Skończyłam technikum handlowe i zaczepiłam się do pracy. Studiów nie miałam w planie. Z jednej strony, w szkole miałam co innego do roboty niż zakuwanie do kolejnych sprawdzianów, dlatego maturę zdałam bardzo przeciętnie. Z drugiej – rodzice nie zamierzali sponsorować mi dalszej nauki.
Po maturze musiałam iść do pracy
– Iwonka, wiesz, że ja bardzo bym chciała, żebyś dalej się uczyła. Ale sama wiesz, jak wygląda sytuacja u nas w domu. Od ojca alimenty raz wpłyną, a kilka razy nie. Od niego na pewno nic nie wyciągniesz. Z Antkiem to tylko wieczne szarpanie się o pieniądze – matka jeszcze przed maturą wzięła mnie na poważną rozmowę.
– Wiem, rozumiem. Po rozdaniu świadectw poszukam pracy – odpowiedziałam, chociaż wcale nie w smak mi było rezygnować z ostatnich wakacji i zamiast doskonale bawić się ze swoim chłopakiem i znajomymi, biegać gdzieś z tacą w kawiarni czy przygotowywać burgery w dusznej budce.
– Może zrobisz sobie rok przerwy, nieco dorobisz i wtedy pójdziesz na zaoczne? – matka próbowała jeszcze znaleźć rozsądne rozwiązanie. – Wtedy mogłabyś pracować u nas w miasteczku, mieszkać w domu i dojeżdżać w weekendy na wykłady.
I tak po maturze wydrukowałam CV i dzielnie ruszyłam w poszukiwaniu zajęcia dla siebie. Okazało się jednak, że odzew był niewielki. Babka w miejscowej pizzerii otwarcie mi powiedziała, że nie mam co liczyć na zajęcie.
– U mnie to głównie pracuje rodzina. Prowadzimy lokal z mężem, bratowa robi na kuchni, pomagają nam dzieciaki i córka siostry. Nie stać nas na pracowników – powiedziała z uśmiechem. – Ale może jakiś sklep? Widziałam, że w markecie na Mickiewicza poszukują kogoś na kasę – dodała, bo chyba wzbudziłam jej sympatię.
Wszędzie tylko wyzysk i marne pieniądze
Zaniosłam dokumenty do tego marketu i zostałam przyjęta. Szybko jednak okazało się, że to zajęcie nie dla mnie. Kierowniczka od razu zaczęła narzekać, że mam za długie paznokcie i że nie związałam włosów.
– To jest praca z jedzeniem, wymaga idealnej higieny – ględziła, spoglądając na mój nowy manicure i mrucząc pod nosem, że przecież mogłabym zapleść tę blond grzywę w warkocz.
Też mi coś. Ludzie się kręcą, znajomi tutaj przychodzą po zakupy, a ja będę siedzieć nie dość, że w tym absurdalnym fartuszku, to jeszcze z obciachowym warkoczem. Jak jakaś sierota.
W markecie wytrzymałam tydzień. Z kasy kazali mi biegać na warzywa, przebierać jakieś zgniłe pomidory, rozpakowywać ciężkie palety z mlekiem. Czy oni wszyscy powariowali? Za te kilka groszy chcą wycyckać człowieka do cna. W końcu wyszło mi manko na pięćdziesiąt złotych i powiedziałam, że ja więcej do tej pracy nie przyjdę.
Następne było stoisko z kosmetykami na lokalnym targowisku. Kosmetyki znam i lubię, ale do tej pracy nie miałam serca. Buda na dworze, słońce przypieka. Myślałam, że chociaż nieco się opalę, ale to wstawanie o piątej rano mnie wykończyło. Do tego babki grzebały w tych tanich kremach i tandetnych szminkach, wybrzydzając zupełnie tak, jakby płaciły jak za jakieś Chanel, a nie kilka marnych groszy.
Później trafiłam jeszcze do piekarni i naprawdę zawzięłam się, że tutaj wytrzymam dłużej. Te kolejki i dźwiganie zupełnie mnie jednak dobijały. Był dopiero wrzesień, a ja już czwarty raz szukałam pracy.
