„Ojciec zamiast prezentu z Niemiec przywiózł mi... macochę. Choć była dobra i ciepła, widziałam w niej >>złodziejkę tatusiów<<”

Kobieta, która nie lubi macochy fot. Adobe Stock, Pixel-Shot
„Siedziałam skulona w szafie. Nie płakałam. Byłam zbuntowana. Nie pójdę tam do nich, myślałam. Niech sobie jedzą te pyszności razem z tą… tą… wredną babą. Czy nie to ciągle ostatnio słyszałam w szkole? Czy nie tak straszyli mnie bracia? A teraz, zdrajcy, siedzą tam z tą okropną złodziejką tatusiów i podlizują się jej”.
/ 12.10.2022 07:15
Kobieta, która nie lubi macochy fot. Adobe Stock, Pixel-Shot

Kiedy dowiedziałam się, że mój tata przywiezie mi z zagranicy nową mamę, byłam bardzo poruszona. Na początku nawet się ucieszyłam. Wyobrażałam sobie piękną księżniczkę z bajki, która pojawi się w moim smutnym życiu i zaczaruje je w cudowną baśń. Dopiero w szkole dzieci przypomniały mi, że macochy w bajkach są zwykle brzydkie, złe i pragną jedynie zguby małych sierotek, a nie ich dobra. No a co dopiero, kiedy macocha ma być Niemką! W tamtych czasach oglądało się sporo filmów wojennych, gdzie Niemcy byli przedstawiani głównie jako „ci źli”.

– Będziesz miała macochę-gestapówę! – przestrzegały mnie koleżanki. – Każe ci jeść tłuste kiełbasy i kapustę i będzie się nad tobą znęcać.

Perspektywa napychania mnie tłustym jedzeniem przerażała mnie najbardziej, w dzieciństwie byłam bowiem okropnym niejadkiem. Na przerwach, kiedy dzieciaki bawiły się w „czterech pancernych” i ambicją każdej dziewczynki było odgrywanie roli Marusi czy choćby Lidki, ja zostałam od razu zakwalifikowana do roli „Szkopa”. Nic dziwnego, że moja niechęć do macochy rosła z każdym dniem, tak samo jak rósł strach przed jej pojawieniem się w domu.

Dziwny był to dom. Bo mojej prawdziwej mamy prawie nie pamiętałam. Odeszła, kiedy miałam niecałe cztery lata. Umarła. Ale nie powiedziano mi tego od razu i wprost. Były jakieś tajemnicze informacje, że mama przeniosła się do lepszego świata, poszła do nieba, jest w raju. Mnie zaś nic to wszystko nie mówiło. Po prostu brakowało mi jej obecności i cierpiałam z powodu tego, że nie mogłam się do niej przytulić.

Gdy auto zajechało przed dom, uciekłam do szafy

Mieszkałam z tatą, a pomagała nam ciocia Marta, siostra taty. Ciocia była osobą bardzo zasadniczą i nie zaznałam zbyt wiele czułości z jej strony, chociaż wspaniale prowadziła dom. Zawsze chodziłam czysto ubrana, nakarmiona, ładnie uczesana.

W pewnym momencie tata zaczął wyjeżdżać na kontrakty za granicę. W tym czasie ciocia zabierała mnie do swojego domu. Miała dwóch synków bliźniaków, dwa lata starszych ode mnie, więc niełatwo było nam się dogadać. Oni uważali mnie za niegodną ich towarzystwa smarkulę. Czasem tylko, ofuknięci przez ciocię, dopuszczali mnie do swoich zabaw. Moi kuzyni także straszyli mnie „złą niemiecką macochą”, której przyjazd zbliżał się wielkimi krokami.

– Będzie pewnie krzyczeć i bić cię paskiem – mówili, a ja, struchlała ze strachu, biegłam z płaczem do cioci.

– Przestańcie gadać głupoty, chłopcy! – denerwowała się ciocia Marta. – A ty nie wierz w te ich bzdury, w końcu masz już prawie 8 lat.

Niby mnie pocieszała i twierdziła, że tata na pewno nie wybrałby na swoją żonę nikogo złego, miałam jednak wrażenie, że sama nie była pewna, czego się może spodziewać. I w końcu nadszedł dzień, kiedy miałam poznać Emmę. To było imię mojej przyszłej macochy. Ślub miał się odbyć za miesiąc w Polsce. Zdecydowali, że zamieszkają u nas w kraju, przynajmniej na razie. Tata nie chciał wprowadzać zbyt radykalnych zmian w moim życiu.

Zanim przyjechali, ciocia przez tydzień robiła generalne porządki w naszym domu. Praktycznie przeniosła się tam razem ze mną i swoimi synami. Snułam się po pokojach, w których spędziłam pierwsze lata życia, z którymi łączyło mnie wiele dobrych, ale i bolesnych chwil, i zastanawiałam się, co będzie teraz, kiedy wprowadzi się tutaj obca osoba. Nie wierzyłam, żeby to miejsce znów mogło stać się moim domem, prawdziwym, z mamą i tatą. Jak kiedyś.

