„Kiedy skończyłam 30 lat, matka zaczęła nazywać mnie starą panną i z okrutną satysfakcją powtarzać, że nikt mnie nie chce”

kobieta, której matka zawsze faworyzowała jej młodszą siostrę fot. Adobe Stock, ARMMYPICCA
„– Spójrz na siostrę. Ona potrafi radzić sobie w życiu. Ma 18 lat i już założyła własną rodzinę. A ty? Starsza jesteś, a nawet chłopaka nigdy nie miałaś”.
/ 14.10.2021 10:27
kobieta, której matka zawsze faworyzowała jej młodszą siostrę fot. Adobe Stock, ARMMYPICCA

Nie wiem dlaczego mama zawsze faworyzowała Weronikę. Wiele razy, płacząc w poduszkę, zastanawiałam się nad tym, w czym jestem od niej gorsza. I nie mogłam niczego znaleźć! Wręcz przeciwnie, wychodziło mi na to, że ja zawsze byłam grzeczniejsza... Moja młodsza siostra już jako dziecko sprawiała wiele kłopotów wychowawczych, a okres nastoletni przebiegał u niej wyjątkowo buntowniczo. Podczas, gdy ja spokojnie siedziałam w domu, ucząc się, ona biegała po imprezach i flirtowała z kim popadnie.

Efekt był taki, że jeszcze zanim skończyła szkołę, zaszła w ciążę, a zaraz po maturze wyszła za mąż i opuściła rodzinny dom. Mama jednak wcale nie ubolewała z tego powodu. Była z niej dumna!

– Spójrz na siostrę Gosiu – mówiła. – Ona potrafi radzić sobie w życiu. Ma 18 lat i już założyła własną rodzinę. A ty? Starsza jesteś, a nawet chłopaka nigdy nie miałaś.

Często dokuczała mi w ten sposób

Moja matka była surową osobą. Prowadziła dom tak, jakby członkowie rodziny byli żołnierzami, a ona ich dowódcą. Tylko Weronikę traktowała ulgowo. Ojciec nie angażował się specjalnie w sprawy rodziny. Mama często narzekała, że nie ma z niego żadnego pożytku. Myślę, że z powodu ciągłego powtarzania przez nią tych słów, zaczął w końcu w nie wierzyć, przez co wycofał się jeszcze bardziej.

Wydawałoby się, że kiedy Weronika wyprowadzi się na swoje, to ja zajmę w sercu matki miejsce ukochanej córeczki. Tak się jednak nie stało. Była wciąż bardzo nieprzyjemna tak, jakby moją winą było, że jej młodsza córcia tak szybko wyfrunęła z rodzinnego gniazda. Podjęłam więc decyzję, że muszę zrobić to samo. Znalazłam mieszkanie na drugim końcu miasta i oświadczyłam rodzicom:

– Wyprowadzam się.

Mama była szczerze oburzona.

– Jak to?! I będziesz mieszkać sama, niczym jakaś rozwiązła kobieta?
– Nie rozumiem mamo – odpowiedziałam. – Przecież kiedy Weronika wychodziła za mąż, byłaś zadowolona!
– Ale ty nie wychodzisz za mąż! Ty po prostu uciekasz od nas, jakbyśmy jakąś krzywdę ci wyrządzali. Jesteś niewdzięczna!

Tyle usłyszałam na „do widzenia”

Myślę, że matka tak protestowała, kiedy wyprowadzałam się z domu, bo teraz jedyną osobą, którą mogła dzień i noc strofować, pozostał ojciec. Próbowałam ułożyć sobie własne życie. Chciałam mieć męża i dzieci. Spotykałam się nawet przez jakiś czas z pewnym mężczyzną, ale nic z tego nie wyszło.

Kiedy skończyłam trzydzieści lat, matka zaczęła nazywać mnie starą panną i z okrutną satysfakcją powtarzać, że nikt mnie nie chce. Mój kontakt z siostrą nigdy nie był dobry, a w tamtym okresie wszystko popsuło się jeszcze bardziej. Razem z mężem wyprawiali często przyjęcia, ale mnie nigdy nie zapraszali. Kiedyś jej to wypomniałam, ale ona wzruszyła tylko ramionami:

– Wiesz przecież, że nasi znajomi to same pary. Tylko dołowałabyś się na takiej imprezie – oznajmiła.

Aż w końcu nadszedł smutny dzień- dzień, w którym dowiedziałam się o śmierci ojca. Nigdy nie czułam się z nim mocno związana, a jednak przepłakałam wiele godzin, zanim zebrałam się w sobie i rozpoczęłam wraz z matką przygotowania do pogrzebu. Irytowało mnie strasznie, że Weronika zupełnie nie interesuje się tym, żeby jakoś nam pomóc.

– Ja mam własną rodzinę i dzieci – powiedziała tylko. – Nie mam czasu się wszystkim zajmować. Ty jesteś samotna, więc możesz pomóc mamie.

Tak też zrobiłam. Pomagałam jej we wszystkim także po pogrzebie taty. Jego śmierć totalnie ją załamała. Przez pewien krótki czas jakoś się trzymała, ale później było już tylko gorzej i gorzej.

