnie od tej, którą usłyszałem od klienta. Jeśli chodzi o narkotyki, Kosa twierdził, że kiedy poznał przyszłą żonę, ona już brała. Ale, co najważniejsze, nie on ją wciągnął w hazard. Sama poszła w tę stronę.

– Panie, to był koszmar – opowiadał. – Wszystkie pieniądze wynosiła z domu, a potem też rzeczy. Tłukłem ją i zamykałem na klucz, ale nie szło cholery upilnować. I to ja się z nią rozwiodłem, a nie ona ze mną. Z zemsty zabroniła mi się widywać z synem. Ale mnie, prawdę powiem, i tak średnio na tym zależało.

Nie miałem powodu mu nie wierzyć.

– Ja się sprułem jak na spowiedzi – powiedział po chwili milczenia. – Powie mi pan, po co to przesłuchanie?

Opowiedziałem mu całą sprawę ze szczegółami. Uznałem, że ma prawo wiedzieć. Kiedy skończyłem, gwizdnął przez zęby.

– U Kuca się szczeniak zadłużył? Kurde mol, mógł trafić lepiej. Tylko po co?

Nic nie mówiłem, ale chyba zaczynałem się domyślać, o co może chodzić.

– Spróbuję się od niego dowiedzieć – westchnąłem. – Ale wątpię, czy będzie ze mną rozmawiał. Nie widzę jednak...
– Ze mną będzie – przerwał mi Kosecki. – Pójdę do niego. Cholera, chodzi w końcu o mojego syna! Przy okazji powiem mu, żeby się nie wydurniał z tymi odsetkami.
– Dasz znać? – Podałem mu wizytówkę.
– Jasne, panie były komisarzu. Przecież ja tego wszystkiego potem sam nie załatwię.

Przyłapanie Szymona na gorącym uczynku okazało się całkiem proste. Wystarczyło, że podczas wizyty wnuka dziadek wspomniał mimochodem, że nazajutrz nie będzie go w domu.

Podejrzewaliśmy, że chłopak dorobił sobie klucze

Pan Eugeniusz rzeczywiście wyszedł, na wypadek, gdyby wnuk obserwował budynek, a ja zaczaiłem się na piętrze. Nie minęło pięć minut, jak na dole rozległ się szczęk zamków, a potem kroki. Nie skradanie się, tylko normalne kroki. No tak, przecież Szymon nie miał powodu zachowywać ostrożności. Słyszałem, jak chodzi po parterze, coś otwiera, przesuwa, a potem zaskrzypiały drewniane schody.

Czekałem w łazience, bo tutaj chłopak nie miał czego szukać. Otworzyły się jedne drzwi, potem drugie i trzecie. Wyszedłem z łazienki, stanąłem na korytarzu. Młody złodziej właśnie buszował w nieużywanej od dawna sypialni, jako że pan Eugeniusz sypiał na dole. Kiedy Szymon wyszedł i mnie zobaczył, w pierwszej chwili zamarł, a potem upuścił na podłogę torbę z łupem i rzucił się na mnie. Szanse miał mniejsze niż ostatnia porcja lodów na zabawie dziecięcej i już po chwili leżał z rękami skutymi z tyłu.

– Puść mnie! – ciskał się jeszcze jak ryba wyciągnięta na brzeg. – Kim jesteś, gnoju?!

Podsunąłem mu pod nos licencję.

Wynajął mnie twój dziadek, bo czuł się okradany. A ja widzę, że dzisiaj postanowiłeś zgarnąć, ile się da. – Trąciłem nogą porzuconą torbę, a potem zajrzałem do środka. – O, zdjąłeś ze ściany nawet te japońskie miniaturki? Taki komplet może być sporo wart.
– Puść mnie! Muszę mieć pieniądze, a dziadek pozmieniał hasła!
– Jeszcze ich nie zdążyłeś złamać? – udałem zdziwienie. – A przecież z ciebie podobno jest całkiem niezły haker.

Nie odpowiedział, ale przynajmniej przestał się rzucać, leżał z policzkiem wtulonym w dywan. Pomogłem mu usiąść, wyjąłem telefon i zadzwoniłem do klienta.

