Ostatnio niewiele udzielałam się towarzysko, dopiero Patrycja zmusiła mnie do powrotu do grona przyjaciół, zapraszając do siebie.
– Robimy z Maćkiem kameralną imprezę na twoją cześć, wszyscy stęsknili się za tobą, a najbardziej ja. Obiecaj, że przyjdziesz, będzie Jagna, Kacper, Ala też wpadnie – kusiła. Maciek przyjedzie po ciebie, transport masz zapewniony, więc ten kłopot odpada. A jeśli tak, to nie możesz odmówić.
– Ale ja… – zająknęłam się.
Bałam się wsiąść do auta
Nie wiedziałam, jak powiedzieć Patrycji, że boję się wsiąść do samochodu Maćka. Po tym, co przeżyłam, straciłam zaufanie do metalowej puszki na czterech kołach, która przy uderzeniu tak łatwo się zgniatała, więżąc w środku kierowcę. Jeździłam wyłącznie miejską komunikacją, a i tak zmuszałam się, by podczas podróży za dużo nie myśleć, zakładałam słuchawki, włączałam muzykę i trwałam w zawieszeniu. Tak łatwo było o wypadek, byłam dobrym i uważnym kierowcą, a jednak mnie to spotkało. Nie da się wszystkiego przewidzieć.
Doszłam już do siebie, jeszcze trochę kulałam, ale to powinno minąć, solidnie przykładałam się do rehabilitacji. Pedałowałam na rowerze stacjonarnym do utraty tchu, przy okazji tracąc zbędne kalorie. Prawie odzyskałam formę, ale od miesiąca wychodziłam z domu tylko tyle, ile musiałam, widmo wypadku nadal mnie prześladowało, uliczny ruch niepokoił, każdy dodatkowy dźwięk powodował, że podskakiwałam.
I pomyśleć, że kiedyś nie zwracałam uwagi na klaksony czy nagły warkot silnika samochodu ruszającego spod świateł szybciej, niż to było dozwolone. Łudziłam się, że to przejdzie, z czasem zapomnę, odzyskam spokój i wrócę do normalnego życia, ale na razie nic na to nie wskazywało, było nawet gorzej. Nagły uliczny hałas uruchamiał w mojej głowie film, klatki przelatywały szybko, niespodziewane uderzenie, zgrzyt zgniatanej blachy, ból. I strach.
Uparła się, że muszę być
Nie doceniłam przyjaciółki, może nie wszystko zrozumiała, ale natychmiast wyczuła, że się waham i zamierzam odmówić.
Pati rzadko rezygnowała ze swoich planów i tym razem też nie zamierzała tego robić. Spytała, co mam do Maćka i jego samochodu, po czym nie czekając na odpowiedź, zaproponowała, że po mnie wpadnie i zaciągnie do siebie, bo nie pozwoli mi na samowolkę.
– Zamierzasz stać się odludkiem? Nie pozwolę na to, kochana – zaśmiała się. – Masz być gotowa po południu, zajrzę po robocie i pojedziemy do nas. Będzie fajnie, zobaczysz, już ja cię rozruszam.
Umówiłyśmy się na przystanku. Patrycja nie lubiła zagłębiać się w labirynt starych podwórek prowadzących do mojej kamienicy, twierdziła, że idąc do mnie, czuje się jak bohaterka dreszczowca. Przesadzała, nic jej nie groziło, ale skoro wolała czekać na ulicy…
Wystraszyłam się
Tego dnia od rana padał deszcz, który przemienił się w lecącą z nieba śnieżną breję. Wielkie płaty mokrego śniegu skutecznie ograniczały widoczność, ale tworzyły miłą świąteczną atmosferę. Odprężyłam się, zresztą w towarzystwie Patrycji trudno było inaczej. Wysiadłyśmy z autobusu, gadając jedna przez drugą, nadrabiałyśmy zaległości, opowiadając sobie o wszystkim, co ostatnio się wydarzyło. Śmiałyśmy się właśnie jak szalone, kiedy niespodziewanie usłyszałam ryk silnika i zobaczyłam samochód. Jechał prosto na mnie.
Mokry chodnik okazał się zbyt śliski, nie chodziłam jeszcze zbyt stabilnie, no i runęłam jak długa. Brzmi zabawnie, ale ja byłam przerażona. Patrycja pochyliła się nade mną zatroskana.
– Możesz wstać? Nic sobie nie zrobiłaś? – dopytywała się niespokojnie.
– Pati, wszystko w porządku? – usłyszałam męski głos.
Kierowca wysiadł i stanął niezdecydowanie obok mnie. Po chwili namysłu podał mi rękę, ale odtrąciłam ją, bo nagle strach ustąpił i wkurzyłam się. Wstałam o własnych siłach.
