Nie rozumiałam, o co wszystkim chodzi z tym „zajmowaniem się samą sobą” na emeryturze. Zresztą, co to znaczy? Mam leżeć na kanapie? Mijał czwarty miesiąc, odkąd przeszłam na wcześniejszą emeryturę, a ja nadal nie potrafiłam odnaleźć się w nowym życiu.
Zrywałam się przed świtem i krążyłam po domu, odliczając godziny do pobudki męża albo otwarcia osiedlowego sklepu. Żeby nie zdenerwować Henia, zamykałam się w kuchni i przerabiałam kulinarne pomysły z gazet w coraz ciekawsze dania.
Im pismo stawiało trudniejsze wyzwania, tym lepiej dla mnie. Każdy pretekst był dobry, żeby zająć czymś myśli i nie patrzeć, jak Basia spod szóstki pędzi do bloku naprzeciwko, żeby odprowadzić wnuki do szkoły; udawać, że nie słyszę dobiegających z klatki schodowej rozmów Irenki z trzyletnią Alinką w drodze do przedszkola albo zabaw Wieśka z sąsiedniej klatki z pięcioletnim Frankiem, który podobnie jak dziadek miał lekki sen.
Nie myśl już!
Zajmij się czymś pożytecznym albo zrób coś wyłącznie dla siebie – przywoływałam się do porządku słowami męża. Wiedziałam jednak, że oszukuję samą siebie, bo nie przeszłam na wcześniejszą emeryturę, żeby odpoczywać ani nadrabiać zaległości towarzyskie.
Pragnęłam jedynie zajmować się wnukami jak Basia, Irenka czy Wiesiek. W swej naiwności sądziłam, że syn i synowa z radością przystaną na mój pomysł. Co prawda milczeli, kiedy nieśmiało dzieliłam się z nimi swoimi przemyśleniami, albo pytali o wysokość emerytury i nasze opłaty, ale sądziłam, że powoduje nimi jedynie troska o moje finanse.
– Może pytają o finanse, bo zastanawiają się nad wynagrodzeniem dla mnie? Głuptasy, nie wiedzą, że nie potrzebuję ich pieniędzy, ale dopóki nie pytają, nie będę wyprowadzać ich z błędu – zwierzałam się przyjaciółkom, gdy poirytowany mąż nie był w stanie dłużej wysłuchiwać moich opowieści o zbliżającej się emeryturze.
Henio chciał pracować jak najdłużej. Choćby dorywczo, bo jak twierdził, nic nie utrzymuje człowieka w tak dobrej kondycji jak konstruktywne zajęcie. Kochał wnuki i lubił spędzać z nimi czas, ale potrzebował większych wyzwań. Mimo 68 lat wciąż zapisywał się na jakieś kursy i doszkalał.
Od początku byliśmy jak ogień i woda
Ja cicha i spokojna, dbałam o dom i rodzinę, Henio pełen pomysłów, ciągle w rozjazdach lub w pracy. To on zmusił mnie, gdy dzieci poszły do szkoły, abym poszukała sobie czegoś, choćby pół etatu dla zdrowia psychicznego.
Odwlekałam tę chwilę tak długo, aż poczułam rozczarowanie męża. Pewnego dnia zobaczyłam go na ulicy z koleżanką z pracy, elegancką rówieśniczką, którą w przerwie zaprosił na obiad. Zagadani nawet mnie nie zauważyli, a ja nie mogłam oderwać od nich wzroku.
Wtedy wystraszyłam się, że jeśli nie spełnię prośby męża, to stracę go na rzecz tej lub innej elegantki, i zaczęłam szukać pracy. Nigdy nie dorównałam tamtej kobiecie wyglądem ani pewnością siebie, ale zostałam dostrzeżona przez męża.
Widziałam w jego wzroku podziw, gdy próbowałam rozgryźć jakieś przepisy albo wyjeżdżałam na szkolenia. W takich chwilach stawał się najtroskliwszym mężem i ojcem na świecie, jakby nie dostrzegał, ile kosztują mnie rozstania z dziećmi.
