Nigdy nie lubiłam swojego szwagra tyrana. Prowadził kancelarię notarialną i dobrze zarabiał, moja siostra od zawsze żyła na wysokim poziomie materialnym. Co z tego, skoro mąż traktował ją jak gosposię, a ich dzieci bardziej tresował niż wychowywał. Ale tylko ja miałam odwagę powiedzieć mu to w oczy. Dlatego nie znosiliśmy się z wzajemnością, szwagier uważał mnie za zgorzkniałą, samotną babę, z którą mąż nie mógł wytrzymać, a nikt inny nie chciał. W dodatku bez porządnego wykształcenia i zawodu, co nie omieszkał często podkreślać, bo cóż znaczyła właścicielka niewielkiej kwiaciarni po kursach florystycznych w porównaniu do pana notariusza.
Często pytałam siostrę, jak może z kimś takim wytrzymać, ale patrzyła tylko na mnie ze smutkiem i twierdziła, że Wojciech jest ojcem jej dzieci, zapewnia całej rodzinie dostatnie życie, a poza tym ona bardzo go kocha. Nie byłam pewna, czy ten argument z miłością jest prawdziwy, ale cóż, skoro tak właśnie chciała żyć, ja nie miałam nic do powiedzenia.
Bomba wybuchła kilka miesięcy przed maturą Kasi
Ta dobrze wychowana dziewczynka, posłuszna córka i wzorowa uczennica, a przede wszystkim ukochana córeczka tatusia oznajmiła rodzicom, że spodziewa się dziecka. Szwagier o mało nie dostał zawału, a jak go odblokowało, zaczął wyzywać córkę od dziwek. Wrzeszczał, że tego gnoja, który zrobił jej dziecko własnoręcznie wykastruje, po czym zażądał od córki natychmiastowego podania personaliów winowajcy. Kasia jednak uparcie milczała.
– Natychmiast marsz do pokoju – wrzasnął – i nie wyjdziesz stamtąd, dopóki nie dowiem się, kto jest ojcem tego bękarta.
– To nie jest żaden bękart, tylko twój wnuk albo wnuczka – szepnęła Kasia.
– Powiedziałem, natychmiast do pokoju!
Całą tę awanturę ze szczegółami opowiedziała mi następnego dnia siostra. Przybiegła z płaczem z samego rana do kwiaciarni. Wysłuchałam jej bez słowa i na pytanie: „I co ja mam teraz zrobić?” – odpowiedziałam pytaniem, które wydawało mi się w tym momencie najważniejsze:
– A co z Kasią?
Barbara spojrzała na mnie zdziwiona.
– A co ma być? Siedzi w swoim pokoju. Zaparła się i nic nie chce powiedzieć.
– Baśka, to jest młodziutka dziewczyna, prawie dziecko, jej się świat zawalił. Potrzebuje czasu, a na pewno waszego wsparcia. Nie wrzasków Wojtka – dodałam cicho.
– To może mam ją pogłaskać po główce? Pochwalić?! – zdenerwowała się siostra.
– Pleciesz. Pochwalić nie, ale obiecać pomoc. Żeby wiedziała, że nie jest sama.
– Łatwo ci mówić, bo to nie twoja córka. Zresztą, co ty możesz wiedzieć o wychowywaniu dzieci.
Fakt, niewiele, bo swoich nie miałam. Baśka jednak wiedziała, że to dla mnie trudny temat i nie powinna tak mówić. Właśnie po drugim poronieniu, kiedy lekarze stwierdzili zgodnie, że niestety nie będę mogła być matką, posypało się moje małżeństwo. Edward, mój kochający dotąd mąż, bardzo szybko znalazł sobie kobietę, która te dzieci mogła mu dać.
– Masz rację, nic nie wiem o wychowywaniu dzieci – zgodziłam się z siostrą.
– Przepraszam – mruknęła pod nosem.
Wieczorem zadzwoniłam do Kasi. Sądziłam, że potrzebuje wsparcia, rozmowy, chociażby kilku ciepłych słów. Niestety, moja siostrzenica nie odbierała telefonu, abonent był cały czas poza zasięgiem.
