Przez całą podstawówkę byłem pewien, że moi rodzice są świetną parą. Oboje atrakcyjni, mili, wykształceni, energiczni i wysportowani. Ludzie mówili, że rzadko się spotyka takie fajne i pasujące do siebie małżeństwo.
Z tamtego okresu nie pamiętam żadnych domowych nieporozumień, kryzysów, cichych dni i sprzeczek. Rosłem w przeświadczeniu, że każdy problem można przedyskutować i dojść do porozumienia, że nie ma takiej sprawy, której nie dałoby się załatwić, jeśli się tego wspólnie chce. Kiedy moi koledzy narzekali na piekło w domu, opowiadali o wiecznie kłócących się rodzicach, myślałem, że jestem szczęściarzem. Miałem bezpieczny, dostatni, miły dom i nie musiałem się nikogo bać ani wstydzić.
Po raz pierwszy pomyślałem, że nie wszystko jest takie różowe, kiedy kończyłem gimnazjum i zastanawiałem nad wyborem szkoły średniej. Niedaleko naszego domu było bardzo dobre liceum ogólnokształcące, więc zdziwiłem się, gdy mama powiedziała, żebym pomyślał o innej szkole.
– Czemu? – zapytałem. – To blisko, poza tym większość moich kolegów tam idzie… W dodatku mają świetną drużynę siatkówki i dwie klasy informatyczne. Gdzie mi będzie lepiej?
– Masz rację – odpowiedziała. – Ale ja się zastanawiam nad przeprowadzką, więc odpada najważniejszy argument. A kolegów wszędzie znajdziesz.
– A co tata na ten pomysł? Jeszcze niedawno z nim gadałem i nie miał nic przeciwko, żebym składał papiery właśnie tutaj.
Razem, lecz osobno
–Tata ma swoje plany, a ja swoje – usłyszałem. – Nie zawsze jest tak, jak by się chciało. Może się więc zdarzyć, że będziesz musiał się dostosować i zrezygnować z niektórych planów. Przykro mi.
Strasznie przeżyłem tę rozmowę. Ja, duży już przecież chłopak, prawie się rozryczałem z emocji, dostałem gorączki, bólu głowy, no pochorowałem się tak, że mama i tata porządnie się wystraszyli. Ta huśtawka trwała ze dwa tygodnie, ale była potrzebna, bo skończyły się dyskusje o przeprowadzce, a rodzice stwierdzili, że ja jestem najważniejszy i trzeba wszystko ustawić pode mnie. Od tej chwili miałem spokój w domu, tylko tatę widywałem coraz rzadziej, bo jak mi wytłumaczył – zmienił pracę i większość czasu spędzał w delegacjach.
Istotnie, był w domu rzadkim gościem i pewnie dlatego szybko dostrzegłem, jak bardzo się zmienia. Zawsze był bardzo przystojny, ale teraz odmłodniał, inaczej się strzygł i ubierał, miał doskonałą sylwetkę wyrzeźbioną na siłowni i wyglądał jak mój starszy brat, a nie ojciec.
Miałem wrażenie, że mamę to irytuje. Zachowywała się dziwnie; czasami nawet pozwalała sobie na jakieś ironiczne albo uszczypliwe uwagi, co nigdy wcześniej się nie zdarzało. Niby było między nimi dobrze, jednak ja czułem w tym wszystkim fałsz. W dodatku zrobili generalny remont w naszym mieszkaniu i wyszło na to, że każde z nich urządziło sobie własną sypialnię; rzekomo tylko na czas remontu, a potem tak już zostało… Byłem prawie dorosły, uznałem, że nie wypada mi się wtrącać w intymne sprawy, więc o nic nie pytałem. Myślałem, że po prostu trochę się od siebie oddalili, ale to nie jest nic poważnego. Dopiero pewna podsłuchana rozmowa uświadomiła mi, jak bardzo się mylę.
To było na krótko przed moją maturą, koniec bardzo ciepłego kwietnia, późny wieczór, prawie noc. Wracałem od kumpli i myślałem, że rodzice już śpią, bo w domu było prawie ciemno. Otworzyłem drzwi cichutko i na palcach wszedłem do przedpokoju. Już prawie otwierałem drzwi do siebie, gdy usłyszałem ich glosy: siedzieli w kuchni przy zgaszonym świetle i się kłócili. Szeptem, to prawda, ale to była kłótnia, ostra, okropna, szeptana awantura dwojga wrogich sobie ludzi. Nie oszczędzali się. Mnie też nie oszczędzali. Nie wiedzieli, że stoję za przymkniętymi drzwiami.
Słyszałem każde słowo, niestety…
– Żałuję, że cię posłuchałam – powiedziała mama. – Trzeba było już wtedy to zakończyć i iść swoją drogą. Ale ty mi zawróciłeś w głowie, żeby poczekać, aż będzie doroślejszy, że niby wtedy łatwiej wszystko zrozumie. Co za durnota! Po co ja cię posłuchałam? Co to zmieniło? Jest jeszcze gorzej, bo ja nie mogę na ciebie patrzeć. Brzydzę się, rozumiesz? Brzydzę!
