„Ojciec zawsze był zimny i obcy, a na starość jest jeszcze męczący. Ale i tak może na mnie liczyć, w końcu od tego są dzieci”

stary ojciec i córka fot. iStock by Getty Images, PeopleImages
„Nigdy mnie do siebie nie dopuścił za blisko. Według niego przytulanie córki, zabawa z nią, wyprawa na rower, narty czy choćby do kina nie wchodziły w grę. On uważał, że ojciec jest od zarabiania kasy, ma zapewnić rodzinie byt na odpowiednim poziomie – i na tym kończy się jego rola. Przynosił więc do gniazda pokarm, pakował do otwartego dzioba, a potem odfruwał nie wiadomo dokąd. Miał swoje życie”.
/ 23.06.2023 16:30
stary ojciec i córka fot. iStock by Getty Images, PeopleImages

Moje życie to koszmar! Plan dnia wygląda następująco: rano, jeszcze przed pracą, lecę do ojca, żeby go nakarmić, zmienić pampersa, umyć. Zwykle muszę się potem przebrać, bo pluje jedzeniem, więc jestem w owsiance albo twarogu! Do szesnastej pracuję. Wtedy do ojca przychodzi pani Wiera, ale ona często dzwoni, że nie może sobie poradzić, bo ojciec jest agresywny, więc zwalniam się i jadę z pomocą. Na razie szefowa jakoś to znosi. Sama opiekuje się starą matką, więc rozumie mój problem, ale na dłuższą metę tak się nie da!

Ogarniam co trzeba i albo wracam do pracy, albo od razu jadę do domu. Po drodze robię jakieś zakupy, staram się, żeby w lodówce zawsze coś było: wędlina, ser, jajka... Dzięki temu moi jakoś sobie radzą, gdy nie zdążę zrobić obiadu. Kładę się na kwadrans, żeby podrzemać. Bez tego nie byłabym w stanie jechać do ojca z powrotem, a przecież muszę, bo Wiera wychodzi o osiemnastej i tata zostaje sam.

Zawsze był dla mnie jak obcy

Kiedyś złapałam gumę i się spóźniłam. Już na dole słyszałam krzyki ojca. Walił w drzwi, próbując się wydostać. Spod framugi wyciekała stróżka wody, bo, jak się okazało, zostawił odkręcony kran. Od tamtego dnia drżę z przerażenia na myśl, że znowu mogłabym nie zdążyć, zanim wyjdzie opiekunka.

Najprościej byłoby zabrać ojca do nas, ale on się uparł i nie chce.

– Jak mnie zmusicie siłą, to wyskoczę przez okno – zapowiedział. – Mokra plama po mnie zostanie!

Tata od dwudziestu lat mieszka sam. Przyzwyczaił się, że robi, co chce. W dzień śpi, w nocy czyta i słucha radia, gotuje sobie kapuśniak albo krupnik, w najgorsze mrozy wietrzy mieszkanie i głośno słucha góralskiej muzyki.

– Zgodzicie się na to wszystko? – zapytał, kiedy po raz pierwszy wspomniałam o przeprowadzce. – Bo ja się nie zmienię. Będziecie mieć ze mną krzyż pański!

Kiedy skończył siedemdziesiąt osiem lat, przestał sobie radzić. Miał zawroty głowy, ciągle o czymś zapominał, słabo słyszał. Więc jeszcze raz zaproponowałam, żeby się do nas przeniósł.

– Nie ma mowy! – usłyszałam.

– Umrę, jak żyłem. Możesz mnie najwyżej dobić. Nie mam nic przeciwko temu. Już się nażyłem...

Po osiemdziesiątce zaczął chorować na żołądek. Zawsze był łakomy, a na starość za czekoladę albo cukierki dałby się pokroić. Dzwonił do pobliskich sklepów i zamawiał do domu furę frykasów albo kupowały mu je jakieś dzieciaki z sąsiedztwa. Jadł bez opamiętania! Skakał mu cukier, czuł się coraz gorzej, aż wreszcie wykryłam, co się dzieje i zrobiłam z tym porządek. Wszędzie uprzedziłam, że ojcu nie wolno przynosić słodyczy. Miał do mnie pretensje, nie odzywał się, dopóki mu nie obiecałam, że od czasu, do czasu dostanie batonik albo ulubioną chałwę.

