Nie mogłam doczekać się weekendu. Planowałam spędzić go w łóżku, z dobrą lekturą i pudełkiem ptasiego mleczka. Kiedy w piątkowe późne popołudnie szykowałam sobie rozgrzewającą herbatę z sokiem z czarnego bzu, zadzwonił telefon.
– Tylko ty możesz mnie uratować! – głos mojej przyjaciółki zabrzmiał tak, jakby stała przed plutonem egzekucyjnym. Był przepełniony strachem, bólem, ale i nadzieją. – Ja się zabiję! Muszę, a nie mogę! – biadoliła.
– Co się stało, Kamila? Gadaj z sensem – próbowałam położyć kres tej lawinie słów, z których nic nie wynikało.
– Na poniedziałek muszę mieć zdjęcia ratusza poznańskiego – oznajmiła.
– No i w czym problem?
– W tym, że właśnie od bratanka złapałam ospę. Wyobrażasz sobie? Ospa w moim wieku! Nie mogę wsiąść do pociągu, żeby pojechać i porobić fotki, a bez nich sypie mi się cały materiał, który mam oddać w poniedziałek. Tylko ty możesz mnie zastąpić…
Na bank widziałam go po raz pierwszy
Siedząc w pociągu, przeklinałam po trzykroć swoje miękkie serce. W związku z przebudową węzła kolejowego podróż wydłużyła się niemiłosiernie. Na dodatek nie działało ogrzewanie, a kawa rozwożona przez serwis cateringowy okazała się letnia lurą.
Znowu uległaś temu zawoalowanemu pochlebstwu, wyrzucałam sobie. „Tylko ty jesteś w stanie zrobić naprawdę dobre zdjęcia” – czarowała Kamila tak długo, aż się zgodziłam. Wprawdzie na koniec dodała jakoś mgliście „nie pożałujesz, odwdzięczę się”, ale w tym momencie butelka dobrego wina, którą niechybnie dostanę za tę misję, wydawała mi się nędzną gratyfikacją.
Wreszcie, po prawie pięciu godzinach jazdy, pociąg wjechał na dworzec. Przeczekałam pandemonium przy drzwiach – specjalnie mi się nie spieszyło, wszak ratusz nie ucieknie. Stawiałam właśnie nogę na ostatnim stopniu wagonu, kiedy nagle poczułam, że się unoszę. Moja twarz wylądowała w czyjeś kurtce, a nogi zadyndały w powietrzu.
– Jesteś, jesteś nareszcie! – usłyszałam podekscytowany, radosny głos, niewątpliwie męski. – Bałem się, że nie przyjedziesz.
Z trudem odsunęłam głowę od tamującej mi oddech kurtki.
– Proszę mnie postawić – zażądałam stanowczo. – To jakaś pomyłka…
– Ha, ha, ha! Dowcipna jak zawsze – zamiast mnie postawić na ziemi, osobnik okręcił mną parę razy. – Ale taką właśnie cię lubię.
Kiedy wreszcie osiągnęłam stabilną pozycję pionową, popatrzyłam na tego szaleńca. Nieco otumaniona, uważnie wpatrywałam się w faceta, którego na bank widziałam pierwszy raz w życiu. Gdybym go kiedykolwiek spotkała, nie zapomniałabym. Nie da się zapomnieć takich błękitnych oczu okolonych ciemnymi rzęsami, niesfornych, wijących się włosów i sylwetki mierzącej na oko ze dwa metry.
– Kim pan jest? – zapytałam nieco rozżalona, że zaraz pomyłka się wyjaśni i to bóstwo zniknie mi z oczu. – Czy my się znamy?
– Weroniko, nawet tak nie żartuj – powiedział surowo, choć w lazurowych oczach tańczyły wesołe chochliki.
Zamarłam. Skąd znał moje imię? Może to ja na skutek długiej, nudnej podróży uległam jakiejś amnezji i nie rozpoznaję znajomych? Musiałam mieć bardzo dziwną minę, bo facet popatrzył na mnie z namysłem.
– Aaaa… już kumam! – pokazał zęby w olśniewającym uśmiechu. – Chcesz formalnie? Skoro szanowana pani ma takie życzenie, proszę bardzo. Uniżony sługa, Rafał.
Skłonił się przesadnie nisko, wyraźnie biorąc to za element jakiejś zabawy.
– Weronika – podałam mu dłoń, którą chwycił niespodziewanie delikatnie.
– Dziewczyno, musisz być potwornie głodna. Chodź, najpierw cię nakarmię.
Nie zważając na protesty, wziął mój skromny bagaż i pociągnął mnie za sobą.
Nagle zrozumiałam, co tu się wydarzyło
Po chwili siedzieliśmy w przyjemnym bistro nad talerzem tostów i kubkami z czekoladą.
– Pamiętam, że lubisz czekoladę z dodatkiem chili – powiedział, kiedy wyraziłam swoje uznanie dla napoju.
– Jak to pamiętasz?
– No przecież pisałaś mi o tym.
– O czym jeszcze ci pisałam? – postanowiłam dowiedzieć się czegoś więcej, aby zrozumieć tę absurdalną sytuację.
– Ej, Werka, nie udawaj – żartobliwie pogroził mi palcem – przecież piszemy ze sobą od pół roku. Nie masz pojęcia, jak się ucieszyłem, kiedy wreszcie zgodziłaś się ze mną spotkać… Od kiedy przysłałaś mi swoje zdjęcie, nie mogłem przestać o tobie myśleć. W żółtej sukience wyglądałaś po prostu bosko. Ale w rzeczywistości jesteś jeszcze piękniejsza.
