„Okłamałam mamę, że jest zdrowa jak ryba, bo nie mogłam pogodzić się z tym, że ją stracę. Żałuję, że byłam taką egoistką”

Kobieta oszukała matkę fot. Adobe Stock, metamorworks
„Tata, brat i ja uznaliśmy, że dopóki się da, będziemy mamę okłamywali, że z jej zdrowiem nie jest wprawdzie najlepiej, ale na pewno nie tragicznie. Zgodnie postanowiliśmy karmić ją złudzeniami, wmawiając, że to, co się dzieje, jest tylko normalnym kryzysem”.
/ 01.04.2023 15:15
Kobieta oszukała matkę fot. Adobe Stock, metamorworks

Od kiedy pamiętam, w moim domu rodzinnym mówiło się, że najgorsza prawda jest lepsza od kłamstwa. Oboje z bratem byliśmy wychowywani w kulcie prawdomówności, co niestety wielokrotnie narażało nas na kłopoty, szczególnie w szkole.

Mój brat nieraz dostał łomot od kumpli za to, że przyznał się do kradzieży dziennika lekcyjnego i dopisania ocen tym, którym groziły jedynki. Miał przechlapane, więc nic dziwnego, że dużo wcześniej niż ja złagodził swoje zasady i często gęsto naginał prawdę do okoliczności. Rodzice długo dawali się nabierać, bo oboje byli dosyć naiwni i do głowy im nie przyszło, ze ukochany synuś kłamie jak z nut.

Ja zaczęłam bujać po maturze…

Chciałam wyjechać nad morze z niedawno poznanym chłopakiem, którego moi rodzice nie akceptowali, a w którym ja byłam bardzo zakochana, więc wymyśliłam jakąś bajkę o obozie wędrownym w Bieszczadach zorganizowanym przez szkołę.

Nie podejrzewali, że łżę w żywe oczy, więc nawet dali mi kasę na nowy plecak i dobre buty; oczywiście wydałam ją zupełnie inaczej. Nie miałam z tego powodu żadnych wyrzutów sumienia, chociaż w moim rodzinnym domu się nie przelewało i miałam świadomość, że te dodatkowe pieniądze zostały okupione dużym wysiłkiem mamy lub taty. Musieli ślęczeć nad zleconymi pracami albo tłumaczeniami, a przecież ani jedno, ani drugie nie miało dobrego zdrowia i końskich sił.

Młodość jest egoistyczna i bezkompromisowa, więc gdyby mi dali więcej, wzięłabym i wydałabym na byle co. Tak już jest, że refleksje nad tym, co nie było w porządku, przychodzą dużo później; najczęściej wtedy, gdy już niczego nie da się naprawić.
Jednak prawdziwa weryfikacja naszej prawdomówności przyszła dużo później, kiedy ciężko zachorowała nasza mama i kiedy lekarze powiedzieli nam, że już z tej choroby nie wyjdzie.

Tata, brat i ja uznaliśmy, że dopóki się da, będziemy mamę okłamywali, że z jej zdrowiem nie jest wprawdzie najlepiej, ale na pewno nie tragicznie. Zgodnie postanowiliśmy karmić ją złudzeniami, wmawiając, że to, co się dzieje, jest tylko normalnym kryzysem i że proces zdrowienia tak właśnie przebiega najpierw musi być gorzej, żeby było lepiej.

– Widzisz – mówiliśmy – to, że się tak fatalnie czujesz, jest dowodem na to, jak działają lekarstwa. Każdy ci to powie… Ile razy się słyszało, że ktoś już jest na ostatnich nogach, a tu nagle przyszło przesilenie i zaczął zdrowieć. Zobaczysz, z tobą też tak będzie, tylko trzeba poczekać.

Jednak przyszedł taki moment, kiedy mama poprosiła, żebyśmy powiedzieli jej całą prawdę. Tłumaczyła, że nie czuje strachu, woli wiedzieć, ile ma czasu, bo wtedy będzie mogła załatwić jeszcze parę spraw, które są dla niej ważne. Przekonywała nas, że  chce być wierna swoim zasadom i dlatego woli nie być oszukiwana z litości, nawet najszlachetniejszej.

– Wiem, że mnie kochacie i z tego powodu wolicie dawać mi złudną nadzieję, ale to błąd. Wydaje się wam, że robicie dobrze, ale pomyślcie – jeśli naprawdę jest ze mną źle, to chciałabym pozamykać swoje niedokończone sprawy, przygotować się do odejścia, porozmawiać z tymi, których być może już nie zobaczę. A jeśli okłamujecie mnie co do stanu mojego zdrowia, to odbieracie mi tę możliwość…

To były przekonujące argumenty, ale nie dla nas. Uparcie trzymaliśmy się swojej wersji, wierząc, że robimy dobrze i że powiedzenie mamie, jaki jest naprawdę jej stan, byłoby nieludzkie.

A może miała rację?

Byliśmy u niej codziennie. Rozmawialiśmy o różnych głupstwach, unikając tematów poważniejszych, a najbardziej omijając to, co się nieuchronnie zbliżało. Ile razy chciałam ją przytulić, powiedzieć, jak bardzo ją kochamy i ile zawdzięczamy jej dobremu sercu i staraniom, ale wydawało mi się, że jeśli to zrobię, mama od razu się zorientuje, że mówię to, bo może to już ostatnia okazja. Więc gadaliśmy o serialach telewizyjnych, o sąsiadach, pogodzie i innych błahostkach, żeby tylko wypełnić ciszę, która mogłaby być nie do zniesienia.

Teraz, kiedy odeszła, myślę, że popełniliśmy straszny błąd, że akurat w jej przypadku prawda, o którą tak prosiła, była jej naprawdę potrzebna. Mama należała do osób odważnych i pewnych tego, czego pragnie, a pragnęła po prostu pożegnać się z nami po swojemu i również po swojemu przygotować do tego, co nadchodziło.

Mój brat się ze mną nie zgadza, ale tata wyraźnie żałuje. Tym bardziej że on jeszcze bardziej niż mama przekonywał, że tylko prawda nas wyzwoli. Teraz na pewno jest mu głupio i wstyd, że w najważniejszej sprawie nie umiał sobie z tym poradzić i tę prawdę właściwie zdradził.

Mnie też jest wstyd. Nie tego, że już od lat oszukiwałam mamę w rozmaitych sprawach, ale tego, że kłamałam, kiedy ona tak bardzo prosiła o prawdę. A może też się tej prawdy bała i tylko tak mówiła, a w gruncie rzeczy chciała być okłamywana? Może prawda nie zawsze jest potrzebna, może czasem zabija, zamiast pomagać? Chciałabym z kimś o tym pogadać; najlepiej byłoby z nią, ale to już niemożliwe…

Przepraszam cię, mamo, ale nie wiem, czy oddałam ci przysługę, czy cię zawiodłam… To mój wielki problem, z którym nie umiem sobie poradzić.

Czytaj także:
„Mamie łatwo było mnie okłamywać, bo mieszkałam za granicą. Powtarzała, że wszystko u niej dobrze, aż nie wydała jej sąsiadka”
„Wyprowadziłem się z domu przez młodszego brata. Okłamywał rodziców, że go dręczę, a to on nie dawał mi żyć”
„Przez całe dzieciństwo mama wmawiała mi, że moja babcia nie chce mnie znać. Przypadkiem odkryłem, że to nieprawda”

Redakcja poleca

REKLAMA