Patrzyłam na kopertę z pieczątką sądu, czytałam pismo kilka razy i nie mogłam uwierzyć, że to prawda. Mój ojciec pozwał mnie o alimenty! Ten człowiek, który wyrzekł się nas dawno temu, był na tyle bezczelny, że domagał się pomocy finansowej na starość!
– Ale dlaczego?! Jakim prawem? – pytałam Jarka, mojego brata, który też dostał takie wezwanie do sądu.
– To ośrodek pomocy społecznej wystąpił z wnioskiem do sądu w imieniu ojca – wyjaśnił. – Podobno ojciec jest chory i brakuje mu renty na życie, takie są przepisy kodeksu rodzinnego i opiekuńczego, że dzieci powinny pomagać starym rodzicom w potrzebie.
– Ale jak to?! Ten drań zmarnował nam dzieciństwo, zrujnował zdrowie mamie, z jakiej racji mamy mu płacić?! – denerwowałam się. – On przecież chce od nas wyciągnąć forsę na wódkę!
– Nie martw się, Aniu, mam znajomego prawnika, umówiłem nas na wizytę, on na pewno doradzi nam, jak można obejść te przepisy – pocieszał mnie.
– Mam nadzieję, bo ja się załamię, jeśli będę musiała mu płacić, to jest niesprawiedliwe! – westchnęłam przygnębiona.
W nocy nie mogłam spać. Myślałam o ojcu i o naszym dzieciństwie. Przypomniało mi się, jak tata uczył mnie jeździć na rowerze. Miałam wtedy może cztery lata. Niestety, to było jedno z niewielu miłych wspomnień. Ojciec coraz częściej wracał do domu pijany i wszczynał awantury. Oboje z bratem bardzo się go baliśmy. Chowaliśmy się z piskiem do łazienki, a on gonił nas z kablem od grzałki.
– Ja was oduczę dzikich wrzasków, wy wredne bachory! – krzyczał za nami.
Mama nas broniła. Słyszeliśmy za ścianą jej płacz i błagania, żeby przestał. Z powodu pijaństwa ojciec został wyrzucony dyscyplinarnie z pracy w zakładzie elektrycznym. Pił i awanturował się coraz częściej. Mama wreszcie wyrzuciła go z domu i wniosła pozew o rozwód. Zamieszkał u swojej kochanki, ale po rozwodzie jeszcze dwa razy wybił nam okna w domu. Wiecznie zalegał z płaceniem alimentów. Nie pamiętał o nas ani w święta, ani w urodziny. Mama miała przez niego nerwicę i wrzody żołądka.
Zmarła na wylew, gdy kończyłam liceum
– Ten człowiek nie był wart nawet złamanego grosza – tłumaczyłam naszemu prawnikowi.
– Zniszczył nam dzieciństwo, rozwalił rodzinę, to pijaczyna i próżniak – opowiadał Jarek.
– Rozumiem, przyjmiemy przed sądem linię obrony, że w tym przypadku orzeczenie alimentów byłoby sprzeczne z zasadami współżycia społecznego – wyjaśnił nasz prawnik.
Kazał nam znaleźć świadków, że nasz ojciec nadużywał alkoholu, wszczynał w domu bójki i awantury, bił żonę i dzieci. Mieliśmy też w domu stare dokumenty, że matka walczyła o zaległe alimenty. Znalazłam również pismo z wyrokiem, skazującym ojca za znęcanie się nad rodziną.
– Wygramy! Nie zapłacimy temu dziadydze złamanego grosza! – cieszyliśmy się z Jarkiem.
– Chciałabym mu spojrzeć w twarz i zapytać, jak mógł nam to zrobić – powiedziałam do brata na kilka dni przed rozprawą w sądzie.
– Podobno leży w szpitalu, leczy serce i czeka na miejsce w domu pomocy społecznej, tak mi wyjaśnił urzędnik z MOPS-u – odparł Jarek.
– Pojedźmy tam, zapytajmy, czego on od nas właściwie chce i jak może być tak bezczelny – zaproponowałam.
Nie cierpię szpitali. Białe, ponure korytarze i zapach lekarstw przyprawiają mnie o mdłości.
– Państwo przyszliście do pana Kowalika? – spytała pielęgniarka, patrząc na nas podejrzliwie. – A kim jest dla państwa pacjent?
– To nasz ojciec – wyjaśniłam.
