Powoli schodzili się nasi bliscy i znajomi. Mama siedziała w kaplicy obok mnie i patrzyła na trumnę ze smutkiem, którego nigdy nie zapomnę. Żegnała swojego męża, a ja żegnałam ojca. Najlepszego człowieka, jakiego znałyśmy.
Mężczyznę, który przez tyle lat był jej i moim ideałem. Trzymałam ją za rękę, ale jednocześnie targała mną jedna potrzeba. Żeby podejść do odsłoniętej trumny i… zdjąć tacie z szyi krawat.
Wiem, że to głupie, wiem, że dla niego już nie miało to żadnego znaczenia, ale pamiętałam, jak bardzo nie znosił krawatów. Jak zawsze denerwował się, kiedy mama zmuszała go, żeby założył jakiś do koszuli. W sumie nie tylko w tej kwestii robił to, co wypada. Podążał ścieżkami, które wyznaczała mu mama.
Ona nie robiła tego w złych zamiarach. Dopiero teraz, gdy taty już zabrakło, dostrzegłam, że właściwie on zawsze robił to, co mama uważała za słuszne. Słuchał jej jak mądry piesek, bo wiedział, że ona chce dla niego jak najlepiej.
Szczerze? Nie wiem, czy to było dobre. Tańczył jak ona mu zagra. Nawet teraz...
Tata był bardzo wesołym człowiekiem
Lubił dowcipkować, wygłupiać się, szybko zjednywał sobie ludzi. Ale nie znosił konwenansów, a ubierał się najzwyczajniej, jak to było możliwe. Koszula i spodnie – to wszystko.
– Mamo, dlaczego tata jest w krawacie? – zapytałam szeptem.
– Co? – odpowiedziała pytaniem, jakbym wyrwała ją z letargu.
– Dlaczego tata ma krawat?
– No jak to, dziecko. Do trumny, do garnituru… O co ty mnie zresztą teraz pytasz, kochana?
– Ja wiem, ale mnie to strasznie męczy. Przecież on krawatów nienawidził… – wyszeptałam.
Wiedziałam, że tacie to już teraz obojętne, że on już przecież tego nie czuje. Ale jednocześnie wydawało mi się, że powinnam zadbać o to, aby spoczął w grobie tak, jakby sobie tego życzył. Czułam, że jestem mu ten drobiazg winna.
On zawsze dbał, żeby nikt nie mówił mi, co mi wolno, a czego nie. Zawsze uczył mnie, że sama mam decydować o tym, jak ma wyglądać moje życie. Tak mnie wychował i za to byłam mu niezmiernie wdzięczna.
Mama spojrzała na mnie jeszcze raz, jakby dopiero zrozumiała, co mam na myśli. Zobaczyła chyba też w moim wzroku, jakie to dla mnie ważne. I chyba też do niej dotarło, że jej kochany mąż w tę ostatnią drogę powinien odejść tak, jakby chciał.
– Pójdę, zdejmę…
– Jezus, dziecko, nie idź. Cały kościół ludzi! – wystraszyła się.
– Mamo, to nic takiego. Przecież wszyscy go tu znali. Zrozumieją.
– Ale jak, tak teraz? – tłumiła szloch.
Wiedziałam, że powinnam oszczędzić mamie nerwów, zadbać o jej spokój, ale pchała mnie do tej trumny taka siła, że nie wytrzymałam. Uścisnęłam dłoń mamy i wstałam z ławki. Te kilka kroków, które miałam do zrobienia, to była najtrudniejsza przeprawa w moim życiu. Wiedziałam, że wszyscy na mnie patrzą, że wszyscy mnie obserwują.
Wiedziałam też, że będą tacy, którzy uznają mnie za wariatkę. Że znajdą się wśród naszych znajomych, w naszej rodzinie osoby, które pomyślą, że popełniłam wielką gafę, że zrobiłam skandal na pogrzebie. Ale szłam… I doszłam do taty.
Nie był podobny do siebie
Nie było na jego twarzy tej ciepłej pogody, którą obdarowywał nas co dzień. A krawat… Wręcz czułam, że go dusi! Drżącymi dłońmi sięgnęłam do węzła i nagle poczułam, że robię dobrze, że to nic złego. I wtedy się uspokoiłam.
Sprawnie rozwiązałam węzeł i delikatnie wyjęłam krawat spod karku taty. Rozpięłam mu potem guzik i rozchyliłam koszulę. I wtedy zobaczyłam w nim jego samego. Na tę jedną, ostatnią chwilę spojrzałam na mojego kochanego ojca.
– Widzisz, już lepiej – szepnęłam i obróciłam się, żeby wrócić na swoje miejsce przy mamie.
Wtedy mi się przypomniało, że są tu już wszyscy i na mnie patrzą. Zamarłam, ale jednocześnie spostrzegłam, że większość z nich się do mnie uśmiecha. Jeden przez drugiego ocierali ukradkiem łzę, patrzyli na mnie z rozrzewnieniem.
Tak sobie dziś myślę, że to był ten moment, kiedy go wszyscy pożegnali. Kiedy przypomnieli sobie, jak walczył z krawatami, jak je tarmosił na szyi, kiedy już musiał krawat zawiązać wcisnąć. I chyba właśnie wtedy bliscy i znajomi wspomnieli żarty, uśmiechy, gesty mojego taty.
Wróciłam do mamy, ona mnie przytuliła
A ja siedziałam z krawatem w ręce i czułam, że zrobiłam coś ważnego. Że tata byłby ze mnie dumny. Chciałabym móc jeszcze dodać, że tej nocy mi się przyśnił, że uśmiechał się do mnie, bo go od tego krawata uwolniłam. Ale tak nie było…
Zachowałam sobie jednak krawat taty. I za każdym razem, kiedy myślę sobie, że coś mi się nie uda, że na coś jestem za słaba, że czemuś nie podołam, to wyciągam go z szafy i tę jedną chwilę sobie przypominam. I wiem, że mogę wszystko, bo tego mnie tata nauczył. On tę odwagę mi przekazał. A ja mu się jak dobra córka ten raz odwdzięczyłam.
Czytaj także:
„Całe życie dusiłam w sobie ból i tańczyłam, jak mi zagra rodzina. Przeszłam na emeryturę i tama pełna goryczy pękła”
„Żyłam w cieniu byłej żony Borysa. Dziecko z wpadki i skromny ślub uświadomiły mi, że nigdy nie pokocha mnie równie mocno”
„Byłem zazdrosny o wnuka. To mną na starość żona miała się opiekować i gotować mi zupki, a nie temu dziecku”