Po śmierci ojca mama potrzebowała opieki

Mama stała się jeszcze bardziej opryskliwa, a ponieważ miała już swoje lata, jej umysł zaczął szwankować. Pierwszy raz zorientowałam się, że coś jest nie tak, mniej więcej rok po śmierci taty. Wracając z pracy wybrałam się do supermarketu i przyniosłam jej zakupy na cały tydzień. Przywitała mnie słowami:

– Gdzie się włóczysz cały dzień? Uczyć się powinnaś, a nie gdzieś latać!
– Przyniosłam zakupy, mamo – powiedziałam, ignorując fakt, że odezwała się do mnie, jakbym była nastolatką. Spojrzała na kupione przeze mnie rzeczy, po czym zbeształa mnie:
– Pomidory?! Wiesz przecież, że ojciec jest na nie uczulony!
– Mamo… – spojrzałam na nią zaniepokojona.
– Nie pozwolę ci więcej robić zakupów, bo tylko marnujesz moje ciężko zarobione pieniądze.

Takie sytuacje zaczęły powtarzać się coraz częściej. Mama z dnia na dzień traciła kontakt z rzeczywistością. Żyła wspomnieniami i zapominała o teraźniejszości tak, jakby czas się dla niej zatrzymał. Wkrótce musiałam przejąć płacenie rachunków oraz wiele innych obowiązków, z którymi przestała dawać sobie radę, albo po prostu o nich nie pamiętała.

Denerwowało mnie, że wcale mi nie pomagała

Wszystkim musiałam zajmować się sama. Weronika jak zwykle miała „swoje własne problemy”.

– Może zainteresowałabyś się trochę matką? – wyrzucałam jej. – Wszystko jest na mojej głowie!

Ale ona wykręcała się „własną rodziną” i „własnymi sprawami” tak, jakbym ja nie miała własnych spraw tylko dlatego, że nie mam męża i dzieci. Jej obojętność wobec problemów, z którymi sama musiałam się borykać, denerwowała mnie tym bardziej, że matka nieodmiennie krytykowała wszystko, co robię, jednocześnie chwaląc moją siostrę, która nie raczyła jej nawet odwiedzać. Pewnego dnia mama pośliznęła się na lodzie i złamała nogę. Musiałam zawieźć ją do szpitala. Jakież było moje zdziwienie, kiedy po skończonym badaniu lekarz wziął mnie na stronę i powiedział:

– Nie chciałbym o nic przedwcześnie oskarżać, ale pani matka twierdzi, że została przez panią pobita.

Osłupiałam. Wytłumaczyłam lekarzowi, jak wygląda sytuacja z mamą, że od śmierci ojca żyje we własnym świecie i jej stan coraz bardziej się pogarsza. Lekarz widział zachowanie mamy w szpitalu. Zrozumiał i wyraził głębokie współczucie. Obcy człowiek! Co innego rodzona siostra...

Weronika zadzwoniła do mnie z pretensjami jeszcze tego samego wieczora, atakując mnie i wrzeszcząc w słuchawkę, że jestem wyrodną córką, która katuje własną matkę. Nie chciała słuchać żadnych wyjaśnień. Od tej chwili przestałyśmy się do siebie odzywać. Nie zmieniła tego nawet śmierć mamy, która nastąpiła dwa lata później. Zamieniłyśmy zaledwie kilka oschłych zdań przez telefon, w celu omówienia formalności związanych z pogrzebem.

Po wszystkim ona poszła w swoją stronę, ja w swoją. Nie potrafiłam wybaczyć jej tego, jak mnie potraktowała w dniu wypadku matki, ani tego, że przez te wszystkie lata nie pomagała mi, a także tego, że jej ułożyło się w życiu lepiej, choć wcale na to nie zasługiwała. Dziś jednak myślę, że największy żal miałam do niej o to, że mama kochała ją bardziej, niż mnie. I tak nasz kontakt urwał się na wiele lat.

Któregoś dnia zadzwonił do mnie mąż Weroniki, Jarek z wiadomością, że moja siostra jest ciężko chora i leży w szpitalu.

Pierwszy raz poczułam, że mam siostrę

Kilka lat temu wykryto u niej raka – powiedział. – Jest po trzech chemioterapiach, ale nie jest lepiej. Chce się z tobą widzieć.

Z początku wahałam się, czy do niej pojechać. Przypomniały mi się wszystkie złe chwile i wróciły urazy, które nosiłam w sercu. Jednak w końcu była moją siostrą. Włożyłam więc płaszcz, w kwiaciarni na rogu kupiłam kwiatek i ruszyłam do szpitala. Weronika wyglądała okropnie. Miała bladą, matową cerę, podkrążone oczy i nieprzytomne spojrzenie. Uśmiechnęła się na mój widok.

– Dziękuję, że przyszłaś – powiedziała słabym głosem.

Spędziłam przy jej łóżku kilka godzin. Pierwszy raz w życiu rozmawiałyśmy wtedy, jak prawdziwe siostry. O naszym życiu, o pracy, o codzienności i najróżniejszych mało istotnych rzeczach. Nie była to ckliwa rozmowa, jak w filmach. Nie poruszyłyśmy tematu mamy, ani tego, co rzeczywiście nas poróżniło. Szczerze mówiąc, nie usłyszałam słowa „przepraszam”. Sama też go nie użyłam. Gdy teraz o tym myślę, wiem, że jej przeprosinami był fakt, że chciała mnie wtedy zobaczyć, moimi zaś to, że odpowiedziałam na jej wezwanie.

Niedługo potem umarła. Jakkolwiek byłoby między nami cieszę się, że choć ten jeden raz rozmawiałyśmy ze sobą długo i serdecznie, jak przyjaciółki, którymi, niestety, nigdy nie byłyśmy.

Czytaj także:
Moje przyjaciółki gadają tylko o wnukach. Mam tego dość
Zostałam kochanką szefowej. Bez tego nie zrobiłabym kariery
Po trzech rozwodach miałem dość kobiet. Skupiłem się na córce

Redakcja poleca

REKLAMA