Zapraszając Urszulę na Wigilię, czułem jednocześnie ekscytację i lekkie napięcie. To miała być nasza pierwsza wspólna wigilia, a ja dobrze wiedziałem, że spotkanie z moim ojcem, Januszem, może być wyzwaniem.
Był tradycjonalistą z każdej strony, od potraw na stole po swoje niewybredne komentarze na temat wszystkiego, co odbiegało od jego norm. Odkąd Urszula powiedziała mi o swojej decyzji, żeby przejść na wegetarianizm, starałem się wspierać ją na każdym kroku. Dla mnie to był wyraz jej odwagi i zaangażowania w wartości, które szanuję.
Ewa, moja mama, zwykle próbowała łagodzić każde napięcie. To ona przekonywała mnie, że warto zaprosić Urszulę, zapewniając, że "Janusz przecież nikogo nie zje". Problem w tym, że tata lubił swoje słowne potyczki, zwłaszcza przy stole.
Modliłem się, by nic nie powiedział
Kiedy zobaczyłem Urszulę w progu, ubrana w prostą, elegancką sukienkę, poczułem ciepło. Jej uśmiech uspokajał moje obawy, chociaż wiedziałem, że i ona jest lekko spięta. Trzymając jej dłoń, wprowadziłem ją do domu.
– Urszula! – mama przywitała ją z otwartymi ramionami. – Cieszę się, że z nami jesteś.
Janusz zmierzył ją wzrokiem, rzucając pod nosem:
– No proszę, pierwsza Wigilia młodych.
Nie odpowiedziałem. Urszula uśmiechnęła się, choć widziałem, że starała się unikać jego spojrzenia.
Zanim zaczęliśmy kolację, w duchu modliłem się, by Wigilia przebiegła spokojnie. Nie wiedziałem jeszcze, że to będzie wieczór, który zapamiętam na długo – ale nie z powodu świątecznej magii. Kolacja zaczęła się w typowy dla naszej rodziny sposób – mama zaproponowała opłatek, a ja cicho liczyłem, że ta chwila przynajmniej na chwilę wprowadzi atmosferę spokoju. Urszula przełamała się z każdym, nawet z tatą, który rzucił od niechcenia:
– Zdrówka życzę. I trochę zdrowego rozsądku.
Urszula uśmiechnęła się lekko i nic nie powiedziała. Wiedziałem, że stara się zachować spokój. Ale wtedy zaczęły pojawiać się dania na stole. Barszcz, pierogi z kapustą i grzybami, karp w galarecie... Każdy nakładał sobie to, na co miał ochotę. Urszula wybrała pierogi, trochę sałatki i parę ziemniaków. Właśnie wtedy Janusz zauważył, że jej talerz wygląda „dziwnie”.
– A ty, Urszula, to co? Postanowiłaś, że post w Wigilię to już za dużo? – zapytał, patrząc na jej talerz.
– Nie jem mięsa, więc ryby też unikam – odpowiedziała spokojnie.
Na chwilę zapadła cisza
Spojrzałem na mamę, która zareagowała typowo – udawała, że nie słyszy. Wiedziałem jednak, że dla ojca to był dopiero początek.
– Nie jesz mięsa? No to co ty właściwie jesz? Sałatę? – rzucił z uśmieszkiem, biorąc kawałek karpia na widelec.
– Janusz... – mama próbowała coś powiedzieć, ale szybko uciął jej próbę.
– Nie, Ewa, ja tylko pytam. Tak dla ciekawości. Bo jak to możliwe, żeby bez schabowego przeżyć?
Urszula nadal zachowywała spokój, choć widziałem, że to nie jest łatwe.
– Na szczęście jest sporo innych rzeczy, które można jeść. Chociażby pierogi, barszcz... – odpowiedziała uprzejmie, ale wyczuwalnie z dystansem.
– Ta dzisiejsza młodzież... – Janusz spojrzał na mnie, jakby szukał we mnie poparcia. – Maciek, pamiętasz, jak na grillu u ciotki jedliśmy żeberka? I jak mówiłeś, że bez mięsa to się nie da wyżyć? A teraz co? Też będziesz przestawiać się na trawę?