– No, całe szczęście! Nikt nie odwiedzał tego pana, co za czasy! Żeby dzieci nie pamiętały o chorych rodzicach!? – odparła, kręcąc głową z niedowierzaniem.
Jakim prawem ta kobieta nas krytykowała?
Nie wiedziała przecież, że ten człowiek był dla nas tylko ojcem biologicznym i sam był sobie winien, że na stare lata nie ma nikogo bliskiego.
Stanęliśmy przy łóżku i patrzyliśmy na obcego mężczyznę, który był naszym ojcem. Drobny, siwiutki i pomarszczony, wyglądał jak staruszek, choć miał dopiero 60 lat.
– To wy, prawda? Anusia i Jarek? – spytał, otwierając oczy. – Tak się bałem, że nie przyjedziecie – powiedział cicho, zachrypniętym głosem.
Zauważyłam, że był wzruszony i ja też nieoczekiwanie poczułam łzy pod powiekami.
– Dostaliśmy wezwanie do sądu na rozprawę – odezwał się mój brat. – Podobno mamy ci płacić jakieś pieniądze, bo jesteś chory i biedny. Wytłumacz nam, jak śmiesz ciągać nas po sądach, po tych wszystkich latach?! Po tym, co nam zrobiłeś, żądasz od nas pomocy finansowej?! – pytał rozżalony.
– Przepraszam was, kochani – powiedział i głos mu się załamał. – Wiem, że byłem kiepskim ojcem, chociaż kiedyś, dawno temu byliśmy szczęśliwą rodziną. Grałem z wami w piłkę, zabierałem was nad jezioro... – opowiadał.
– A co było potem, tato? – zapytał Jarek, a ja już nie mogłam powstrzymać łez.
– No cóż… byłem głupi i zrobiłem wiele błędów w życiu, ale bardzo, bardzo żałuję – wyznał i rozpłakał się.– Wybaczcie mi, błagam was! – prosił. – Mam chore serce i wątrobę, niewiele już życia mi zostało, brakuje mi renty na lekarstwa, nie mam gdzie mieszkać, a w domu opieki są wysokie opłaty za pobyt – żalił się.
Słuchałam jego słów i poczułam, że żal mi tego człowieka. On naprawdę żałował tego, co zrobił i wiedział, że nie zasługuje na naszą pomoc.
– Jesteś chory z przepicia, a nie z przepracowania – stwierdził Jarek. – Gdybyś żył normalnie i pracował, to miałbyś teraz rentę albo nawet emeryturę.
– Jeśli mi nie pomożecie, to nie wiem, co ze mną będzie, chyba pójdę do noclegowni – skarżył się.
Wróciliśmy ze szpitala przygnębieni.
– Bezczelny pijaczyna – denerwował się Jarek. – Przecież my jesteśmy młodzi, dopiero na dorobku, ja mam rodzinę na utrzymaniu, ty mało zarabiasz, a on wymaga od nas pomocy! Za nic w świecie!
– A ja myślę, że powinniśmy mu jakoś pomóc – westchnęłam ciężko. – To mimo wszystko nasz ojciec, ma na starość zostać bezdomnym?
– A stać nas na to? – zapytał brat.
– A poza tym on nas nie wychowywał, nawet nie płacił alimentów, a pamiętasz, jak nas bił?
– Pamiętam, tego nie da się zapomnieć, ale nie wybaczę sobie, jeśli on umrze gdzieś na ulicy – powiedziałam.
Ostatecznie zawarliśmy z ojcem ugodę przed sądem. Ustaliliśmy, że będziemy z bratem składać się co miesiąc po 400 złotych i wpłacać te pieniądze na konto domu opieki społecznej, w którym zamieszkał ojciec. Jarek nadal nie utrzymuje z nim kontaktu, ale ja odwiedzam ojca średnio raz na miesiąc. Jest we mnie dużo żalu, jednak nie potrafię tak zupełnie się od niego odwrócić.
Czytaj także:
„Bajerowałem i porzucałem dziesiątki kobiet. Przestałem dopiero, kiedy jakiś frajer zrobił to samo mojej siostrze”
„Wyszłam za obrzydliwego szowinistę. Zabrał mi całą niezależność, zabronił pracować. Mogłam tylko sprzątać i gotować”
„Znalazłam samotne 5-letnie dziecko w autobusie. Chciałam mu pomóc, a jego matka oskarżyła mnie o uprowadzenie”