„Wyszłam za obrzydliwego szowinistę. Zabrał mi całą niezależność, zabronił pracować. Mogłam tylko sprzątać i gotować”

Wyszłam za szowinistę fot. Adobe Stock, fizkes
– Moja mama robi tacie śniadania ponad trzydzieści lat. Nawet kiedy jest chora. I jakoś nigdy nie narzeka – mruknął mój mąż, dodając, że przecież on zarabia. – Lubię takie odrobinę głupiutkie kobietki, nie jakieś cholerne feministki! – wrzasnął.
/ 20.09.2021 13:02
Wyszłam za szowinistę fot. Adobe Stock, fizkes

Przemka poznałam na parapetówce u przyjaciółki. Od razu wpadł mi w oko – zresztą zawsze lubiłam wysokich i takich trochę misiowatych brunetów. Nie czekałam, aż zrobi pierwszy krok. Po prostu wyciągnęłam go do tańca i tak się zaczęło...

Już następnego dnia zaprosił mnie na kolację

Nie miałam na sobie nic wyjściowego, bo wracałam prosto z treningu siatkówki; on natomiast... przyszedł w garniturze, z bukietem róż w ręku.

Ojej, przepraszam, nie spodziewałam się, że będziesz aż taki oficjalny – roześmiałam się.

Ale jemu nie było do śmiechu.

– Tutaj? – szepnęłam, kiedy wchodziliśmy do jednej z najdroższych restauracji w mieście.

– A czego się spodziewałaś? Że zabiorę cię do KFC? – zapytał z przekąsem.

Pamiętam, że rozmowa marnie nam się wtedy kleiła, zupełnie inaczej niż na imprezie. Zaczęłam się nawet zastanawiać, czy w ogóle warto jeszcze się z nim umawiać, ale Przemek nie rezygnował.

Zapraszał mnie do kina, na spacery, kupował kwiatki i czekoladki. Nie minęły dwa miesiące, a już zaczął przebąkiwać coś o ślubie, co było o tyle śmieszne, że my jeszcze nawet nie… No wiecie. Były pocałunki, jego dłonie zapuszczały się czasem pod moją sukienkę, ale nic poza tym.

Prawdę mówiąc, zaczęło mnie to nieco frustrować

Którejś soboty zwierzyłam się przyjaciółce.

– Słuchaj, on jest strasznie konserwatywny. Ma takie poglądy, jakbym słyszałam mojego dziadka Antoniego! – wybuchłam śmiechem przy drinku.

Magda omal nie spadła z barowego stołka, kiedy usłyszała, że jeszcze nie przespałam się z Przemkiem.

– Czekaj, bo nie wiem, czy łapię. Ty mówisz o tym wysokim brunecie, który od jakichś dwóch miesięcy przychodzi po ciebie na treningi? Tyle czasu i jeszcze żadnego figo fago? – prychnęła, niemal krztusząc się swoim drinkiem.

– Nie wiem, czy to jest śmieszne – mruknęłam. – Zaczynam się zastanawiać, czy on przypadkiem nie chce z tym czekać aż do ślubu, tym bardziej, że już o tym gada...

Sytuacja zaczęła się robić groteskowa. Miałam dwadzieścia cztery lata, bynajmniej nie ślubowałam celibatu, dziewicą też przecież nie byłam, a trafiłam na faceta, który za bardzo nie potrafił, hmm...  rozpakować prezentu.

Czas mijał.

Przemek zaprosił mnie na weekend w góry

Myślałam, że tym razem TO musi się stać. Niestety… Były spacery, pocałunki, czułe szepty i obietnice wspólnego szczęścia, ale wieczorem mój facet po prostu… szedł spać do swojego pokoju, życząc mi dobrej nocy.

Byłam naprawdę sfrustrowana. Przeszło mi nawet przez myśl, że może do siebie nie pasujemy i powinniśmy się rozstać, jednak kilka dni później Przemek totalnie mnie zaskoczył. Pojawił się w moim mieszkaniu niezapowiedziany, z tym swoim tradycyjnym bukietem róż w dłoniach i odstawiony w garnitur, jak stróż w Boże Ciało, padł na kolana, prosząc mnie o rękę.