Aż w końcu kumpela poleciła mnie do sklepu z eleganckimi ubraniami. Garnitury, wieczorowe sukienki, żakiety. W środku było pięknie. Elegancko, dostojnie, z głośników sączyła się muzyka, a na sali rozchodził luksusowy zapach.
– To wreszcie miejsce dla mnie – opowiadałam matce z wypiekami na twarzy, ale ona tylko pokręciła głową. Chyba już we mnie nie wierzyła.
W tym butiku nie było najgorzej, bo tutaj klienci zaglądali raczej okazjonalnie. To jedyne takie miejsce w naszej galerii i lokalnych ludzi zwyczajnie nie było stać na zakupy u nas. Czasami wpadł jakiś pan młody, który postanowił zainwestować na własny ślub w dobry garnitur. Kupowały też u nas sukienki druhny, a starsze panie zamawiały eleganckie garsonki do pracy.
Szefowa płaciła mi przyzwoicie, nie robiła fochów o makijaż czy tipsy. Ba, była nawet zadowolona, że dobrze wyglądam i czasami dała duży upust na coś modnego z nowej kolekcji.
– Jesteście dziewczyny wizytówką sklepu, dlatego musicie dobrze się prezentować – powtarzała, a ja byłam bardzo zadowolona z takiego podejścia. No, naprawdę swojska była z niej babka.
W międzyczasie rozstałam się z Adamem, który wydawał mi się coraz bardziej dziecinny. Teraz musiałam pomyśleć poważniej o swojej przyszłości, a ten beztroski wariat na pewno by mi jej nie zapewnił. W głowie była mu tylko dobra zabawa. Na co dzień pracował w warsztacie u wujka, a wieczorami i w weekendy imprezował. To już było nie dla mnie.
W butiku poznałam Krystiana
Na szczęście w pracy poznałam Krystiana. Od progu dostrzegłam, że ten gość ma pieniądze. Elegancki, zadbany, pachnący dobrymi perfumami.
– Jestem tu przejazdem. Jadę na konferencję, ale po drodze odwiedziłem ciotkę, która mieszka w waszym miasteczku i niechcący poplamiłem garnitur buraczkami. Wiesz, ona jest mistrzynią kotletów mielonych. Smak mojego dzieciństwa – nie wiedzieć czemu, zaczął mi opowiadać.
– Hmm… – jedynie tak udało mi się zareagować.
– No i teraz potrzebuję jakiejś eleganckiej marynarki. Nie wystąpię przecież na wykładzie z tą plamą – dodał, wskazując na swój rękaw, gdzie rzeczywiście widać było czerwony sok wsiąknięty w materiał.
Rozejrzał się bezradnie po wieszakach, czym mnie strasznie rozczulił. Nie tylko dobrałam mu tę marynarkę, ale i wzięłam od niego numer telefonu. Później go oczarowałam, i to tak dobrze, że wyszłam za niego za mąż.
Krystian pracuje w firmie szkoleniowej, gdzie całkiem dobrze zarabia. Gdy się o tym dowiedziałam, postanowiłam, że już nie mogę go puścić. I dopięłam celu.
Po ślubie oczywiście zrezygnowałam z pracy i przeniosłam się do pobliskiego miasta wojewódzkiego, gdzie mój mąż ma mieszkanie. Nie przewidziałam tylko jednego – Krystek ma nowoczesne poglądy i jest za tym, żeby żona pracowała.
– Każda kobieta powinna mieć swoje pieniądze. Nieważne, ile zarabia. Ważne, że jest niezależna, coś robi, rozwija się. To dodaje jej pewności siebie. Taka samodzielność jest najbardziej seksi – zaczął mi wykładać swoje poglądy. – Ale spokojnie, coś znajdziemy dla ciebie, pomogę ci.