Zrobiło mi się słabo. Miałam tylko jedno zdjęcie w żółtej sukience. Zrobiła mi je Kamila podczas swojego przyjęcia zaręczynowego. Nagle wszystkie elementy układanki wskoczyły na swoje miejsce. Utyskiwanie Kamy, że ciągle jestem sama, jej wypytywanie o różne rzeczy, ta nagła ospa i wysłanie mnie do Poznania… Zaraz, zaraz… Przecież ten jej Artur studiował na politechnice w Poznaniu!
– Słuchaj, wygląda na to, że zostaliśmy wkręceni – powiedziałam cicho do Rafała. – To nie ja do ciebie pisałam…
– Jak to?! – z wrażenia zachłysnął się czekoladą. – Nie ty? A kto?
– Jak amen w pacierzu moja przyjaciółka uknuła całą intrygę. Przykro mi, ale oboje staliśmy się jej ofiarami. Musisz mi uwierzyć – poczułam, że nagle do oczu napływają mi niechciane łzy. – Nic o tym nie wiedziałam.
Rafał spochmurniał. Widziałam, że moje wyznanie zraniło go. Mnie też było smutno. Spodobał mi się, a teraz wszystko się skończy, zanim w ogóle na dobre się zaczęło.
– Więc to wszystko nieprawda? – zapytał nie swoim głosem. – Nie jesteś samotną, wrażliwą dziewczyną, na którą czekałem całe życie?
– Nie wiem, czy wszystko to kłamstwa. Nie mam pojęcia, co ona ci ponawypisywała – wyznałam szczerze. – Ale że jestem sama, to prawda…
Wpatrywał się we mnie intensywnie, a ja odczułam potrzebę opowiedzenia mu o sobie tak szczerze, jak nigdy dotąd nikomu. O skromnym dzieciństwie w małym miasteczku, o nieśmiałości, która utrudniała mi życie, o marzeniach i bolączkach, o swojej pasji fotograficznej…
Wreszcie zabrakło mi tchu i zaschło w gardle, więc umilkłam. Rafał przez cały czas słuchał uważnie, nie spuszczając ze mnie wzroku.
– Mógłbym tak siedzieć i słuchać cię bez końca, ale na pewno jesteś wykończona podróżą. Powiedz mi, masz się gdzie zatrzymać?
– Mam, mam – zapewniłam szybko, nie chcąc go zmuszać do opieki nad sobą. – Kamila zarezerwowała pokój w hotelu. O, tu mam adres. Nie wiesz, czy to daleko?
Nie potrafiłam udawać, że się gniewam
Spojrzał na podsunięty mu karteluszek zapisany zamaszystym pismem Kamili.
– Zawiozę cię tam, ale obiecaj mi, że jak odpoczniesz, umówisz się ze mną na kolację.
– Z przyjemnością. Jak znam Kamilę, to szczegółowo opisała ci, co lubię jeść.
– Sprawdzimy wieczorem, czy informacje są precyzyjne – uśmiechnął się łobuzersko i puścił do mnie oko.
– Tylko że ja o tobie nic nie wiem – zmartwiłam się. – To nie ja czytałam twoje listy.
– Mamy dużo czasu, żeby to nadrobić. Jeśli tylko zechcesz, Weroniko… – zawiesił głos i przez chwilę patrzył mi w oczy. A potem dodał cicho: – Bo ja bardzo bym chciał.
Kiedy dotarłam do hotelu, natychmiast zadzwoniłam do Kamili. Nie odbierała, ale zaraz oddzwoniła.
– Gniewasz się? – zapytała niepewnie.
– A jak myślisz? Tak się nie robi!
Udawałam złość, ale nie dała się nabrać.
– Nie ściemniaj. Rafał to świetny chłopak, a ty jesteś moją najlepszą przyjaciółką. Po prostu musiałam was ze sobą poznać.
– Ale nie w taki sposób – zaprotestowałam. – Zrobiłaś ze mnie idiotkę!
– Chyba przesadzasz… Poza tym, inaczej za żadne skarby bym cię nie namówiła – tłumaczyła się pokornie. – Na każdą propozycję poznania kogoś stajesz okoniem. A Rafał tyle razy sparzył się na tak zwanych „fajnych dziewczynach”, że też nie chciał słyszeć o żadnych ustawionych randkach. Musiałam uciec się do podstępu.
Wieczorem, zgodnie z umową, spotkałam się z Rafałem. Po kolacji długo spacerowaliśmy po poznańskiej starówce. Szliśmy objęci, jakbyśmy znali się od dawna. Dobrze czułam się w jego towarzystwie. Jako architekt miał dużo do powiedzenia o zabytkowych budowlach miasta. Kiedy byliśmy pod ratuszem, poprosiliśmy kogoś z przechodniów, żeby zrobił nam razem zdjęcie. Stoimy na nim objęci, a nasze usta stykają się w pierwszym, nieśmiałym jeszcze pocałunku.
Wysłałam je Kamili z dopiskiem: „Zadanie wykonane. Czy zlecenie zdjęcia o poranku nadal jest aktualne?”. W odpowiedzi przysłała uśmiechniętą buźkę i wiadomość: „Daruj sobie i baw się dobrze. To, które otrzymałam, w zupełności mnie satysfakcjonuje”. „Dziękuję” – to słowo musiało paść. „Nie ma za co” – przeczytałam.
Czytaj także:
„Przyjaciółka postanowiła mnie zeswatać z kolegą swojego faceta. Przeżyłam szok, gdy na randkę przyszedł... mój były”
„Od lat żyłam pod dyktando zaborczej matki. Kiedy próbowała mnie zeswatać z niezaradnym życiowo synem sąsiadki, powiedziałam dość"
„Przyjaciółki zeswatały mnie z rubasznym prostakiem, który już na pierwszej randce wymyślił, że zapędzi mnie do garów”