Inną wojnę stoczyłam o pieluchy. Nie miałam siły na ciągłe pranie, więc postawiłam sprawę na ostrzu noża: albo się zgodzi na pampersy, albo będzie chodził brudny i mokry. Przestraszył się. Zawsze bardzo dbał o higienę, pachniał dobrą wodą kolońską, był czyściutki i odprasowany, więc perspektywa cuchnących spodni była dla niego nie do przyjęcia.

Było mi go żal. Kiedyś postawny, wręcz muskularny, wyprostowany jak struna. Teraz schudł i zmarniał.  Stracił energię, skapcaniał.

Podziwiałam tatę, szanowałam, kochałam, ale w tych pozytywnych uczuciach było zawsze trochę strachu i dystansu, bo mój ojciec nigdy mnie do siebie nie dopuścił za blisko. Według niego przytulanie córki, zabawa z nią, wyprawa na rower, narty czy choćby do kina nie wchodziły w grę. On uważał, że ojciec jest od zarabiania kasy, ma zapewnić rodzinie byt na odpowiednim poziomie – i na tym kończy się jego rola. Przynosił więc do gniazda pokarm, pakował do otwartego dzioba, a potem odfruwał nie wiadomo dokąd. Miał swoje życie.

Rzadko jadaliśmy wspólne posiłki, nawet w niedziele czy święta. Były opiekunki, ciocie, wychowawczynie, pomoce domowe – i to one się mną opiekowały. Nie robiły mi krzywdy, były miłe, ale żadnej nie polubiłam tak, żebym je mile wspominała.

W klasie maturalnej poznałam Jarka, mojego przyszłego męża. Zupełnie straciłam dla niego głowę. Nie poszłam na studia, choć wcześniej miałam takie plany. Szybko wzięliśmy ślub i urodziłam pierwsze dziecko, potem drugie. A po prawie dziesięciu latach trzecie – ukochaną, upragnioną dziewczynkę. Byliśmy naprawdę szczęśliwi.

W mężu znalazłam opiekuna, przyjaciela, kochanka, kumpla i partnera do wszystkiego. On i dzieci stały się moją jedyną rodziną, innej właściwie nie potrzebowałam. Tata jeszcze bardziej się ode mnie oddalił…

Tata jest coraz trudniejszy w obejściu

Wiem, że ojciec bardzo chciał, żebym poszła na studia. Nie był zadowolony, że tak szybko zakopałam się w pieluchy i przestałam w siebie inwestować, ale – muszę szczerze przyznać – nie wtrącał się w moje życie. Powiedział mi kiedyś:

– Rób, jak uważasz, ja za ciebie życia nie przeżyję!

Mąż jest zawodowym kierowcą, ja pracuję w firmie transportowej jako sekretarka, kokosów nie mamy, ale dzieci poszły na studia. Dwoje robi aplikację adwokacką, najmłodsza jest w szkole średniej... Mieszkamy w bloku, trochę nam ciasno, bo pięć osób na czterdziestu trzech metrach, to nie są luksusy.

Tata ma pokój z kuchnią w starej kamienicy, jego mieszkanie jest duże, piękne, z wygodami. Nie byłoby kłopotu z zamianą naszych dwóch na jedno wspólne, gdyby ojciec się zgodził z nami zamieszkać.

– Może lepiej, że nie chce? – zastanawia się czasem Jarek. – Mielibyśmy z nim piekło! Gdzie byś ojca umieściła? Na pawlaczu?

– Po zamianie byłoby więcej miejsca – tłumaczę, ale dobrze wiem, że nie tylko o miejsce chodzi.

Tata jest coraz trudniejszy w kontaktach, zrobił się złośliwy, agresywny, pani Wiera narzeka, że ją szczypie, popycha, rzuca kubkiem... Ostatnio prawie trafił.