– Może pan wracać, panie Eugeniuszu. Tak, mam tego ptaszka. A ty – zwróciłem się do Szymona – będziesz musiał dziadkowi to i owo wyjaśnić.
– Nie mam co wyjaśniać! Sam na forsie śpi, a ja muszę kraść, żebyśmy mieli co do garnka włożyć i na lekarzy... – zaczął, ale umilkł, bo przerwałem mu niecierpliwym gestem.
– Przestań. Zupełnie nie o to chodzi. Ty też powinieneś się chyba o czymś dowiedzieć.

Kilkanaście minut później siedzieliśmy w dużej kuchni. Szymon rozcierał nadgarstki, bo podczas bezsensownej szamotaniny bransoletki wbiły mu się w skórę.

– A zatem Anna wróciła do hazardu – wymamrotał pan Eugeniusz.
– Wróciła – potwierdziłem.
– Nic nie wiecie! – zaprotestował chłopak. – Mama musiała te pieniądze pożyczać na leczenie!

Spojrzeliśmy po sobie z klientem. Trzeba powiedzieć, że jego córka bardzo skutecznie zindoktrynowała syna. Szymon uwierzył, że matka choruje na raka i potrzeba pieniędzy na leki, dlatego wpadli w długi. Przeraził się pewnego dnia, kiedy Anna wróciła do domu pobita. Powiedziała mu, że dopadli ją ludzie człowieka, od którego pożyczyła.

– Posłuchaj – powiedziałem. – Rozmawiałem z twoim ojcem...
– Ja nie mam ojca! Ten człowiek nas porzucił dawno…
– Nie o tym teraz mowa! – fuknąłem na niego. – Rozmawiałem z twoim ojcem, a on poszedł do Kucyka wyjaśnić sprawę. W tej chwili trzeba oddać lichwiarzowi tylko to, co matka pożyczyła dwa dni temu...
– Jak to dwa dni temu? – jęknął. – Miała już więcej tego nie robić!
– Ona jest chora, ale uzależniona od hazardu, a nie na raka, musi to do ciebie dotrzeć – wtrącił się pan Eugeniusz. – Myślałem, że z tego wyszła, ale pan Marek ustalił, że kilka miesięcy temu znowu zaczęła grać.
– Jezu... – jęknął chłopak. – Nie wierzę...
– W każdym razie twój ojciec pogadał z Kucykiem i przekonał go, żeby odpuścił ci te durne odsetki. Jak to zrobił, nie pytaj, bo ja też nie wnikałem.

Kosa zadzwonił do mnie dwa dni wcześniej i opowiedział, co wydobył od dawnego znajomego. Konieczny doskonale zdawał sobie sprawę z tego, na co pożycza pieniądze córce mojego klienta.

– Wiem, że chciałeś pomóc mamie – powiedziałem po chwili milczenia. – Ale okradanie dziadka to był kiepski pomysł.
– Nie mogłeś mi powiedzieć, o co chodzi? – Starszy pan załamał ręce.
– Przecież byś mi nie dał! Tak mówiła mama!
– Okłamała cię, żebym nie zaczął się interesować, na co naprawdę potrzebuje kasy – odparł pan Eugeniusz.
– Swoją drogą, chłopcze – powiedziałem – wychodzi na to, że doskonale sobie radzisz z informatyką oraz sprawami finansowymi. Nie jest łatwo manipulować środkami na kontach tak, żeby zainteresowany się nie zorientował. Powinieneś rozwijać swoje zdolności.
– Ale nie jako przestępca! – dodał pan Eugeniusz. – Ten ostatni dług Anki spłacę. Ale ona musi się wziąć w garść!

Zapanowała cisza. To, co było najważniejsze do powiedzenia, zostało już powiedziane. Teraz klienta, jego córkę i wnuka czekała trudna, lecz niewątpliwie konieczna rozmowa. Na szczęście już bez mojego udziału. 

Czytaj także:
Po 20 latach wróciłam z zagranicy, żeby opiekować się mamą. Ona nie pamiętała nawet swojego imienia
Mąż mojej siostry to tyran. Wyrzucił córkę z domu, bo nastolatka w ciąży to plama na honorze notariusza
Mama zawsze wolała moją siostrę. Nawet gdy zaszła w ciążę w liceum, mama kłuła mnie w oczy tym, że już ma rodzinę

Redakcja poleca

REKLAMA