„Ojciec w spadku zostawił mi przykrą niespodziankę. Siedziałem po uszy w długach faceta, którego nie widziałem 25 lat”

Zmartwione małżeństwo fot. iStock by Getty Images, Liubomyr Vorona
„Kompletnie mnie zamurowało. Nie docierało do mnie, że to dzieje się naprawdę. Uszczypnąłem się mocno, licząc na to, że zaraz się obudzę. Niestety, nic z tych rzeczy. W końcu zdecydowałem się przekazać te wieści Kasi. Jej twarz momentalnie zbladła”.
/ 16.06.2024 18:30
Zmartwione małżeństwo fot. iStock by Getty Images, Liubomyr Vorona

Moje dzieciństwo? Beznadziejne. Tata chlał na umór. A gdy się napił, to nie wahał się podnosić na nas rękę. Mama była nieporadna i słaba, nawet nie siliła się, by mnie przed nim osłonić, więc w wieku dziesięciu lat zwyczajnie uciekłem z domu. Gliny złapały mnie po paru dniach i zawiozły do pogotowia opiekuńczego. Z tamtego miejsca po jakimś czasie przewieziono mnie do domu dziecka.

Niedługo po tym wydarzeniu mama poważnie zachorowała i odeszła z tego świata. A tata? Spakował manatki i wyruszył w siną dal z nową wybranką serca. Czy mi go brakowało? Ani trochę. Odczuwałem ulgę, że nareszcie zapanował spokój, że nie muszę już drżeć ze strachu i chronić się przed jego ciosami. Z biegiem lat kompletnie wyparłem go ze swojego życia. W życiu nie próbowałem go odnaleźć, nie miałem ochoty na spotkanie z nim. Jedynym dowodem na to, że kiedyś był, pozostawał zapis w mojej metryce urodzenia.

Początek nie był idealny, ale dałem sobie radę

Udało mi się zdobyć wykształcenie, znaleźć porządną pracę i założyć własną rodzinę. Moja kochana żona Kasia to prawdziwy skarb, a nasza córeczka Małgosia jest po prostu cudowna. Nawet moi teściowie darzą mnie szacunkiem i traktują prawie jak własnego syna. To właśnie dzięki mojej rodzinie w końcu udało mi się zostawić za sobą to, co było kiedyś i nabrać pewności, że od teraz czekają mnie już tylko same dobre momenty w życiu. Niestety koszmar znowu dał o sobie znać i kto wie, kiedy się zakończy.

Pewnego dnia, jakieś dwa miesiące temu, dostałem list polecony. Kiedy zapoznałem się z jej treścią, przeżyłem prawdziwy szok. Adwokaci reprezentujący interesy banku zażądali, abym w trybie natychmiastowym uregulował zobowiązanie kredytowe zaciągnięte przez mojego ojca. Kwota długu sięgała prawie 150 tysięcy złotych!

– Jak to możliwe?! Z jakiej racji? Przecież nie masz nawet pojęcia, co się z nim dzieje – dopytywała wystraszona Kasia, kiedy po przyjściu do mieszkania pokazałem jej otrzymane pismo.

– Kompletnie nie wiem, co o tym myśleć. Muszę do nich zadzwonić, jak tylko odzyskam spokój i poukładam sobie to wszystko w głowie – bąknąłem, z trudem powstrzymując targające mną uczucia.

W środku aż kipiałem z emocji. Nie miałem kontaktu z ojcem od prawie dwudziestu pięciu lat, udało mi się wyrzucić go z pamięci. A teraz ni stąd, ni zowąd dał o sobie znać… Jedyne, co trzymało mnie przy zdrowych zmysłach, to nadzieja, że to jakaś okropna pomyłka, która niedługo się wyjaśni.

Moje oczekiwania legły w gruzach

Gdy po trzydziestu minutach skontaktowałem się telefonicznie z kancelarią prawną, osoba, która odebrała, tylko potwierdziła to, co widniało w piśmie.

– Pana ojciec odszedł z tego świata półtora roku temu. Nie uregulował swojego kredytu, w związku z tym ten obowiązek przechodzi na spadkobierców. A pan jest jedynym.

– Wykluczone! Nie miałem z nim kontaktu od wielu lat, w dzieciństwie zafundował mi istne piekło na ziemi, a teraz niby mam spłacać jego długi?! To niedorzeczne!

– Bez przesady. Miał pan pół roku po śmierci ojca, żeby zrezygnować z dziedziczenia spadku. Skoro pan tego nie uczynił, to przejmuje pan całość, łącznie ze zobowiązaniami finansowymi – kontynuował rozmówca.

– Niby jak miałem wyrzec się spadku? Przecież nie wiedziałem, że on nie żyje! – wrzałem ze złości.

– Nic nie słyszeliśmy o pańskiej niewiedzy. Reprezentując bank, zakończyliśmy już procedury prawne i wszystkie orzeczenia sądu są po naszej stronie. Zapraszamy jak najszybciej do siedziby naszej kancelarii. Musimy wspólnie wyznaczyć daty uregulowania należności, bo odsetki wciąż narastają – odrzekł mężczyzna po drugiej stronie słuchawki.