– A ja nie żałuję – odparł ojciec. – Przynajmniej spokojnie skończy szkołę, a gdybyśmy zrobili, jak chciałaś, kto wie, co by było. To wrażliwy chłopak, nie pamiętasz, jak się wtedy pochorował? Kto wie, czy w ogóle by się uczył…
– Nie udawaj, że chodzi ci o syna – mama podniosła głos. – Masz go w nosie. Tobie chodzi tylko o własną wygodę i spokój. Robisz z siebie dobrego tatusia, żeby ludzie nie gadali, że od lat masz podwójne życie, ale ja już nie mam zamiaru cię dłużej kryć. Koniec kłamstw!
„Jak koniec, to koniec” – pomyślałem.
Wszedłem do kuchni i zapaliłem światło, a oni patrzyli, jakbym przyleciał z kosmosu.
– O co wam chodzi? – zapytałem. – I czego ja nie wiem? No, karty na stół!
– Synu – zaczął ojciec. – To nie jest dobra pora. Wszystko ci powiem, ale po twoich egzaminach…
– Nadal chcesz go oszukiwać? – mama była nieprzejednana. – Ma prawo pytać.
– Zaraz, mamo – przerwałem jej. – Umiem mówić, nie jestem już dzieckiem. Czy chodzi o to, że ojciec cię zdradza? Ma kochankę?
– Kochankę?! – krzyknęła mama. – Gdyby chociaż kochankę, toby było jakoś normalne, ale twój tatuś ma ich na pęczki...
Sufit mi spadł na głowę. To był koszmar. Spytałem ojca, czy to prawda, a on potwierdził. Wtedy go uderzyłem, a on… mi oddał. Pierwszy raz w życiu podniósł na mnie rękę. Nie podszedłem do matury w tamtym roku. Ojciec się wyprowadził i nie było z nim żadnego kontaktu. Ja głównie leżałem na kanapie i słuchałem muzyki.
W pokoju był straszny zaduch i bałagan, ale to mi nie przeszkadzało. Żaluzje opuszczone, nikt nas nie odwiedzał, jadłem byle co i tylko wtedy, gdy kiszki zaczynały mi się skręcać z głodu. Telewizor grał na okrągło, dopóki się nie zepsuł, ale i to mnie niespecjalnie obeszło. Miałem w nosie wszystko i wszystkich… mamę też.
Gdybym miał gorszych rodziców, gdyby się kłócili i tak dalej, byłoby mi łatwiej, ale ja z nieba wpadłem do piekła, bez żadnego przygotowania. Czułem się skrzywdzony, zdradzony, oszukany, odarty z godności i wystawiony na pośmiewisko.
Nie jestem gotowy na spotkanie
Przez ponad rok żyliśmy z mamą obok siebie, prawie nie rozmawiając. Chodziła do pracy, gotowała jakieś zupy, które czasami jadłem, zmieniała mi pościel i ręczniki, zostawiała prane ubrania i niczego ode mnie nie chciała. Minęły święta, potem drugie, a u nas było bez zmian. Wreszcie kiedyś niespodziewanie mama przyszła do mnie i stając w drzwiach, powiedziała:
– Od jutra będziesz tu sam, chyba że wpuścisz ojca… Ja idę do szpitala, będę miała operację, nie wiem, kiedy wrócę. Nie pytam, czy sobie poradzisz, bo nie masz innego wyjścia. Czynsz, światło i gaz opłaciłam na trzy następne miesiące. Pranie złożyłam w szafie. Starczy ci na jakiś czas. W lodówce jest jedzenie na najbliższe dni. To do widzenia…
– Jak to „wpuścisz ojca”? – wyjąkałem.
– No, to twój ojciec, więc pewnie będzie chciał tu do ciebie zajrzeć.
– I ty to mówisz?
– Ja. My mamy ze sobą kontakt, nawet dosyć częsty. Co było, to było, ale bez twojego ojca bym sobie nie poradziła, więc doceniam jego pomoc, szczególnie teraz. Ty zrobisz, jak zechcesz, jesteś dorosły.
– Ale przecież on…
– Nie zapędzaj się. Moja wina, że tak się wszystko między nami skomplikowało. Byłam wściekła, a złość zawsze wszystko niszczy między ludźmi. Trochę trwało, zanim to zrozumiałam i pogodziłam się z myślą, że to niczyja wina. Ojciec jest, jaki jest, ale to przyzwoity człowiek i kocha cię bardzo, więc jeśli się zdecydujesz mu odpuścić chociaż trochę, wam obu będzie lżej. Ja mogę ci tylko powiedzieć: synu, wróć do świata żywych. Całe życie przed tobą!
Odwiedzam mamę w szpitalu. Jest słaba i długo będzie potrzebowała opieki. Wczoraj natknąłem się na ojca, który podobno murem siedzi przy jej łóżku. Posiwiał, ale nadal wygląda dobrze i młodo. Kiwnęliśmy sobie na powitanie, ale nie podeszliśmy, żeby pogadać. Jeszcze nie jestem gotowy. Czy kiedyś będę? Nie wiem. Może…
Czytaj także:
„Wyswatały nas… nasze babcie. Uknuły szczegółową intrygę, a my wpadliśmy jak śliwki w kompot”
„Wnuk miał nawet mieć dziewczynę taką, jaką wybiorą mu rodzice. Potrzebna była intryga”
„Przyjaciółka uknuła intrygę, by zeswatać mnie ze swoim kolegą. Ta małpa z premedytacją wepchnęła mnie na minę”