Zazdroszczę mojej siostrze, która mieszka w innym mieście. Ona odwiedza ojca od święta, ja jestem na każde zawołanie.
– Jest sprawa. Musisz do mnie przyjechać. Najlepiej dziś! – 3 miesiące temu usłyszałam w telefonie głos ojca; był stanowczy, nieznoszący sprzeciwu, taki sam od 50 lat.
Próbowałam dowiedzieć się, o co chodzi, może będę umiała pomóc przez telefon, bo akurat wizyta u ojca nie była mi na rękę.
Planowałam odwiedzić go w nadchodzący weekend
Nic z tego. Sprawa nie mogła poczekać. Na miejscu okazało się, że chodzi o wypełnienie deklaracji śmieciowej.
– I nie mogłeś mi tego powiedzieć przez telefon? Przecież masz czas do 19 lipca, jest dopiero 2 lipca, równie dobrze mogłam przyjechać w weekend, tak jak planowałam, i wypełnić ten papier bez pośpiechu… A poza tym, dlaczego sam nie możesz tego zrobić? – byłam na ojca wściekła, że zmusił mnie, abym przyjeżdżała po pracy, kiedy miałam tyle innych, ważniejszych w tamtej chwili rzeczy do zrobienia w swoim domu.
Obruszył się, włączył telewizor, przestał ze mną rozmawiać. Po kilku minutach, kiedy przeczytałam wszystkie niezbędne informacje, poprosiłam, żeby jednak wypełnił ją sam, bo to nic trudnego. Odmówił, twierdząc, że nie da rady. Źle widzi, no i zupełnie tego nie rozumie.
– Ty to czytałaś? – spytał, a ja kiwnęłam głową. – I wiesz, o co chodzi? – drążył, więc znowu przytaknęłam. – A ja nie i nie zamierzam sobie łamać nad tym głowy! – burknął. – Co to w ogóle jest za bełkot? Jakaś „deklaracja o wysokości opłaty za gospodarowanie odpadami komunalnymi dla nieruchomości, na której zamieszkują mieszkańcy, zabudowanej budynkiem mieszkalnym jednorodzinnym” – ojciec, nie zakładając okularów, jednym tchem przeczytał nagłówek na dokumencie.
Wiedziałam już, że w tej sprawie nawet nie kiwnie palcem
Od jakiegoś czasu mój 80-letni ojciec zachowywał się tak, jakby nagle cały świat zmówił się przeciwko niemu. Niczego nie rozumiał czy też udawał, że nie rozumie, bo tak było mu wygodniej. A zaczęło się nie tak dawno, bo kilkanaście miesięcy wcześniej – od nowego telewizora. Stary odbiornik już nie nadawał się dla taty. Obraz był kiepskiej jakości, niewyraźny, głośniki, jak twierdził, zbyt ciche. A poza tym wciąż słyszałam, że sobie nie poradzi, „jak będzie ta nowa telewizja”. Po konsultacji z fachowcem, kupiłam wysokiej klasy telewizor, do odbioru telewizji cyfrowej, z dużym ekranem, doskonałą jakością obrazu, możliwością odbioru kilkunastu kanałów z anteny naziemnej.
Był jednak mały mankament świeżego zakupu – inny pilot. Urządzenie z dużo większą liczbą przycisków niż poprzednie sprawiało tacie kłopot w obsłudze. Z uporem wciskał niewłaściwe klawisze, zazwyczaj po kilka naraz, co powodowało nieustanne wykasowywanie pamięci pilota. Oczywiście w tej sytuacji niemożliwe było uruchomienie telewizora. Przeciętnie co drugi dzień ojciec wzywał mnie, abym pomogła mu „to cudo” naprawić.
– W starym nic się nie psuło, mógł jeszcze działać, a to twoje cudo w kółko robi wysiadkę! – ojciec mówił z pretensją w głosie, a ja gotowałam się w środku ze złości.
Kilka razy tłumaczyłam, że telewizor jest dobry, tylko tata sam wykasował pamięć w pilocie. Pokazywałam, czego nie powinien naciskać. Bez skutku. Jak dziecko naciskał niewłaściwy klawisz i mówił:
– Widzisz? Obraz zniknął, i co teraz zrobisz? No, pokaż, mądralo!
Czułam, że robi to celowo, żeby mnie zatrzymać
Udowodnić, że jestem stale potrzebna. Po kolejnym wezwaniu, aby niezwłocznie naprawić telewizor, po kilku godzinach ponownego programowania pilota z instrukcją w ręce, wreszcie mnie olśniło. Zamalowałam flamastrem te przyciski na pilocie, których tacie nie wolno było używać pod żadnym pozorem. Wezwania do „zepsutego telewizora” z czasem się skończyły. Segregowanie śmieci było czymś zupełnie nowym. To taka fanaberia, z którą mój ojciec się z gruntu nie zgadzał. Ja jednak nie chciałam narazić go – a właściwie siebie – na wysokie kary.
Dlatego musiałam sama zadeklarować za niego, czy będzie oddzielał plastik, szkło i papier od reszty odpadów, wypełnić ten papier, dostarczyć go do właściwego urzędu, a potem co miesiąc osobiście pilnować, żeby w terminie wnosił stosowną opłatę.
Trochę mnie to nerwów kosztuje… Zrobiłam to (i wiele innych rzeczy!) za niego, chociaż mógłby o wszystko zadbać sam. Ojciec jest sprawny umysłowo! Czy moje dzieci też będą miały ze mną podobne problemy? Bardzo nie chciałabym być taką egoistką.
Czytaj także:
„Gdy zmarł teść, teściowa się zmieniła. Obsesyjnie interesowała się naszym życiem, nieproszona cerowała moje majtki”
„Czułam, że to dziecko musi żyć. Próbowałam odwieść Kasię od usunięcia ciąży i miałam rację. To dziecko uratowało jej życie”
„Adrian miesiącami mnie dręczył i prześladował. Policja mnie zbyła. Zainteresują się dopiero, gdy zrobi mi krzywdę”