I zrobiłam awanturę
– Jak jeździsz, baranie – wydarłam się na niego. – O mało na nas nie wpadłeś, powinni ci odebrać prawo jazdy! Przez takich jak ty giną niewinni ludzie!
Nie wiem co jeszcze krzyczałam, wyhamowałam dopiero, gdy zobaczyłam ich okrągłe ze zdziwienia oczy. Oboje patrzyli na mnie, nie rozumiejąc czemu się awanturuję.
– Rafał nie jechał po chodniku, normalnie wyjeżdżał z parkingu, nic nam nie groziło – Patrycja pociągnęła mnie za rękaw.
Zamrugałam powiekami, starając się ogarnąć sytuację. Znowu mnie naszło. Zajęta rozmową z przyjaciółką nie zwracałam uwagi na otoczenie, zobaczyłam samochód znienacka, był blisko, wyjazd z placu przecinał chodnik, którym szłyśmy. To wystarczyło, by śmiertelnie mnie przerazić.
– Przepraszam, pomyliłam się – wymamrotałam, nie patrząc na nich.
– Julka przeżyła niedawno paskudny wypadek, ma prawo być przewrażliwiona – osłoniła mnie Pati.
– Nie ma sprawy. Normalka. Skoro nikogo nie przejechałem, to nic tu po mnie – uśmiechnął się kierowca. – Wpadnę wieczorem oddać Maćkowi łyżkę do opon. Na razie.
Powiedział „normalka”. Naprawdę tak uważał? Bo ja zaczynałam myśleć, że ze mną jest coś nie tak.
Całkiem fajny facet
– Skąd go znasz? – spytałam Patrycję.
– Mieszka niedaleko, fajny jest, co? Supergość, sam biedulek po świecie chodzi, marnuje się, więc postanowiłam go wyswatać z Alką. Będą do siebie pasować, już nawet raz się widzieli.
– Sporo mnie ominęło, nic o tym nie mówiłaś – poczułam przypływ bezsensownej zazdrości.
– Na razie nie ma o czym, Rafał jest do wzięcia, ale nie od zaraz, trzeba nad nim popracować. Maciek twierdzi, że jakiś czas temu rozstał się z kobietą i jeszcze tego nie przebolał. Zrobił sobie przerwę od związków i bardzo psioczy na baby. Oczywiście nigdy nie robi tego przy mnie, otwiera serce tylko w męskim gronie. Wiesz jak to jest, faceci też plotkują.
– Niezłe przedstawienie dałam przed chwilą, ciekawe, co o mnie pomyślał – powiedziałam z troską.
– Nic. Oni nie myślą – roześmiała się Patrycja, obracając zajście w żart.
Dobrze mi to zrobiło. Szłam na spotkanie z przyjaciółmi, Pati miło paplała, z nieba leciało coś mokrego, prosto na twarz. Życie umiało być piękne, trzeba brać, co daje i prosić o więcej. Na przykład o miłość.
Zaczęliśmy rozmawiać
Wkroczyłam na salony w nastroju oczekiwania, jakby za chwilę miało wydarzyć się coś ważnego. Na pewno nie była to zapowiedziana wizyta Rafała z łyżką do opon, bo coś bym na ten temat wiedziała, ale kiedy usłyszałam dzwonek, pokuśtykałam do przedpokoju najszybciej, jak umiałam, Maciek zdołał mnie tylko nieznacznie wyprzedzić.
– Halo! On miał być dla Alki – szepnęła mi do ucha Pati, mijając mnie w przelocie.
– Nieobecne nie mają racji, nie przyszła, jej strata – odszepnęłam bojowo.
Nie miałam w planach Rafała, ale co szkodziło podroczyć się z Patrycją. Przeszłam dalej, żeby nie sterczeć bez sensu przy drzwiach i usłyszałam:
– Ten upadek nie był taki bezbolesny, jak mówiłaś, mocno się potłukłaś – Rafał skanował mnie wzrokiem od góry do dołu.
Zdziwiłam się, o co mu chodzi? A! Zauważył, że kuleję i sobie przypisał autorstwo.
– Gdybym wiedział, że tak się przestraszysz, stanąłbym albo co. Przeczekał. Strasznie mi przykro – kajał się z takim ogniem, że Maciek postukał go litościwie w ramię.
– To nie przez ciebie, Julia miała wypadek. Ale już jest lepiej i właśnie ten fakt świętujemy. Zostaniesz z nami?
– Dziękuję – odparł nieuważnie. – Wypadek samochodowy? – poszedł za mną jak po sznurku. – Wybacz, że pytam, ale ja też kiedyś to przeżyłem i wiem, jak człowiek czuje się po czymś takim. Trudno się otrząsnąć. Nadal się boisz?