– Barbara, dlaczego Kasia nie odbiera telefonu? – zadzwoniłam do siostry. – Chciałabym z nią porozmawiać.
– Wojtek zabrał jej komórkę.
– Zwariowaliście? – zdenerwowałam się. – Tylko nie mów, że trzymacie ją zamkniętą w pokoju, bez kontaktu ze światem…
– Wojtek powiedział, że nie wypuści jej z domu dopóki nie powie, kto jest ojcem.
– Jednak zwariował! – nie wytrzymałam. – I ty na to pozwalasz?!
– Mamy prawo wiedzieć – upierała się.
– Przede wszystkim nie macie prawa trzymać jej w domu. Przecież ona musi chodzić do szkoły. Poza tym jest dorosła.
– Nie wtrącaj się, Wojtek wie co robi.
– Chyba jednak nie! – stwierdziłam ze złością i rozłączyłam się. Miałam dość głupich dyskusji.
Postanowiłam, że nazajutrz pójdę do siostry i spróbuję spotkać się z Kasią. Kazali mi się nie wtrącać, ale chyba Baśka mnie wpuści. Niestety, następnego dnia w kwiaciarni pękła rura, woda płynęła strumieniem, musiałam ratować meble, kwiaty i całe wyposażenie. Potem wzywać hydraulików, a jeszcze kolejnego dnia sprzątać, myć, szorować i układać. Minęło kilka dni, zanim zapukałam do domu mojej siostry. Specjalnie wybrałam się przed południem, żeby Wojciecha nie było w domu. Barbara otworzyła mi cała zapłakana.
– Kasia się wyprowadziła – wyszlochała.
Gapiłam się na nią jak głupia.
– Jak to się wyprowadziła? Dokąd?
Długo musiałam naciskać na siostrę, zanim mi wszystko powiedziała.
– Jak mogłaś na to pozwolić? – wykrztusiłam w końcu.
– Na co pozwolić? Przecież nikt jej nie wyganiał, mogła zostać.
– Baśka, jak rany, czy ty sama siebie słyszysz?! – prawie już nie panowałam nad sobą – przecież ten twój cudowny mężuś powiedział, że albo się podporządkuje, albo ma się wynosić. Jak mógł? Jest jej ojcem? Na litość boską, a ty jesteś matką! Zapomniałaś już o tym?
Baśka szlochała i plotła coś, że jak Kasia zobaczy, że ojciec nie ustąpi, to na pewno opamięta się i wróci.
– Ja bym nie wróciła! – wrzasnęłam.
Wyszłam od siostry taka wściekła, że aż się we mnie wszystko gotowało. Muszę odnaleźć Kaśkę.
Gdzie to dziecko się podziewa?
Żeby tylko nie zrobiła nic głupiego – tłukło mi się po głowie. Kilka dni szukałam siostrzenicy, chodziłam po parkach i skwerkach, wypytywałam jej koleżanki. Niestety, albo naprawdę nic nie wiedziały, albo uparcie ją kryły.
– Pani Joanno, a może ona poszła do domu samotnej matki – rzuciła przypuszczenie Gabrysia, moja nowa pracownica – słyszałam, że u nas w mieście jest coś takiego.
– A wiesz gdzie się mieści? – zapaliłam się natychmiast.
– Nie, ale mogę się dowiedzieć.
Po kilku minutach miałam już adres.
– Zostaniesz sama w kwiaciarni? Gabrysia tylko pokiwała głową.
– Niech Pani jedzie.
– Na pewno dasz sobie radę?
Znowu zdecydowane kiwnięcie. Na nic już nie czekałam. Czułam przez skórę, że tam znajdę Kasię. Nie myliłam się.
– Dlaczego do mnie nie przyjechałaś, kochanie? – zapytałam tylko, a młoda na mój widok od razu się rozpłakała.
Zbierałam jej rzeczy, a ona chlipała rozmazując rękawem łzy na twarzy.
