„Ojciec wolał pić niż zajmować się synami, a majątek zapisał wujowi. Nie miałem wyjścia, wziąłem sprawy w swoje ręce”

mężczyzna, którego wydziedziczył ojciec fot. Adobe Stock, SB Arts Media
„Zacząłem przeglądać szuflady i szafki. Po pół godzinie znalazłem w kredensie zaklejoną kopertę. Rozerwałem ją, wiedziony przeczuciem, i miałem rację – w środku był testament... Ze złości pociemniało mi przed oczami. A więc to tak! Mieliśmy z Pawłem nic nie odziedziczyć , choć to nasza matka spłaciła kiedyś Mariana! To rażąca niesprawiedliwość!”.
/ 25.09.2022 09:15
mężczyzna, którego wydziedziczył ojciec fot. Adobe Stock, SB Arts Media

Dobrze pamiętam ten dzień – miałem z siedem lat, kiedy mama kazała mnie i mojemu dziewięcioletniemu bratu spakować nasze zabawki w dwa nieduże plecaczki, które nam kupiła. Paweł dostał czerwony, ja niebieski... Byłem nawet trochę zły, bo wydał mi się taki jakiś dziewczyński. W każdym razie niewiele się do niego zmieściło. Kilka pluszaków, samochody. Ten ukochany, wielka kolorowa ciężarówka, został na półce w pokoju.

Byłem pewien, że po prostu gdzieś na trochę wyjeżdżamy, choć wydało mi się to dziwne, że mama zabiera nas na wakacje w środku roku szkolnego. Potem, gdy okazało się, że już nie wrócimy do domu, strasznie płakałem. Pisałem nawet do taty, żeby mi przysłał moje auto, ale on tego nie zrobił.

Namówił ją na wspólne zamieszkanie

Kiedy mama się z nim rozwiodła, przestał się z nami kontaktować. Wyjechaliśmy bardzo daleko, mama dostała pracę na drugim końcu Polski jako księgowa w zakładach mleczarskich. Zamieszkaliśmy na ich terenie, w mieszkaniu służbowym, w którym ciągle pachniało serwatką. Po jakimś czasie przestałem wyczuwać tę mdlącą woń, ale wszystkie moje ubrania były nią przesiąknięte.

Jako mały chłopiec nie mogłem zrozumieć, dlaczego mama odeszła od taty. Wydawało mi się, że się kochają, że są ze sobą szczęśliwi. W naszym domu nie było awantur, tak jak u moich kolegów. Sam słyszałem, jak tata Adama krzyczał na niego i na jego mamę. A Sylwek mi opowiadał, że dostaje od ojca pasem i pokazywał mi nawet siniaki na nogach.

U nas panowała cisza i spokój, jak się potem okazało – pozorny. Mieszkaliśmy z rodzicami i wujkiem Andrzejem, bratem mojego ojca, który zajmował dwa pokoje z kuchnią i osobnym wejściem do domu. Wujek czasami brzydko pachniał, ale poza tym był całkiem fajny. Naprawił mi kiedyś rower, a Pawłowi zrobił łuk z kawałka giętkiej gałęzi. Mnie nie zrobił, chociaż bardzo chciałem, ale obiecał mi, że dostanę taki sam, kiedy będę starszy. To nie nastąpiło, bo wyjechaliśmy stamtąd z mamą.

Kiedy byłem dzieckiem, nie tłumaczyła mi, dlaczego się przeprowadziliśmy. Mówiła tylko, że dostała lepszą pracę, a praca jest ważna. Płakałem za tatą, mój starszy brat też. I to on powiedział mi w zaufaniu, że mama nas stamtąd zabrała, bo wujek pił i namawiał tatę do alkoholu.

– Nie miałam już do tego siły! – mama wyznała mi to dopiero po latach. – Dwóch dorosłych facetów, których trzeba było obsługiwać. Wyszłam przecież tylko za jednego z nich, nie pisałam się na niańkę ani służącą tego drugiego!

Kiedy poznała tatę, mieszkał w domu z matką i dwójką swoich braci. Ten starszy dość szybko się ożenił i wyprowadził na swoje.