Gdy zobaczyłam za oknem samochód wjeżdżający na podwórze, korzystając z ogólnego zamieszania, ukryłam się w szafie w dawnej sypialni rodziców. Ciocia, chłopcy i wujek oraz babcia wyszli przed dom, żeby powitać tatę z narzeczoną. Szafa była bardzo stara i obszerna. Miała naprawdę przepastne wnętrze, które stanowiło idealną kryjówkę podczas zabaw w chowanego.

– Monisiu, jesteśmy! – usłyszałam przytłumiony głos taty.

– Moniko, nie chowaj się, chodź do nas! – to z kolei głos ciotki.

Od razu odgadła, jaką mam kryjówkę, bo chwilę później weszła do sypialni rodziców i powiedziała głośno:

– Kochanie, wiem, że tu jesteś. Nie będę cię wyciągać siłą, ale wiedz, że to bardzo nieuprzejme z twojej strony, tak się kryć. Nie ma powodu, aby się bać. Emma jest bardzo miła, zobaczysz. A poza tym zaraz podajemy obiad. Zrobiłam twoje ulubione danie. I będzie pyszny deser – kusiła.

Nawet nie ruszyłam się z miejsca. Ciotka postała jeszcze chwilę i wyszła, cicho zamykając drzwi za sobą.

Sięgnęła po notes i zaczęła coś rysować...

Siedziałam skulona w szafie. Nie płakałam. Byłam zbuntowana. Nie pójdę tam do nich, myślałam. Niech sobie jedzą te pyszności razem z tą… tą… wredną SS-manką. Czy nie to ciągle ostatnio słyszałam w szkole? Czy nie tak straszyli mnie bracia? A teraz, zdrajcy, siedzą tam z tą okropną Niemką i podlizują się jej. Na pewno przywiozła nam wiele zabawek, żeby nas przekupić.

Nie wiem, ile czasu minęło, bo zmęczona i głodna w końcu zasnęłam. Kiedy się obudziłam i lekko uchyliłam drzwi szafy, było jeszcze widno ale miało się ku wieczorowi. Wygramoliłam się z szafy i… stanęłam jak wryta. W fotelu przy oknie siedziała ONA.

Poczułam, że ogarnia mnie panika. Szybko spuściłam wzrok, bo bałam się nawet na nią spojrzeć. Jakbym spodziewałam się zobaczyć monstrum. I wtedy usłyszałam cichutkie i niepotrzebujące tłumaczenia dwa słówka:

– Halo, Monika… – zawiesiła głos. Czekała, aż na nią spojrzę i kiedy to zrobiłam, uśmiechnęła się do mnie.

Osłupiałam i zamrugałam oczami. W jednej chwili zrozumiałam, że nie ma żadnego niebezpieczeństwa. Przede mną siedziała miła, ładna kobieta o najpiękniejszym uśmiechu, jaki kiedykolwiek widziałam. Miała czerwone włosy spięte na karku w gruby kok i sympatyczną, piegowatą twarz. Te piegi jakoś mnie rozbroiły, bo czy można bać się kogoś, kto wygląda jak Pippi Langstrumpf? Nie chciała mnie chyba spłoszyć, bo nie podniosła się, tylko powiedziała:

– Komm, Monika.

Ona nie będzie dla mnie złą macochą

Gestem zaprosiła mnie, abym do niej podeszła i jednocześnie sięgnęła po torebkę. Wyjęła notes, ołówek i zaczęła coś szybko rysować. Zaciekawiło mnie to. Ale nie ruszyłam się z miejsca. Kiedy skończyła, wyrwała kartkę z notesu i wyciągnęła rękę. Powoli podeszłam do niej. Rysunek przedstawiał szafę, a w niej małą dziewczynkę z wyraźnie zaznaczonymi piegami. Obok szafy stała wielka, gruba, zezowata baba z widłami. Straszna, ale też trochę śmieszna.

Emma wskazała dziewczynkę, a potem siebie. Tak, domyśliłam się, że to ona. Ale przed kim się tak chowa na tym rysunku? Pokazałam bez słowa na straszną zezowatą babę.

– A to? – spytałam.

– Meine Stiefmutter – powiedziała Emma i roześmiała się.

Jej śmiech był tak zaraźliwy, że ja też się uśmiechnęłam. Tak poznałam słowo „macocha”. Potem Emma pokazała na siebie i zdecydowanie przekreśliła zezowatą babę na rysunku. To był dla mnie jasny znak. Ona nie będzie dla mnie złą macochą.

Od tej chwili minęło wiele lat. Jestem już dojrzałą kobietą. Emma dotrzymała obietnicy i obdarzyła mnie miłością niczym rodzoną córkę. Dzięki niej mam też wspaniałą siostrę i brata. Kiedy kilka lat temu zmarł mój ojciec, nie czułam się sierotą, bo nadal została mi przecież… ONA.

Czytaj także:
„Przestrzegałam dziadków przed złodziejami, a sama wpadłam w sidła oszusta. Złapałam się na metodę... >>na babcię<<”
„Zaharowywałem się po łokcie, by rodzina żyła po królewsku. Syn by spędzić ze mną trochę czasu, musiał sięgnąć po podstęp”
„Wsiadłam do samochodu z nieznajomym mężczyzną. Za swoją głupotę i brak wyobraźni mogłam zapłacić wysoką cenę...”

Redakcja poleca

REKLAMA