Wpadłam do ojca bez zapowiedzi. Zwykle odwiedzałam go w sobotę, a Krzysiek zapraszał go do siebie na niedzielny obiad. Taki mieliśmy niepisany układ z bratem. Nie chcieliśmy, żeby tata spędzał weekendy sam. Odkąd mama zmarła, to właśnie wolne dni były dla niego najtrudniejsze.
Baliśmy się, że samotność go przytłoczy. W tygodniu miał bowiem zajęcia w szkole. Przekroczył niedawno sześćdziesiątkę, ale nadal lubił uczyć. Udało mu się złapać kilka godzin w jednym z liceów, i moim zdaniem to go trzymało przy życiu po odejściu mamy.
Tego dnia akurat wcześniej skończyłam spotkanie z klientem i w drodze do domu pomyślałam, że podrzucę tacie jakieś zakupy. Dzwoniłam kilka razy do drzwi, ale odpowiedziała mi tylko głucha cisza. Miałam swoje klucze, więc weszłam, żeby chociaż zostawić zakupy. Na stole w kuchni stała niedopita kawa i pozostałości z obiadu. Drzwi balkonowe były uchylone, choć zbierało się na burzę.
Naprawdę bardzo się o niego martwiłam
„Ojciec musiał wyskoczyć na chwilę do sklepu” – pomyślałam, po czym zamknęłam okna, usiadłam w salonie i zadzwoniłam do taty. Jego komórka odezwała się z sypialni. Została na łóżku. Jeszcze wtedy nie spanikowałam. „W końcu nie musi do spożywczaka biegać z telefonem” – pomyślałam. Włączyłam telewizor, próbowałam zawiesić na czymś oko, żeby się nie nudzić. Ale czas mijał, a ojciec nie wracał. Zaczęłam się niepokoić.
Wyszłam przed blok, zajrzałam do ulubionego sklepu taty, po drodze spotkałam kilku sąsiadów. Z żadnym ojciec tego dnia nie rozmawiał, nikt go nawet nie widział. Wystraszyłam się. Godzinę później przyjechał brat. Ja w tym czasie zdążyłam obdzwonić już szkołę ojca, wszystkie szpitale i najbliższych krewnych, do których mógł się wybrać. Nikt nic nie wiedział. Na policji kazali nam czekać.
– Przez pierwszą dobę od zaginięcia nic nie możemy zrobić – usłyszeliśmy.
Jeszcze nigdy w życiu tak się nie bałam
Niecałe dwa lata temu stałam się półsierotą. Mama odeszła po chorobie, stanowczo za szybko. Nie byłam gotowa na stratę drugiego rodzica. A wyobraźnia robiła swoje. Próbowałam za wszelką cenę wymazać z głowy te potworne obrazy, które wyświetlały mi się przez całą noc. Na jednym z nich tata popełnił samobójstwo i znaleźliśmy go powieszonego w lesie. Na innym ktoś go wywabił z domu pod byle pretekstem i coś mu zrobił. Na kolejnym potrącił go samochód…
Ojciec, mimo nie najmłodszego już wieku, był w niezłej formie. Dużo spacerował, jeździł na rowerze, do sześćdziesiątki codziennie uprawiał jogging. Później zaczął mieć problemy z kolanami i lekarz zabronił mu biegać. Za to wysłał go do sanatorium. Oboje z bratem cieszyliśmy się, że tam pojedzie. Nowe towarzystwo, podreperowanie zdrowia, zmiana otoczenia miały przywrócić mu dawne siły. Wrócił w całkiem niezłym nastroju, a niecały miesiąc później po prostu znikł.
Rozwiesiliśmy ogłoszenia w całym mieście, komunikat o zaginięciu ukazał się w dwóch lokalnych gazetach i w wiadomościach w telewizji regionalnej. Wspierało mnie mnóstwo przyjaciół i oczywiście dalsza rodzina.
5-tego dnia zadzwonił telefon
Byłam pewna, że to z policji. Przy każdym dzwonku komórki zrywałam się na równe nogi, czekałam na jakąkolwiek wiadomość o tacie. To jednak nie był policjant, tylko młody, dwudziestoletni chłopak, który powiedział mi, że mój ojciec jest w Międzyzdrojach i ma się całkiem nieźle.
– Przyjechał kilka dni temu i odpoczywa w domku letniskowym mojej babci – powiedział. – Jestem tu już ponad tydzień, bo zawsze jak chcę wpaść nad morze, to babcia daje mi wolny pokój, ale wczoraj przyjechała do mnie dziewczyna z Torunia. I to ona powiedziała, że widziała w jakiejś gazecie zdjęcie tego pana. Znaleźliśmy później informację w internecie, a tam był pani numer telefonu. Dlatego dzwonię. Proszę się już nie niepokoić. Ten pan jest cały, zdrowy i chyba zakochany w mojej babci.
Nie wiedziałam, czy najpierw przytulę ojca, czy zrobię mu karczemną awanturę. Cieszyłam się jak dziecko, że jest cały, ale w głowie mi się nie mieściło, żeby dorosły człowiek mógł zrobić coś tak nieodpowiedzialnego.
– Omal z Krzyśkiem nie zeszliśmy na zawał! – wyrzucałam mu, kiedy już przyjechaliśmy do tego pensjonatu.
– Mogłeś zadzwonić, zostawić kartkę, dać znać, że żyjesz – dodał brat.
– Dajcie spokój – powiedział ojciec, patrząc na nas spode łba. – Robicie mi obciach przed Teresą – wskazał na zadbaną dojrzałą panią, która ponoć nie wiedziała, że ojciec jest u niej „na gigancie”. – Zaraz byście mi mówili, że mam na tyłku siedzieć, bo już stary jestem, kolana mi wysiadają, w moim wieku tylko telewizor, gazety, a za chwilę cmentarz – powiedział tata. – A ja chciałem się z Teresą spotkać.
– Poznaliśmy się w sanatorium – wtrąciła się Teresa, żeby załagodzić sprawę. – Jestem z Poznania, ale tutaj mam domek, w którym odpoczywam latem. – Jeśli nie macie nic przeciwko temu, chętnie zaopiekuję się Adamem przez resztę wakacji – uśmiechnęła się. – Tym razem już legalnie, za wiedzą i zgodą całej rodziny.
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”