– Byłam pewna, że kiedy weźmiemy ślub z twoim ojcem, my także zamieszkamy osobno. Nie uśmiechało mi się przecież mieszkanie razem z teściową, tym bardziej że nie była zbyt miła. Wychowała samotnie trzech synów, była raczej szorstka w obejściu i miałam wrażenie, że się nigdy nie zaprzyjaźnimy – zwierzała się mama. – Wolałam już wynająć jakiekolwiek mieszkanie, choćby małe, byle osobne. Bardzo kochałam twojego tatę i chciałam wieść spokojne życie u jego boku.

Los zadecydował inaczej. Moja babcia zmarła, zanim rodzice się pobrali. Zostawiła po sobie dość duży dom pod miastem, który odziedziczyli jej trzej synowie. Wuj Marian podobno od razu powiedział, że on tego domu nie chce i mieszkać w nim nie zamierza. Jego żona, ciocia Lidka, dostała od swoich rodziców ładne mieszkanie jako prezent ślubny i nie w głowie jej były przenosiny prawie na wieś.

Ja też nie chciałam tam mieszkać. Ten dom wydawał mi się raczej nieprzytulny, no i trzeba było dojeżdżać dość daleko od pracy – mówiła.

Ale tacie udało się ją przekonać. Obiecał, że zrobi młodszemu bratu osobne wejście, a nasza rodzina zamieszka w czterech pokojach.

– Gdzieżby nas w mieście było stać na taki metraż?! Pomyśl tylko, dzieci będą miały ogródek…

Gdy mówił o ich przyszłych wspólnych dzieciach, mama miękła niczym wosk. Tak bardzo go kochała! Marzyła o tym, aby założyć z nim rodzinę. Zgodziła się więc na wszystko.

Nie miała siły niańczyć 2 pijaków

Kiedy wzięli ślub, wszystkie pieniądze, które uzbierali po rodzinie, poszły na spłatę wuja Mariana. Młodszy brat taty właściwie się nie dołożył, miał wtedy zaledwie dwadzieścia trzy lata i jako pomocnik murarza wiele nie zarabiał. Za to miał fach w ręku, więc obiecał, że sam wyremontuje dom.

– Nie wiem, ile pamiętasz ze swojego dzieciństwa, ale nic z tego remontu nie wyszło – mówiła mama. – Wujek Andrzej pił, i to solidnie. Twój tata przymykał na to oko, bo to był jego ukochany młodszy braciszek. A poza tym zawsze powtarzał, że Andrzejek jest dobry, tylko na budowie namawiają go do złego.

Dla mojej mamy to, jaka była prawda, nie miało znaczenia. Jej szwagier był pijakiem – i to jej coraz bardziej ciążyło. Niezaradny, w domu potrafił najwyżej zagotować wodę na herbatę, no, może jeszcze zrobić jajecznicę, był jednak przyzwyczajony do wygód, bo matka zawsze podsuwała mu talerz pod nos. Regułą stało się więc to, że przychodził do nas do domu na obiad, a po kilku miesiącach na dobre zaczął się u nas stołować.

– Może by mi nawet to tak bardzo nie ciążyło, bo gdzie je dwoje dorosłych i dwoje dzieci, to i trzeci dorosły się pożywi – wspominała mama. – Ale Andrzej u mnie w domu zachowywał się jakby był u siebie! Nie uznawał mnie jako gospodyni, dla niego byłam tylko bratową, kimś obcym, kto dołączył do jego rodziny, i nie miał nic do powiedzenia. Dom był jego, po jego matce. Nieważne, że moi weselni goście i moi rodzice dali pieniądze na wykupienie części należącej do Mariana! Buszował mi w szafach, wszystko brał jak swoje, wszystkiego używał. W dodatku coraz częściej był pijany, a po wódce stawał się agresywny.

Mama miała tego dość. Marzyła o spokoju. Ja pamiętałem, że wujek naprawił mi rower, a mamie bardziej utkwiło w głowie to, że wypuścił mnie na nim na ruchliwą ulicę. Jak nieodpowiedzialny gówniarz.

