„Ojciec wyrzucił mnie z domu, kiedy urodziłam synka – owoc wakacyjnego romansu. Powiedział, że przynosi mu tylko wstyd”

Ojciec wyrzucił mnie z domu z małym dzieckiem fot. Adobe Stock, Arsenii
„Prosto ze szpitala pojechałam z dzieckiem do siostry mamy, która przygarnęła mnie i pomogła stanąć na nogi. Ojciec zakazał mi nawet myśleć o przestąpieniu progu domu, który zhańbiłam. Nie chciał zobaczyć wnuka, zaciął się w gniewie. Nie pytał o nas, nie odwiedzał. Nie poznał Antosia przez sześć lat”.
/ 08.09.2022 17:15
Ojciec wyrzucił mnie z domu z małym dzieckiem fot. Adobe Stock, Arsenii

W rodzinnym domu nie byłam od sześciu lat. Tyle właśnie miał mój nieślubny syn, owoc szczeniackiej, wakacyjnej miłości. Prosto ze szpitala pojechałam z dzieckiem do siostry mamy, która przygarnęła mnie i pomogła stanąć na nogi. Ojciec zakazał mi nawet myśleć o przestąpieniu progu domu, który zhańbiłam. Nie chciał zobaczyć wnuka, zaciął się w gniewie. Mama przyjeżdżała do mnie z Damianem, moim młodszym bratem, albo spotykałyśmy się w pół drogi. Ojciec udawał, że nic o tym nie wie, i tak mijały lata.

W zeszłym roku coś się zmieniło

Ojciec kilka razy wspomniał moje imię, a raz nawet zapytał o wnuka, o czym z radością doniosła mi mama i namówiła mnie, żebym pierwsza wyciągnęła rękę do zgody.

– Ojciec coś ostatnio niedomaga. Przyjedź, ucieszy się, chociaż pewnie się do tego za nic nie przyzna. Taki już jest, uparty jak osioł, nic na to nie poradzimy.

Dla mamy zrobiłabym wszystko, więc dałam się namówić. Niepotrzebnie. Pożarliśmy się z ojcem nie na żarty. Tym razem poszło o to, że nie zamierzałam wyjść za mąż, do czego mnie namawiał, i stać się uczciwą kobietą.

– Zrobiłabyś to dla chłopca, nie byłby bękartem – wypalił ojciec.

Rozpętałam prawdziwe piekło. Zanim trzasnęłam drzwiami i wyjechałam na zawsze, wykrzyczałam mu w twarz wszystko, co o nim myślałam. Po takiej awanturze nie miałam już po co wracać. Mama zadzwoniła dwa miesiące później, była bardzo zdenerwowana.

– Przyjedź do naszego szpitala, córeczko, tata jest bardzo chory. Oddział wewnętrzny, sala 204, łóżko pod oknem.

Tyle zdążyłam się dowiedzieć, zanim zaczęła płakać. Jej szloch zmroził mi krew w żyłach, musiałam się więcej dowiedzieć. Zadzwoniłam do Damiana, ale numer był poza zasięgiem. Niewiele myśląc, spakowałam kilka najpotrzebniejszych rzeczy do torby, zabrałam Antosia i wsiadłam do pierwszego autobusu. Znowu zadzwoniłam do brata, z tym samym skutkiem. Dopadły mnie ponure myśli. Mama już wcześniej wspominała, że ojciec źle się czuje, a kiedy go ostatnio widziałam, mizernie wyglądał. Dlaczego nikt mi nie powiedział, że choruje? Do sali nr 204 dotarłam po kilku godzinach. Łóżko pod oknem było puste. Wybiegłam na korytarz i  wybrałam numer brata. Tym razem odebrał.

Nie zdążyłam do ojca, nie pożegnałam się – powiedziałam i nerwy mi puściły.

Długo tłumiony żal wybuchł

Opłakiwałam utracone lata, które zabrał ślepy gniew ojca, ale i mój, jeśli mam być szczera. O Boże, jak ja go nienawidziłam za to że wyrzucił mnie z domu, że nie chciał poznać Antosia. A teraz zrobił mi na złość i odszedł, nie dając mi szansy na pojednanie. Damian coś krzyczał do telefonu, ale nie rozróżniałam słów, zagłuszał je mój szloch. Wyjęłam chusteczkę i porządnie wysmarkałam nos. Spazmatycznie złapałam oddech.

Dlaczego nikt jej nie powiedział, że mnie wypuścili? Co z ciebie za brat? Jedź po nią, niech tam dłużej nie spazmuje.

Głos był zamazany, dobiegał z oddali, ale ponad wszelką wątpliwość należał do ojca. Żal przeszedł mi jak ręką odjął.

– Damian! – wrzasnęłam do telefonu.

– Słyszę przecież – odparł z rezygnacją brat. – Nie płacz po nim, objeżdża mnie tak, że na pewno wyzdrowieje. Dziś go wypisali. Czekaj tam na mnie, ojciec powiedział, że mam cię dostarczyć do domu. Jak się nie zgodzisz przyjechać, powyrywa mi nogi.

– Ojciec zaprosił mnie do domu?

– Słyszałaś przecież. To jak?

– Zapomniał już, że mnie wyrzucił i zakazał wracać?

– Jakbym starego słyszał – zaśmiał się Damian. – Strasznie jesteście do siebie podobni. Przestań się indyczyć i kup sobie coś do picia, ochłoń. Zaraz będę.

– Wujek Damian przyjedzie, zabierze nas do domu. Do domu babci – poprawiłam się.

Antoś nigdy nie poznał dziadka

Nie był też w gospodarstwie. Czekaliśmy przed szpitalem. Damian pojawił się szybciej, niż się spodziewałam.