Biorąc pod uwagę, że byłam akurat w dresie i kapciach – tygryskach, musieliśmy stanowić osobliwą parę, niemniej jednak zaskoczona i, co tu kryć, mile połechtana jego zaangażowaniem powiedziałam „tak”. Magda nie kryła rozbawienia.

– Anka, ty naprawdę chcesz kupić kota w worku? – dziwiła się.

Powiedziałam, że tak. Trochę się bałam, ale z drugiej strony… W moim związku z Przemkiem było coś innego niż w poprzednich. Dużo rozmawialiśmy, nie patrzyłam na niego przez różowe okulary, po prostu chciałam go poznać.

A seks? Brakowało mi go, ale powiedziałam sobie, że mogę się poświęcić.

Ślub wzięliśmy po pół roku znajomości

Ceremonia była wzruszająca, a ja… czułam się świeża i godna tego sakramentu. Po sześciu miesiącach przymusowego celibatu czułam, że naprawdę zasługuję na coś wyjątkowego. Noc poślubna, wbrew moim obawom, okazała się całkiem gorąca.

Zdałam sobie sprawę, że pomimo tego nietypowego narzeczeństwa i uprzedzeń, jakie żywiłam, jestem szczęśliwa. Pierwsze tygodnie były niezapomniane. Przemek otaczał mnie opieką, dosłownie nosił na rękach.

Jednak kilka miesięcy po ślubie pojawiły się między nami pierwsze zgrzyty. Studiowałam resocjalizację i byłam jedną z najlepszych studentek na roku. Miałam wkrótce bronić pracy magisterskiej i całe dnie spędzałam na ostatnich przygotowaniach, co najwyraźniej nie podobało się mojemu mężowi.

– Myślałem, że do tych studiów podchodzisz bardziej lekko, kotku – powiedział mi któregoś wieczoru. – No wiesz, tytuł przed nazwiskiem ładnie wygląda, ale żeby tak się przemęczać? Przecież i tak nie będziesz pracować w zawodzie – mruknął, dodając, że jego żona nie będzie zadawać się z bandziorami w jakimś zakładzie karnym.

– Słucham?! – roześmiałam się, mając nadzieję, że Przemek żartuje, ale wyglądał na śmiertelnie poważnego.

Przecież ja świetnie zarabiam. Od rodziców dostałem ziemię, niedługo będziemy się budować. Za jakiś rok, może półtora chciałbym mieć pierwsze dziecko, to chyba jasne – usłyszałam.

Chciałbyś mieć pierwsze dziecko, więc mam rzucić wszystko i zostać kurą domową?! – wybuchłam.

– Czemu nie? Źle ci będzie? – zapytał Przemek, dodając, że on nie wyobraża sobie innego rozwiązania.

– Więc wybacz, ale ja mam nieco inne plany – warknęłam wkurzona.

Nocą nie mogłam spać.

Popłynęły moje pierwsze w tym małżeństwie łzy i były naprawdę słone

„Czy to możliwe, że poślubiłam jakiegoś szowinistę, który w imię dbania o moje „dobro” chce mnie zamknąć w domu otoczoną gromadką dzieci?”.

Nagle zdałam sobie sprawę, że właściwie przed ślubem mieliśmy tyle tematów, ale o naszej wizji rodziny jakoś nie rozmawialiśmy. Najwidoczniej dla mnie było jasne, że Przemek będzie chciał ze mną żyć na luzie, jak to robią młode małżeństwa, a dla niego było oczywiste, że ja czym prędzej zajdę w ciążę i zostanę jakąś nadopiekuńczą kwoką!

Rano unikałam męża, jak mogłam. Dopiero prośba o jajecznicę wyprowadziła mnie z równowagi.

Nie potrafisz sobie sam usmażyć? Robię ci śniadania niemal co rano i już mnie to zmęczyło – syknęłam.

Przemek wyglądał na niebotycznie zdumionego.

– Moja mama robi tacie śniadania ponad trzydzieści lat. Nawet kiedy jest chora. I jakoś nigdy nie narzeka – mruknął mój mąż, dodając, że przecież on zarabia.

– A ja co?! Leżę i pachnę?! Przecież studiuję, cały czas coś robię, do cholery! – krzyknęłam.

