Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie – niestety ta stara życiowa prawda dotyczy mnie. To ja nie uwierzyłam przyjaciółce, że jest w potrzebie. Odwróciłam się od niej. A teraz mi wstyd. Nie wiem, czy to się jeszcze uda jakoś naprawić.
Marka i Wiolę poznałam na studiach
Byliśmy razem na roku. Przyszli tam już jako para, bo spotykali się jeszcze w liceum. Bardzo się polubiliśmy. Często siedzieliśmy koło siebie na wykładach i spotykaliśmy się wieczorami. Marek miał poczucie humoru, dystans do siebie i świetnie się z nim rozmawiało. Rzadko który facet czuje się tak swobodnie w towarzystwie samych kobiet. A jemu zupełnie nie przeszkadzało, że jest rodzynkiem na roku, choć nie można powiedzieć, żeby był podrywaczem. Raczej duszą towarzystwa. Wiola była ciepłą, choć nieco skrytą osobą i potrafiła wysłuchać jak mało kto. Jedyne co mnie trochę irytowało to fakt, że bardzo przejmowała się opinią innych. Dla mnie to „co ludzie powiedzą” było bez znaczenia, Wiola natomiast lubiła dobrze wypadać i bardzo dbała o swój wizerunek. No ale w sumie, to przecież nic złego.
Kiedy poznałam swojego obecnego męża, Wiktora, od razu zapoznałam go z parą moich przyjaciół. Wiktor skończył studia prawnicze i był wtedy na aplikacji adwokackiej. Byłam w nim szaleńczo zakochana i bardzo zależało mi na tym, żeby się polubili.
Tak się stało
Od razu przypadli sobie do gustu, mimo że początkowo przyjaciele trochę się obawiali, że Wiktor może być zarozumiały i napuszony, jak to prawnik. Wiedziałam, że mój ukochany taki nie jest, dlatego się w nim zakochałam. Poczułam ulgę, gdy oni także go polubili. Często spotykaliśmy się we czwórkę na partyjkę chińczyka. Panowie wyskakiwali czasem na ryby lub tenisa, a my z Wiolką na zakupy. Kiedy urodził nam się syn, a im córeczki, nasze relacje jeszcze się zacieśniły. W końcu nikt tak nie zrozumie młodych rodziców, jak inni młodzi rodzice. Podrzucanie sobie dzieciaków nie było nigdy problemem, bo nasze maluchy świetnie się ze sobą bawiły.
Lata mijały, a nasza przyjaźń trwała. Kiedy więc jakiś rok temu zadzwoniła do mnie Wiola i łamiącym się głosem powiedziała, że chce porozmawiać, przyjechałam do niej od razu. Już w progu poczułam, że dzieje się coś złego. Wiola była bardzo podenerwowana i zapuchnięta, jakby płakała wiele dni…
– Co jest? – zapytałam bez grzecznościowych wstępów.
– Rozwodzimy się z Markiem – odparła.
Omal nie zemdlałam. Nie mogłam w to uwierzyć. Kto jak kto, ale oni wydawali się niezłomni! Byli świetnym małżeństwem. Trudno było mi pojąć, co takiego mogło się wydarzyć, że postanowili się rozstać. Wiola powiedziała, że w ich małżeństwie od dłuższego czasu źle się działo, choć starali się tego nie pokazywać. Przyznała, że w związku z ich kredytem wziętym we frankach, popadli w problemy finansowe i z trudem wystarczało im na spłatę rat kredytu na dom i na wydatki. Ich sytuacja finansowa wywoływała napięcia i kłótnie. Wobec tego Marek postanowił, że zaryzykuje i pójdzie zagrać w karty, żeby się trochę odbić od dna. Nie skonsultował tego pomysłu z Wiolą.
– Od razu powiedziałabym mu, że to idiotyczny pomysł! Że lepiej już wziąć dodatkowe zajęcia na uczelni, nawet w weekendy. Ale znasz Marka. On jak się na coś uprze, to nie ma na niego siły. Poszedł bez pytania i przegrał. A później próbował się odkuć i przegrał jeszcze więcej. Musimy sprzedać dom. Przeliczyliśmy się z jego kupnem! Trzeba było zadowolić się małym mieszkankiem, jak każdy rozsądny człowiek, a nie porywać się z motyką na słońce!
– Rozumiem kłopoty finansowe i bardzo wam współczuję, ale rozwód? – powiedziałam zdruzgotana ich decyzją.
– Nie wytrzymam z nim dłużej, Alinka. Jego zachowanie w sytuacjach stresowych jest nieznośne. Nie chcę, żeby to odbijało się na dziewczynkach. Nie zasługują na wysłuchiwanie awantur i nerwową atmosferę w domu. Poza tym… – wzięła głęboki oddech, zanim dodała: – Podejrzewam, że poza tym wszystkim… on kogoś ma. Myślę, że spotyka się z jakąś studentką. Stąd całe to zamieszanie. Chce mnie skompromitować, wiem o tym! Muszę się wyprowadzić.