– Tato, daj spokój. Każdy ma prawo jeść to, co chce – powiedziałem, starając się mówić łagodnie.
– Ja tylko żartuję, nie spinaj się tak. Ale powiedz mi, Urszulo, czy ty w ogóle kiedyś próbowałaś prawdziwego, dobrze przyrządzonego karpia?
– Tak, ale teraz za niego dziękuję – odparła, z grzecznością, ale stanowczością, która, wiedziałem, mogła rozwścieczyć ojca.
Spojrzałem na nią z wdzięcznością, ale czułem też rosnące napięcie. Ojciec otworzył już usta, żeby odpowiedzieć, ale mama szybko wtrąciła:
– Może spróbujemy makowca? Sama piekłam.
Atmosfera trochę się rozluźniła, ale wciąż czułem ciężar, który unosił się nad stołem. Urszula starała się nie wchodzić w dalsze dyskusje, ale ja nie mogłem już tego zignorować. W mojej głowie zaczęło pojawiać się pytanie: „Czy dobrze zrobiłem, przywożąc ją tutaj?”.
Nie wytrzymałem
– Tato, naprawdę musisz komentować wszystko, co nie jest po twojej myśli? – przerwałem mu, gdy zaczął kolejną złośliwość.
– A co ja powiedziałem? Zapytałem, to chyba nie grzech – odpowiedział z udawaną niewinnością, ale uśmieszek mówił sam za siebie.
– Grzechem jest twoje wieczne czepianie się! Ona nic ci nie zrobiła! – podniosłem głos, nie bacząc na minę mamy, która zamarła z widelcem w ręku.
– Ty mi nie będziesz mówił, jak mam się odzywać we własnym domu! – odparował ojciec.
Urszula delikatnie dotknęła mojej ręki.
– Może powinniśmy wyjść na chwilę? – zaproponowała cicho.
– Nie, nigdzie nie idę – odpowiedziałem, wbijając wzrok w ojca. – Zawsze wszystkich pouczasz, a sam nie potrafisz szanować innych!
Mama próbowała coś powiedzieć, ale ojciec podniósł głos:
– Może ci za mało tej nowoczesności, co? Wszystko teraz musi być inne – dzieciaki, święta, nawet jedzenie!
Nie mogłem już patrzeć na jego zadowoloną minę. Słowa wypływały ze mnie szybciej, niż zdążyłem je przemyśleć. Atmosfera wigilijna wyparowała całkowicie.
– Nigdy nie potrafisz nikogo zaakceptować! Zawsze wszystko musi być po twojemu! – wyrzuciłem, wstając od stołu.
– Bo twoje pomysły to jakaś kpina! Ty nawet nie wiesz, co to prawdziwe życie! – ojciec nie pozostawał dłużny.
Mama podniosła ręce w geście rezygnacji
– Błagam, przestańcie, to przecież Wigilia!
Nie słuchałem jej. W głowie miałem tylko jego wieczne wytykanie wszystkiego, co robię. Co chwilę przypominałem sobie inne sytuacje, gdy krytykował mój wybór studiów, pracę, a teraz Urszulę.
– Wiesz co? Może lepiej by było, gdybyśmy w ogóle nie przyjeżdżali! – wybuchłem.
Na chwilę zapadła cisza. Urszula patrzyła na mnie szeroko otwartymi oczami, a mama wbiła wzrok w obrus. Ojciec tylko prychnął i sięgnął po kieliszek wina.
Wiedziałem, że powiedziałem za dużo, ale duma nie pozwalała mi się wycofać. Wstałem i spojrzałem na Urszulę.
– Chodźmy na chwilę na spacer – powiedziałem.
Zgodziła się bez słowa. Gdy wyszliśmy, chłód powietrza uderzył mnie jak zimny prysznic. W sercu czułem mieszankę gniewu i wstydu. Chodnik przed domem skrzypiał pod butami, gdy szliśmy w ciszy. Urszula w końcu przerwała milczenie:
– Maciek, nie musiałeś tego mówić.
Westchnąłem ciężko.