Kiwnęłam głową.
Nie musiałam mu niczego tłumaczyć
– To naturalne, jakiś czas potrwa zanim się ogarniesz – posadził mnie na sofie oburącz jak inwalidkę.
Możliwe, że przesadziłam z utykaniem. W przelocie złapałam rozbawione spojrzenie Patrycji, nie pisnęłam ani słowa, bo usiadł obok mnie. Doleciał mnie delikatny zapach wody po goleniu, jakieś słowa, które nie składały się w całość. Nie słuchałam go, skupiłam się na sobie. A może na nim? O czymś takim tylko czytałam, a przecież to czułam, ogromne przyciąganie, któremu trudno się oprzeć. Niewiele myśląc, dotknęłam jego policzka.
– Zaręczam, że Rafał jest prawdziwy – rzuciła domyślnie Patrycja.
Nie spłoszył się i nie zdziwił, tylko przytaknął. Przyglądał mi się z zainteresowaniem, z bliska, z bardzo bliska. Zrobiło mi się gorąco, a potem lodowato, bo uświadomiłam sobie, że drugi raz tego dnia daję przed Rafałem bezpłatne przedstawienie. Najpierw go okrzyczałam, a teraz prawie rzuciłam mu się na szyję.
– Przepraszam na chwilę – jak na inwalidkę poderwałam się całkiem dziarsko i zwiałam do łazienki.
Przez resztę wieczoru starałam się zrobić na nim wrażenie kobiety świadomej swoich zalet, nie reagującej emocjonalnie na pierwszego z brzegu faceta o imieniu Rafał. Byłam w miarę miła, w miarę zainteresowana i tak poprawna, że aż samą siebie zniecierpliwiłam. Kiedy po godzinie znudził się i wyszedł, poczułam, że straciłam życiową szansę. Na szczęście, Patrycja czuwała. Następnego dnia Rafał zameldował się telefonicznie.
Zjawił się następnego dnia
– Mam twoją kosmetyczkę, zostawiłaś ją w łazience, Pati prosiła, żebym ci oddał. Dostałem adres, ale to nie działa, nie wiem, jak do ciebie trafić. Stoję przed bramą, na ulicy.
– Mieszkam w zamku na końcu labiryntu, trzeba przejść przez dwa podwórka – zachęciłam go. – Jeśli tego chcesz – dodałam po namyśle.
Rozłączył się, a po chwili zobaczyłam go z okna. Nie był sam, niestety. W mojej okolicy trudno o prywatność. Otworzyłam okno i krzyknęłam.
– Przepuśćcie go, przyszedł do mnie!
– No, chyba że tak – usłyszałam.
Trzech osiłków rozstąpiło się, robiąc dla Rafała miejsce. Prześlizgnął się między nimi, wchodząc na schody, odprowadziłam go wzrokiem i wychyliłam się jeszcze bardziej.
– Jarek! Nie rób mi siary – syknęłam do jednego z nich.
– Skąd mogłem wiedzieć, że ten leszcz do ciebie idzie – odpyskował. – Skąd takiego wyjęłaś?
– Nie nazywaj go tak, on jest w porządku. To superchłopak – zgasiłam go.
– Miło mi to słyszeć, komplement na wyrost, ale postaram się zasłużyć. O ile jeszcze kiedyś mnie tu wpuszczą – usłyszałam rozbawiony głos za plecami. – To twoi ochroniarze?
– Koledzy z podwórka, wychowaliśmy się razem. Jarek mieszka z matką za ścianą, bardzo mi pomogli, kiedy zostałam sama – zamknęłam okno i stanęłam oko w oko z facetem, który mieszał mi w głowie.
– Sama? – spytał, omiatając wzrokiem skromny pokój.
– Mama umarła, jak miałam 19 lat, ojca nie znałam – zwierzyłam się niespodziewanie. – Nie wiem, po co ci to mówię, zapomnij. Przywiozłeś kosmetyczkę, a ja zawracam ci głowę.
– Zawracaj dalej – zrobił kilka kroków w moją stronę. Staliśmy twarzą w twarz, żadne z nas nie wyciągnęło ręki, ale miałam wrażenie, że tworzymy jedność.
Ciągnęło nas do siebie
– Niesamowite, też to czujesz? – szepnął Rafał.
Nie odpowiedziałam, usta miał miękkie i ciepłe jak…
– Jula, jakby ten leszcz sobie za dużo pozwalał, to wiesz, co masz robić – usłyszałam wzburzony głos Jarka, który przybył najwyraźniej z misją opiekuńczą, a może nawet jako wybawiciel.