Kiedy to usłyszałem, oniemiałem z wrażenia. Wydawało mi się to tak nierealne, że wciąż liczyłem, iż to tylko zły sen i zaraz się przebudzę. Pocierałem oczy i uszczypnąłem się mocno, ale nic się nie zmieniło. W końcu przekazałem Kasi informację, którą przed chwilą usłyszałem podczas rozmowy telefonicznej. Zbladła jak kreda.

– I co teraz? Nie mamy pieniędzy, żeby uregulować to zadłużenie. Mamy przecież własny kredyt hipoteczny do spłacenia. No i musimy z czegoś utrzymać dom, opłacić wszystkie należności… – wyrzuciła z siebie z trwogą w głosie.

Czeka nas mozolna batalia sądowa

– Doskonale zdaję sobie z tego sprawę, nie musisz mi o tym mówić po raz kolejny… Ponoszę pełną odpowiedzialność za tę sytuację… To ja zawiniłem i wplątałem nas w ten bałagan… Wybacz mi… – ukryłem twarz w rękach, gdyż poczucie bezradności sprawiło, że zbierało mi się na łzy.

Mimo że jestem twardym gościem i nigdy łatwo się nie poddaję, tamtego dnia byłem naprawdę o krok od kompletnego załamania nerwowego.

– Nie obwiniaj się, przecież to nie ty podpisywałeś te dokumenty kredytowe. Nie masz powodów do przeprosin. Zaraz umówimy się na konsultację z prawnikiem, na pewno uda nam się znaleźć rozwiązanie. Nie może być tak, że przepisy działają aż tak bardzo na naszą niekorzyść – w głosie mojej żony zabrzmiała niezachwiana pewność.

Uniosłem wzrok. Kasia już nie wyglądała na wystraszoną i wyczerpaną. Jej twarz wyrażała determinację i gotowość do walki. Momentalnie poczułem, jak wstępują we mnie nowe siły.

– Masz absolutną słuszność. Nie powinniśmy poddawać się rozpaczy, tylko stawić czoła przeciwnościom losu. Kasiu, daję ci moje słowo, że wolę skonać, niż zapłacić za ojca choćby grosza! – oznajmiłem stanowczo.

Po kres moich dni będę pełen wdzięczności względem mojej żony za jej pokrzepiające słowa w owym niełatwym momencie naszego życia. Wiele kobiet w podobnych okolicznościach lamentuje, wpada w popłoch, a nawet robi sceny swoim współmałżonkom. Ona natomiast wykazała się opanowaniem i pomogła mi się ogarnąć.

Kolejnego dnia razem z Kasią udaliśmy się na spotkanie z prawnikiem. Zdecydowaliśmy się na tego, którego polecili nam bliscy, bo nie mieliśmy ochoty podejmować niepotrzebnego ryzyka. Mecenas cierpliwie nas wysłuchał, a następnie stwierdził, że mam spore szanse na uwolnienie się od zobowiązań po tacie. A to wszystko dlatego, że nie miałem pojęcia o jego śmierci, więc nie mogłem fizycznie w odpowiednim czasie odrzucić spadku.

Ile będzie to nas kosztować

Mecenas jednak ostrzegł, że starcie w sądzie potrwa długo. Po pierwsze dlatego, że w naszym kraju wymiar sprawiedliwości działa w ślimaczym tempie, a po drugie – banki tak łatwo nie odpuszczają.

Szczególnie kiedy w grę wchodzą niemałe kwoty. Mimo że teraz czuję się odrobinę lepiej i widzę w tej sytuacji promyk nadziei, to nadal nie mogę zmrużyć oka. Chyba uda mi się to dopiero wtedy, gdy ten horror dobiegnie końca, a ja usłyszę, że oprócz swojego kredytu na mieszkanie, żadnego innego nie posiadam.

Jeszcze jedna rzecz nie daje mi spokoju – ile będzie kosztować to całe zamieszanie. Prawnik skasował już parę tysięcy złotych, a coś mi mówi, że to dopiero początek. Rodzice żony zadeklarowali wsparcie finansowe, ale głupio mi od nich brać pieniądze.

Moi teściowie już nie pracują, pobierają emeryturę. Nie narzekają, ale zdaję sobie sprawę, że ciężko im się żyje. Przeklinam mojego ojca! Za życia zafundował mi piekło, a nawet po tym jak umarł, nadal czyni moje życie wyjątkowo potwornym i nieznośnym. Oby teraz smażył się w piekielnych czeluściach. Mam na myśli to najprawdziwsze piekło.

Piotr, 34 lata

Czytaj także:
„Na weselu brata nagle zniknęła para młoda. Nie dlatego, by skonsumować małżeństwo, ale by sprawdzić zawartość kopert”
„Mój teść ma lepkie ręce i zrobił z mojego domu kopalnie złota. Gdyby mógł to zastawiłby w lombardzie nawet wnuka”
„Moja żona, zamiast miłości, czuła tylko pieniądz. Krok po kroku niszczyła mi życie, przekupiła nawet naszą córkę”

Redakcja poleca

REKLAMA