– Wiem. Ale on zawsze tak robi... Nie potrafię już tego znosić.
Urszula spojrzała na mnie łagodnie.
– Wiem, że to trudne. Ale to twoja rodzina. Staram się to rozumieć, naprawdę.
– Przepraszam, że cię na to naraziłem – powiedziałem. – Chciałem, żeby to było dla nas coś wyjątkowego.
– Jest wyjątkowe, Maciek. – Uśmiechnęła się delikatnie. – Pierogi były pyszne.
To krótkie zdanie rozładowało napięcie, które narastało we mnie od początku wieczoru. Parsknąłem śmiechem i przyciągnąłem ją do siebie.
– Chodź, wracajmy – powiedziała po chwili. – Twoja mama pewnie się martwi.
Wiedziałem, że miała rację
Wracając, próbowałem wymyślić, jak poradzić sobie z ojcem, ale gdy otworzyliśmy drzwi, czekało mnie coś, czego się nie spodziewałem. Janusz zachowywał się tak, jakby nic się nie stało.
– Herbaty ktoś chce? – zapytał, zerkając znad gazety.
Mama podała mi ciepły, niemal błagalny uśmiech. Urszula usiadła obok mnie, a ja czułem się jak obcy w tym domu. Wiedziałem jednak, że to nie koniec.
Rano dom wydawał się spokojniejszy, ale w powietrzu czuć było napięcie. Janusz, jak zwykle, siedział przy stole z kubkiem kawy i gazetą. Urszula pomagała mamie w kuchni, a ja, nie wiedząc dlaczego, wszedłem do salonu i usiadłem naprzeciw niego.
Podniósł wzrok znad gazety.
– Coś się stało?
– Tak, tato – zacząłem, czując suchość w ustach. – Wczoraj... Przepraszam, że tak na ciebie naskoczyłem.
Jego twarz przez chwilę pozostała bez wyrazu, ale zaraz potem odłożył gazetę.
– Może i za ostro powiedziałeś, ale ja też nie jestem bez winy – mruknął. – Trochę się zagalopowałem.
To był pierwszy raz, kiedy usłyszałem coś takiego z jego ust. Wiedziałem, że nie przyzna otwarcie, że przesadził, ale to wystarczyło, bym poczuł się lżej.
– Tato, Urszula to dla mnie ktoś ważny – powiedziałem. – Może jej nie rozumiesz, ale wystarczy, że ją uszanujesz. To wszystko, o co proszę.
Janusz wzruszył ramionami.
– Nie wiem, czy to wszystko rozumiem, ale... może mogłem się trochę zamknąć.
Na te słowa niemal opadła mi szczęka. Nie oczekiwałem cudów, ale to małe ustępstwo dało mi nadzieję.
– Dzięki, tato – powiedziałem krótko i wstałem, czując, że nie warto przedłużać tej rozmowy.
Gdy wróciłem do kuchni, Urszula spojrzała na mnie pytająco.
– Rozmawiałem z nim – powiedziałem cicho.
Nie pytała więcej
Po jej uśmiechu widziałem, że to wystarczy. Wieczorem, gdy wróciliśmy do mieszkania, usiadłem przy oknie, wpatrując się w światła miasta. Urszula przygotowywała herbatę, nucąc coś pod nosem. Myśli kłębiły mi się w głowie. Wigilia nie była idealna – daleko jej było do tych ciepłych, filmowych obrazów, które kojarzą się z Bożym Narodzeniem. Ale coś się zmieniło.
Ojciec po raz pierwszy zrobił krok w moją stronę, nawet jeśli był to tylko drobny gest. Może to był początek czegoś nowego?
Maciek, 27 lat
Czytaj także:
„Mój pasierb nie miał szczęścia do rodziców. Ojciec balował, matka kochała pracę. Tylko ode mnie mógł zaznać miłości”
„Laski leciały na mnie jak ćmy do światła. Przestałem skakać z kwiatka na kwiatek, gdy poznałem pewną mężatkę”
„Dobrze zarabiałem, ale nie szanowałem pieniędzy. Przestałem cwaniakować, gdy nagle uderzyłem o dno”