– Pani, prosto w głowę leciało! Jakbym się nie schyliła, byłoby po mnie! – poskarżyła się opiekunka.

Dla mnie też jest niedobry.

– Co mi dajesz? – krzyczy. – Otruć mnie chcesz? Wynoś się z mojego domu. Jesteś dla mnie obca!

– Trzeba pomyśleć o domu opieki – mówi mój mąż. – Nie ma wyjścia!

Postanawiam, że będę stanowcza. Powiem ojcu:

– Musisz być pod opieką przez całą dobę. Ja już nie daję rady!

Wybieram dzień, kiedy jest spokojniejszy. Ma przytomniejsze oczy, nie pluje, nie krzyczy, nie wymyśla. Leży na kanapie. Przykrywam go pledem i siadam obok z różańcem. Jestem przy trzeciej tajemnicy bolesnej, kiedy tata się odzywa:

– Za długo żyję… Lepiej by było, żebym już umarł. Ty, córcia, masz ze mną ciężki los.

– Co ty, tato? – obruszam się.

– Wiem, że tak jest. Dzisiaj znowu śniła mi się twoja matka, krzyczała na mnie, że tak cię morduję. Była naprawdę zła! Powiedziała, że mam przestać!

Rozmawia całkiem normalnie, nawet się uśmiecha.

Człowiek powinien mieć swój limit na życie – stwierdza ojciec. – Dopóki jest potrzebny i nie zawadza, niech sobie łazi po świecie, ale jak męczy i dręczy innych, niech się zwija. Nie mam racji?

– Nie wiem – odpowiadam. – Widocznie Pan Bóg inaczej to urządził, skoro młodzi umierają, a starzy żyją.

– Widocznie – powtarza. – Ale ja już nad sobą nie panuję. Ani nad ciałem, ani nad nerwami… To po co mi się budzić co rano?

Czeka mnie trudna przeprawa, ale dam radę

Biorę go za rękę. Ma taką szorstką, pomarszczoną skórę. Jego dłoń jest chłodna i słaba. Próbuje mnie uścisnąć, ale ledwo to czuję.

Powinnaś mnie gdzieś oddać – mówi z rezygnacją. – Masz dzieci, męża, własne sprawy, ja ci wiszę, jak młyński kamień u szyi!

– Jak mama umarła, też mogłeś mnie komuś oddać. Zrobiłeś to?

– Ale nie umiałem być dla ciebie serdeczny. To moja zadra.

– Ja też mogłabym być teraz milsza – uśmiecham się. – Chociaż czasami mocno mnie wkurzasz!

– Jak nie chcę jeść i pluję owsianką? – też się śmieje.

– Właśnie! Wtedy przychodzi mi do głowy, żeby ci znaleźć dom opieki i wreszcie mieć spokój.

– Zrobisz to?

– Nie. Namówię cię na zamianę mieszkania. Będziemy razem.

– Nie boisz się, że was zamęczę?

Boję się, ale zaryzykuję. A ty?

Odwraca się do ściany, żebym nie widziała, że ma łzy w oczach. Zawsze był dumny, wstydził się słabości i mazgajstwa, chciał uchodzić za twardego faceta.

– Naprawdę myślisz, że to się uda? – słyszę jego przytłumiony głos. – Ja coraz częściej mam złe dni. Wtedy sam siebie nienawidzę!

Też mam wątpliwości, czeka mnie przeprawa z rodziną, ale mówię pewnie i z przekonaniem:

– Za to ja cię bardzo kocham. Nie bój się. Damy radę, będzie dobrze…

Czytaj także:
„Mama przepisała mi mieszkanie, bo opiekowałam się nią na starość. Moja siostra wpadła w furię i nie rozmawiamy od 7 lat”
„Dla ojca istniała tylko moja siostra, ale to ja zajmuję się nim na starość. Wciąż liczę, że kiedyś usłyszę od niego, że mnie kocha”
„Starsze siostry ani myślą pomóc mi w opiece nad chorą mamą. To ja muszę się nią zajmować, choć to zagraża mojej ciąży”

Redakcja poleca

REKLAMA