Przyrzekłam więc sobie, że choć dla Henia pozostanę w pracy, której nie lubiłam, to nigdy nie awansuję. Nie pozwolę, aby nadgodziny i stres związany z dodatkowymi obowiązkami zniszczył moją rodzinę.
Pewnie Henio nie wybaczyłby mi, gdyby dowiedział się, ile możliwości przepuściłam, lecz nie zamierzałam mu się zwierzać. Kiedy jednak najstarszemu synowi urodziły się bliźnięta, uznałam, że dłużej nie muszę udawać. Chciałam odejść na wcześniejszą emeryturę i być babcią na pełen etat.
Syn udał zaskoczonego, kiedy dowiedział się, że wkrótce urządzam w pracy pożegnanie. Zdziwiłam się, bo przecież od miesięcy powtarzałam, że zamiast spełniać wymagania coraz młodszych szefów, wolałabym opiekować się wnukami.
Co prawda wiedziałam, że synowa ma zastrzeżenia do niektórych moich metod wychowawczych, ale przecież w każdej rodzinie zdarzają się różnice zdań. Nie jestem głupia i zdawałam sobie sprawę z tego, że dawniej podchodziło się do dzieci inaczej.
Dlatego początkowo nie potrafiłam zrozumieć, że wnuki podczas posiłków biegają wokół stołu zamiast przy nim siedzieć albo kładą się spać dopiero wtedy, gdy poczują się zmęczone, czyli nawet o północy. Skoro jednak nie przeszkadzało to Elizie i Czarkowi, to mnie tym bardziej.
– Żyjemy w innych czasach, Gabrysiu, i czy chcemy tego czy nie, musimy się dostosować – tłumaczyła mi Irenka, kiedy opowiedziałam jej o uwagach na temat dzieci.
Przyznałam rację przyjaciółce, bo przypomniałam sobie, jak sama upominałam moją mamę za przekarmianie Czarka słodyczami. Obiecałam więc sobie, że dostosuję się do życzeń synowej, i naprawdę wydawało mi się, że jestem dobrą babcią.
Zostałam babcia na pełen etat
Wnuki lubiły ze mną przebywać, bo jak przyznał Jaś, wymyślałam im różne ciekawe zajęcia mające odciągnąć je od tabletów. Organizowałam im zbieranie kasztanów w parku, z których robiliśmy figurki ludzi i zwierząt, rodzinne pieczenie ciastek albo zabawy w chowanego w naszym ogrodzie.
Mimo moich starań w dniu, w którym przeszłam na emeryturę, syn wyznał, że zatrudnili z żoną opiekunkę za tysiąc złotych miesięcznie! Zaszkliły mi się oczy, kiedy Czarek zaczął tłumaczyć, że emerytura powinna być czasem wyłącznie dla mnie. On jednak odebrał moje łzy jako oznakę wzruszenia i jeszcze gorliwiej zaczął zapewniać mnie o swojej dozgonnej wdzięczności za poświęcone mu lata.
– Pora, mamuś, abyś nauczyła się odpoczywać – mówił, ściskając moje dłonie. – Poszukała sobie jakieś pasji, wyjechała gdzieś z tatą albo z przyjaciółmi… Zawsze marzyłaś o podróży promem do Szwecji, więc masz na to czas i możliwości!
Rozpromienił się ucieszony ze swojego pomysłu, ale mnie nie było do śmiechu. Mąż tylko chrząknął znacząco, bo dobrze znał moje plany, a ja… Ja, jak zwykle, zamilkłam, z trudem powstrzymując łzy.
– Czy kiedykolwiek powiedziałaś im wprost, że chcesz im pomagać? – zapytał Henio, gdy tylko Czarek zamknął za sobą drzwi.
– Jak to? Przecież stale o tym mówiłam! Słuchasz mnie tak jak twój syn, jednym uchem! – zarzuciłam mężowi.