– Masz – podałam jej paczkę chusteczek – wytrzyj się i nie becz już. Jedziemy do domu.
– Ale ciociu, ja nie mogę do domu – spojrzała na mnie spłoszona.
– Do mnie do domu – uściśliłam.
Kilka godzin później wnosiłam rzeczy Kasi do najmniejszego pokoju.
– Jest malutki, ale na razie ci wystarczy – stwierdziłam. – Później pomyślimy.
– Naprawdę mogę u ciebie zostać? – patrzyła na mnie przestraszonym wzrokiem małej dziewczynki.
– No pewnie – wzruszyłam ramionami. – Ty się tu rozgość, wykąp, zjedz coś, zresztą rób co chcesz. Ja muszę wracać do pracy. Pogadamy sobie wieczorem.
Wcale nie byłam pewna, czy chcę przyjmować do swojego domu nastolatkę w ciąży. Od wielu lat mieszkałam sama, przywykłam do tego, do swojego spokoju, swojej samotności, swojej niezależności. Wprost bałam się tego, co właśnie robiłam. Zdawałam sobie sprawę, że młodziutka dziewczyna w ciąży to mnóstwo problemów. Jednak nie mogłam postąpić inaczej. Nie pojmowałam zachowania swojej siostry, przecież ona była matką Kasi. Czyżby aż tak była uzależniona od męża? Aż tak się go bała?
Kiedy wróciłam, Kasia spała zwinięta w kłębek na kanapie, przykryta grubym pledem. Wyglądało na to, że nawet nic nie jadła. Musiała być bardzo zmęczona. Zabrałam się za przygotowywanie kolacji. Młoda przyszła do kuchni po kilku minutach, musiałam ją obudzić.
– Ciociu… – usiadła na kuchennym krześle i popatrzyła na mnie wzrokiem zbitego szczeniaka. – Co teraz będzie?
– Będzie dobrze, kochanie – pogłaskałam ją po włosach. – Jakoś się ułoży, musi.
– Ale ojciec wyrzucił mnie z domu. Westchnęłam.
– Jeśli powiesz mu, kto jest ojcem twojego dziecka, może pozwoli ci wrócić – zaczęłam.
– Nie powiem – pokręciła głową – za nic mu nie powiem, bo będzie jeszcze gorzej – po jej bladych policzkach popłynęły łzy. – Poza tym, nie chcę wracać do domu. Oni mnie nie kochają, skoro kazali mi się wynosić. I mama też mnie nie broniła.
– Nie płacz, Kasiu – usiadłam obok niej na drugim krzesełku. – Jeśli nie chcesz wracać do domu zostaniesz u mnie, ale nie dziw się rodzicom, że chcieliby wiedzieć, kto jest ojcem ich wnuka.
– Oni w ogóle nie chcą, żebym urodziła to dziecko – wychlipała Kasia. – Nie uważają go za wnuka. Ojciec krzyczał, że załatwi mi skrobankę, że mam się pozbyć bękarta.
Nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam
– A mama? – wykrztusiłam.
– Mama nic nie mówiła, w ogóle nie próbowała mnie bronić.
– A ty chcesz urodzić ? – zapytałam, chociaż nie wyobrażałam sobie innego rozwiązania.
Do dziś pamiętałam swoje cierpienie i łzy, kiedy lekarz powiedział, że nie zostanę matką.
– Tak, ciociu, chcę – usłyszałam cichą odpowiedź Kasi.
– Więc już nie płacz, dziecko. Zostaniesz u mnie. Obiecuję, że we wszystkim ci pomogę.
Nie pytałam Kasi o ojca jej dziecka, chociaż uważałam, że nie unikniemy tej rozmowy. Wolałam jednak zaczekać. Skoro młoda z jakiegoś powodu nie chciała wyjawić swojej tajemnicy, przyjdzie jeszcze czas, żeby o tym porozmawiać. Przez pierwszy tydzień Kasia w ogóle nie wychodziła z domu. Bałam się, że wpadnie w depresję, ale w końcu zebrała się w sobie i stwierdziła, że chyba musi wrócić do szkoły, że w sumie może dałaby radę przed porodem zdać maturę.
