Moje wspomnienia z dzieciństwa są pełne radości i beztroski. Mój ojciec był dla mnie bohaterem, choć rzadko bywał w domu, bo zawsze dużo pracował. Miałam jednak świadomość, że jest i zawsze będzie pod ręką, gdy będę go potrzebować.
Wyjazd miał być chwilowy
Wszystko zmieniło się w dniu, w którym tata nagle zdecydował się wyjechać do Stanów Zjednoczonych. Dostał tam naprawdę dobrą propozycję pracy od kuzyna, który rekrutował właśnie specjalistów do swojej nowej firmy.
– Pomyśl, Wiola, zarabiałbym w dolarach, część odkładałbym sobie na życie tam, a resztę wysyłał wam. Miałybyście wszystko, czego dusza zapragnie! Spłaciłabyś do końca nasz kredyt, opłaciła Zosi prywatne szkoły, wszystko... – usłyszałam, jak tata przekonuje mamę do swojej decyzji.
– Ale Romek, ile to potrwa? Miesiące? Lata? Jak my tu sobie poradzimy bez ciebie? Zosia jest nadal mała, ona potrzebuje ojca...
– Dacie sobie radę. Wiesz, że to dobra decyzja i wiele nam ułatwi. Przemęczymy się, a potem nic już nas nie rozłączy.
Mama w końcu się ugięła. Ojciec był ambitny i pełen marzeń, a ona nie chciała stać mu na drodze do rozwijania kariery. Pewnie, dodatkowe pieniądze rozwiązywały wiele naszych problemów i sprawiały, że mogłyśmy żyć znacznie wygodniej niż wcześniej, ale przecież wcześniej też sobie jakoś radziliśmy. Nie byliśmy nigdy skrajnie biedni.
– Mamo, po co nam te pieniążki? Wolałabym, żeby tata tu był – narzekałam, gdy ojciec wyjechał.
Miałam wtedy jakieś sześć lat
Dla mnie tego typu sprawy były proste, czarno–białe.
– Kochanie, to nie takie proste... – odpowiadała mi zawsze mama zupełnie odwrotnie do tego, w co wierzyłam. – Mamy do spłacenia duży kredyt, nie mamy oszczędności. Potrzebujemy tych pieniędzy.
Tata faktycznie szybko zaczął zarabiać bardzo dobrze. Wysyłał nam pieniądze regularnie, co umożliwiało nam godne życie. Jego maile do mamy były pełne opisów nowego świata i kultury, w których się znalazł, ale czasem brakowało mi go tak bardzo, że trudno było uwierzyć, że jest tak daleko.
Dzwonił dość rzadko, bo rodzice preferowali do siebie pisać, zamiast dzwonić. Wracał tylko na święta, bo mieszkał w dość małej, kiepsko skomunikowanej miejscowości. Zawsze rzucałam mu się na szyję tak samo stęskniona. Nadal był moim bohaterem, mimo że mijały lata, a ja dorastałam praktycznie bez ojca.
Matka była niesamowicie silną kobietą, ale czułam, że czegoś nam brakuje. Gdy skończyłam jakieś trzynaście lat, ojciec zaczął wspominać o swoim planie przeniesienia nas do siebie, ale zawsze były jakieś przeszkody.
„Tato, chcemy już z mamą do ciebie pojechać. Możemy sprzedać tu dom i się przeprowadzić do Stanów. Nie martw się moją szkołą, wcale nie jestem do niej przywiązana, mogę zacząć nową. Z przyjaciółmi mogę utrzymywać kontakt na odległość. Kocham cię”, napisałam do niego któregoś razu wiadomość. Nie odpowiedział na nią. A kilka dni później przyszedł list, który zmienił moje życie na zawsze.
Byłam w szoku
Tamtego dnia zastałam mamę płaczącą na kanapie. Na stoliku obok niej leżał otwarty list. Przestraszyłam się, bo mama płakała bardzo rzadko, praktycznie w ogóle. Nie widywałam jej w takim stanie.
– Mamo, co się stało?! – podbiegłam do niej natychmiast.
Wskazała tylko palcem na list.
– Jesteś już duża, możesz przeczytać sama... – wychlipała przez łzy.
Otworzyłam zwinięta kartkę papieru i rozpoznałam pismo ojca:
„Kocham was z całego serca. Tak bardzo chciałbym, żebyście tu już były, ale, zanim to się stanie, muszę podzielić się z wami pewną wiadomością. Nie potrafię dłużej jej ukrywać. Jestem świadom, że po przeczytaniu tego listu możecie zadecydować, że nie chcecie mnie już więcej znać, ale... może jest szansa, żebyśmy ułożyli rzeczywistość taką, jaką jest? Dwa lata temu zakochałem się w Nancy, mojej koleżance z pracy. Nie chcę teraz wszystkiego rozdrapywać i wchodzić w szczegóły naszej relacji.
Z początku myślałem, że to tylko przelotny romans, który nic nie znaczy, po prostu jest lekiem na samotność... Okazało się jednak, że moje uczucie do Nancy to prawdziwa miłość. Tak samo prawdziwa, jak do ciebie, Wiolu. Nie chcę, żebyś myślała, że przestałem cię kochać, bo nigdy nie przestałem. Po prostu w moim sercu otworzyło się miejsce dla jeszcze jednej osoby. Tak, długo was okłamywałem, bo nie wiedziałem, w jaki sposób zakomunikować, że jestem w nowym związku.
Naiwnie myślałem, że mogę ukrywać to dalej, dopóki jesteśmy z Nancy tylko we dwoje, ale... trzy miesiące temu urodził nam się synek. Wiem, że proszę o wiele, może nawet o niemożliwe, ale chciałbym, żebyście przyleciały do Stanów i poznały Nancy i Johna”.