Zaszłam w ciążę i przez sześć lat miałam spokój
Wtedy postanowiłam, że szybko zajdę w ciążę i na jakiś czas skończy się problem z wysyłaniem mnie do pracy. Z Justynką spędziłam w domu całe pięć lat, przekonując męża, że mała potrzebuje codziennej obecności matki do prawidłowego rozwoju. Na szczęście w tym czasie mogłam też swobodnie podrzucać córcię teściowej, dlatego nie narzekałam na trudy macierzyństwa.
Teraz jednak mała poszła do przedszkola, bo jej ojciec kategorycznie stwierdził, że nasza pociecha potrzebuje kontaktu z rówieśnikami.
– Przecież chodzimy na plac zabaw, odwiedzamy znajomych z dziećmi, mała bawi się w sali zabaw, chodzi na tę rytmikę – próbowałam odwieść męża od pomysłu z przedszkolem, ale nie dał za wygraną.
– W grupie szybciej nauczy się samodzielności. Nie możemy jej tego odmawiać. Zresztą, znalazłem już fajne kameralne miejsce, gdzie mają wiele ciekawych zajęć. Nasza Justysia będzie zachwycona, prawda, skarbie? Chcesz chodzić codziennie do innych dzieci? – Krystian uśmiechał się do małej, a ona potakująco kiwała główką.
No cóż, nie mogłam otwarcie zabronić mu posyłać dziecka do przedszkola. Zwłaszcza, że za rok i tak musiałaby już iść do zerówki.
– W porządku, może masz rację, że to dobry pomysł – powiedziałam dla świętego spokoju.
Mąż wysyła mnie do pracy, a ja udaję, że jej szukam
– To też będzie okazja, żebyś mogła wrócić do pracy. Pewnie już ci się strasznie nudziło w domu. Bardzo doceniam, że poświęciłaś się, żeby nasza córcia miała fajne i spokojne dzieciństwo, ale teraz czas na ciebie, kochanie. Na twój rozwój – jego słowa wywołały we mnie panikę. – Rozmawiałem już z mamą i obiecała, że może odbierać Justynę z przedszkola. Ty możesz poszukać czegoś na pół etatu na początek – zakończył dumny z siebie.
Wcale nie byłam zadowolona z takiego obrotu sprawy. Doskonale pamiętam, ile namęczyłam się w kolejnych miejscach pracy. Ten butik był spoko, ale to też codzienny obowiązek. Przez te prawie sześć lat w domu przyzwyczaiłam się, że mam mnóstwo czasu dla siebie i było mi z tym bardzo wygodnie. Spokojnie mogłam podrzucić córcię do babci i wybrać się w środku dnia do fryzjera, kosmetyczki, na zakupy czy kawę z przyjaciółką.
Nie mam teraz najmniejszej ochoty iść do jakiegoś sklepu, gdzie pewnie zarobię grosze, cały dzień użerać się z szefem i klientami. Po co mi to potrzebne?
Doskonale jednak wiem, że mąż nie zmieni zdania, dlatego przed Krystianem udaję, że szukam pracy. Tak naprawdę jednak wcale nie roznoszę dokumentów. Przy nim ostentacyjnie przeglądam ogłoszenia, czasami wyślę CV, żeby widział, że się staram. Ale, gdy zadzwonili ze sklepu z butami, nie poszłam na rozmowę. Udaję zmartwioną, że nic mi się nie trafia, ale tak naprawdę cieszę się w duchu.
Tylko nie wiem, jak długo to jeszcze przejdzie, bo mąż zaczyna robić się coraz bardziej podejrzliwy. Muszę coś wymyślić, bo gotów sam mi coś znaleźć. I co wtedy zrobię?
Iwona, 30 lat
Czytaj także:
„Rodzice przypomnieli sobie o mnie, gdy bogato wyszłam za mąż. Wyciągnęli łapę po kasę, ale nie będę ich sponsorować”
„Za zdradę w związku należy się surowa kara. Obmyśliłam taki plan zemsty na byłym facecie, że nigdy o mnie nie zapomni”
„W sypialni panował arktyczny chłód. Dopiero przystojny sąsiad obudził we mnie pragnienia gorące jak sycylijski wulkan”