– Wiesz, jak się o ciebie bałam? – pytała roztrzęsiona, bo nawet po tylu latach budziło to silne emocje. – A najgorsze, że Andrzej zaczął namawiać twojego tatę na picie. Grzegorz coraz częściej znikał w jego mieszkanku i wracał na rauszu.

Mama nie zamierzała tego dłużej ciągnąć. Nie chciała dbać o szwagra, karmić go, prać jego rzeczy, a jednocześnie znosić jego chamstwo. Wysłuchiwać, że nie jest u siebie, i jak coś jej się nie podoba, to może się wynieść – droga wolna!

– A kiedy do tyrad Andrzeja dołączył twój ojciec, teraz już także często pijany, poczułam, że dłużej tego nie zniosę! – łzy napłynęły jej do oczu.

Spróbowała jeszcze poradzić się ich najstarszego brata Mariana, ale ten wyraźnie dał jej do zrozumienia, że ma swoją rodzinę, a nasze sprawy go nie interesują. Podobnie los najmłodszego brata, który się stacza, bo przecież to dorosły chłop…

Mama stwierdziła, że jeśli stamtąd nie ucieknie, to oni obaj, mój ojciec i wuj Andrzej, ją zniszczą. Dziadkowie ze strony mamy byli przeciwni rozwodowi, ale nawet to jej nie powstrzymało. Skoro oni nie chcieli dać nam schronienia, mama zostawiła wszystko i wyjechała z nami daleko, żeby odciąć się od przeszłości. Sama znalazła sobie pracę, mieszkanie i – ku własnemu zaskoczeniu – zaczęła sobie całkiem nieźle radzić.

Dobrze pamiętam, jaka dzielna była, jak wypruwała sobie żyły, żeby mnie i bratu niczego nie brakowało. Jako dziecko tęskniłem jednak za tatą i nie rozumiałem, dlaczego on się z nami wcale nie kontaktuje. Kiedy miałem dwanaście lat, uparłem się, że pojadę do niego na wakacje. To był prawdziwy koszmar! Tata już wtedy bardzo dużo pił. Praktycznie co wieczór siedzieli z wujkiem Andrzejem nad butelką. Już po tygodniu zadzwoniłem do mamy, żeby mnie stamtąd zabrała. Nie cieszyło mnie nawet to, że odzyskałem swój kiedyś tak lubiany samochód – byłem zresztą za duży na takie zabawki.

Zapisał wszystko bratu...

Od tamtej pory praktycznie już nie miałem kontaktu z ojcem. Przez kolejne dziesięć lat widywałem go sporadycznie i za każdym razem odkrywałem z przerażeniem, że wygląda gorzej niż poprzednio. A jego dom coraz bardziej przypominał melinę.

Poszedłem na studia, podczas których wyjechałem na rok na praktyki za granicę. Wiadomość o ciężkiej chorobie ojca dotarła do mnie, kiedy zdawałem egzaminy końcowe. Musiałem je zaliczyć, bo inaczej kazaliby mi płacić za praktyki astronomiczną kwotę. Zostałem więc na kolejny miesiąc, a kiedy wróciłem do kraju, było już po wszystkim. Ojciec nie żył.

Wstrząsnęło to mną bardziej, niż mógłbym się spodziewać. Gdzieś w głębi duszy jednak go kochałem. Mój starszy brat okazał się bardziej pragmatyczny. Zainteresował się tym, że należy nam się spadek po ojcu – połowa domu. Tak przynajmniej wtedy sądziliśmy. Wynajęty przez nas adwokat miał poprowadzić sprawę w sądzie, ale zanim ją założył, wystąpił o odpis z księgi wieczystej dotyczący tego domu i…

Co prawda postąpiłem źle, ale w imię słusznej sprawy

– Ten dom w całości należy do pana Andrzeja – przyszedł do nas z zaskakującą informacją.

– Ale jak to możliwe? – byliśmy w szoku, a szczególnie nasza mama. Okazało się, że kiedy ojciec zaczął chorować, przekazał swoją część domu jako darowiznę młodszemu bratu. A nas, swoich synów, całkowicie pominął, jakbyśmy nie istnieli.

– Ale dlaczego? – nie rozumiałem.