Zadzwoniłam do Baśki i powiedziałam jej, że Kasia jest u mnie. Długo milczała, jakby nie wiedziała co powiedzieć. W końcu stwierdziła, że jest zaskoczona, ale skoro tak, to dobrze. Na pytanie, czy przyjedzie spotkać się z córką odpowiedziała, że się zastanowi.
– Ty chyba całkiem zwariowałaś przy tym swoim mężu! – krzyknęłam i, tak ja ostatnio, rozłączyłam się.
Nie poznawałam własnej siostry
Nigdy bym się po niej nie spodziewała takiego zachowania. Była przecież dobrą matką, kochała swoje dzieci. A teraz nagle wyłaziła z niej wredna jędza. Kasia pewnego przedpołudnia przywiozła z rodzinnego domu swoje książki i ubrania.
– Musiałam to zrobić ciociu, te rzeczy są mi potrzebne – tłumaczyła się, kiedy przyglądałam się w milczeniu jak układa je na półkach i w szafie.
– Oczywiście – przytaknęłam spokojnie. – Widziałaś się z mamą? Pokręciła głową.
– Nie, zadzwoniłam do Grześka i dał mi znać, kiedy rodziców nie było w domu – głos miała przytłumiony i drżący.
Widać było, że sytuacja bardzo wiele ją kosztuje, bardzo boli.
Wysłałam SMS do siostry, że została babcią…
Dała jednak radę, była twardą dziewczyną. Chodziła do szkoły, uczyła się, zaliczała sprawdziany, starała się jak tylko mogła. Zapisałam ją do swojego ginekologa, chciałam, żeby dobry lekarz prowadził jej ciążę. Nie potrafiłam zrozumieć siostry, że tak nagle i uparcie przestała interesować się córką, przestała się o nią troszczyć, martwić.
Jeszcze raz próbowałam rozmawiać z nią na ten temat. Usłyszałam, że Katarzyna jest dorosła i skoro tak wybrała, to trudno. Miesiąc przed porodem Kasia powiedziała mi, kto jest ojcem jej córki. To właściciel klubu, do którego chodziła z koleżankami. Przyznała, że miała z nim romans, zakochała się bez pamięci. Mężczyzna miał jednak żonę i dzieci. Miło było zabawić się z młodą dziewczyną, ale nie chciał słyszeć o dziecku. Tak samo jak ojciec kazał jej usunąć ciążę.
– A ja nie mogłam tego zrobić, ciociu. Ja od początku kochałam moją Weroniczkę. Jakoś muszę dać radę, sama ją wychowam.
Weronika urodziła się w grudniu. Przywiozłam obie ze szpitala i ulokowałam w swojej sypialni, a sama przeniosłam się do małego pokoju zajmowanego dotychczas przez Kasię. Wysłałam esemesa do siostry z informacją, że została babcią. Nie odpowiedziała, ale liczę na to, że przemyśli sprawę i zmieni zdanie odnośnie kontaktów z córką i wnuczką.
Mała jest taką słodką dziewczynką! Może wszystko jeszcze da się naprawić, trzeba tylko chcieć, trzeba trochę się postarać. A ja, mimo że nigdy nie miałam swoich dzieci, zostałam nagle taką trochę babcią, przyszywaną, ale jednak. Myślę, że jak upłynie trochę czasu, porozmawiam jeszcze z Kasią na temat ojca Weroniki. Jakby nie było, dziecku coś się od niego należy, choćby tylko same alimenty.
Czytaj także:
Radzimir kazał zmienić żonie nawet imię, żeby nikt się nie dowiedział, że to sklepowa ze wsi
Poszedłem na pogrzeb kolegi tylko po to, żeby spotkać swoją dawną ukochaną
Po śmierci siostry adoptowałam córkę. Nie kochałam jej, ani nawet nie lubiłam