– Na własne życzenie. Równie dobrze mogłabyś leżeć i pachnieć. Lubię takie odrobinę głupiutkie kobietki, nie jakieś cholerne feministki! – wrzasnął Przemek, z furią stawiając patelnię na maszynce.

Wyszłam z mieszkania tak wściekła, że aż mną trzęsło

„Za kogo ja wyszłam?” – myślałam, bez celu krążąc po osiedlu.

Do mieszkania wróciłam dopiero, gdy byłam pewna, że Przemka już w nim nie ma, spakowałam parę najniezbędniejszych rzeczy, napisałam mężowi krótką wiadomość i pojechałam do siostry. Czekałam, aż Przemek zjawi się z kwiatami, przeprosi, porozmawia ze mną, ale nic takiego się nie stało. Minęły dwa dni, a mąż nawet nie wysłał mi SMS-a.

Zdałam sobie sprawę, że część potrzebnych mi na uczelnię notatek została w mieszkaniu i pojawiłam się tam, żeby je zabrać. Przemka powinno w tym czasie nie być, jednak był…

– Przeszły ci dąsy, skarbie? – powitał mnie sarkazmem.

– Przyjechałam po notatki – mruknęłam, chcąc go wyminąć.

Życzyłbym sobie, żebyś wróciła do domu – powiedział Przemek stalowym głosem, dodając, że ślubowałam mu miłość, wierność i posłuszeństwo.

– Z tym posłuszeństwem to się tak nie zapędzaj. Mamy 21. wiek, a nie średniowiecze – warknęłam.

– Bądź tak łaskawa i wracaj, zanim się zdenerwuję! – powiedział ostro.

Byłam w szoku. Nie poznawałam własnego męża!

– Więc tak teraz będziemy rozmawiać? I co dalej? Zamkniesz mnie tutaj i powiesisz sobie klucz na szyi? – zakpiłam.

O dziwo, mąż wyglądał na skruszonego.

– Przepraszam – powiedział cicho. – Po prostu za tobą tęsknię. I martwię się. Wszystkim. Tym, że chcesz pracować w jakimś cholernym więzieniu i tym, że nie pozwalasz, abym się tobą opiekował…

Zmiękłam jak wosk i po chwili całowaliśmy się jak szaleni, zdzierając z siebie ciuchy. Wróciłam do domu. Początkowo było całkiem obiecująco – powoli uczyłam Przemka, że będzie mi miło, jeśli od czasu do czasu to on poda mi śniadanie do łóżka, czy zmyje stosy garnków.

Rozmawiałam z nim o moich studiach, tłumaczyłam, ile dla mnie znaczą. Mówił, że rozumie, ale chyba jednak nic z tego nie łapał…

Afera wybuchła któregoś poranka.

Mąż wszedł do kuchni, kiedy zażywałam pigułki

Leżały na stole i Przemek zaraz po nie sięgnął.

– Co to jest?! – warknął, podsuwając mi opakowanie pod sam nos. – Antykoncepcja hormonalna?! Ty nie wiesz, że to ciężki grzech?! I w dodatku są podejrzenia, że powoduje raka! – wrzasnął, a potem wyrzucił tabletki prosto do kosza.

Wyjęłam je stamtąd, warcząc, żeby nawet nie próbował mi ich zabrać. Zamknęłam się w sypialni i zaczęłam ryczeć.

„Chryste Panie, poślubiłam troglodytę!” – myślałam z przerażeniem.

Wieczorem nie miałam ochoty wracać do domu. Wybrałam się na piwo z ludźmi z uczelni i wyłączyłam komórkę. W mieszkaniu pojawiłam się dopiero po północy, licząc na to, że Przemek będzie już spał. Nie spał. Czekał na mnie w salonie. Na stole paliły się świece, kieliszki po prababci i talerze Rosenthala mówiły same za siebie.

„Mój szowinistyczny mąż postanowił pobrudzić sobie ręce babską robotą i przygotował kolację” – pomyślałam.

Może powinna mnie wzruszyć ta scena, ale tylko mnie wkurzyła.

„Jak on mnie traktuje?! Nie liczy się z moim zdaniem, nie szanuje poglądów, a kiedy przegnie, przekupuje mnie kwiatkiem albo kolacją! Tym razem tak gładko mu nie pójdzie” – zdecydowałam.