Pojechaliśmy z bratem do wuja, żeby o tym porozmawiać, ale nie wpuścił nas nawet za próg.

– A gdzie byliście, kiedy wasz ojciec konał na raka? Żaden synuś się nie pofatygował, ja się nim opiekowałem! – grzmiał. – Dlatego wszystko mi zapisał, wam się nic nie należy! Wynocha! I nie pokazujcie się więcej!

Będziemy dochodzili swoich praw w sądzie! – wykrzyczał mój brat.

Ale sprawa nie była taka prosta.

– Ojciec panów mógł zapisać swoją połowę domu, komu chciał. Był dorosły i przy zdrowych zmysłach – wyjaśnił nam prawnik.

Czy przy zdrowych zmysłach, z tym bym dyskutował. Po tylu latach picia w jego mózgu na pewno zaszły już zmiany. Zmarł na raka trzustki, typową przypadłość alkoholików. Ale jak to udowodnić w sądzie? Zwłaszcza że wuj nie stawiał się na kolejne rozprawy ani nie odbierał wezwań.

– Może powinniśmy znów do niego pojechać? – zastanawialiśmy się z bratem. Ja byłem za, Paweł przeciw.

– Znów pewnie skończy się awanturą, tak jak poprzednio – mówił. – Jak chcesz, to sam jedź, ja się nie piszę...

To była rażąca niesprawiedliwość

Pojechałem. Dzwoniłem do furtki, ale nikt mi ni otwierał. Już zmierzałem odpuścić, kiedy zaczepiła mnie sąsiadka mieszkająca za płotem.

– Pan do Andrzeja? On w szpitalu!

– Co mu jest? – zainteresowałem się.

– A co ma być? Wszystko! Nerki, wątroba, jak to u pijaka! – machnęła ręką i wróciła do swoich spraw.

Udałem, że idę do auta, ale… po chwili wróciłem. Z łatwością pokonałem ogrodzenie i zręcznie omijając walające się po podwórku śmieci, dotarłem do drzwi. Były zamknięte, ale znalazłem jakiś drąg i spróbowałem podważyć wypaczone drzwi balkonowe. Puściły… Mieszkanie było puste i potwornie zagracone. Śmierdziało w nim gnijącymi resztkami i alkoholem. Zatkałem nos ze wstrętem i już miałem wychodzić, kiedy przyszło mi do głowy, aby trochę poszperać.

Zacząłem przeglądać szuflady i szafki. Po pół godzinie znalazłem w kredensie zaklejoną kopertę. Rozerwałem ją, wiedziony przeczuciem, i miałem rację – w środku był testament... wuja Andrzeja. Młodszy brat taty zapisał wszystko Marianowi, najstarszemu z nich. Ze złości pociemniało mi przed oczami. A więc to tak! Mieliśmy z Pawłem nic nie odziedziczyć , choć to nasza matka spłaciła kiedyś Mariana! To rażąca niesprawiedliwość!

Wyszedłem stamtąd wściekły, z testamentem w kieszeni. Gdy po kilku dniach zadzwoniłem do szpitala, powiedzieli mi, że wuj Andrzej zmarł. 

Wystąpiliśmy z bratem o podział majątku. Ja robiłem to cały w strachu, że sprawa testamentu się wyda. Może wuj złożył kopię u prawnika? Na szczęście jednak na razie sprawy idą po naszej myśli i mam nadzieję, że to, co zrobiłem, na zawsze pozostanie moją tajemnicą. Zapobiegłem tylko niesprawiedliwości, bo przecież wuj Marian dostał już kiedyś pieniądze za ten dom.

Czytaj także:
„Teściowa obiecała nam mieszkanie w zamian za spłatę kredytu. Przez 10 lat wrzucaliśmy kasę w błoto i zostaliśmy z niczym”
„Zakochałam się w biedaku, więc rodzice wygnali mnie z domu, a brat pozbawił spadku. Moją rodzinę zniszczyła chciwość...”
„Mój brat najpierw odebrał mi miłość rodziców, a po latach cały majątek, żonę i córki. Ten człowiek to prawdziwy potwór”

Redakcja poleca

REKLAMA