– Wskakujcie, ojciec nie może się was doczekać. W szpitalu mówił głównie o tobie.

– Akurat. Pewnie sobie przypomniał, że mnie nie wydziedziczył, jak obiecał.

– Jak myślał, że z nim krucho, przykazał mi, żebym cię godziwie spłacił. Powiedział, że jak skrewię, to wróci z tamtego świata i się ze mną rozprawi.

– Cały tata – uśmiechnęłam się.

– No widzisz. On cię kocha, tylko jest tak uparty, że w życiu tego na głos nie powie.

Wjechaliśmy na podwórko, drzwi otworzyły się, wybiegła z nich mama.

– Dzieci kochane – przytuliła mnie i Antosia.

Damian stanął skromnie z boku.

– Gdzie ojciec? – spytałam.

– Ubiera się. Jak usłyszał samochód, odżył i wstał z łóżka.

Bardzo z nim źle?

– Tak myśleliśmy, bo jakoś osłabł, ale to nie z choroby. Po mojemu gryzł się, że się z tobą nie pogodził, tylko o tobie mówił, chciał cię zabezpieczyć na przyszłość.

– Nagle zmienił co do mnie zdanie?

– Bądź dla niego dobra, wybacz staremu. Głupio zrobił, ale nie umiał się z tego wycofać. Znasz go, trudno jest mu się przełamać.

– Babciu, co tam jest? – znudzony Antoś pociągnął ją za spódnicę.

– Zwykła stajnia, kochanie.

– Mogę zobaczyć? – wyrwał się i pobiegł przodem.

Poszłam za nim.

Pierwszy raz od lat padliśmy sobie w objęcia

Para roboczych koni zerknęła na nas badawczo znad żłobów.

– Nie wiem, po co ojciec trzyma te darmozjady. Kiedyś obrabiały pole, ale teraz ciągnikiem jeżdżę, niepotrzebne są, a sprzedać ich nie pozwala. Jak przejmę gospodarkę, pozbędę się ich – powiedział Damian i wszedł za nami w półmrok pomieszczenia.

Antoś przemknął obok i przypadł do koni. Przyjęły go jak swojego, obwąchując kurteczkę i włosy.

Co ci one zawadzają? – spytałam.

– Owies żrą, nastarczyć ciężko. Zabierze je handlarz, odsprzeda komuś albo pójdą na kotlety – powiedział Damian.

– Tyle lat pracowały, jesteś potworem.

– Nie bądź taka delikatna, siostra, mięso nie rodzi się w sklepie, tylko w oborze albo chlewni. A czasami w stajni. Lubisz kotleciki? No właśnie.

– Zostaw je, będę płaciła na ich utrzymanie, tyle, ile bierze pensjonat dla koni.

– Masz tyle kasy?

Odliczysz sobie z przyszłej spłaty.

Od wrót dobiegł mnie śmiech. Ojciec!

– Nic się nie zmieniłaś, nie zapominasz języka w gębie. A twój chłopak to prawdziwy gospodarski syn. Ma rękę do koni – powiedział, przestępując próg.

Zawahałam się, a potem wpadłam w jego objęcia. Mocno mnie przygarnął.

– Ma na imię Antoś – szepnęłam, przytulając się do szorstkiego policzka taty.

– Przecież wiem – odpowiedział tym samym tonem.

– Jak już przestaniecie się ściskać i przypomnicie sobie o nas, będziemy wdzięczni.

Roześmiany Damian wydobył Antka spod konia i mocno trzymał go za rękę.

To twój wnuk. Antoś, poznaj dziadka – przedstawiłam ich sobie.

– Jesteś mężem babci? – spytał rezolutnie mój syn.

– Babcia jest moją żoną – przyznał ojciec. – Pójdź tu, niech cię obejrzę.

Antek cofnął się i spojrzał na niego spode łba. Ojciec cicho się zaśmiał.

Charakterny jesteś i podobny do mamy. To dobrze, nie dasz sobie w kaszę dmuchać. Lubisz konie?

– Tak – przytaknął z entuzjazmem Antoś. – Jak byłem mały, jeździłem na takim na biegunach.

– No to teraz pojeździsz na prawdziwym, nauczę cię.

– Kiedy? Teraz? Proszę!

– Teraz pójdziemy do domu, babcia czeka. Wrócimy tu później, tylko ty i ja. Zgoda?

– Taak!

– Fajny chłopak jesteś, wnuku.

– Ty też, dziadku – powiedział mały.

Mama na powitanie marnotrawnej córki suto zastawiła stół.

Dobrze cię mieć z powrotem, córuś – mruknął niewyraźnie ojciec między jednym kęsem i drugim.

Uśmiechnęłam się do niego.

Stary, kochany uparciuch

Jak na niego to była cała przemowa.

– Co powiedziałeś? – spytałam przekornie.

– Słyszałaś.

– Nie słyszałam.

– Na pewno słyszałaś.

– W co się bawicie? Czy ja też mogę? – włączył się Antoś.

Ech, nawet dziecko to zauważyło – powiedziała mama. – Oni tak zawsze, jak się zejdą, muszą się pokłócić, inaczej nie potrafią, ale jedno za drugie w ogień by skoczyło.

– Kto się kłóci? My? – zdziwił się ojciec. – Uchowaj Boże. My tylko rozmawiamy, prawda, córuś?

– Coś w tym sensie – przytaknęłam.

Było mi lekko na sercu, jakby spadł z niego kamień. Zbyt długo mnie tu nie było, miałam wiele do nadrobienia.

– Dobrze jest wrócić do domu, tato – powiedziałam.

Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”

Redakcja poleca

REKLAMA