Romans i awantury?
To wydawało się nieprawdopodobne i nie w stylu Marka. Zawsze był taki spokojny. Nie wiedziałam jednak, jak zachowuje się w domu, gdy nikt obcy nie patrzy. Może go idealizowałam? Starałam się pocieszyć przyjaciółkę, ale marnie mi szło. Wciąż nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje naprawdę i jakoś w głębi duszy uważałam, że Wiola przesadza, a nawet trochę wymyśla. Wiele małżeństw przechodzi przez kryzysy finansowe, ale się nie rozwodzą, a oni znali się tyle lat i zawsze tak kochali… Łamali mi serce tym rozstaniem!
Wróciłam do domu przybita i od razu przedstawiłam Wiktorowi całą sytuację. Zareagował podobnie do mnie – szok i niedowierzanie. To byli nasi najbliżsi przyjaciele. Ich rozwód oznaczał, że należało stanąć po którejś ze stron, tymczasem lubiliśmy ich oboje w równym stopniu. Wiktor uznał, że musi pogadać z Markiem.
– Może uda nam się im jakoś pomóc? Wiem, że nie powinno się łączyć przyjaźni i finansów, ale jeśli mają się rozwieść z powodu problemów z forsą, to wolałbym pożyczyć im trochę, aż się odkują…
Miałam te same przemyślenia. Trochę obawiałam się oferować im pożyczkę, żeby się nie obrazili, ale może mała pomoc przyjacielska rozwiązałaby ten wielki konflikt. Wiktor postanowił porozmawiać spokojnie z Markiem i obiecał delikatnie wyczuć, czy taki gest by go nie uraził. Wyszedł na kilka godzin, a ja czekałam na niego jak na szpilkach. Wrócił lekko podchmielony, co było zupełnie nie w jego stylu. Spojrzałam zaskoczona i zapytałam, czego się dowiedział.
– Marek twierdzi, że to wszystko przez nas! – rzucił w nerwach, a ja spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
„Jak to: przez nas? Albo wypił więcej, niż myślę, albo Markowi coś się poprzestawiało w głowie. Co niby mieliśmy z tym wspólnego?”.
Wiktor westchnął ciężko i zaczął opowiadać
Wyglądało na to, że Wiola od lat miała problem z tym, że nasza sytuacja finansowa wygląda dużo lepiej niż ich. W czasach studenckich nikomu z nas się nie przelewało, więc nie zwracała na to uwagi, ale po studiach Wiola podjęła pracę w szkole, a Marek został na uczelni. Tymczasem ja zrobiłam jeszcze podyplomówkę z logopedii i założyłam prywatną praktykę, a Wiktor własną kancelarię. Wiodło nam się nie najgorzej i postanowiliśmy wybudować dom. Kiedy Wiola powiedziała, że także o tym marzą, zaczęłam mówić jej, że marzenia są po to, aby o nie walczyć i że nie powinna się poddawać.
Faktycznie, pamiętam tę rozmowę. Miałam na myśli raczej to, żeby poszukała dodatkowego źródła dochodu, ale Wiola potraktowała to najwyraźniej jak wyzwanie i zaczęła naciskać na Marka, żeby wzięli kredyt. Ten twierdził, że to także ja namawiałam ją na zakupy w drogich butikach i dodatkowe zajęcia z angielskiego i tenisa dla dzieci, a Wiola wstydziła się powiedzieć, że nie stać ich na to i tłumaczyła mu, że ich dziewczynki nie mogą mieć gorzej niż nasz Antek, bo skończą klepiąc biedę jak oni, zamiast się dorobić jak my. Wiktor powiedział, że czuł się tak zażenowany tymi zarzutami, że wypił o jedno piwo za dużo.
– Rozumiesz coś z tego, Alina? Przecież to dorośli ludzie! Jak mogą oskarżać nas o to, że nie kontrolowali swoich wydatków! – wrzasnął oburzony. – Każdy powinien pilnować własnego portfela.
Wciąż tylko kręciłam głową z niedowierzaniem. Nie chciało mi się wierzyć, że Wiola faktycznie mogła zachowywać się w taki sposób. Wydawało mi się, że nigdy na nią nie naciskałam w żadnym względzie. Miałam świadomość tego, że u nich się nie przelewa, ale właśnie ze względu na jej kompleksy nie chciałam jej sugerować, że coś może być poza jej zasięgiem. Kiedy więc zapisywałam Antka na jakiś kurs czy wyjazd, zwykle ją o tym informowałam, w razie gdyby chciała dopisać dziewczynki. Nie miałam pojęcia, że kiedyś mi się za to oberwie.
Miałam czyste intencje
Na samą myśl o tym, jak broniłam Marka, kiedy Wiola mi powiedziała o rozwodzie, zrobiło mi się przykro. Stanęłam po jego stronie, a tymczasem on obarczył mnie winą za ich niepowodzenia.
– A co z tym romansem i pokerem? To prawda? – zapytałam męża.