– Jesteś tego pewna? Jakoś nigdy nie usłyszałem, abyś powiedziała im to otwarcie. Zawsze tylko „chciałabym”, „lubię Jasia i Alinkę nad życie”, „tak mi z wami dobrze”… Czego ty się boisz? Że ci odmówią? To dobrze! Może wtedy wreszcie popłyniemy do Szwecji.
Na starość pora się nauczyć mówienia prawdy
Henio miał rację, ale rozżalona nie byłam w stanie zobaczyć jasnych stron sytuacji, więc najpierw oberwało się mężowi za słowa, że dzieci mogą nie chcieć mojej pomocy, a potem za jego koleżankę sprzed lat i za to, że zmusił mnie do pracy zawodowej, choć pragnęłam zajmować się domem.
Kiedy skończyłam, Henryk siedział osłupiały, a ja chciałam się zapaść pod ziemię ze wstydu. Wyszedł z pokoju, nim zdążyłam zareagować, i nie odzywał się do mnie przez tydzień. Spał na tapczanie w dużym pokoju i sam przygotowywał sobie posiłki, unikając jak ognia spotkania ze mną. Nie wiedziałam, co mam z tym zrobić.
Przerażona, że dojdzie do tego, czego obawiałam się połowę dorosłego życia, zapomniałam nawet o wnukach. Znów zaczęłam się bać, że Henryk mnie zostawi. W końcu nie wytrzymałam i któregoś poranka zapytałam go wprost:
– Rozwiedziesz się ze mną?
Choć bardzo się starałam, mój głos nie brzmiał spokojnie.
– O wreszcie mówisz to, co myślisz – rzucił z przekąsem.
– Przykro mi, że tak późno się o tym dowiadujesz. Wcześniej bałam się, że cię stracę, bo uznasz mnie za mało ambitnego lenia – przyznałam.
– Lenia? Chyba nie widzisz, ile robisz i robiłaś dla nas wszystkich! – zdziwił się. – Nigdy bym cię nie zostawił, ale wiesz, czego w tobie nie lubię? Tego, że nigdy nie mówisz, co czujesz i czego byś chciała. Całe życie zgadywałem, o co ci chodzi. Kiedy zaczęłaś narzekać na samotność, pomyślałem, że pragniesz wyrwać się z domu. Chcesz iść do ludzi, rozwijać się, zamiast zajmować dziećmi…
Teraz to ja zrobiłam wielkie oczy, bo wtedy chodziło mi jedynie o większe zaangażowanie męża w domowe obowiązki. Chciałam mieć go częściej przy sobie zamiast po drugiej stronie telefonu, tylko tego nie powiedziałam. To znaczy wydawało mi się, że mówię, ale tak kluczyłam, że oboje się pogubiliśmy.
– Nawet nie pamiętam tamtej koleżanki – wyrwało się Heniowi i oboje parsknęliśmy śmiechem.
Jeszcze tego samego dnia zadzwoniłam do synowej i zapytałam wprost, czy nie chciałaby zwolnić opiekunki. Swoim zwyczajem zaczęła kluczyć, więc uznałam, że powinnam posłuchać syna i najpierw zadbać o siebie, nim Eliza zrozumie, czego chce.
Wykorzystując dany mi czas, zapisałam się z Irenką na zajęcia z nordic walking, a z Basią na aerobik wodny. I oczywiście popłynęłam z Henrykiem do Sztokholmu, ale to rok później.
Czytaj także:
„Zaszłam w ciążę, by zatrzymać męża, który miał kochankę. Zostałam samotną matką bez pomocy byłego, matki i teściowej”
„Zostałam zgwałcona na imprezie firmowej. Wszyscy uważają, że sama tego chciałam. Jak mam powiedzieć o tym mężowi?”
„Kocham męża i kochanka, który wrócił do mojego życia po 6 latach. Po tamtym rozstaniu wypłakałam morze łez”