Że też nie pomyślałam o zamknięciu drzwi, będę musiała wyrobić sobie taki odruch. Oderwałam się od Rafała i wyjrzałam zza jego ramienia.
– Wiem, jakby co, mam krzyczeć. Będę pamiętała. A teraz dziękuję i spadaj – powiedziałam uprzejmie.
Jaro wyluzował, ale nie wydawał się przekonany. Niemniej zrobił w tył zwrot i zostawił nas samych. Miałam nadzieję na kolejny pocałunek, jednak wizyta Jarka rozkojarzyła Rafała.
– Mieszkasz w bardzo… klimatycznym miejscu – powiedział z wahaniem. – Jak dajesz sobie radę sama? Nie masz kłopotów? Bo wiesz, jakby co, to…
– Z Jarem i tak byś nie wygrał – powiedziałam rozbawiona i rozczulona zarazem. Martwił się o mnie? Wspaniale! – Wychowałam się tu, znam wszystkich i nie jestem sama. Mieszkają tu różni ludzie, ale na niektórych można liczyć. A w razie czego, to słyszałeś instrukcję. Mam krzyczeć.
– Nie wiem, dlaczego mnie to nie uspokaja – mruknął Rafał. – Przyjechałem do ciebie z pomysłem zaproszenia cię na spacer. Pojedziemy do lasu, Pati mówiła, że za rzadko wychodzisz z domu, czas to zmienić.
Przy nim przestałam się bać
– Pojedziemy? Samochodem? – nagle w gardle zrobiło mi się sucho, organizm reagował niezależnie ode mnie.
– Wiem, że się boisz, ale uwierz, ze mną będziesz bezpieczna. Przełamiesz strach i uwolnisz się od wiecznego lęku. W moim przypadku to zadziałało.
– Nie jestem pewna – na samą myśl, że mam wsiąść do auta, zmiękły mi nogi.
– Chodź, nie zastanawiaj się. To jak skok na głęboką wodę, tylko pierwsze wrażenie jest nieprzyjemne – pociągnął mnie za rękę.
– No, jeszcze kawałek, zaparkowałem na ulicy.
– Gdzie?! Rafał, coś ty zrobił – zatrzymałam się jak wryta. – Jarek! – krzyknęłam zgodnie z ustaleniami.
Na schody wyjrzała jego mama.
– Poleciał gdzieś, powiedział, że leszczowi wóz rozbierają – zawiadomiła, obrzucając wszechwiedzącym wzrokiem Rafała. – A to twój kawaler, Juleczko?
– Mój – potwierdziłam, schodząc ze schodów najszybciej jak pozwalała mi na to niedoleczona noga. Zaintrygowany Rafał podążał za mną w milczeniu, łowiąc każde słowo.
– Tak się cieszę, wreszcie się zakochałaś – zawołała serdecznie matka Jarka, spoglądając za nami.
– Chyba tak – odkrzyknęłam bez zastanowienia.
– To właśnie chciałem usłyszeć – ucieszył się Rafał, zatrzymując mnie i przyciskając do siebie. – Żadnego krygowania się, fochów, nieszczerości. Dziewczyno, ja na ciebie czekałem całe życie.
– Później to omówimy – objęłam jego twarz dłońmi. – Teraz najważniejszy jest samochód, nie jest tu bezpieczny.
Zdziwiłam się
Ale myliłam się, wóz Rafała stał w jednym kawałku, cały.
– Dziękuję, Jareczku – spojrzałam na niego z wdzięcznością. – Jesteś prawdziwym kumplem.
– E tam – Jaro na moment jakby się zmieszał. – Załatwimy to jakoś, będziesz mi wisiała przysługę i tyle. Odbiorę sobie.
– Spoko – uśmiechnęłam się.
Rafał otworzył przede mną drzwi samochodu i podał mi rękę.
– Wsiadaj, nie bój się – powiedział.
Zrobiłam to i nie żałuję. Dziś poruszam się swobodnie, jak przed wypadkiem, no i mam Rafała. Nasza znajomość zaczęła się niefortunnie od upadku na chodnik, ale teraz mocno stoję na nogach. Miłość dodaje sił, z Rafałem jestem gotowa na wszystko, nawet na rozpoczęcie życia od nowa. Może nawet jeszcze wsiądę do auta jako kierowca. Czas pokaże.
Czytaj także: „Wykupiłem dla siebie i żony wczasy. Wściekła się, że wydałem tyle kasy na przyjemności. Cóż, pojadę z kochanką”
„Miałam 100 zł w portfelu, adres ciotki i ważny paszport. Wolałam żebrać na ulicy niż żyć z damskim bokserem”
„Gdy mąż wyjeżdża w delegację, przestaję być przykładną żonką. Wtedy wchodzę w rolę namiętnej kochanki”