– Przepraszam, słoneczko – Przemek objął mnie w pasie i przyciągnął do siebie. – Chodź, tęskniłem za tobą – wymruczał, rozsuwając zamek mojej sukienki.

– Zostaw mnie, nie mam ochoty – odepchnęłam go niechętnie.

Skrzywił się, jakbym dała mu w twarz.

– Pewnie, że nie masz ochoty. To po tych tabletkach spada libido! – warknął. – Na dodatek jesteś pijana i paliłaś!

– Jesteś moim ojcem, czy jak? – roześmiałam mu się prosto w twarz.

– Z kim byłaś?! – załomotał w drzwi łazienki, w której się zamknęłam.

– Z kolegą – skłamałam, specjalnie grając mu na nerwach.

– Nie życzę sobie, żebyś włóczyła się po barach z jakimiś kolesiami, słyszysz?! – darł się Przemek.

„Zamknij się w końcu!” – pomyślałam, odkręcając kran nad wanną.

– Nie powinnaś kąpać się pijana – usłyszałam znowu głos mojego męża.

– Na litość boską, wypiłam dwa piwa! – wrzasnęłam przez drzwi.

– To o dwa za dużo! – powiedział Przemek, dodając, że nie ma nic gorszego niż cuchnąca papierosami i piwem kobieta.

– Wiem, wiem. Twoja matka przez ponad trzydzieści lat małżeństwa nie wzięła alkoholu do ust – zakpiłam.

„Co za dupek?!” – piekliłam się. „Jak mamy się dogadać, skoro dzień w dzień dochodzi do takich afer?”.

Co gorsza, nie miałam już najmniejszej ochoty iść na kompromisy, a mój mąż stawał się coraz bardziej nieznośny.

Awantury wybuchały z byle powodu

Przemek spodziewał się, że codziennie będę mu robić dwudaniowy obiad, a nie „truć” go kupnym żarciem. Z biegiem czasu stawał się coraz bardziej szowinistyczny, jakby powoli pokazywał prawdziwe oblicze – rozrzucał po mieszkaniu brudne skarpety, nawet szklanki za sobą nie umył, wymagał, żebym go opierała, prasowała jego rzeczy.

Co niedziela miałam z nim chodzić do kościoła, chociaż ja wcale nie jestem wierząca; nie mogłam zbyt wyzywająco się ubierać, wychodzić ze znajomymi, pić ani palić. Stale gadał o tym, że mogłabym już zajść w ciążę i przeszukiwał moje rzeczy w poszukiwaniu tabletek antykoncepcyjnych.

Nie biorę ich już – kłamałam mu w żywe oczy, bo tak naprawdę pigułki trzymałam ukryte w… piwnicy.

Czarę goryczy przelała choroba matki męża. Teściowa, która zresztą nigdy mnie nie lubiła, dostała wylewu i mąż oczekiwał, że po kilka godzin dziennie, siedem dni w tygodniu, będę się nią opiekować. Nie chciał słyszeć ani o żadnej pielęgniarce do pomocy, ani o innym rozwiązaniu.

– Jesteś moją żoną, to jest twój obowiązek – usłyszałam.

Potem Przemek dodał, że skoro właściwie wciąż mnie utrzymuje, to mogłabym się jakoś odwdzięczyć! Wyszłam wtedy z domu tak jak stałam, a kilka dni później zadzwoniłam do prawnika zdecydowana na rozwód.

Dłużej z tym człowiekiem nie wytrzymam. Moi rodzice mówią, że może powinniśmy iść na jakąś terapię, walczyć o to małżeństwo, ale ja nie mam ochoty. Znudziło mi się życie z tym szowinistycznym troglodytą, który nawet nie udaje, że chce się zmienić. Dość tego! 

Czytaj także:
„Po ślubie moja Kalinka zmieniła się w jędze nie do wytrzymania. Szkoli mnie jak w wojsku. Ktoś mi podmienił żonę"
„Urodziłam i mąż stracił na mnie ochotę. Woli po nocach oglądać porno niż pójść ze mną do łóżka. Czuję się jak śmieć"
„Po 12 latach pracy, dzięki której wzbogacił się on, jego dzieci i jego była żona, ja nie mam nic”

Redakcja poleca

REKLAMA