Nie mogłam uwierzyć w tę historię. Przez dłuższą chwilę byłam przekonana, że to wszystko tylko mi się śni. Jaka druga rodzina? Jakie dziecko? To nie jestem już jedynym dzieckiem taty? Jak to możliwe?
To było jak uderzenie pioruna
Kilka następnych dni spędziłyśmy z mamą praktycznie w milczeniu. Gdy w końcu się do mnie odezwała, zaczęła... tłumaczyć ojca!
– Przez tyle lat był sam... Może to normalne, może takie rzeczy się zdarzają... Może faktycznie powinnyśmy tam pojechać... – rozmyślała na głos.
– Mamo, zwariowałaś?! – krzyknęłam na nią. – Mamy się dzielić tatą z jakąś obcą babą i niby bratem, którego nigdy nie chciałam? Za nic!
Wybiegłam z kuchni do swojego pokoju i trzasnęłam drzwiami. Czułam się zagubiona i zraniona. Próbowałam zrozumieć, dlaczego nas zastąpił. Nie odpowiadałam na żadne jego wiadomości prawie przez rok. Oswajałam się z faktem, że od teraz będę miała tylko mamę.
Tata przestał dla mnie istnieć. Jedyny problem polegał na tym, że mama nie chciała odpuścić. Stale próbowała mnie przekonywać, że nie jesteśmy w najgorszym położeniu, że ojciec dalej nas kocha, że powinnyśmy próbować go zrozumieć.
Ja nie potrafiłam, przynajmniej nie w tamtym momencie. Zmiękłam dopiero po dwóch latach, gdy któregoś dnia natrafiłam na jakieś stare zdjęcie z dzieciństwa. Tata nosił mnie na nim barana, a mama szła obok nas z koszykiem grzybów. Rozpłakałam się jak dziecko. Dopiero po dwóch latach gniew i żal ustąpiły w moim sercu miejsca tęsknocie. Zrozumiałam, że muszę znaleźć w sobie siłę, by zaakceptować tę nową rzeczywistość.
Czytaj także:
„Myślałam, że nigdy nie pokonam traumy po wypadku. Znajomość z Rafałem sprawiła, że znów mocno stoję na nogach”
„Poświęciłam dzieciom najlepsze lata. Teraz nawet nie zadzwonią. Nie wiedzą, że mam do przekazania majątek. Ich strata”
„Sąsiad uknuł intrygę, by mnie uwieść. Upił mnie i rozebrał, a potem rozniósł w internecie plotkę, że jesteśmy razem”
Napisałam do taty
Odpisał mi praktycznie natychmiast. Tak, jakby czekał na moją wiadomość od dawna. Wielokrotnie mnie przepraszał i obiecywał, że zrobi wszystko, żeby wynagrodzić ból, którego mi przysporzył. Byłam już wtedy nieco starsza niż w momencie, w którym dostałyśmy z mamą pamiętny list. Może więcej już rozumiałam?
Korespondencja z ojcem stawała się coraz bardziej regularna, a listy zawierały opisy codziennego życia mojego przyrodniego brata. Zaczęłam dostrzegać podobieństwa między nami, zarówno w wyglądzie, jak i w naszych zainteresowaniach. To było dziwne, ale jednocześnie fascynujące.
Po kolejnym roku odbudowywania relacji korespondencyjnie, postanowiłyśmy z mamą pojechać do ojca.
– Nie nastawiaj się na nic – ostrzegłam matkę. – Nie wiem, jak to zniosę, gdy już tam będziemy. Ale chyba muszę spróbować.
Wreszcie mogłam spojrzeć w oczy mojego ojca, który przez ostatnie lata był tylko obrazem na zdjęciu i tekstem w okienku na ekranie. Spotkanie z Nancy było równie surrealistyczne. Była jednak dla nas niezwykle uprzejma i ciepła. Była też bystra i można z nią było porozmawiać na wiele tematów. Włożyłyśmy z mamą wielką pracę w wyzbycie się uprzedzeń i bliższe poznanie tych ludzi.
Tylko co dalej?
Nie wiedziałam jednak, jak ojciec wyobraża sobie posiadanie dwóch żon! Przecież to jakiś absurd! Jednego dnia dzieliłby sypialnię z jedną, a drugiego z inną? Na szczęście tę decyzję podjęła za nas wszystkich mama. Któregoś dnia podczas wizyty w domu ojca podsłuchałam rozmowę rodziców.
– Roman, cieszę się, że jesteś szczęśliwy. Cieszę się, że Zosia ci wybaczyła i że dała ci szansę na wynagrodzenie sobie tego. Dopóki nie zobaczyłam tego wszystkiego na żywo, myślałam, że Nancy i John to tylko jakaś mała przeszkoda, której pozbędziemy się, gdy tu przyjadę. Że finalnie i tak wrócisz do nas, ale teraz widzę, że to jest wszystko prawdziwe, oni są prawdziwi. Jesteś ojcem, masz rodzinę... Ja chyba nigdy nie przestanę cię kochać... Ale nigdy już nie będę twoją żoną – powiedziała cicho, a mnie na chwilę stanęło serce. – Spójrzmy prawdzie w oczy, już od prawie dekady nią nie jestem. Obydwoje się w tym czasie zmieniliśmy. NIe jesteśmy już tymi samymi ludźmi. Zawsze będziemy mieli Zosię, więc chcę, żebyśmy byli w dobrych relacjach, ale... to koniec. Muszę odzyskać swoje życie.
Gdy skończyła mówić, zapadła długa cisza. A ja poczułam, że jeszcze nigdy nie byłam tak dumna ze swojej silnej, mądrej mamy.