A Wiktor odparł, że Marek roześmiał się, gdy mu o tym powiedział, przypominając mu, że przecież nawet w chińczyka przegrywa, bo nie potrafi oszukiwać, więc nie śmiałby stawiać na szali jakichkolwiek pieniędzy, a na tym bardziej nie dałby rady ukrywać kochanki. Nic już z tego nie rozumiałam. Im więcej szczegółów tej kłótni poznawałam, tym mniej miałam ochotę w tym wszystkim uczestniczyć. Niestety, ta telenowela nie miała końca…
Następnego dnia zapukała do nas Wiola. Westchnęłam ciężko na jej widok. Teraz, gdy już wiedziałam, ile żywi do mnie żalu i pretensji, ciężko mi było słuchać jej otwarcie i serdecznie radzić.
– Chciałabym was o coś poprosić – powiedziała, a już czułam, że nie zapowiada się na nic dobrego. Spojrzałam wyczekująco, a ona patrząc mi w oczy, ciągnęła dalej. – Potrzebuję świadków do procesu rozwodowego. Podejrzewam, że Marek będzie próbował was zbałamucić, ale przecież mnie znacie, prawda? Staniecie po mojej stronie? Nie odpuszczę mu! Puszczę drania w skarpetkach – mówiła zacietrzewiona.
To, że ludzie, rozwodząc się, rzucają na oślep oskarżeniami, było najwyraźniej prawdą. Nawet my zdążyliśmy oberwać już rykoszetem. Powiedziałam Wioli, że z przykrością muszę odmówić, bo nie chcemy mieszać się w ich sprawy.
Nie zamierzałam jej w niczym pomagać
Kiedy wyszła, przytuliłam się do Wiktora, czując ulgę, że nasz związek jest tak silny. Wiedziałam jednak, że Marek i Wiola także sprawiali wrażenie szczęśliwego małżeństwa, a tymczasem były to najwyraźniej tylko pozory, na których tak zależało zawsze Wioli.
Byłam tym wszystkim bardzo przejęta. Niestety, ich rozwód odbił się na naszej przyjaźni. Żadne z nich się do nas już nie odezwało. Kilka miesięcy później Wiktor wrócił do domu zdruzgotany. Jego niedyskretny kolega po fachu opowiedział mu o sprawie, którą prowadził. Jego klient, wykładowca akademicki, który lubił romansować ze studentkami, wygrał w pokera sporą sumę. Wiedział, że jeśli powie żonie, cała forsa pójdzie na spłatę kredytu, tymczasem on pod urokiem jednej ze studentek przeżywał właśnie drugą młodość i miał ochotę trochę za te pieniądze poszaleć. Udał więc, że przegrał, rozwiódł się z żoną i wyciągnął jeszcze drugie tyle z podziału majątku.
Adwokat miał najwyraźniej niezły ubaw, ale Wiktorowi nie było do śmiechu. Kiedy mi o tym opowiedział, nie mogłam uwierzyć! To naprawdę brzmiało dokładnie jak historia Marka i Wioli. Na potwierdzenie nie musiałam długo czekać. Niedługo później spotkałam w sklepie Marka i ledwie go poznałam… Nie… Nie był chudy, zdołowany i blady. Przeciwnie. Wyglądał jak król życia – w modnych okularach przeciwsłonecznych, pomarańczowej marynarce i zamszowych mokasynach. Obok kroczyła dumnie laseczka w mini, z długimi blond włosami i ustami wymalowanymi na różowo.
– Cześć, Marek – powiedziałam oszołomiona, a on odpowiedział tylko „cześć” i poszedł, nawet się nie zatrzymując.
Po prostu zwiał!
Nie mogłam w to uwierzyć. A zatem Wiola miała rację! A ja potraktowałam ją jak kłamczuchę i nie chciałam pomóc, gdy prosiła o wsparcie. Poczułam, jak rośnie mi ciśnienie! Miałam ochotę podejść do Marka i kopnąć go w najczulsze męskie miejsce, żeby wybić mu ten kryzys wieku średniego nie tylko z głowy. To nie miało jednak sensu. Jedyne co miało sens, to telefon z przeprosinami do Wioli. Zgodziła się spotkać na kawę, choć przy dwójce dzieci samotna matka stała krucho z czasem.
Przyjechałam do jej nowego lokum. Dom sprzedali, a ona przeprowadziła się do mieszkanka, które urządziła dość skromnie, ale z klasą.
– Przepraszam, że ci nie uwierzyłam – wyszeptałam. – Ta historia wydawała mi się grubymi nićmi szyta, bo znam Marka. Ale znam też ciebie. Źle zrobiłam, reagując w ten sposób. Wybaczysz mi?
– Tak. Szczerze mówiąc, dobrze że nie było cię na rozprawie. Niepotrzebnie chciałam was tam zaciągnąć. To był koszmar i pranie brudów. Cieszę się, że już po wszystkim i że pozbyłam się tego bawidamka. No i miło mi, że odzyskam was.
Przytuliłyśmy się mocno. Już nigdy jej nie zawiodę!
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”